sobota, 19 maja 2012

25. Starzy znajomi


25. Starzy znajomi

Dawno nie obudził się tak wyspany. Leniwie wyciągnął ręce. Dopiero po chwili doszło do niego, iż ktoś pukał go w ramię.

- Dzień dobry, panie Kaulitz. Przyniosłam panu lekarstwa – powiedziała pielęgniarka. Chłopak w odpowiedzi otworzył dłonie, by wziąć od niej kilka tabletek i plastikowy kubek wody.
- Dziękuję – odparł i połknął lekarstwa. Popił je wodą.
- Jak się pan czuje?
- Ciężko powiedzieć, dopiero się obudziłem – odrzekł. O dziwo był w całkiem dobrym humorze. To pewnie zasługa leczniczego snu. – Długo spałem?
- O, całkiem długo. Co prawda od czasu operacji budziłam pana kilka razy, jednak pan niemalże od razu szedł spać z powrotem.
- A kiedy była operacja?
- Przedwczoraj.

„No Kaulitz, teraz to przesadziłeś.”

- Nigdy tyle nie spałem – zaśmiał się z odrobiną zażenowania.
- Nie ma się czym martwić. Mam jednak nadzieję, iż teraz nie pójdzie pan znów spać. Proszę nie zrozumieć mnie źle…
- Nie, na razie wystarczy mi snu – rzekł, uśmiechając się. Podrapał się po głowie i przez przypadek zawadził palcem o bandaż.
- Za kilka minut przyjdę zmienić panu opatrunek – oznajmiła pielęgniarka, po czym opuściła pomieszczenie.

Nastolatek wstał z łóżka, by rozprostować kości. Rozległo się kilka głośnych trzasków. Tak, jego stawy dawno nie były używane.

Po kilku sekundach, gdy jego ciało już się rozbudziło, poczuł silną potrzebę zniknięcia w toalecie na jakiś czas.

*

Prysznic zupełnie go rozbudził. Nic nie działało tak kojąco jak masująca ciało gorąca ciecz. Zmiana ciuchów w jego przypadku również wiele dała. Drażnił go tylko ten przeklęty bandaż. Na dodatek nic nie mógł na to poradzić, przecież go tak po prostu nie zdejmie. Może przy zmianie opatrunku pielęgniarka da mu chwilę wytchnienia od dotyku tego irytującego materiału.

Przeżył. Operacja, coś, co prześladowało go niczym najczarniejszy koszmar, przebiegła sprawnie. Choć nie znał szczegółów, fakt, iż wciąż chodził po tym świecie był dla niego wystarczającym dowodem. Dla pewności przejechał opuszkami palców po zimnej ścianie. Czuł chłód i wszelkie nierówności. Nie mógł być martwy! A może to tylko sen? Uwierzyłby w to, jednak do tej pory zawsze gdy śnił, widział. Tutaj dostrzegał jedynie próbujące przebić się przez bandaż światło. Gdyby kiedyś mógł jeszcze normalnie zobaczyć świat… Nie kolorowe bezkształtne plamy, świat. Przedmioty, ludzi, zwierzęta, rośliny… Nawet krzesło wydałoby mu się wtedy ciekawe. Zaśmiał się. „To już nie wróci. Może przynajmniej będę mógł żyć bez bólu.”

Zadrżał na myśl o atakach, które kilka razy go nawiedziły. Nigdy przedtem nie przeszedł podobnej męczarni i miał szczerą nadzieję, że już nigdy nie będzie musiał. Kompletny paraliż ciała. Cierpienie nie do opanowania.

„Gdyby nie Adam…”

Mimo chaosu, który wtedy wziął władzę nad jego umysłem, zapamiętał, co stało się podczas tych dwóch ataków. Jak o mało co nie spadł z łóżka. Jak niemalże stracił przytomność pod prysznicem zamknięty od środka. Obcy mężczyzna uratował go dwa razy, nie wspominając już o późniejszej opiece. Brunet miał u niego dług wdzięczności. Myślał, co mógłby zrobić, aby wynagrodzić mu te wszystkie rzeczy. Wszystko to i złamane serce. Może poprosi Davida o pomoc w rozwinięciu jego kariery? Taki głos nie może się zmarnować. Chociaż może lepiej nie próbować ze względu na prasę? Przeklęte pismaki!

Oparł się ręką o parapet. Czuł się co najmniej…nietypowo. Przez ostatnie tygodnie był wiecznie zmęczony, miał utrudniony kontakt z rzeczywistością. Teraz wreszcie pozbył się tego uczucia. Z drugiej strony jednak miał wrażenie, że coś jest nie tak z jego oczami. Pewnie to tylko takie wrażenie po operacji, lecz nie był przekonany, czy tak powinno być. Zapyta o to pielęgniarkę, gdy ta przyjdzie zmienić mu opatrunek.

Nagle drzwi otworzyły się z wielkim impetem.

- Proszę panów, tam nie wolno!
- Bullshit! – odpowiedział pielęgniarce męski głos. – Bill! - „Ten głos…” – Jak ci leci? – „Niemiecki?”
- Bushido! – odgadł wreszcie chłopak.
- I Kay One!

Cała trójka przywitała się ze sobą.

- Przyjechaliśmy pozałatwiać kilka spraw, a że usłyszałem na mieście, że tu leżysz, postanowiliśmy wpaść.
- Jak to „na mieście”? – przeraził się. – Wszyscy normalnie wiedzą, że tu jestem?!
- Jak ty coś chlapniesz, stary… - zamarudził młodszy mężczyzna. – Jego menago nam się wygadał.
- Myślałem, że załapiesz, Billy. Jesteś sztywny jak zawsze.
- Bardzo zabawne. Ej! – podniósł głos, czując, iż ktoś wodzi mu ręką przed nosem.
- Sorry, ciekawość była silniejsza.
- Ogarnij się, Kay. Racja, prasa o tym nie wie. Za to o tym, że nie widzisz, wiedzą już wszyscy w Niemczech.
- I, znając waszą „armię”, także w Europie, jeśli nie na świecie.
- To niestety prawda – westchnął Bill. – Co nie znaczy, że nie czuję, gdy coś przelatuje mi przed twarzą!
- Sztywniak.
- Sztywniak.
- Niech wam będzie.
- Kiedy wracasz do roboty?
- Nie wiem – powiedział cicho. Jego dobry humor prysnął jak bańka mydlana. – Nie mam pojęcia.
- O, rany – rzucił Kay One.
- Młody – Bushido poklepał wokalistę po ramieniu. – Ty i reszta poradzicie sobie. Nie takie rzeczy się zdarzają. Wiedz, że wbrew pozorom wiele osób na was liczy. I my was wspieramy. Ta sama branża, ten sam kraj – musimy się wspierać. Nie, Kay?
- Prawda.
- Dzięki, to motywujące.
- Spoko.
- Ale widzę, że ktoś chyba wie, gdzie jesteś – Kaulitz przekręcił pytająco głowę. – Widzę pudełko czekoladek.
- Czekoladek?
- Nie, kondomów.
- Kay…
- Pewnie Tom je przyniósł – chłopak wzruszył ramionami. „Albo Adam.” – Zagadam do pielęgniarki, kiedy tu przyjdzie.
- Spoko. To my nie będziemy przeszkadzać.
- Zwijacie się?
- Wiesz jak jest, najpierw interesy. Siema młody!

*

Nie czekał długo na przybycie pielęgniarki. Pojawiła się w pokoju dosłownie kilka minut po wyjściu raperów.

- Myślę, że to ostatnia zmiana – powiedziała miło kobieta. – Miałeś jakieś bóle?
- Nie, do tej pory nie – odpowiedział.
- To świetnie.
- Długo spałem, więc nie miałem, kiedy się o to zapytać. Czy operacja się udała?
- Nie było żadnych komplikacji. Efekt zobaczymy w ciągu najbliższych dziesięciu dni.
- Dziękuję.

Kobieta usiadła na łóżku, obok czarnowłosego, by zyskać swobodny dostęp do bandaża.

- Kto przyniósł tutaj czekoladki? – zagadnął Bill.
- Te? Ten chłopak z drugiego miejsca w Idolu. Zależało mu na tym, żeby się z panem spotkać, czy dowiedzieć się czegoś o tym, jak się pan czuje. Musiałam go odprawić, ponieważ nie możemy udzielać takich informacji osobom trzecim, które nie są rodziną pacjenta. Kazał przekazać pozdrowienia oraz te czekoladki.
- A mój brat? Był tutaj?
- Nie widziałam go na mojej zmianie. Wiem, że dzwonił, żeby zapytać, czy wszystko w porządku, lecz nic więcej nie wiem.
- Rozumiem.

„Dzięki Tom…”

- Proszę się nie ruszać.

Posłusznie wypełnił polecenie. Pomału tracił kolejne warstwy materiału. Nietrzymane niczym gaziki upadły na podłogę.

Bill odruchowo uchylił powieki. Syknął i odwrócił głowę. Schował twarz w dłoniach.

- Panie Kaulitz! Wszystko w porządku?

Milczał. Powoli rozprostował się i ponownie otworzył oczy, tym razem przysłaniając je dłonią.

Tego ranka przez jego ciało przeszedł istny tajfun emocji. Wpierw przerażony, później zdezorientowany, a wreszcie… Rzucił się na zupełnie pogubioną w tym wszystkim pielęgniarkę. Dopiero jego łzy uświadomiły jej, co się właściwie stało.

*

- Halo?
- Tom?
- No tak. Wszystko w porządku?
- Ogólnie tak.
- To świetnie. Mówiłem, że nie ma się czego bać.
- Tom.
- Co się dzieje? Mów szybko, muszę zaraz wrócić na spotkanie.
- Ja widzę, Tom. Ja znowu widzę…

Drache

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz