5. Praca jest pracą
Biorąc pod
uwagę poranny wyczyn Billa, badania trzeba było przełożyć na godzinę ósmą
następnego dnia. Wtedy wszystkie środki uspokajające miałyby szansę opuścić
jego, i tak już osłabiony, organizm.
Wyniki nie
pozostawiały wątpliwości - chłopak nie widział prawie nic. Zawsze jednak
pozostawało to "prawie". Oczy dziewiętnastolatka reagowały na
światło, dostrzegały barwy, a w nielicznych przypadkach także ruch. Zawsze było
to lepsze od kompletnej beznadziei.
Lekarz zapisał
mu konkretne leki, głównie w postaci kropli do oczu. Zalecił mu również
noszenie specjalnej opaski, która miała polepszyć ich działanie. Oprócz tego
dawała wytchnienie uszkodzonym oczom oraz ochronę przed kurzem i bakteriami.
Niestety w zamian za to zupełnie pozbawiała czarnowłosego tego tak ważnego,
choć przytępionego, zmysłu.
Pozostałe
badania wypadły całkiem pomyślnie. Obrażenia powstałe na skutek wypadku powoli
się goiły. Niestety dr Smith nie wykluczył możliwości powstania blizny na
poparzonym prawym policzku. To jeszcze bardziej przybiło i tak już zdołowanego
chłopaka.
Cały czas
trwał przy nim Tom. Nie opuszczał go nawet w nocy, mimo iż szpitalowi nie na
rękę jest obecność dodatkowych osób w budynku. Nigdy nie wiadomo czy nawet
najspokojniejsi odwiedzający nie zaczną nagle sprawiać problemów. Chłopak
jednak postanowił, że nie ruszy się z tego miejsca, chyba że sam o tym
zdecyduje.
Dłonie braci
były złączone. Bill starał się nie zważać na ból dostarczany przez bliźniaczy
dotyk. Pieczenie przegrywało z próbą ucieczki od przerażającego uczucia, które
próbowało zawładnąć jego umysłem ilekroć zostawał pozbawiony tej bliskości.
Bliskości cholernie dla niego "niemęskiej", a jednak tak bardzo mu
teraz potrzebnej.
Gdy dr Smith
wraz z tłumaczem opuścili pomieszczenie, Bill mruknął do swojego brata:
- Muszę do
toalety.
- Wstań,
asekuruję cię.
Brunet
ostrożnie postawił stopy na twardym podłożu. Wstał i ruszył krok na przód, by
za chwilę położyć dłoń na chropowatej ścianie. Bandaże trochę chroniły go przed
nieprzyjemnym zimnem tej powierzchni. Starszy brat stanął tuż za nim.
- Teraz trzy
kroki w lewo, wzdłuż ściany.
- Pamiętam.
Nastolatek
ciągnął nogę za nogą. Nie czuł się pewnie, nie widząc, co znajduje się dookoła.
Bał się, że za chwilę zrzuci coś ręką, czy zahaczy ramieniem. Zatrzymał się.
- Spokojnie.
Nie masz nic dookoła siebie. Jestem tuż za tobą.
Znów to dziwne
uczucie. Ta paraliżująca niepewność, co do otoczenia. Poczucie pustki wokół.
Czarnowłosy czuł się jak porzucony w odmętach czarnego bezkresu. Nie dotykając
prawie niczego poza kawałkiem ściany mógł z łatwością porównać siebie do
astronauty zostawionego gdzieś w ciemnym kosmosie. Bezkresna pusta przestrzeń,
tak porażająco ciemna. I ten chłód. Chłopak przylgnął do ściany.
- Walcz z tym,
Bill.
- Ja nie dam
rady - jęknął żałośnie. Obecna sytuacja go przytłaczała. I pomyśleć, że tak
miałoby wyglądać jego dalsze życie… Zanurzone w ciemności i zagubieniu.
- Dasz radę,
jesteś już blisko. Wyciągnij lewą rękę przed siebie.
Wokalista
posłusznie wypełnił polecenie. Jego palce zetknęły się z kolejną nierówną
powierzchnią ustawioną pod kątem 90 stopni względem poprzedniej. Znów ruszył
naprzód, przesuwając się wzdłuż szpitalnej ściany, by w końcu stuknąć palcami o
drewnianą framugę. Właśnie te drzwi oddzielały toaletę od tymczasowego lokum
młodszego Kaulitza.
*
- Witaj, Bill.
Jak się dzisiaj miewasz?
- W porządku,
dziękuję - odpowiedział, słysząc znajomy damski głos. Delikatne dłonie
przemknęły po jego włosach. - Jak tam, masz ostatnio jakieś zlecenia?
- A nie
narzekam. Tu strzyżenie, tam makijaż. Choć brakowało mi mojego ulubionego
klienta - chłopak uraczył ją niewielkim uśmiechem. Jednym z tych prawdziwych. -
David wspominał, że dzisiaj robimy coś naturalnego?
- Ja tam nic
nie wiem - rzekł, unosząc ręce w poddańczym geście.
- Nie wiem,
czy to ma się tyczyć także paznokci - zastanowiła się, po czym chwyciła jedną z
chudych dłoni, dziś już pozbawionych niewygodnych bandaży. - Może po prostu
wyrównam ci je i przejadę odżywką.
- A włosy? -
spytał zaciekawiony. Zawsze interesowało go to, jak wyglądał. Szczególnie w
sytuacjach, gdy musiał pokazywać się publicznie czy przed kamerami. Dobry
wygląd był dla niego już połową sukcesu. Bill był niepoprawnym perfekcjonistą w
tym temacie.
- Trochę ci je
przystrzygę, żeby zasłonić te nadpalone kosmyki. Zrobię ci grzywkę na prawy
bok, a resztę chyba po prostu zwiążę. Rany, "naturalność" strasznie
ogranicza moje możliwości - zachichotała. - Co zaś się tyczy makijażu…
- Żadnego
makijażu oczu.
Czarnowłosy
zwrócił głowę w stronę, skąd, jak przypuszczał, dobiegł głos bliźniaka. Był to
ton twardy i nie znoszący sprzeciwu.
- Lekarz
zabronił - wytłumaczył swoją reakcję.
- Rozumiem. A
co na to David?
- I tak życzył
sobie naturalność. Nie powinien narzekać.
Młodszy
Kaulitz jedynie kiwnął głową. Tom bardzo się zmienił od czasu wypadku.
Wcześniej był luzakiem, często żartował i rozładowywał nerwową atmosferę.
Obecnie bywało, że sam dorzucał do niej swoje trzy grosze. Był poważny, nieraz
aż nieprzyjemny. Z dnia na dzień wydoroślał i spoważniał. Niestety nie służyło
mu to za dobrze. Nie pasowało do niego. Jedynie w stosunku do swojego brata
okazywał jeszcze jakiekolwiek pozytywne uczucia i emocje. Bill z kolei nie
okazywał ich już prawie wcale, ale to całkiem zrozumiałe w jego sytuacji. Wraz
z utratą wzroku zniknęła cała jego pewność siebie i przebojowość. Kompletnie
przybity przesypiał kolejne dni, licząc sam nie wiedział na co. Dopiero
dzisiejszy dzień zmusił go do większej niż zwykle aktywności. Cóż poradzić,
praca jest pracą i czy chciał, czy nie, musiał ją wykonać.
*
Jost chodził
wściekły od drzwi do drzwi. Nieprzerwanie rozmawiał przez swojego wysłużonego już
Samsunga, załatwiając jakieś nie cierpiące zwłoki sprawy. Wszystko musiało być
dopięte na ostatni guzik. Gdzieś przy łóżku szpitalnym kręcił się fotograf,
który tu i ówdzie rozstawiał swoje graty, czyt. niewyobrażalnie drogi sprzęt
fotograficzny. Stylistka przed chwilą skończyła dopieszczać nową fryzurę
wokalisty, w związku z czym chłopak mógł zająć przeznaczone mu miejsce - swoje
nieszczęsne łóżko. Z pomocą brata usadowił się na jasnym prześcieradle.
- To jaki jest
plan? - spytał czarnowłosy, odruchowo odgarniając grzywkę.
- Najpierw
pozowanie do zdjęć z jakimiś "sławami", potem krótki wywiad dla
gazety. Nie pamiętam już jakiej.
- Wszystko
jedno - odparł chłopak. Podrapał się w ramię. - Co to właściwie za
"sławy"?
- Rihanna,
Miley Cyrus, Justin Bieber…
- …Słucham?
- Mnie nie
pytaj. Podobno ich menadżerowie zgadali się z Jostem, więc…
- A on się
zgodził - westchnął ciężko dziewiętnastolatek. Może to chociaż szybko pójdzie.
- Jeszcze Adam
Lambert z kimś tam.
- I wywiad do
tego?
- To jest
praca Bill - odezwał się niespodziewanie David, który podsłuchał kawałek ich
wcześniejszej rozmowy. - Przygotuj się. Zaraz zaczynamy.
- Ciekawe, co
na to dyrekcja szpitala. Domyślam się, że robimy tu dzisiaj małe zamieszanie.
- Więcej niż
małe. I wierz mi, nie są szczęśliwi - odpowiedział Tom. W powietrzu rozszedł
się dźwięk klawiszy komórki gitarzysty. - Zapomniałem ci powiedzieć. Kilka
znanych osób pisało o tobie w sieci.
- Czyżby? -
odparł z wyraźnym zainteresowaniem Bill. Uniósł głowę i odwrócił się w stronę
bliźniaka. - Kto na przykład?
- Jared Leto
pozdrowił cię i życzył ci zdrowia na twitterze.
Zapadła cisza.
Brunet z powrotem opuścił głowę. Zapominając na chwilę o starannie wykonanym
przez stylistkę makijażu, przysłonił twarz dłonią.
- Bardzo
dziękuję - powiedział w końcu. - To doprawdy miłe z jego strony. Szczególnie,
że jestem ślepy i nie jestem w stanie sam tego odczytać.
- Hej, liczą
się chęci, nie?
*
Choć każde ze
spotkań przebiegało całkiem sprawnie, ten dzień niemiłosiernie dłużył się
pracującemu nastolatkowi. Każda kolejna rozmowa z celebrytami coraz bardziej
działała mu na nerwy. Wszystko rozpoczęło się od potężnego uderzenia słodkawych
perfum w momencie wejścia do pomieszczenia piosenkarki z Barbadosu. Ten
otumaniający zapach w mig spowodował, że żołądek chłopaka zaczął wykonywać
akrobacje tak niezwykłe, iż nie powstydziłby się ich żaden cyrkowiec. Ta
reakcja nie była niestety odosobniona. Nawet Tom z początku zaintrygowany
wdziękami ciemnoskórej artystki, musiał w końcu opuścić pokój, by odetchnąć w
miarę świeżym miejskim powietrzem. Sama kobieta była w stosunku do wszystkich
niezwykle miła, jednak mało interesowała ją sama rozmowa z nieznajomym. Chyba
chciała załatwić co trzeba i po prostu jak najszybciej stąd wyjść. Szczególnie
po rzuconym przez siebie niezbyt udanym dowcipie, który niezaprzeczalnie
zabolał czarnowłosego, mimo iż ten nie dał niczego po sobie poznać.
Długowłosa
gwiazdka Disney'a co prawda nie rzuciła pamiętnego: "Nie widzisz, co ci
pokazuje fotograf?", lecz wychodząc, zapytała swojego opiekuna, z kim
właściwie miała przyjemność przed chwilą rozmawiać. Widać Tokio Hotel wciąż nie
są zbytnio znani na tym kontynencie.
Spotkanie z
kanadyjskim wokalistą można by ocenić na czwórkę. Niemiecką czwórkę. Chłopak
jeszcze kiepsko odnajdywał się w świecie showbusinessu. Co prawda starał się
robić wszystko jak najlepiej, jednak trzeba było wykonać blisko kilkadziesiąt
zdjęć, by wreszcie któreś z nich zaakceptował. Niezaprzeczalnie zaletą rozmowy
z tymże nastolatkiem był fakt, iż to on ją prowadził. Mówił nieprzerwanie, Bill
nie musiał się zbytnio wysilać. I tylko stojący nieopodal gitarzysta Tokio
Hotel mimowolnie psuł całą sytuację, nie mogąc opanować śmiechu, gdy Justin w
odpowiedzi na opowieść bruneta o przeżyciach z wypadku, zaczął mówić o wielkiej
traumie, jakiej doznał, jadąc na deskorolce. Przejażdżka ta zakończyła się w
kuble na śmieci należącym do jego sąsiadów.
- Długo to
jeszcze potrwa? - jęknął młodszy Kaulitz, upijając łyk ciepłej herbaty.
- Jeszcze
jedno spotkanie i wywiad. Jesteśmy bliżej niż dalej - powiedział pocieszająco
jego brat. Brunet syknął cicho i przyłożył dłoń do prawego oka. - Bill, co się
dzieje?
- Nie, to nic.
- Może zrobimy
przerwę?
- Żadnych
przerw! - rozbrzmiał głos Josta.
- To nic.
Zresztą już przeszło - rzekł nastolatek, odsuwając rękę.
- Może to od
flasha?
- Możliwe.
Chociaż powiem ci szczerze, że plusem tego całego niedowidzenia jest fakt, że
łatwiej mi się go znosi.
- Przynajmniej
tyle dobrego - skwitował wesoło Tom. Brunet uśmiechnął się ciepło. - Zaraz
będzie następna osoba.
- Dobrze -
wokalista oddał mu papierowy kubek z czarą herbatą. - Im szybciej zaczniemy,
tym szybciej skończymy.
Drache
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz