26. Zobaczyć.
Tommy wraz z
Krisem spędzali ciepły wieczór na tarasie domu Adama. Popijali drinki i nucili
utwory rozbrzmiewające na sąsiednim podwórku. Czarnowłosy zajrzał do swoich
przyjaciół
- Zjecie coś?
- Kawior i
parówki – Odparł Tommy, wspominając zakupy obcego mu mężczyzny.
- Kawior na
wieczór, parówki na rano – Odparł Kris, na co Ratliff zareagował śmiechem –
Romantycznie. Adaś, kanapki z nutellą, raz – Klasnął w dłonie. Lambert pokręcił
głową i ruszył w stronę kuchni. Przewiesił suchą ścierkę przez ramię i
rozejrzał się po kuchni. Otworzył szafkę, z której wyjął pełny słoik czekolady.
Uśmiechnął się mimowolnie i usiadł na blacie. Mleczno-kakaowy zapach dotarł do
jego nozdrzy. Nim zdążył sięgnąć łyżeczką do nienaruszonej warstwy smakołyku,
jego telefon zawibrował dwukrotnie. Wychylił się, by zerknąć na nadawcę.
Billy.
Uniósł brwi; nie
spodziewał się. Sięgnął po urządzenie i odczytał sms.
Chcę cię zobaczyć.
Paraliż
wstrząsnął jego ciałem. Wpatrywał się w kilka słów blisko minutę, nie wiedząc
co przez to rozumieć. Wyraz tęsknoty? Czy może…?
- Nie, to
niemożliwe – Szepnął sam do siebie. Wsunął telefon do kieszeni i pobiegł w
stronę tarasu.
- Zostawiam was,
muszę jechać do szpitala – Rzucił w pośpiechu. Złapał płaszcz wiszący w
przedpokoju, założył buty. W jego głowie kłębiło się mnóstwo myśli,
przeplatające się radość oraz strach. Kilka minut później znalazł się już na
głównej drodze, wiodącej do szpitala.
Silnik warczał
cicho, ulice pustoszały. Wpatrywał się tępo przed siebie, czekając aż czerwone
światło zamieni się na zielone. Zacisnął nerwowo wargi i stukał palcami w
kierownicę. Wcisnął sprzęgło, następnie gaz i ruszył w dobrze znanym mu
kierunku. Niemal podskoczył, gdy usłyszał sygnał swojego telefonu; zwolnił, by
odebrać.
- Gdzie cię
wyrwało? – Rozbrzmiał dobrze znany mu głos, należący do Tommy’ego. Przewrócił
oczami.
- Wyjaśnię, gdy
wrócę. Jadę do Billa – Odparł, wjeżdżając na parking.
- Wariat. Czekam
na moją nutellę, wracaj szybko.
Adam rozłączył
się i wyszedł z auta. Pobiegł w stronę białego budynku, znając go już niemal na
pamięć. Odruchowo skręcił w stronę korytarza, gdzie znajdowała się sala numer
osiem. Zatrzymał się i przypomniał sobie, że po zabiegu Bill trafił na inny
oddział. Jakby bojąc się o utratę czasu ruszył biegiem w przeciwnym kierunku.
Zatrzymał się przed jedną z par drzwi, zapukał i nie czekając na zaproszenie
wszedł do środka.
- Bill? – Spytał
– jak zawsze. Próbując opanować swój oddech zatrzymał się w miejscu. Poczuł
nieprzyjemne pieczenie w dole brzucha, gdy ujrzał palce Kaulitza zmierzające ku
półce. Nastolatek sięgnął po okulary i nieśmiało je założył.
- Adam? – Spytał
po dłuższej chwili zawahania.
Ten moment był
dla nich jak wzajemne obnażenie się przed sobą. Brązowe oczy były teraz w
stanie dostrzec wszystko. Adam pokręcił z niedowierzaniem głową
- Ty widzisz! To
niesamowite! - Podszedł szybko i wziął chłopaka w ramiona. Przytulił go do
swojego ciała z całych sił. Czuł zapach jego włosów, zyskał świadomość, że jest
czymś więcej niż wyobrażeniem, głosem. Po dłuższej chwili odsunął się
nieznacznie.
- Wszystko w
porządku? – Spytał, spoglądając na nieruchomego nastolatka. Kaulitz spojrzał w
oczy amerykańskiego piosenkarza i milczał.
- Bill, dobrze
się czujesz? – Spytał Lambert, okazując zaniepokojenie.
Czarnowłosy
pokiwał znacząco głową – Tak, w porządku… Nie wiedziałem, że tak wyglądasz.
- Coś jest nie
tak? – Spytał Lambert.
- Nie, nie,
wszystko w porządku – odparł szybko Bill. – To wszystko jest po prostu takie
nierzeczywiste…
Orzechowe
tęczówki raz po raz unosiły się nieśmiało. Adam spoczął naprzeciw nastolatka.
Uśmiechnął się delikatnie – Co teraz czujesz?
- Zakłopotanie –
Odparł po chwili zawahania nastolatek. Jego serce biło szybciej niż zwykle.
Odważył się spojrzeć w błyszczące oczy. Przyjemny dreszcz rozszedł się po jego
ciele, gdy dostrzegł radość w niebieskich tęczówkach. Uśmiechnął się
mimowolnie.
- Bolą cię oczy?
– Spytał Adam, podpierając się łokciami o kolana. Bill poczuł chwilowy zawrót
głowy i pokiwał nią przecząco. Zacisnął wargi, gdy Lambert przesiadł się na
miejsce tuż obok Kaulitza. Chłopak westchnął cicho, ponownie uciekając
wzrokiem. Poczuł dotyk ciepłej dłoni na swoim przedramieniu.
- Niesamowicie
się cieszę… Bill, nie mogło zdarzyć się nic piękniejszego… - Rzekł łagodnie.
Uśmiech nieprzerwanie gościł na jego twarzy.
Kaulitz również
się uśmiechnął i pokiwał głową – Adam… - Rzekł, długo zbierając się w sobie nim
zdobył się na kolejne słowa – Jesteś jedynym, który został ze mną do końca.
Przez ostatnie tygodnie spotkałem wiele osób, jednak Ty mnie nie opuściłeś,
mimo że cierpiałeś z mojego powodu. Jesteś niesamowitym człowiekiem, dziękuję
ci – Rzekł, patrząc w niebieskie oczy – Nie potrafię wyrazić słowami mojej
wdzięczności.
Czarnowłosy
roześmiał się ciepło – Nie dziękuj mi. To, że mogłem przy tobie spędzać czas
było jedną z tych rzeczy, których bardzo potrzebowałem.
- Mam u ciebie
dług wdzięczności. Ale w najbliższym czasie muszę wrócić do Niemiec, uregulować
wszystkie sprawy… - Rzekł niechętnie Bill, wbijając wzrok w podłogę. Zapadło
chwilowe milczenie.
- Chcesz mi
powiedzieć, że to koniec znajomości?
Brązowe oczy
omiotły pokój. Bill westchnął – Nie, nie chcę myśleć o tym co będzie… -
Odwrócił się przodem w stronę swojego towarzysza – Na razie zostaję tutaj.
Adam czuł na
sobie wzrok młodego piosenkarza. Tajemniczy, przeszywający, niepewny.
Mimowolnie uśmiechnął się do chłopaka – Przynieść ci czekoladę? Może wolisz
obiad?
- Przestań na
chwilę mówić – Rzekł Bill. Nie mógł skupić się na wszystkim, z czym przyszło mu
się zderzyć. Niegdyś jedynie głos, zapach, dotyk – to wszystko budowało jego
świat. Adam był dla niego jedynie imaginacją, stróżem nieposiadającym formy ani
twarzy. Teraz ten młody mężczyzna siedział tuż przed nim. Kaulitz powoli
analizował każdy fragment jego ciała; ostatni czas nauczył go dogłębnego
zatracania się w szczegóły. Największą uwagę skupił na oczach – dużych,
niebieskich i błyszczących. Nie postrzegał ich w kategoriach piękna, chodziło o
coś zupełnie innego. To one odseparowały go od świata.
- Zdradzisz mi o
czym myślisz? Tak trudno cię rozgryźć, zrozumieć… – Rzekł Adam, pochylając się w kierunku
Billa. Zapadła długa cisza. Chłopak nie potrafił opisać słowami wszystkiego, co
działo się w jego głowie. Po chwili silne ramię objęło go z niesamowitą delikatnością.
Poczuł się obco; to, do czego przyzwyczajał się tak długo, teraz było zbyt
silne w odbiorze. Zbyt intensywna bliskość, którą miał nie tylko w głowie, ale
też przed oczami.
- Spójrz na mnie
– Rzekł Lambert, gładząc miękką skórę wokalisty. Po chwili brązowe tęczówki
znalazły się tuż przed niebieskimi.
- Tak mi głupio,
nie wiem co powiedzieć… - Rzekł po chwili Bill, starając się nie uciekać
wzrokiem.
- Nie musisz nic
mówić… - Cichy szept dotarł do jego ucha – Nie przeszkadza ci to? – Spytał
Adam, mając na myśli czuły gest.
Kaulitz przestał
już zdawać sobie sprawę z ramienia obejmującego jego szczupłe ciało. Zyskał
ciepło i oparcie. Czuł bliskość, za którą tak bardzo tęsknił.
- Nie. Ani
trochę. – Odparł po chwili.
Adam uśmiechnął
się delikatnie – Rozluźnij się – Rzekł, gdy po dłuższej chwili zauważył, że
ciało Billa napięte jest jak struna – Nie chcę cię wprawiać w zakłopotanie.
- Ja po prostu…
- Rozbrzmiał głos – Wspominając każdą chwilę spędzoną z tobą, widzę ją na nowo.
Kiedyś czułem ciepło, teraz widzę, że jesteś, że… - Westchnął głośno – Cholera.
- Chodzi o to,
że jestem facetem? – Uśmiechnął się Lambert – Przecież niczego od ciebie nie
oczekuję. Wiesz to.
Bill wzruszył
ramionami – Jesteś po prostu zbyt dobry. Nie lubię się przywiązywać do ludzi,
nie mam przyjaciół, nie chcę cierpieć. Nie pozwalam na wkradanie się w moją
prywatność. Mimo moich uprzedzeń to ty przeżywasz zawód, a nadal przy mnie
jesteś. Jak to jest, Adam? Każdy inny by zniknął. Nawet mój brat się oddalił,
chociaż nie miał powodu. Jaki ty masz w tym cel? – Spytał, siadając naprzeciw
Lamberta – Bądź szczery, proszę. Jeśli chcesz zyskać rozgłos w Europie, pomogę
ci.
Adam parsknął
śmiechem i pokręcił głową. Wpatrywał się w ścianę przez dłuższą chwilę.
- Za kogo ty
mnie masz? – Zwrócił wzrok w stronę Kaulitza – Miałbym wykorzystać twoje
nieszczęście dla pieniędzy? Bill, myślałem, że to jasne… - Westchnął cicho –
Kocham cię, dlatego tutaj jestem.
Silny dreszcz
wstrząsnął nastoletnim ciałem. Znów te słowa, te wielkie słowa, którym nie
potrafił podołać. Nie spuszczał wzroku z twarzy Adama, który mimowolnie się
uśmiechnął.
- Mógłbyś się
ogolić – Rzekł Lambert.
Bill zmrużył
oczy i uderzył Adama w ramię – Przeszkadza ci to?
- Gdybym chciał
cię pocałować…
- Adam! – Bill
wstał – Do widzenia.
- No przestań –
Roześmiał się Lambert i pociągnął chłopaka za rękę – Ciężki charakterek.
Bill wyrwał się
z uścisku i ruszył w stronę drzwi, po drodze potykając się o szafkę.
- Scheisse! –
Syknął - To przez ciebie!
Czarnowłosy
uniósł brwi i roześmiał się. Podszedł do Kaulitza – Nie gniewaj się. Wszystko
mi wybaczysz.
Bill mimowolnie
się uśmiechnął. Spojrzał na Adama, który delikatnie pchnął go na ścianę.
Czarnowłosy łagodnie zderzył się z zimną powierzchnią i nim zdążył się
zorientować, Lambert stał tuż przed nim. Złapał starszego mężczyznę za ramiona
i zamienił ich pozycje, przybijając wokalistę do ściany.
- Nie myśl tak
głośno, bo pielęgniarki usłyszą.
Lambert zaśmiał
się – To ty masz kosmate myśli.
- Co?! – Bill
pchnął Adama, który śmiał się głośniej.
- Sam przyznałeś!
- Głupek! –
Odwrócił się obrażony. Słysząc chichot za swoimi plecami nie mógł powstrzymać
się przed mimowolnym uśmiechem. Zamknął oczy i zaśmiał się sam do siebie,
kiwając przy tym głową.
Adam wpatrywał
się w czarnowłosego nastolatka i oparł dłonie o jego szczupłe ramiona. Zamyślił
się; niedługo ślub Neila. A ja wciąż sam.
Marona
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz