sobota, 19 maja 2012

26. Zobaczyć.


26. Zobaczyć.

Tommy wraz z Krisem spędzali ciepły wieczór na tarasie domu Adama. Popijali drinki i nucili utwory rozbrzmiewające na sąsiednim podwórku. Czarnowłosy zajrzał do swoich przyjaciół

- Zjecie coś?
- Kawior i parówki – Odparł Tommy, wspominając zakupy obcego mu mężczyzny.
- Kawior na wieczór, parówki na rano – Odparł Kris, na co Ratliff zareagował śmiechem – Romantycznie. Adaś, kanapki z nutellą, raz – Klasnął w dłonie. Lambert pokręcił głową i ruszył w stronę kuchni. Przewiesił suchą ścierkę przez ramię i rozejrzał się po kuchni. Otworzył szafkę, z której wyjął pełny słoik czekolady. Uśmiechnął się mimowolnie i usiadł na blacie. Mleczno-kakaowy zapach dotarł do jego nozdrzy. Nim zdążył sięgnąć łyżeczką do nienaruszonej warstwy smakołyku, jego telefon zawibrował dwukrotnie. Wychylił się, by zerknąć na nadawcę.

Billy.

Uniósł brwi; nie spodziewał się. Sięgnął po urządzenie i odczytał sms.

Chcę cię zobaczyć.

Paraliż wstrząsnął jego ciałem. Wpatrywał się w kilka słów blisko minutę, nie wiedząc co przez to rozumieć. Wyraz tęsknoty? Czy może…?

- Nie, to niemożliwe – Szepnął sam do siebie. Wsunął telefon do kieszeni i pobiegł w stronę tarasu.
- Zostawiam was, muszę jechać do szpitala – Rzucił w pośpiechu. Złapał płaszcz wiszący w przedpokoju, założył buty. W jego głowie kłębiło się mnóstwo myśli, przeplatające się radość oraz strach. Kilka minut później znalazł się już na głównej drodze, wiodącej do szpitala.

Silnik warczał cicho, ulice pustoszały. Wpatrywał się tępo przed siebie, czekając aż czerwone światło zamieni się na zielone. Zacisnął nerwowo wargi i stukał palcami w kierownicę. Wcisnął sprzęgło, następnie gaz i ruszył w dobrze znanym mu kierunku. Niemal podskoczył, gdy usłyszał sygnał swojego telefonu; zwolnił, by odebrać.

- Gdzie cię wyrwało? – Rozbrzmiał dobrze znany mu głos, należący do Tommy’ego. Przewrócił oczami.
- Wyjaśnię, gdy wrócę. Jadę do Billa – Odparł, wjeżdżając na parking.
- Wariat. Czekam na moją nutellę, wracaj szybko.

Adam rozłączył się i wyszedł z auta. Pobiegł w stronę białego budynku, znając go już niemal na pamięć. Odruchowo skręcił w stronę korytarza, gdzie znajdowała się sala numer osiem. Zatrzymał się i przypomniał sobie, że po zabiegu Bill trafił na inny oddział. Jakby bojąc się o utratę czasu ruszył biegiem w przeciwnym kierunku. Zatrzymał się przed jedną z par drzwi, zapukał i nie czekając na zaproszenie wszedł do środka.

- Bill? – Spytał – jak zawsze. Próbując opanować swój oddech zatrzymał się w miejscu. Poczuł nieprzyjemne pieczenie w dole brzucha, gdy ujrzał palce Kaulitza zmierzające ku półce. Nastolatek sięgnął po okulary i nieśmiało je założył.
- Adam? – Spytał po dłuższej chwili zawahania.

Ten moment był dla nich jak wzajemne obnażenie się przed sobą. Brązowe oczy były teraz w stanie dostrzec wszystko. Adam pokręcił z niedowierzaniem głową

- Ty widzisz! To niesamowite! - Podszedł szybko i wziął chłopaka w ramiona. Przytulił go do swojego ciała z całych sił. Czuł zapach jego włosów, zyskał świadomość, że jest czymś więcej niż wyobrażeniem, głosem. Po dłuższej chwili odsunął się nieznacznie.
- Wszystko w porządku? – Spytał, spoglądając na nieruchomego nastolatka. Kaulitz spojrzał w oczy amerykańskiego piosenkarza i milczał.
- Bill, dobrze się czujesz? – Spytał Lambert, okazując zaniepokojenie.
Czarnowłosy pokiwał znacząco głową – Tak, w porządku… Nie wiedziałem, że tak wyglądasz.
- Coś jest nie tak? – Spytał Lambert.
- Nie, nie, wszystko w porządku – odparł szybko Bill. – To wszystko jest po prostu takie nierzeczywiste…
Orzechowe tęczówki raz po raz unosiły się nieśmiało. Adam spoczął naprzeciw nastolatka. Uśmiechnął się delikatnie – Co teraz czujesz?
- Zakłopotanie – Odparł po chwili zawahania nastolatek. Jego serce biło szybciej niż zwykle. Odważył się spojrzeć w błyszczące oczy. Przyjemny dreszcz rozszedł się po jego ciele, gdy dostrzegł radość w niebieskich tęczówkach. Uśmiechnął się mimowolnie.
- Bolą cię oczy? – Spytał Adam, podpierając się łokciami o kolana. Bill poczuł chwilowy zawrót głowy i pokiwał nią przecząco. Zacisnął wargi, gdy Lambert przesiadł się na miejsce tuż obok Kaulitza. Chłopak westchnął cicho, ponownie uciekając wzrokiem. Poczuł dotyk ciepłej dłoni na swoim przedramieniu.
- Niesamowicie się cieszę… Bill, nie mogło zdarzyć się nic piękniejszego… - Rzekł łagodnie. Uśmiech nieprzerwanie gościł na jego twarzy.
Kaulitz również się uśmiechnął i pokiwał głową – Adam… - Rzekł, długo zbierając się w sobie nim zdobył się na kolejne słowa – Jesteś jedynym, który został ze mną do końca. Przez ostatnie tygodnie spotkałem wiele osób, jednak Ty mnie nie opuściłeś, mimo że cierpiałeś z mojego powodu. Jesteś niesamowitym człowiekiem, dziękuję ci – Rzekł, patrząc w niebieskie oczy – Nie potrafię wyrazić słowami mojej wdzięczności.
Czarnowłosy roześmiał się ciepło – Nie dziękuj mi. To, że mogłem przy tobie spędzać czas było jedną z tych rzeczy, których bardzo potrzebowałem.
- Mam u ciebie dług wdzięczności. Ale w najbliższym czasie muszę wrócić do Niemiec, uregulować wszystkie sprawy… - Rzekł niechętnie Bill, wbijając wzrok w podłogę. Zapadło chwilowe milczenie.
- Chcesz mi powiedzieć, że to koniec znajomości?
Brązowe oczy omiotły pokój. Bill westchnął – Nie, nie chcę myśleć o tym co będzie… - Odwrócił się przodem w stronę swojego towarzysza – Na razie zostaję tutaj.
Adam czuł na sobie wzrok młodego piosenkarza. Tajemniczy, przeszywający, niepewny. Mimowolnie uśmiechnął się do chłopaka – Przynieść ci czekoladę? Może wolisz obiad?
- Przestań na chwilę mówić – Rzekł Bill. Nie mógł skupić się na wszystkim, z czym przyszło mu się zderzyć. Niegdyś jedynie głos, zapach, dotyk – to wszystko budowało jego świat. Adam był dla niego jedynie imaginacją, stróżem nieposiadającym formy ani twarzy. Teraz ten młody mężczyzna siedział tuż przed nim. Kaulitz powoli analizował każdy fragment jego ciała; ostatni czas nauczył go dogłębnego zatracania się w szczegóły. Największą uwagę skupił na oczach – dużych, niebieskich i błyszczących. Nie postrzegał ich w kategoriach piękna, chodziło o coś zupełnie innego. To one odseparowały go od świata.
- Zdradzisz mi o czym myślisz? Tak trudno cię rozgryźć, zrozumieć…  – Rzekł Adam, pochylając się w kierunku Billa. Zapadła długa cisza. Chłopak nie potrafił opisać słowami wszystkiego, co działo się w jego głowie. Po chwili silne ramię objęło go z niesamowitą delikatnością. Poczuł się obco; to, do czego przyzwyczajał się tak długo, teraz było zbyt silne w odbiorze. Zbyt intensywna bliskość, którą miał nie tylko w głowie, ale też przed oczami.
- Spójrz na mnie – Rzekł Lambert, gładząc miękką skórę wokalisty. Po chwili brązowe tęczówki znalazły się tuż przed niebieskimi.
- Tak mi głupio, nie wiem co powiedzieć… - Rzekł po chwili Bill, starając się nie uciekać wzrokiem.
- Nie musisz nic mówić… - Cichy szept dotarł do jego ucha – Nie przeszkadza ci to? – Spytał Adam, mając na myśli czuły gest.

Kaulitz przestał już zdawać sobie sprawę z ramienia obejmującego jego szczupłe ciało. Zyskał ciepło i oparcie. Czuł bliskość, za którą tak bardzo tęsknił.

- Nie. Ani trochę. – Odparł po chwili.
Adam uśmiechnął się delikatnie – Rozluźnij się – Rzekł, gdy po dłuższej chwili zauważył, że ciało Billa napięte jest jak struna – Nie chcę cię wprawiać w zakłopotanie.
- Ja po prostu… - Rozbrzmiał głos – Wspominając każdą chwilę spędzoną z tobą, widzę ją na nowo. Kiedyś czułem ciepło, teraz widzę, że jesteś, że… - Westchnął głośno – Cholera.
- Chodzi o to, że jestem facetem? – Uśmiechnął się Lambert – Przecież niczego od ciebie nie oczekuję. Wiesz to.
Bill wzruszył ramionami – Jesteś po prostu zbyt dobry. Nie lubię się przywiązywać do ludzi, nie mam przyjaciół, nie chcę cierpieć. Nie pozwalam na wkradanie się w moją prywatność. Mimo moich uprzedzeń to ty przeżywasz zawód, a nadal przy mnie jesteś. Jak to jest, Adam? Każdy inny by zniknął. Nawet mój brat się oddalił, chociaż nie miał powodu. Jaki ty masz w tym cel? – Spytał, siadając naprzeciw Lamberta – Bądź szczery, proszę. Jeśli chcesz zyskać rozgłos w Europie, pomogę ci.

Adam parsknął śmiechem i pokręcił głową. Wpatrywał się w ścianę przez dłuższą chwilę.

- Za kogo ty mnie masz? – Zwrócił wzrok w stronę Kaulitza – Miałbym wykorzystać twoje nieszczęście dla pieniędzy? Bill, myślałem, że to jasne… - Westchnął cicho – Kocham cię, dlatego tutaj jestem.

Silny dreszcz wstrząsnął nastoletnim ciałem. Znów te słowa, te wielkie słowa, którym nie potrafił podołać. Nie spuszczał wzroku z twarzy Adama, który mimowolnie się uśmiechnął.

- Mógłbyś się ogolić – Rzekł Lambert.
Bill zmrużył oczy i uderzył Adama w ramię – Przeszkadza ci to?
- Gdybym chciał cię pocałować…
- Adam! – Bill wstał – Do widzenia.
- No przestań – Roześmiał się Lambert i pociągnął chłopaka za rękę – Ciężki charakterek.

Bill wyrwał się z uścisku i ruszył w stronę drzwi, po drodze potykając się o szafkę.

- Scheisse! – Syknął  - To przez ciebie!
Czarnowłosy uniósł brwi i roześmiał się. Podszedł do Kaulitza – Nie gniewaj się. Wszystko mi wybaczysz.

Bill mimowolnie się uśmiechnął. Spojrzał na Adama, który delikatnie pchnął go na ścianę. Czarnowłosy łagodnie zderzył się z zimną powierzchnią i nim zdążył się zorientować, Lambert stał tuż przed nim. Złapał starszego mężczyznę za ramiona i zamienił ich pozycje, przybijając wokalistę do ściany.

- Nie myśl tak głośno, bo pielęgniarki usłyszą.
Lambert zaśmiał się – To ty masz kosmate myśli.
- Co?! – Bill pchnął Adama, który śmiał się głośniej.
- Sam przyznałeś!
- Głupek! – Odwrócił się obrażony. Słysząc chichot za swoimi plecami nie mógł powstrzymać się przed mimowolnym uśmiechem. Zamknął oczy i zaśmiał się sam do siebie, kiwając przy tym głową.

Adam wpatrywał się w czarnowłosego nastolatka i oparł dłonie o jego szczupłe ramiona. Zamyślił się; niedługo ślub Neila. A ja wciąż sam.

Marona

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz