12. Braille; pierwsza próba
Adam zbliżył się nieśmiało
do łóżka, na którym leżał Bill i zajął miejsce na krześle tuż obok krawędzi
metalowej ramy.
- Podziwiam cię, że
przychodzisz tutaj tak często. Nie znoszę szpitali.
Lambert na moment zawiesił
głos i rozejrzał się po sali – Chyba jesteś przyzwyczajony do innych
standardów? – Spytał łagodnie, wpatrując się w plastikowe ramy okien.
- Jeśli mam być szczery, to
miejsce nie dostałoby nawet jednej gwiazdki. Gdyby nie Tom, zdechłbym z głodu –
Rzekł Kaulitz, starając się być grzecznym dla uprzejmego gościa.
Adam uśmiechnął się pod
nosem i przesunął wzrokiem po klatce piersiowej, brzuchu i biodrach chłopaka,
skrytych za materiałem piżamy – Chyba i tak donosi ci za mało.
- Jeden komentarz na temat
mojej wagi, a wyjdziesz tamtędy – Rzekł Bill, wskazując na okno.
- Nie ten kierunek –
Zauważył Lambert – Drzwi są po przeciwnej stronie.
Bill mruknął coś pod nosem –
Więc ta droga może będzie lepsza.
Lambert uśmiechnął się
szeroko – Jesteś strasznie złośliwy.
- A ty szczery, panie
Lambert – Odparł Kaulitz i położył się uprzednio poklepując poduszkę – Dowiem
się czegoś o tobie, czy pozostaniesz dla mnie anonimowym artystą?
Adam zamilknął na moment;
nie wiedział od czego powinien zacząć.
- Jestem piosenkarzem, biorę
udział w amerykańskiej edycji Idola.
Bill parsknął śmiechem i
pokręcił głową – W porządku – Rzekł, uśmiechając się pod nosem – Przeszedłeś
pre-casting?
Adam uniósł brwi – Za
tydzień walczę o miejsce w ćwierćfinale.
- A… - Bill jęknął i
rozchylił wargi – Aha.
Adam przygryzł wargi i
zerknął na szafkę stojącą przy łóżku; jego uwagę przykuła plastikowa tabliczka
pełna liter i wypustek
- Uczysz się Braille’a? –
Spytał czarnowłosy, biorąc do rąk lekki przedmiot
- Mam alergię na to słowo –
Mruknął Kaulitz i odgarnął z czoła łaskoczący jego policzek kosmyk – Nie tknę
tego.
Adam z zaciekawieniem
przyglądał się alfabetowi – Powinieneś spróbować, to przydatne.
- Też twierdzisz, że
pozostanę ślepy do końca życia? W takim razie wynoś się stąd – Warknął,
podciągając się do pozycji siedzącej. Miał dość przyjmowania wyrazów
współczucia i słów, które nie zawierały w sobie nadziei.
- Hej, spokojnie – Rzekł
delikatnym głosem Adam – Wcale tak nie uważam. Nie cierpisz na brak książek?
Mógłbyś nadrobić braki, zwłaszcza teraz, gdy większość czasu spędzasz w łóżku.
- Zanim się tego nauczę,
będę już zdrowy – Rzekł Bill, z głosu którego biła pewność siebie – Poza tym
mam muzykę. Ona znaczy dla mnie więcej niż jakaś papierowa fikcja.
Adam uderzył palcami w
plastikową płytkę – Może powinieneś chociaż spróbować? Tak łatwo się poddajesz
i odpuszczasz? – Lambert potrafił manipulować i wpływać na ambicje.
Bill zawahał się – Nie chcę
tego. Odpuść.
Czarnowłosy przewrócił
oczami i westchnął ze zrezygnowaniem – A jeśli ja też będę się uczył tego
języka?
- Po co? – Mruknął Kaulitz.
- Podobno każda wiedza na
coś się przyda. Podaj mi swoją dłoń – Rzekł Adam, przenosząc wzrok na
towarzysza – No, śmiało.
Bill milczał dłuższą chwilę
– Daj spokój – Rzekł i wpatrywał się w obiekt przed sobą. Nie potrafił zgadnąć
co to takiego. Panująca cisza zaczęła przeszkadzać mu coraz bardziej.
- Uszanuj dobrą wolę
personelu, nie w każdym szpitalu można dostać dostęp do takich materiałów.
Tylko dwie litery – Rzekł Adam. Uśmiechnął się, gdy spostrzegł, że Bill wysuwa
dłoń za krawędź łóżka. Lambert podsunął pod jego palce tabliczkę z alfabetem.
Kaulitz przesunął opuszkami po drobnych wypustkach
- I co, aż tak bolało?
- Nie tak, jak ostatni atak
– Wycedził Bill, wspominając ostatnie wydarzenie, które spowodowało u niego
gwałtowne pojawienie się zimnego potu. Jedno z najbardziej bolesnych uczuć,
jakie można doznać.
- Widziałem, jak bardzo
cierpiałeś. Na szczęście teraz jest w porządku – Rzekł Adam i spuścił wzrok,
gdy poczuł, że palce Billa otarły o jego dłoń. Bardzo delikatny i nieśmiały
dotyk zostawił po sobie ślad w postaci przyjemnych dreszczy, przypominających
nitki przewodzące słabe impulsy elektryczne.
- To jest „A?” – Spytał
Bill, zatrzymując palec na początku alfabetu.
- Nie, to „B” – Odparł
łagodnie Adam i pozwolił Kaulitzowi odszukać właściwego znaku – Czujesz?
- Tak – Powiedział cicho
czarnowłosy – W takim razie to będzie „B” – Rzekł, gdy trafił na sąsiedni układ
znaków.
- Zgadza się – Rzekł Adam,
wodząc wzrokiem za szczupłymi palcami chłopaka, które nieśmiało odkrywały małe
pole. Powoli uniósł wzrok na twarz młodego piosenkarza. Zatrzymał wzrok na
zaróżowionych wargach chłopaka, były one delikatnie rozchylone. W pewnej chwili
Bill nieświadomie i subtelnie przesunął czubkiem języka po linii swoich ust, a
ich kąciki wygięły się w delikatnym uśmiechu. Adam uśmiechnął się w odpowiedzi
i poczuł przyjemny skurcz w okolicach żołądka. Westchnął cicho i spojrzał w
oczy Billa, które kryły w sobie największą tajemnicę. Były nieobecne, uśpione,
a mimo to nie straciły blasku. Adam ponownie zapatrzył się na wargi chłopaka, a
jego wzrok leniwie powędrował wzdłuż kości policzkowych, zatrzymał się na
dłużej przy płatku ucha, by zaraz powędrować po smukłej szyi i ostatecznie wrócić
do jasnych, zwilżonych językiem warg.
- Jeśli pozwolisz, chcę
zostać sam. Jestem śpiący – Rzekł Bill, cofając dłoń – Straciłem poczucie doby.
- Rozumiem – Odpowiedział
Adam, a w jego głosie pobrzmiewała nuta rozczarowania – Cieszę się, że mogłem
cię dziś zobaczyć.
- Chciałbym powiedzieć to
samo – Odparł Bill, wtulając się w poduszkę – Mogę mieć do ciebie prośbę?
Lambert wstał i zarzucił
płaszcz na ramiona – Słucham?
- Poproś ochronę, by nikogo
już dziś nie wpuszczali. Poza rodziną i zespołem.
- W porządku – Uśmiechnął
się Adam i cofnął na krok – Do zobaczenia.
- To nie jest najlepsze
pożegnanie w tym momencie – Rzekł Bill, wodząc ręką po szafce. Kiedy trafił na
swój odtwarzacz muzyki, schował ręce pod kołdrę – Cześć.
Adam spełnił prośbę Kaulitza
i udał się do swojego samochodu. Z uśmiechem na ustach przemierzał drogę do
domu.
***
Znałem to miejsce; szpitalna
łazienka. Kiedy uniosłem powieki dostrzegłem czarnowłosego, wysokiego
nastolatka, który miał na sobie cienki, bawełniany szlafrok. Chłopak uśmiechnął
się tajemniczo i rozwiązał supeł, następnie jego smukłe palce powędrowały w
okolice ramion, by złapać krawędzie materiału. Zaczął zsuwać szlafrok,
stopniowo odsłaniając swoje ciało; centymetr po centymetrze, z nutą
nieśmiałości oraz zmysłowości. Wyczuwałem jedynie oszalałe bicie swojego serca;
mało kto potrafił spowodować w mojej głowie tak duży chaos. Jego klatka
piersiowa unosiła się powoli i opadała, idealnie współgrając z tempem
przyspieszonego oddechu. Cofnął się na krok; odebrałem ten gest jako zaproszenie.
Zbliżyłem się do niego ostrożnie, bojąc się, że naruszę jakąś granicę; że
spłoszę go swoją śmiałością. Patrzył na mnie; jego duże, czekoladowe tęczówki
zwrócone były w stronę mojej twarzy, gdy złapałem go za kark i delikatnie
zsunąłem palce po jego szyi i obojczyku; drżał. Czułem ten strach, równie silny
jak pragnienie zbliżenia się do mnie. Sprawiał wrażenie porzuconego zwierzęcia,
proszącego o przygarnięcie. Poczułem jak miękki materiał spoczął u mych stóp;
wykorzystałem ten fakt i postanowiłem dotknąć jego pleców. Moje ręce
machinalnie zsunęły się na szczupłe biodra nastolatka i przybiły je do mojego
ciała. Zacisnął powieki, jakbym sprawił mu ból; nie zamierzałem go skrzywdzić.
- Chcę ciebie – Wyszeptał mi
do ucha. Jego głos był ciepły, przesiąknięty obcym mi uczuciem, którego nie
potrafiłem zdefiniować. Wtulił się we mnie ufnie, czekając na kolejny krok, na
moją decyzję. Nie potrafiłem w tym momencie logicznie myśleć, rozważać co się
stanie, czy mogę pozwolić w ten sposób poprowadzić zajście, które miało miejsce
w tej cichej, pustej toalecie. Zacisnąłem powieki, wpijając się w jego
rozchylone, rozpalone wargi, pragnące poczuć na sobie mój długo wyczekiwany
pocałunek.
Adam otworzył oczy i
westchnął głośno. Budzik wskazywał godzinę 2:35, za oknem panowała absolutna
cisza. Dawno nie śnił; senne marzenie nawiedziło go po raz pierwszy od kilku tygodni. Wtulił się w poduszkę i
opuścił powieki, by przypomnieć sobie chociaż kilka momentów, które przed
chwilą widział w swojej głowie.
Marona
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz