sobota, 19 maja 2012

5. Praca jest pracą


5. Praca jest pracą

Biorąc pod uwagę poranny wyczyn Billa, badania trzeba było przełożyć na godzinę ósmą następnego dnia. Wtedy wszystkie środki uspokajające miałyby szansę opuścić jego, i tak już osłabiony, organizm.

Wyniki nie pozostawiały wątpliwości - chłopak nie widział prawie nic. Zawsze jednak pozostawało to "prawie". Oczy dziewiętnastolatka reagowały na światło, dostrzegały barwy, a w nielicznych przypadkach także ruch. Zawsze było to lepsze od kompletnej beznadziei.

Lekarz zapisał mu konkretne leki, głównie w postaci kropli do oczu. Zalecił mu również noszenie specjalnej opaski, która miała polepszyć ich działanie. Oprócz tego dawała wytchnienie uszkodzonym oczom oraz ochronę przed kurzem i bakteriami. Niestety w zamian za to zupełnie pozbawiała czarnowłosego tego tak ważnego, choć przytępionego, zmysłu.

Pozostałe badania wypadły całkiem pomyślnie. Obrażenia powstałe na skutek wypadku powoli się goiły. Niestety dr Smith nie wykluczył możliwości powstania blizny na poparzonym prawym policzku. To jeszcze bardziej przybiło i tak już zdołowanego chłopaka.

Cały czas trwał przy nim Tom. Nie opuszczał go nawet w nocy, mimo iż szpitalowi nie na rękę jest obecność dodatkowych osób w budynku. Nigdy nie wiadomo czy nawet najspokojniejsi odwiedzający nie zaczną nagle sprawiać problemów. Chłopak jednak postanowił, że nie ruszy się z tego miejsca, chyba że sam o tym zdecyduje.

Dłonie braci były złączone. Bill starał się nie zważać na ból dostarczany przez bliźniaczy dotyk. Pieczenie przegrywało z próbą ucieczki od przerażającego uczucia, które próbowało zawładnąć jego umysłem ilekroć zostawał pozbawiony tej bliskości. Bliskości cholernie dla niego "niemęskiej", a jednak tak bardzo mu teraz potrzebnej.

Gdy dr Smith wraz z tłumaczem opuścili pomieszczenie, Bill mruknął do swojego brata:

- Muszę do toalety.
- Wstań, asekuruję cię.

Brunet ostrożnie postawił stopy na twardym podłożu. Wstał i ruszył krok na przód, by za chwilę położyć dłoń na chropowatej ścianie. Bandaże trochę chroniły go przed nieprzyjemnym zimnem tej powierzchni. Starszy brat stanął tuż za nim.

- Teraz trzy kroki w lewo, wzdłuż ściany.
- Pamiętam.

Nastolatek ciągnął nogę za nogą. Nie czuł się pewnie, nie widząc, co znajduje się dookoła. Bał się, że za chwilę zrzuci coś ręką, czy zahaczy ramieniem. Zatrzymał się.

- Spokojnie. Nie masz nic dookoła siebie. Jestem tuż za tobą.

Znów to dziwne uczucie. Ta paraliżująca niepewność, co do otoczenia. Poczucie pustki wokół. Czarnowłosy czuł się jak porzucony w odmętach czarnego bezkresu. Nie dotykając prawie niczego poza kawałkiem ściany mógł z łatwością porównać siebie do astronauty zostawionego gdzieś w ciemnym kosmosie. Bezkresna pusta przestrzeń, tak porażająco ciemna. I ten chłód. Chłopak przylgnął do ściany.

- Walcz z tym, Bill.
- Ja nie dam rady - jęknął żałośnie. Obecna sytuacja go przytłaczała. I pomyśleć, że tak miałoby wyglądać jego dalsze życie… Zanurzone w ciemności i zagubieniu.
- Dasz radę, jesteś już blisko. Wyciągnij lewą rękę przed siebie.

Wokalista posłusznie wypełnił polecenie. Jego palce zetknęły się z kolejną nierówną powierzchnią ustawioną pod kątem 90 stopni względem poprzedniej. Znów ruszył naprzód, przesuwając się wzdłuż szpitalnej ściany, by w końcu stuknąć palcami o drewnianą framugę. Właśnie te drzwi oddzielały toaletę od tymczasowego lokum młodszego Kaulitza.

*

- Witaj, Bill. Jak się dzisiaj miewasz?
- W porządku, dziękuję - odpowiedział, słysząc znajomy damski głos. Delikatne dłonie przemknęły po jego włosach. - Jak tam, masz ostatnio jakieś zlecenia?
- A nie narzekam. Tu strzyżenie, tam makijaż. Choć brakowało mi mojego ulubionego klienta - chłopak uraczył ją niewielkim uśmiechem. Jednym z tych prawdziwych. - David wspominał, że dzisiaj robimy coś naturalnego?
- Ja tam nic nie wiem - rzekł, unosząc ręce w poddańczym geście.
- Nie wiem, czy to ma się tyczyć także paznokci - zastanowiła się, po czym chwyciła jedną z chudych dłoni, dziś już pozbawionych niewygodnych bandaży. - Może po prostu wyrównam ci je i przejadę odżywką.
- A włosy? - spytał zaciekawiony. Zawsze interesowało go to, jak wyglądał. Szczególnie w sytuacjach, gdy musiał pokazywać się publicznie czy przed kamerami. Dobry wygląd był dla niego już połową sukcesu. Bill był niepoprawnym perfekcjonistą w tym temacie.
- Trochę ci je przystrzygę, żeby zasłonić te nadpalone kosmyki. Zrobię ci grzywkę na prawy bok, a resztę chyba po prostu zwiążę. Rany, "naturalność" strasznie ogranicza moje możliwości - zachichotała. - Co zaś się tyczy makijażu…
- Żadnego makijażu oczu.

Czarnowłosy zwrócił głowę w stronę, skąd, jak przypuszczał, dobiegł głos bliźniaka. Był to ton twardy i nie znoszący sprzeciwu.

- Lekarz zabronił - wytłumaczył swoją reakcję.
- Rozumiem. A co na to David?
- I tak życzył sobie naturalność. Nie powinien narzekać.

Młodszy Kaulitz jedynie kiwnął głową. Tom bardzo się zmienił od czasu wypadku. Wcześniej był luzakiem, często żartował i rozładowywał nerwową atmosferę. Obecnie bywało, że sam dorzucał do niej swoje trzy grosze. Był poważny, nieraz aż nieprzyjemny. Z dnia na dzień wydoroślał i spoważniał. Niestety nie służyło mu to za dobrze. Nie pasowało do niego. Jedynie w stosunku do swojego brata okazywał jeszcze jakiekolwiek pozytywne uczucia i emocje. Bill z kolei nie okazywał ich już prawie wcale, ale to całkiem zrozumiałe w jego sytuacji. Wraz z utratą wzroku zniknęła cała jego pewność siebie i przebojowość. Kompletnie przybity przesypiał kolejne dni, licząc sam nie wiedział na co. Dopiero dzisiejszy dzień zmusił go do większej niż zwykle aktywności. Cóż poradzić, praca jest pracą i czy chciał, czy nie, musiał ją wykonać.

*

Jost chodził wściekły od drzwi do drzwi. Nieprzerwanie rozmawiał przez swojego wysłużonego już Samsunga, załatwiając jakieś nie cierpiące zwłoki sprawy. Wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik. Gdzieś przy łóżku szpitalnym kręcił się fotograf, który tu i ówdzie rozstawiał swoje graty, czyt. niewyobrażalnie drogi sprzęt fotograficzny. Stylistka przed chwilą skończyła dopieszczać nową fryzurę wokalisty, w związku z czym chłopak mógł zająć przeznaczone mu miejsce - swoje nieszczęsne łóżko. Z pomocą brata usadowił się na jasnym prześcieradle.

- To jaki jest plan? - spytał czarnowłosy, odruchowo odgarniając grzywkę.
- Najpierw pozowanie do zdjęć z jakimiś "sławami", potem krótki wywiad dla gazety. Nie pamiętam już jakiej.
- Wszystko jedno - odparł chłopak. Podrapał się w ramię. - Co to właściwie za "sławy"?
- Rihanna, Miley Cyrus, Justin Bieber…
- …Słucham?
- Mnie nie pytaj. Podobno ich menadżerowie zgadali się z Jostem, więc…
- A on się zgodził - westchnął ciężko dziewiętnastolatek. Może to chociaż szybko pójdzie.
- Jeszcze Adam Lambert z kimś tam.
- I wywiad do tego?
- To jest praca Bill - odezwał się niespodziewanie David, który podsłuchał kawałek ich wcześniejszej rozmowy. - Przygotuj się. Zaraz zaczynamy.
- Ciekawe, co na to dyrekcja szpitala. Domyślam się, że robimy tu dzisiaj małe zamieszanie.
- Więcej niż małe. I wierz mi, nie są szczęśliwi - odpowiedział Tom. W powietrzu rozszedł się dźwięk klawiszy komórki gitarzysty. - Zapomniałem ci powiedzieć. Kilka znanych osób pisało o tobie w sieci.
- Czyżby? - odparł z wyraźnym zainteresowaniem Bill. Uniósł głowę i odwrócił się w stronę bliźniaka. - Kto na przykład?
- Jared Leto pozdrowił cię i życzył ci zdrowia na twitterze.

Zapadła cisza. Brunet z powrotem opuścił głowę. Zapominając na chwilę o starannie wykonanym przez stylistkę makijażu, przysłonił twarz dłonią.

- Bardzo dziękuję - powiedział w końcu. - To doprawdy miłe z jego strony. Szczególnie, że jestem ślepy i nie jestem w stanie sam tego odczytać.
- Hej, liczą się chęci, nie?

*

Choć każde ze spotkań przebiegało całkiem sprawnie, ten dzień niemiłosiernie dłużył się pracującemu nastolatkowi. Każda kolejna rozmowa z celebrytami coraz bardziej działała mu na nerwy. Wszystko rozpoczęło się od potężnego uderzenia słodkawych perfum w momencie wejścia do pomieszczenia piosenkarki z Barbadosu. Ten otumaniający zapach w mig spowodował, że żołądek chłopaka zaczął wykonywać akrobacje tak niezwykłe, iż nie powstydziłby się ich żaden cyrkowiec. Ta reakcja nie była niestety odosobniona. Nawet Tom z początku zaintrygowany wdziękami ciemnoskórej artystki, musiał w końcu opuścić pokój, by odetchnąć w miarę świeżym miejskim powietrzem. Sama kobieta była w stosunku do wszystkich niezwykle miła, jednak mało interesowała ją sama rozmowa z nieznajomym. Chyba chciała załatwić co trzeba i po prostu jak najszybciej stąd wyjść. Szczególnie po rzuconym przez siebie niezbyt udanym dowcipie, który niezaprzeczalnie zabolał czarnowłosego, mimo iż ten nie dał niczego po sobie poznać.

Długowłosa gwiazdka Disney'a co prawda nie rzuciła pamiętnego: "Nie widzisz, co ci pokazuje fotograf?", lecz wychodząc, zapytała swojego opiekuna, z kim właściwie miała przyjemność przed chwilą rozmawiać. Widać Tokio Hotel wciąż nie są zbytnio znani na tym kontynencie.

Spotkanie z kanadyjskim wokalistą można by ocenić na czwórkę. Niemiecką czwórkę. Chłopak jeszcze kiepsko odnajdywał się w świecie showbusinessu. Co prawda starał się robić wszystko jak najlepiej, jednak trzeba było wykonać blisko kilkadziesiąt zdjęć, by wreszcie któreś z nich zaakceptował. Niezaprzeczalnie zaletą rozmowy z tymże nastolatkiem był fakt, iż to on ją prowadził. Mówił nieprzerwanie, Bill nie musiał się zbytnio wysilać. I tylko stojący nieopodal gitarzysta Tokio Hotel mimowolnie psuł całą sytuację, nie mogąc opanować śmiechu, gdy Justin w odpowiedzi na opowieść bruneta o przeżyciach z wypadku, zaczął mówić o wielkiej traumie, jakiej doznał, jadąc na deskorolce. Przejażdżka ta zakończyła się w kuble na śmieci należącym do jego sąsiadów.

- Długo to jeszcze potrwa? - jęknął młodszy Kaulitz, upijając łyk ciepłej herbaty.
- Jeszcze jedno spotkanie i wywiad. Jesteśmy bliżej niż dalej - powiedział pocieszająco jego brat. Brunet syknął cicho i przyłożył dłoń do prawego oka. - Bill, co się dzieje?
- Nie, to nic.
- Może zrobimy przerwę?
- Żadnych przerw! - rozbrzmiał głos Josta.
- To nic. Zresztą już przeszło - rzekł nastolatek, odsuwając rękę.
- Może to od flasha?
- Możliwe. Chociaż powiem ci szczerze, że plusem tego całego niedowidzenia jest fakt, że łatwiej mi się go znosi.
- Przynajmniej tyle dobrego - skwitował wesoło Tom. Brunet uśmiechnął się ciepło. - Zaraz będzie następna osoba.
- Dobrze - wokalista oddał mu papierowy kubek z czarą herbatą. - Im szybciej zaczniemy, tym szybciej skończymy.

Drache

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz