17. Szansa
Powoli
przewrócił się na lewy bok, wtulając twarz w poduszkę. Oddychał spokojnie,
rozkoszował się snem. To jedna z nielicznych rzeczy, które sprawiały mu jeszcze
przyjemność. Wiedział, co będzie, gdy otworzy oczy, z czym znów będzie musiał
się zmierzyć. Nie chciał tego, uciekał póki jeszcze mógł. W końcu przecież
przyjdzie taki dzień, kiedy będzie musiał wrócić do pracy. Jeśli wciąż znajdzie
się tam dla niego miejsce. Na razie jednak nie chciał o tym myśleć. Nie miał
siły.
Dzwonek
telefonu niczym piorun poraził całe jego ciało. Gwałtownie wyrwał się ze stanu
uśpienia. Chwilę dochodził do siebie po tak koszmarnej pobudce. Ale czy to już
w ogóle ranek? Do tej pory sądził, że udawało mu się odgadywać pory dnia.
- Halo… -
charknął, zupełnie zaspany.
- Cześć Bill.
Sorry, że dzwonię o tej porze, ale dopiero teraz znalazłem chwilę czasu. Jak
się czujesz?
- Jakby ktoś
mi przywalił cegłą w łeb – wymamrotał. – Która może być godzina?
- U ciebie?
Poczekaj, niech sprawdzę – brunet usłyszał w tle szybki stukot klawiszy. –
Ojej…
- Niech
zgadnę… Jest środek nocy?
- Piąta rano.
Ale to nie moja wina! Wiesz, jaki jest David.
- Wiem, wiem.
Cieszę się, że w ogóle miałeś czas do mnie zadzwonić.
- Nie ma
sprawy – odparł już bardziej wyluzowany Tom. – Jak ci się żyje?
Chłopak usiadł
na materacu, podkładając sobie poduszkę pod plecy.
- Nie jest
najgorzej. Rozgotowane warzywa z wczoraj nawet nie były takie złe.
- Twój maczo
nic ci nie przyniósł?
- Mój kto? –
nie zrozumiał pytania. Dopiero śmiech brata skierował go na właściwy tor. –
Dałbyś sobie spokój, naprawdę – jęknął, przejeżdżając dłonią po twarzy.
- A co?
Znudziłeś mu się i przestał cię odwiedzać?
- Niestety
nie, ale może teraz wreszcie przestanie.
- Czemu? Nie
odpowiadało ci darmowe żacie? A tak na poważnie to co mu zrobiłeś?
Powiedziałeś, żeby się odwalił i poszedł w cholerę?
- Mniej
więcej. Mam nadzieję, że zrozumiał.
- Szkoda. Myślałem,
że trochę cię poniańczy, podczas mojej nieobecności. Gorąca zupka i takie tam.
- Tom…
- Nie masz za
grosz poczucia humoru, braciszku.
- Też byś nie
miał o 5 nad ranem…
- Racja.
- Słuchaj… -
zaczął dość nieporadnie, nadal z trudem układając słowa. – Czy wiadomo coś o
mnie? Wiesz… Co dalej?
Gitarzysta
zaczerpnął powietrza.
- Nie, Bill,
nic.
- Szlag…
Chwila ciszy.
Żaden z nich nie wiedział, co powiedzieć. Wreszcie starszy z braci postanowił
się odezwać.
- Znowu
zgubiłem bagaż na lotnisku…
*
Spacerował po
pokoju w tę i z powrotem, nie mogąc znaleźć dla siebie miejsca. Nie był już w
stanie dłużej spać, nawet mimo niespodziewanej pobudki nad ranem. Musiał
czekać, aż znów zechce mu się zasnąć, a najlepszym lekarstwem na to jest ruch,
choćby minimalny. Poza tym, co innego miał do roboty? Czas płynąłby szybciej,
gdyby miał z kim pogadać, ale na razie nie było na to szans. Wszyscy jego
znajomi byli w Niemczech albo innych częściach Europy. Mógłby zawołać
pielęgniarkę do pomocy w obsłudze telefonu, lecz cóż z tego, skoro nawet nie
wiedział, która godzina jest aktualnie za oceanem. Znając jego szczęście, albo
za wczesna, albo za późna.
Oparł się o
parapet. Wsłuchiwał się w odgłosy ulicy. Jak dobrze, że miejsce jego pobytu
pozostało tajemnicą. Żadnych wrzasków, strachu o własne bezpieczeństwo, ochrony
pod drzwiami 24 godziny na dobę. Z drugiej strony może przynajmniej byłaby to
jakaś rozrywka. Mógłby wystawić rękę za okno i słuchać dzikich pisków
mdlejących przed szpitalem nastolatek. Zaśmiał się na tę myśl. Te dziewczyny
potrafiły być tak szalone, że czasami aż zabawne. Co dopiero, gdyby wyrzucił
przez okno swoją bieliznę? Krwawa jatka. Chciałby to zobaczyć…
No właśnie…
Zobaczyć…
Drzwi
stuknęły, jednak nikt nie wszedł do środka. Pewnie ktoś znów o nie zahaczył
przechodząc. A może to jakieś szalone dziewczyny w końcu tu trafiły? Nie, to na
pewno nie to.
Przybliżył
twarz do uchylonego okna. Ból nadal dręczył jego gardło, lecz nie chciało mu
się teraz o tym myśleć. Wiatr tak przyjemnie rozwiewał jego włosy. Zawsze
martwił się o swoją fryzurę. Teraz i tak nikt go nie widział, mógł sobie trochę
odpuścić. Widywali go jedynie lekarze, pielęgniarki i ten dziwny facet.
Nie miał
pojęcia, co powinien myśleć o tym typie. Te ciągłe odwiedziny, przynoszenie
jedzenia… Był miły, to prawda, a rozmowa z nim zabijała czas. Była dobrą
alternatywą dla samotnego łażenia po pokoju.
„Ale ten
całus…”
Skrzywił się
na samą myśl. Przekroczenie granicy jego prywatności było czymś, czego nie mógł
znieść. To tylko głupi żart, a jednak było w nim coś niepokojącego. Te emocje,
które przelały się na niego przy zetknięciu się z tym mężczyzną. Za dużo było
tam…uczucia? Pragnienia bliskości?
Potrząsnął
głową. Z braku zajęcia szukał drugiego dna tam, gdzie go nie było. Kiepski żart
i tyle. Miał nadzieję, że to się więcej nie powtórzy. W ogóle miał nadzieję, iż
ten dziwny osobnik zostawi go wreszcie w spokoju. Kaulitz wciąż nie potrafił
pojąć, dlaczego ów mężczyzna co kilka dni składa mu wizytę. Czego może chcieć?
Życie nauczyło go, że nie ma nic za darmo. Przyjaźni również. Chodzi o kontakty
w Europie? Czyżby na to liczyła „pielęgniarka”?
Nastolatek
zastanowił się chwilę.
„Nie, on jest
na to zbyt uczciwy.”
Prychnął.
„Przecież go
nie znam! Jestem łatwowierny jak dzieciak. Ufam temu, co czuję. Z wiekiem
jestem coraz głupszy.”
Wziął głęboki
wdech. Świeże powietrze powoli przepłynęło do jego płuc. Przejechał opuszkami
palców po swojej dłoni, tej samej, która jeszcze nie tak dawno temu badała
fakturę obcej skóry.
„Z tego co
wiem dopiero zaczyna w showbusinessie. Może jeszcze nie zdołał za głęboko
wdepnąć w to bagno.” Podniósł wzrok. „Może jest inny niż reszta.”
Umysł usiłował
zaprotestować, jednak co innego przykuło jego uwagę. Głos, ktoś stał pod
drzwiami. Chłopak porzucił swoje dotychczasowe zajęcie i podszedł bliżej
wejścia. Jego słuch znacznie się wyostrzył od czasu uszkodzenia wzroku.
- Szkoda mi
tego chłopaka – usłyszał cichą rozmowę. Zrobił kolejne kilka kroków wprzód. –
Podobno to ktoś sławny, ale nikt go nie odwiedza. Wcześniej przychodził tu jego
brat, jednak ostatnio i on przestał przychodzić.
- Myślisz, że
coś się stało?
- Jakiś wyjazd
służbowy. Prosił o opiekę nad tym chłopakiem. Jedzenie i ogólna pomoc, no
wiesz.
- Czyli on
jest teraz zupełnie sam?
- Na to wygląda.
Chociaż przychodzi do niego czasem ten piosenkarz z Idola. Ten z czarnymi
włosami.
- Nie wiem,
nie oglądam tego.
- Szkoda, jest
całkiem przystojny. Wysoki, dobrze zbudowany.
- Brzmi
zachęcająco. Nie zatrzymuję cię już, do zobaczenia na przerwie!
Bill spokojnym
krokiem podszedł do swojego stałego miejsca pobytu.
Drache
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz