15. Plakat
Ze
smakiem zjadł przyniesiony mu przez brata posiłek. Nie jadł nic od wczoraj i
już powoli robiło mu się od tego słabo. Co prawda nie miał apetytu, lecz jego
organizm potrzebował energii. Jadł więc trochę na siłę. Dobrze, że miał chociaż
szansę dostać coś smacznego, a nie danie dobrane mu przez lekarzy czy
pielęgniarki. To co prawda miało się lada dzień zmienić, jednak póki co, mógł
cieszyć się swoim ulubionym spaghetti.
-
Nie wiem, jak przetrwam na tym szpitalnym żarciu – żalił się bliźniakowi.
Odłożył puste opakowanie na podłogę.
-
Nie będziesz miał wyjścia. Kolejny luksus, z którego będziesz musiał
zrezygnować – Tom pomógł mu wytrzeć twarz. Zawsze brudził się przy jedzeniu
spaghetti. Jak dziecko. – Jak się dzisiaj czujesz?
-
Zmęczony jak ciągle ostatnio. Te leki dają mi nieźle w kość.
-
A ból?
-
Dzisiaj bałem się, że dostaję ataku – brat nerwowo poruszył się na krześle. –
Już wszystko w porządku. To pewnie z nerwów.
-
Leki powinny to zupełnie niwelować – zaniepokoił się starszy Kaulitz. – Musisz
się uspokoić. To tylko zabieg. Nie będą cię rozcinać i wyjmować flaków.
-
Przestań! – warknął Bill. Od samej myśli o czekającej go operacji robiło mu się
niedobrze.
-
Ej, a co to za pudełko?
Dało
się słyszeć głośny szelest folii. Gitarzysta położył pakunek na łóżku.
-
Dostałem to dzisiaj od tego całego Lamberta. Podobno jest tam jakieś żarcie.
-
Prezenty od cichego wielbiciela?
-
Czepia się mojej wagi! – prychnął.
-
Kto by się nie czepiał. Wiesz, że wyglądasz jak szkielet. Szpital ci w tym nie
pomaga.
-
Odwal się.
-
Ej, spokojnie! Jeśli ty nie chcesz to ja chętnie to zjem. O rany! – podniósł
głos po uchyleniu plastikowego pudełka. – Tak, możesz w całości mi to oddać.
-
Co tam jest?
-
Naleśniki z serem i sosem czekoladowym.
-
Nie boisz się, że to zatrute czy coś?
-
Niby tak – Tom chwilę się zastanowił. – A co tam! Umrę z pełnym żołądkiem.
-
Pajac – westchnął młodszy z braci. – Racjonalnie myśląc, gdyby miał mi coś
zrobić, zrobiłby to już wcześniej.
-
Może chce najpierw zdobyć twoje zaufanie? Nie, masz rację. Miał przecież dużo
okazji.
-
Po co znanej osobie zabić inną znaną osobę? Na dodatek, kiedy samemu jest się
tą bardziej rozpoznawalną personą w danym kraju?
-
Na świecie masz pełno świrów. Ha! – chłopak parsknął śmiechem. – A może…
-
Hm?
-
Może…
-
Co znowu wymyśliłeś?
-
Może on na ciebie leci?
Bill
zamarł. Zastygł w bezruchu, czując jak cały kolor natychmiast zszedł z jego
twarzy.
-
Hahaha!
-
Zamknij się! To nie jest śmieszne!
-
Daj spokój. Podobno to niezły „towar”.
-
Jak to „podobno”?
-
Jestem hetero – nie ocenię. Za to małolaty twierdzą, że tak. Może by ci się
spodobał.
-
Nie jestem pedałem!!! – wybuchnął czarnowłosy.
-
Nie kręcą cię umięśnione klaty?
-
Wolę cycki. Duże cycki! Tak samo jak ty, kretynie!
-
A ten plakat?
-
Jaki plakat?
-
Już nie pamiętasz? – zamruczał starszy Kaulitz. – Ta umięśniona klata.
-
Przestań.
-
Mokra opinająca koszulka…
-
Czy do końca życia będziesz mi wypominał ten durny plakat, który kiedyś, będąc
gówniarzem, powiesiłem na ścianie?! Dorośnij wreszcie Tom!
-
Lubię cię tym wkurzać. Zawsze dostajesz piany, gdy schodzę na te tematy.
*
Obudził
się wyjątkowo zmarznięty. Musiał zapomnieć zamknąć okno przed snem albo to
pielęgniarka je otworzyła, a potem beztrosko wyszła z pokoju. Zatrząsł się i
spróbował lepiej okryć się kołdrą. Niewiele mu to dało. Czemu w szpitalach mają
kołdry niewiele grubsze od prześcieradła?
-
Apsik!
Przeziębienie,
tylko tego mu brakowało. Gdyby tylko miał więcej siły, mógłby zamknąć to okno…
Chciał
poprawić sobie przykrycie, lecz ktoś zrobił to za niego. „Super, znowu on…”
Trzask zamykanego okna.
-
Dzięki – zacharczał. „No nie! Już mam chore gardło?”
-
Nie ma sprawy.
Ucichli.
Chłopak poleżał chwilę, po czym podniósł się i sięgnął pod łóżko.
-
Podać ci coś?
-
Nie. Nie, dzięki.
Wyciągnął
z torby jedną ze swoich bluz. Zaczął ją zakładać, zastanawiając się, czy aby na
pewno jest po dobrej stronie, ale ostatecznie, kogo to obchodzi.
Z
powrotem skrył się pod warstwą materiału.
-
Może chcesz się napić czegoś gorącego?
Mruknął
twierdząco. Usiadł podkładając sobie poduszkę pod plecy.
-
Uważaj, gorące.
-
Dzięki – powiedział cicho i zanurzył usta w napoju. Gorącym, ale zarazem tak
przyjemnie rozgrzewającym jego ciało. Uśmiechnął się lekko. – Nie mogę
zrozumieć, czemu tu przychodzisz.
-
Lubię pomagać – odparł wesoło Lambert.
-
Trzeba było zostać pielęgniarką – zaśmiał się Bill.
-
„Pielęgniarzem”, jeśli już – poprawił go mężczyzna.
-
Przepraszam.
Dopił
czekoladę do końca. Poparzył sobie przy tym język, ale co tam. Ta czekolada
była tego warta.
Odłożył
plastikowy kubek na szafkę.
-
Dobre?
-
Bardzo – charknął. Gardło twierdziło inaczej. – Jaki dziś dzień?
-
Czwartek.
-
Zupełnie tracę tu poczucie czasu – nastolatek przetarł twarz. Nagle poczuł, że
musi wyjść.
Już
chciał wstać, lecz w ostatniej chwili zdał sobie sprawę, że czegoś mu brakuje.
Przejechał ręką po pościeli.
-
Nie widzisz tu gdzieś moich spodni?
-
Moment. Są. Spadły na podłogę. Podam ci.
-
Dzięki.
Próbując
chwycić za kawałek materiału, trafił na sporą męską dłoń. Biło od niej
niesamowite ciepło, które zatrzymało jego rękę w miejscu na dłuższą chwilę.
Przejechał po skórze opuszkami palców, zastanawiając się, jak może wyglądać.
Jaki może mieć kolor? Czy on też ma długie, szczupłe palce, czy może są
krótsze? Masywniejsze? Może też maluje paznokcie? Choćby na występy?
Przeraził
się, gdy zdał sobie sprawę, co właśnie robi. Szybko zabrał mężczyźnie swoje
dresy.
-
Ja przepraszam! Ja…
-
Nic się nie stało – powiedział miło Adam. Dziewiętnastolatek musiał mieć
strasznie zakłopotaną minę.
-
Ja po prostu… - stopniowo ściszał głos. – Ja już zapominam, jak to jest
widzieć.
Dotykiem
znalazł troczki z przodu swoich spodni i ubrał się, przysłaniając kołdrą.
Wodząc ręką po ścianie pokoju, żwawo poszedł do łazienki.
*
Po
powrocie nadal czuł się zmieszany. Zachował się jak jakiś świr! Co on sobie o
nim pomyśli? Pewnie, że jest jakiś niewyżyty. Prasa miałaby materiał na następny
tydzień, a fanki do końca kariery nie dałyby mu o tym zapomnieć.
Tak
spanikował, że zapomniał uważać, dokąd idzie. Uderzył goleniem w ramę łóżka.
-
Scheisse! – syknął. Wskoczył do łóżka i zaczął rozcierać bolącą nogę.
-
Żyjesz?
-
Ale jestem głupi! – wściekał się Kaulitz. Ból jak na złość nie chciał minąć.
-
Nie przesadzaj. Ja kiedyś trafiłem do szpitala, bo miałem wypadek pod
prysznicem. Pośliznąłem się, uderzyłem w coś i rozciąłem sobie nogę. Nie śmiej
się! Tak było!
-
Przepraszam, ale to brzmi…unglaublich… Ciężko w to uwierzyć – śmiał się Bill.
-
A w zeszłym roku mój przyjaciel szedł pijany z pokoju do pokoju, potknął się o
dywan i uderzył głową w stół w jadalni.
-
Hahaha, serio?
-
Serio.
-
Akcje po pijaku są najlepsze. Ja kiedyś po pijaku napisałem wiadomość do fanów,
że jestem gejem czy coś. Menadżer prawie mnie za to zabił.
-
Wyobrażam sobie…
-
Na dodatek tego nie pamiętam. Większości rzeczy, które zrobiłem po pijaku, nie
pamiętam. Dowiaduję o nich od brata czy kolegów.
-
Ja się kiedyś dowiedziałem, że tańczyłem na rurze w barze dla gejów.
-
O Boże! Hahaha! Dobrze ci szło?
-
Wątpię. Byłem młody, gruby i nie umiałem tańczyć.
-
David by mnie kilka razy zabił za taki pomysł.
-
David?
-
Nasz menadżer.
-
Chyba przesadzasz.
-
Uwierz mi, że nie.
-
Nudziaaaarz… - ziewnął Lambert.
-
A ty jesteś taki rozrywkowy?
-
No pewnie! Nie mam czasu się zamartwiać całe życie. Powinieneś kiedyś
spróbować.
-
Wolę twardo stąpać po ziemi.
-
Kolejny nudziaaarz! – przedrzeźniał go Adam.
-
Wcale nie!
-
Właśnie, że tak.
-
Przestań.
-
Nudziarznudziarznudziarz…
-
Przestań!
-
Haha! Niech ci będzie. I tak już muszę lecieć.
-
Miłego dn… Ej! – jęknął Bill, czując, że coś jest nie tak. – Co ty…
Cmok.
Zaniemówił.
Zastygł w bezruchu jak zaklęty, gdy wargi mężczyzny spoczęły na jego ustach. W
uszach rozbrzmiał mu dziki śmiech mężczyzny. Zaczął wściekle wycierać się
rękawem. Fuj! Fuj! Fuj!
-
Ty… - warknął, zaciskając pięści.
-
Hahaha, żebyś widział swoją minę!
-
Zabiję cię dowcipnisiu!!!
-
Chyba nie! – rzucił na odchodnym, wybiegając z pokoju. – Pa paaaaaa! Haha!
-
Pieprzony pedał! – syknął już bardziej do siebie. Wciąż czuł na sobie usta tego
dziwnego faceta, który okazał się być bardziej nienormalny niż on sam.
Drache
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz