sobota, 19 maja 2012

33. Porządki


33. Porządki

Przyciskał bok głowy do tafli prostokątnego lustra. Już od dłuższego czasu nie był w stanie na siebie patrzeć. Jego odbicie napawało go obrzydzeniem. Stał się tym, kim nigdy nie chciał się stać.

- Pedał!
- Ciota!
- Jak tam noc? Ilu cię dzisiaj przeorało?
- Wolisz chłopców?

„NIE!” - krzyknął w myślach. W ostatniej chwili powstrzymał dłoń przed uderzeniem w zimne szkło. Szkoda ręki i lustra, było przecież takie ładne. Opuszki palców zsunęły się w dół gładkiej powierzchni.

Dzika nienawiść trawiła jego ciało. Jak mógł do tego dopuścić? Gdzie popełnił błąd? W którym momencie nieopatrznie przekroczył granicę oddzielającą go od normalności?

- Adam, dlaczego mi to zrobiłeś…

Czasem szukając wyjaśnienia próbował obarczyć Lamberta winą za rozpalenie w nim tego niewygodnego uczucia, jednak w głębi duszy i tak nie zgadzał się z tą teorią. Czuł, że to nie ten mężczyzna jest przyczyną jego cierpienia.

- Bill, pospiesz się! Musimy zaraz iść!

Prędko wstał i podszedł do lustra. Później znajdzie jeszcze czas na użalanie się nad sobą, praca jest najważniejsza. Gdyby tylko łatwiej było malować oczy, z których co i raz wyciekają łzy…

*

Sączył kawę, przeglądając kolejne dokumenty. Siedział nad nimi dopiero od godziny, a już miał ich dość. Od rana na nogach, popołudniu nie miał już siły na nic. Kolejna kawa nie pomagała. Zdjął okulary i przetarł zmęczone oczy. Im także przydałby się odpoczynek. W ostatniej chwili chwycił potrącony łokciem kubek. Brakowało mu jeszcze mycia stołu i podłogi…

- Dzień dobry – ziewnął Tom, wchodząc do pokoju. Usadowił się na krześle zwróconym w stroną kanapy, na której siedział jego brat.
- Spałeś?
- Zrobiłem sobie przerwę – odparł, przeciągnąwszy się. – Co robisz?
- Przeglądam te dokumenty od Davida.
- Przecież mamy na to tydzień.
- Im wcześniej zacznę, tym wcześniej skończę – skomentował brunet. Nie mógł powstrzymać się od ziewania.
- Prześpij się, to ci dobrze zrobi.
- Zaraz pójdę. Tylko skończę stronę.
- No dobra, powiedz mi, co się dzieje – bracia spojrzeli po sobie. – Zawsze popadasz w pracoholizm, gdy coś cię trapi.
- Czytanie dokumentów to już pracoholizm?
- Nie wymiguj się. Zgaduję, że to ma coś wspólnego z twoim zniknięciem?
- „Zniknięciem”? Nigdzie nie zniknąłem. Nocowałem u Adama, mówiłem ci.
- Dla mnie zniknąłeś. Raczyłeś się odezwać dopiero po kilkunastu godzinach – powiedział z wyrzutem starszy bliźniak. – Nieważne. Co się tam wydarzyło?
- Nic takiego się nie wydarzyło – Bill niechętnie zamknął i odsunął od siebie laptopa. – Chodzi o to, co wydarzyło się we mnie.
- To brzmi dziwnie, wiesz?
- Chciałem zabrzmieć poetycko.
- Nie wyszło ci.
- Wiem.
- Więc?
- Nie wyśmiejesz mnie?
- Nie.
- Nie pobijesz?
- Nie.
- Nie wywalisz mnie przez okno?
- Mów, do cholery!
- Dobra! – podniósł głos, po czym zaczerpnął głęboki oddech. – Jestem…
- …w ciąży?

Popatrzyli po sobie. Tom roześmiał się jako pierwszy.

- Nie, nie jestem w ciąży! – próbował zabrzmieć złowrogo, jednak nie potrafił opanować śmiechu. Obaj zawsze uwielbiali dziecinne żarty.
- Dobra, wystarczy– obaj z powrotem spoważnieli. – Jesteś gejem, o to chodzi?
- Prawie – brunet skupił wzrok na tworzącym się na powierzchni kawy niewielkim wzorze. – Jestem bi.
- A…Aha.

Czarnowłosy niepewnie podniósł wzrok. Mimo poprawy ich stosunków nie był pewien reakcji bliźniaka, wiedział, iż nie ma on zbyt dobrego zdania o osobach innej orientacji, a teraz było już pewne, że będzie musiał z takową egzystować. Nie chciał kolejnych spięć. I tak nie miał wątpliwości, że od tej chwili będzie między nimi inaczej.

- Miałeś rację – westchnął młodszy Kaulitz, ponownie otwierając laptopa.
- Kiedy?
- Za każdym razem, gdy na mnie naskakiwałeś. „Pedał”. „Ciota”. Ale to silniejsze ode mnie.
- Nie, Bill, nie miałem racji – zaprotestował Tom. – Byłem wściekły, przemęczony i zachowywałem się jak ostatni dupek. Nie myślałem racjonalnie.
- To byłby po prostu dodatkowy problem?
- Można tak powiedzieć.

Dźwięk skrzynki. Nowy e-mail.

- Chciałbym być normalny albo przynajmniej tak jak do tej pory żyć w nieświadomości.

Przejrzał wiadomości. Kolejny spam.

*

Ostrożnie związał włosy i ukrył je pod bandaną. Jeszcze kaptur i nikt nie powinien go rozpoznać.

Nie miał siły ani ochoty iść na występ. Pożegnania nigdy nie będą miłe. Obojętnie jak by je upiększyć, to zawsze pożegnania. Wiele zawdzięczał Adamowi, dlatego też próba wykręcenia się w ostatniej chwili byłaby ciosem poniżej pasa. Wyrzuty sumienia dręczyłyby go przez co najmniej kilka kolejnych miesięcy.

- Dokąd idziesz? – spytał Tom, natrafiając na szykującego się brata.
- Obiecałem iść na występ.
- Czyj?
- Adama.
- Nie rozumiem, co ty widzisz w tym gościu.
- Wiele dla mnie zrobił – odpowiedział Bill, przeglądając się w lustrze. – To pożegnanie. Obiecałem, że przyjdę.

Tom spojrzał na niego pytająco.

- Pożegnanie? – dziwił się.
- Nie będziemy utrzymywać kontaktu.

Oczy chłopaka otworzyły się jeszcze szerzej.

- Dlaczego nie?
- Odległość niszczy związki i przyjaźnie. On zajmie się swoją karierą, my swoją. Kontakt urwie się prędzej czy później.
- Zawsze podchodzisz do tego tak negatywnie.
- Dziwisz mi się? Jesteś w tej kwestii taki sam. Za dużo fałszu na tym świecie.
- Za dużo, ale nie wierzę, że to jest przyczyną. Nie podchodziłbyś do niego w ten sposób, gdybyś mu nie ufał.

Młodszy Kaulitz oparł się o zlew. Chłód starł się z ciepłem jego dłoni.

- Musi być coś jeszcze.
- Jest – westchnął, spoglądając w lustro, w którym mieniło się również odbicie jego bliźniaka. – Tak będzie lepiej.
- Wykrztuś to z siebie!
- Zabujał się we mnie, ok? – rzekł zdenerwowany. – Nie chcę, żeby cierpiał.
- Spodziewałem się czegoś takiego – westchnął gitarzysta. – A ty?
- Co ja?
- Nic do niego nie ten?
- Przyjaźń i trochę chemii. Podoba mi się. Lubię spędzać z nim czas.
- Okeeej… - starszy z braci wciąż ciężko znosił myśl o orientacji bliźniaka, mimo iż starał się, żeby było inaczej. – Więc?
- Co?
- Czemu z niego rezygnujesz? Mną się nie przejmuj, kiedyś się do tego przekonam, idzie mi to coraz lepiej.
- Oszalałeś…
- To czemu nie? Lubisz go, kręci cię. Rozumiem gdybyś był hetero, ale sam przyznałeś, że jest inaczej. Co więcej, pewnie to on cię otworzył i uświadomił co do twojej orientacji.
- Ale to facet! – podniósł głos. – To facet…
- I tak się zdarza.
- A David?
- To fakt, ale przyznaj, o ilu z twoich związków wiedział?
- Muszę lecieć – stwierdził, zerknąwszy na telefon. – Taksówka na mnie czeka.
- Wróć jeszcze dziś. Gustav i Georg wpadną na trochę.

*

Zjawił się na miejscu w samą porę, nie za wcześnie, nie za późno. Kontrola biletów szła sprawnie i nie musiał się martwić, że ktoś zdąży go rozpoznać, choć strach przed tym towarzyszył mu jeszcze dłuższy czas. Nie mógł sobie pozwolić na taki błąd. Dobrze, że miał już niejaką wprawę w ukrywaniu się.

Gdy zabłysły reflektory, rozpoczęło się jedno z najbardziej emocjonujących przedstawień w jego życiu. Na jego nieszczęście tym razem to nie pozytywne emocje wzięły górę nad jego duszą. Z szeroko otwartymi ustami wpatrywał się w człowieka, którego w tamtej chwili zupełnie nie poznawał. Miał wrażenie, iż zamiast na występ muzyczny trafił do jakiegoś klubu nocnego, w którym główną rolę grał właśnie jego przyjaciel. Zrobiło mu się niedobrze. Nie był już prawiczkiem, nie grzeszył również cnotą ani moralnością, jednak ten występ w połączeniu z wydarzeniami ostatnich tygodni to było dla niego zbyt wiele. Poczuł się zdradzony. Jak Adam mógł zaprosić go na coś takiego? Jak mógł wystawić go na taki widok, wiedząc o jego problemach z zaakceptowaniem siebie? Do czegoś takiego potrzebny jest czas, a nie przesycone seksem widowisko. „Czy ja dobrze trafiłem?”, zaczął się zastanawiać, gdy Adam przyciągnął głowę tancerza do swojego krocza. „Jak można nazywać się muzykiem, jednocześnie robiąc z siebie dziwkę…”. Każdy gest, każda chwila, wszystko i wszyscy śmiali mu się w twarz. Czekał tylko na moment, kiedy mężczyzna wyciągnie go z tłumu i zbłaźni na scenie. Doczekał się jednak czegoś innego. Pocałunku przelewającego czarę goryczy. - Nic nie warte są twoje słowa – szepnął do siebie, podczas gdy tłum wciąż okazywał swój entuzjazm względem najbardziej nietypowego występu tegorocznej gali AMA.

*

- I wtedy on powiedział, że nic nie robię i jestem leniwy!
- Taa, a on jest taaaki zapracowany!
- Jak zawsze.

Konwersację przerwał głośny trzask i szelest zrzucanej w pośpiechu kurtki.

- Bill, chodź posiedzieć z nami – powiedział głośno Tom, po czym upił łyk piwa. Jego brat bez słowa przemknął korytarzem i zamknął się w pokoju. – Cholera…
- Kłopoty? – zapytał Gustav.
- Taa, znowu – odpowiedział. W tle słychać było brzdęki i trzaski zrzucanych z półek przedmiotów. Gitarzysta spokojnie wstał i ruszył w stronę szafki. – Gustav, weź z kuchni cztery kieliszki. Geo, przynieś jeszcze trochę żarcia.
- Szykuje się poważne picie – rzucił basista, komentując tym samym widok swojego kolegi niosącego dwie butelki wódki.
- Czasem trzeba. Idę po niego.

Starszy Kaulitz powoli podszedł do sypialni swojego bliźniaka. Przysunął ucho do drzwi. Cisza, można wchodzić.

Za drzwiami kryło się totalne pobojowisko. Ubrania, papiery, kosmetyki, a nawet ramka ze zdjęciem – wszystko leżało na podłodze, bądź na dużym dwuosobowym łóżku. Bill stał przy oknie zwrócony plecami do wejścia. W dłoni trzymał palącego się papierosa, prawdopodobnie pierwszego, którego zapalił po wyjściu ze szpitala. Ubrany był tak samo jak wtedy gdy wyszedł, włosy też związane były tą samą gumką. Nastrój jednak był już zupełnie inny. Choć nie widział jego twarzy Tom czuł emocje, które w tej chwili targały duszą jego młodszego brata.

- Pijemy, przyjdziesz?

Czarnowłosy pociągnął nosem i przesunął palcami po twarzy. Zaciągnął się papierosem.

- Pakiet awaryjny?
- Zgadza się.

Strząsnął popiół do popielniczki stojącej na parapecie. Uśmiechnął się.

- Powiedz im, że zaraz przyjdę.

Tom cofnął się i cicho zamknął za sobą drzwi. Wrócił do stołu, przy którym siedziała reszta.

*

Obudził się z lekkim bólem głowy, ale o dziwo nie było najgorzej. Pewnie alkohol nie przestał jeszcze działać. Usiadł na łóżku i przetarł twarz. Rzeczywiście, wciąż był lekko pijany. Kątem oka zlokalizował potrzebne rzeczy. Spodnie na rogu łóżka, bluza na podłodze przy szafie. Ubrał się i wstał. Zachwiał się. Upadł na łóżko, co skutkowało wydobyciem się z jego ust kilku niecenzuralnych słów. Spróbował ponownie, tym razem się udało.

Wszedł do salonu. Na stole puste kieliszki i kilka butelek, otwarte paczki chipsów, na kanapie Gustav i Georg. Sprzątanie przełożone na później, nie ma sensu ich budzić.

Idąc dalej chłopak dotarł w końcu do kuchni. Kucnął przy jednej z szafek i uchylił drzwiczki. „Akurat cztery”, pomyślał, wyjmując po kolei półlitrowe butelki wody. „W razie czego jest jeszcze kilka większych.” Zarówno on jak i jego brat wiedzieli z doświadczenia, jak to bywa z imprezami, dlatego też zawsze byli przygotowani na niezapowiedziane spotkania czy spontaniczne picie. Lepiej zabezpieczyć się przed porannym kacem. Dwie z butelek postawił na stole obok kanapy, pozostałe zabrał ze sobą. Niemalże bezszelestnie wszedł do łazienki i przejrzał szafkę z lekami. Policzył tabletki, po czym część zaniósł do salonu, kilka zostawił dla siebie i Toma, a resztę wrzucił z powrotem do szuflady. Cicho otworzył kolejne drzwi. Gitarzysta spał, szczelnie przykryty kołdrą. Podszedł bliżej, by postawić przy łóżku leki oraz wodę.

- Dzięki, Tom – szepnął. Opuścił pokój, nie budząc przy tym bliźniaka.

Wrócił do siebie i zamknął drzwi. „Procenty ustępują, niedobrze.”, przemknęło mu przez myśl. Podniósł z szafki telefon, by sprawdzić, czy aby na pewno jest wyciszony. Nieodebrane połączenia. Jedna osoba.

„Jeb się.”

Rzucił komórkę poza obrąb łóżka. Wylądowała gdzieś na stercie ciuchów. Jej miejsce na szafce zajęła woda i tabletki.

Położył się na łóżku, jednak czuł, iż trzeźwieje coraz bardziej. Wracały demony wczorajszego wieczoru, te same, przed którymi bronił się alkoholem. Jęknął z bólu na wspomnienie występu. Gdyby nie ten pieprzony występ…

Czuł się tak samo jak zawsze wtedy, gdy ktoś go zdradzał. Ile razy ktoś łamał mu serce, on wył jak porzucone zwierzę. Skomlał za każdym razem. I choć wiedział, że takie jest życie i że ludzie ranią, musiał to przecierpieć, rozładować emocje, a w międzyczasie zatonąć w pracy, co i tak miał zapewnione na kilka najbliższych tygodni. Początek może nawet już za kilka dni. Zależy, kiedy zadzwoni David i każe im wracać do Niemiec.

*

- Dzięki za wodę.
- Nie ma sprawy.

Sprzątali pozostałości po wczorajszym piciu. Tom zbierał butelki, a Bill ładował naczynia do zmywarki.

- Pomóc ci ogarnąć pokój?
- Co? Nie, dzięki. Poradzę sobie.
- Masz tam sporo do sprzątnięcia.
- Taa. Jest jeszcze coś do mycia?
- Nie, to już wszystko.

Czarnowłosy zamknął zmywarkę i nastawił odpowiedni program. Wychodząc z kuchni, minął swojego brata opierającego się bokiem o drewnianą framugę.

- Bill.
- Hm? - zatrzymał się.
- Trzymasz się jakoś?
- Nie mam wyjścia – odrzekł ponuro. – Nie takie kopnięcia w dupę się dostawało, ale boli jak skurwysyn…
- Nie przejmuj się tym.
- Chciałbym.

Cieszył się z pogodzenia się z Tomem. Przed nim nie musiał zakładać żadnych masek, nie musiał udawać, że jest dobrze, kiedy nie było, wyzbywać się swojej wrodzonej, „niemęskiej” wrażliwości. Chciał otaczać się bliskimi osobami, kochać i być kochanym, a potrafił kochać całym sercem. To takie rzadkie w świecie gwiazd, szczególnie po kilku latach w branży. Fałsz kryje się w każdym zakamarku tego kolorowego świata o dwóch kontrastujących ze sobą odbiciach.

Żadna jego przyjaźń czy związek nie trwały długo. Ciągłe trzymanie wszystkiego w tajemnicy, dwulicowi przyjaciele traktujący go jak trampolinę do lepszego świata, łase na pieniądze i sławę partnerki, które zdradzały go, porzucały dla innych albo sam je zostawiał, gdy wreszcie dostrzegł ich pazerność. Tylko Tom zdawał sobie sprawę, przez co musiał tyle razy przechodzić jego brat. Sam miał podobne doświadczenia, jednak to Bill był na świeczniku, to on miał największe wzięcie, a zarazem odczuwał największy stres z powodu swoich znajomości, o których nikt nie miał prawa się dowiedzieć. Nawet Jost, a może zwłaszcza on.

- Nie gadałeś z Davidem o…
- Nawet gdy byłem na ciebie wściekły. Zabiłby cię, a mi niepotrzebny martwy brat.
Nieznaczny uśmiech. „Dzięki, bracie.”

*

Menadżer zadzwonił do bliźniaków ok. 22. Noc upłynęła im więc w dużej części na pakowaniu się i sprawdzaniu wszystkiego po pięć razy. Lepsze to niż pozostawienie rzeczy w Los Angeles. Nikt nie chciałby oglądać swojej bielizny na eBay’u czy podobnej stronie.

Cudem zwlekli się rano z łóżek, by już na szóstą być na lotnisku, gdzie czekali na nich równie nieprzytomni Gustav i Georg. W samolocie zajęli miejsca obok siebie, w jednym rzędzie. Perkusista zasnął jeszcze nim samolot oderwał się od ziemi. Tom gadał z Georgiem dopóki ten również nie zapragnął uciąć sobie kilkugodzinnej drzemki. Bill od rana był nieobecny i nieswój. Nie odzywał się, kiedy nie musiał, nie komentował zachowania obsługi, ubrań innych ludzi. Myślami był gdzieś indziej, na pewno nie tutaj. Wyciągnął z torby komórkę i zerknął na wyświetlacz. Nic.

- Bill?

Zwrócił twarz w stronę bliźniaka, który najwyraźniej skończył już rozmowę z kolegą.

- Nie myśl już o nim – dodał ciszej, by nikt nie usłyszał. O ile dwóch pozostałych członków zespołu znało całą sytuację, o tyle nikt inny nie powinien o niczym wiedzieć.

Czarnowłosy odwrócił głowę w stronę okna. Jego oczy niebezpiecznie się zaszkliły.

- Bill…
- Przestań – przerwał mu. – Potrzebuję czasu. Muszę to po prostu odchorować.
- Wiem. Ale boli mnie, gdy widzę, jak cierpisz.

Głębokie westchnięcie.

- Nie przejmuj się, nic mi nie będzie.

*

Pierwszy przystanek: biuro menadżera. Mimo wyczerpania, nie mieli wielkiego wyboru, musieli udać się tam tuż po przylocie do Niemiec. Załadowali bagaże do podstawionego samochodu i wszyscy razem ruszyli ulicami Hamburga na spotkanie z szefem. Żadne z nich nie paliło się do tego, a już szczególnie Bill, który nigdy jeszcze nie wyszedł z biura Josta bez ani jednej krytycznej uwagi na swój temat. Zawsze coś było nie tak, teraz mogło być jeszcze gorzej.

Do pomieszczenia weszli we 4, później zostali z Tomem we dwóch. Aż wreszcie:

- Tom, możesz już iść. Mam kilka spraw do Billa.

Gitarzysta posłał bratu współczujące spojrzenie, po czym wyszedł, cicho zamykając za sobą drzwi. Brunet odetchnął ciężko.

- Jak się czujesz? – usłyszał z ust swojego przełożonego. Czasem zastanawiał się, czy David zadaje takie pytania z troski, czy z czysto zawodowych powodów.
- Jest w porządku. Nadal źle reaguję na ostre światło, poza tym jest ok.
- A bóle?
- Zniknęły.
- To dobrze.
- Masz do mnie coś jeszcze? Chciałbym już iść, jestem zmęczony po podróży – oznajmił, przykładając palce do skroni. Źle znosił długie podróże samolotem.
- Tylko jedną rzecz – odparł beznamiętnie mężczyzna, po czym położył jakąś gazetę na blat swojego biurka. – Powiesz mi coś na ten temat?

Bill powoli podniósł pismo. Po chwili poznał tekst, który w szpitalu przeczytał mu Tom.

- Wypadek przy pracy – skwitował krótko i odłożył gazetę.
- To wszystko?
- To się więcej nie powtórzy – dodał równie chłodno, co David zwykł uznawać u niego za przejaw profesjonalizmu.
- Mam nadzieję – mężczyzna odpowiedział jeszcze zimniej. – Tu masz listę rzeczy na jutro. Wyśpij się, bo inaczej źle wyjdziesz na zdjęciach.
- Dzięki.

Pożegnał się i wyszedł na korytarz. Jego brat czekał na niego przy jednej ze ścian.

- I co? – spytał, gdy obaj ruszyli do wyjścia.
- Dowiedział się – zabrzmiała krótka odpowiedź.
- Jak dużo wie?
- Tylko tyle co napisali w prasie.
- Myślisz, że będzie węszył?
- Może sobie węszyć, sprawa i tak jest zakończona.

Czarne luksusowe BMW ruszyło sprzed budynku prosto do nowego celu. Obaj bracia potrzebowali teraz solidnej dawki odpoczynku.
Drache

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz