sobota, 19 maja 2012

28. Cała naprzód


28. Cała naprzód

Dla całej rodziny Lambertów ten dzień był wyjątkowo ważny. Po długiej ceremonii zaślubin, kilkanaście samochodów ruszyło drogą wiodącą ku sali bankietowej, gdzie miało odbyć się wesele.
Adam stukał nerwowo palcami w obicie foteli luksusowego mercedesa, będącego własnością jego wuja. Na szczęście wokalista zajął miejsce z tyłu; nie musiał wysłuchiwać paplaniny Tommy’ego i pouczeń Krisa. Potrzebował samotności, nastrojenia się przed tym spotkaniem.
Samochód zatrzymał się na placu przed niskim, lecz wyjątkowo dekoracyjnym budynkiem. Niebieskie oczy wpatrywały się w potężny taras, z którego rozciągał się widok na ogrody i jezioro. Mimowolny uśmiech wstąpił na oblicze piosenkarza. Co kilka chwil odwracał się, szukając wśród przyjaciół i rodziny młodego bruneta. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz denerwował się do tego stopnia. Przed pierwszą randką w liceum? Wykorzystując chwilowy zamęt spowodowany problemem z aparatem fotografa, udał się na krótki spacer, pozwalający mu odetchnąć.
Ogród był rzeczywiście wspaniały; wonne, kolorowe kwiaty rozkwitały, tworząc niesamowite mozaiki na zielonym gruncie. Popołudniowe słońce odbijało się w tafli jeziora, niezmąconego nawet drobnym podmuchem wiatru. Gdy usłyszał warkot silnika, natychmiastowo się obejrzał; na plac wjechało czarne Suzuki, z którego wysiadł Monte. Serce w piersi Adama zaczęło bić tak mocno, że pulsowanie w skroniach spowodowało trudny do zniesienia ból. Niepewnym krokiem ruszył w stronę samochodu, gdy drzwi pasażera otworzyły się.
Zamarł; nie znał Billa w takiej odsłonie, nie na żywo. W ostatnim czasie nastolatek był dla niego niewidomą ofiarą, ubierającą się naprzemiennie w dwie piżamy, jego włosy były zwykle roztrzepane, bądź niedbale związane w gumkę. Trochę nierozgarnięty, mało sympatyczny idol nastolatek. Tym razem miał wrażenie, że widzi zupełnie innego człowieka. Przystojnego, poważnego mężczyznę.
Gdy ich spojrzenia spotkały się, Adam poczuł silne ukłucie w dole klatki piersiowej. Czarny garnitur, będący kwintesencją stylu, klasy i elegancji idealnie leżał na szczupłym ciele wysokiego chłopaka, który tego dnia zadbał o każdy detal; od bardzo delikatnego makijażu, po fryzurę i adekwatną ilość biżuterii. Czarne, klasyczne rękawiczki zdobiły jego wątłe dłonie. Po chwili na rozpromienionej twarzy pojawił się sympatyczny uśmiech. Bill ruszył pewnym krokiem w stronę wysokiego muzyka. Adam tego dnia wyglądał równie pociągająco i przystojnie. Ten wieczór był dla nich wszystkich wyjątkowo ważny.
Kaulitz kiwnął głową, patrząc na garnitur przyjaciela – Tom Ford, kolekcja jesień/zima  2008?
Lambert zaniemówił na dłuższą chwilę, po czym roześmiał się – Jesteś bezbłędny! – Westchnął, wpatrując się w bruneta – Jestem zobowiązany przedstawić cię niektórym osobom. Niesamowicie się cieszę, że tutaj jesteś.
Bill w odpowiedzi uśmiechnął się i obejrzał za siebie. Brakowało mu towarzystwa ludzi.
***
Czarnowłosy nastolatek mierzył wzrokiem gości. Nie znał nikogo, oprócz Adama.
- A gdzie masz okulary? – Spytał Lambert.
- Założyłem soczewki – Odparł Bill, uśmiechając się pod nosem. Tuż przed wyjściem szukał tłumaczenia tego słowa. Po chwili poczuł czyjąś dłoń na swoim ramieniu; odwrócił się widząc pana młodego.
- Witajcie, Adam, świetnie, że jesteś – Odparł Neil, przytulając brata. Bill wstał i z zakłopotaniem spojrzał na bruneta.
- Bill, prawda? – Spytał Neil, ściskając dłoń Kaulitza, który kiwnął głową – Bawcie się do białego rana, jeśli czegoś zabraknie jesteśmy do waszej dyspozycji.
- Niestety sprawy zawodowe zatrzymały mnie i nie mogłem być na ślubie, ale gratuluję – Rzekł Bill, sklejając zdanie pozbawione gramatycznego sensu. Neil uśmiechnął się serdecznie.
- Dziękuję. Wybaczcie mi, pójdę porozmawiać z rodzicami – zajęli się sprawą tortu, jeszcze do was wrócę – Mrugnął i oddalił się w stronę starszej pary.
Bill wodził wzrokiem za młodą dziewczynę, ubraną w śnieżnobiałą suknię.
- Jest śliczna – Rzekł, przypatrując się nieznajomej.
Adam również zwrócił wzrok w jej kierunku – To prawda.
Chwilową ciszę przerwał dźwięk roztłuczonego szkła. Adam wychylił się i mógł przysiąc, że przed oczami minęła mu postać Tommy’ego. Pokręcił głową i westchnął pod nosem, licząc, że nie będzie się musiał wstydzić za przyjaciół.
- Kim jest Monte? – Spytał Bill, biorąc łyk niegazowanej wody, która przyjemnie zwilżyła jego suche gardło.
- To mój znajomy. Znamy się od dawna, zanim rozpocząłem karierę w Idolu , graliśmy razem. Gdy wydam płytę i doczekam się własnej trasy, najprawdopodobniej będzie moim gitarzystą – Odparł z dumą. Cenił Pittmana; miał ku temu powody.
Bill kiwnął głową – Zaraz wrócę – Rzekł z uśmiechem i wstał od stołu, zmierzając w kierunku korytarza. Przyspieszył i otworzył drzwi toalety. Zatrzymał się przed umywalką i zwilżył czoło zimną wodą. Poczuł się słabo; nie wiedział czy to za sprawą silnych leków czy emocji. Za pewne jednego i drugiego. Oparł dłoń o zimną porcelanę i usłyszał głośne śmiechy.
- Jaki z ciebie pajac, opanuj się!
Po chwili z kabiny wyszli dwaj mężczyźni. Jeden z nich był bardzo rozbawiony, na twarzy drugiego malowało się zażenowanie.
- O Bill, strasznie się zmieniłeś od czasu, gdy ostatni raz cię widziałem – Rzekł jeden z nich, podając rękę Kaulitzowi. Bill przez moment trwał w bezruchu, aż w końcu zdobył się na pytanie.
- Wybaczcie jeśli nie zgadnę, ale stawiam, że Kris i Tommy?
- Cwany lis, popatrz, domyślił się – Rzekł blondyn – Jasne, że tak. Najlepsi przyjaciele Adama.
- Gdyby Lambert  tylko mógł, sprzedałby cię za wielbłąda – Mruknął Allen na tyle cicho, że pozostali nie mogli go usłyszeć.
Bill zaśmiał się cicho i wzruszył ramionami – Miłego wieczoru – Rzekł i gdy miał wychodzić, Tommy zatrzymał go.
- O nie, nie uciekniesz nam tak łatwo. Jak on cię przekonał, byś tutaj przyjechał? – Spytał z zaciekawieniem basista.
- Byłem mu winny przysługę… - Odparł niepewnie Bill i zerknął na Krisa.
- Dobra, leć dzieciaku, bo twój luby już zdążył zatęsknić – Rzekł Tommy – Baw się dobrze – Poklepał go po ramieniu.
Brunet wykorzystał ten moment i opuścił toaletę.
„Adam miał rację, to naprawdę czarujący chłopak” usłyszał zza drzwi. Uśmiechnął się pod nosem na dźwięk tych słów.
***
Alkoholu tego wieczoru nie brakowało. Stoły zastawione po same brzegi były co kwadrans uzupełniane o kolejne smakołyki. Niemal wszyscy znaleźli się na parkiecie poza pojedynczymi osobami oraz Lambertem i Kaulitzem.
- Wybacz na moment – Rzekł Bill i wstał, jednak Adam powstrzymał go tym razem.
- Ciągle uciekasz, coś się dzieje?
- Nie.
- Źle się czujesz? – Spytał troskliwie, wzbraniając się przed wykonaniem czułego gestu.
- Nie, wszystko w porządku.
Wzrok Adama przeszył go na wskroś.
- Chodzi o tę bliznę… - Rzekł, przykładając palec do policzka – Nawet najlepszy korektor jej nie przykryje. Jest okropna.
Adam uśmiechnął się pod nosem i pokiwał głową.
- Tak cię to śmieszy? – Spytał ze zdenerwowaniem Kaulitz.
Lambert po chwili usiadł przodem do chłopaka i oparł dłonie o jego kolana.
- Bill, tego prawie nie widać. Nie rzuca się w oczy, a gdy to tuszujesz niemal w ogóle nie jestem w stanie tam nic zobaczyć – Rzekł, wpatrując się w orzechowe tęczówki – Masz piękną twarz. Naprawdę.
Kaulitz z zakłopotaniem odwrócił wzrok. Uciekał przed spojrzeniem Adama. Zerknął na młodą parę; tańczyli i bawili się tej nocy doskonale. Choć nie był sam, jakaś mała cząstka w jego sercu pragnęła zostać wypełniona wrażliwym uczuciem.
***
Adam zupełnie przypadkiem zwrócił wzrok w stronę tarasu; dostrzegł tam szczupłą, czarnowłosą postać, odwróconą tyłem. Musiała pochylać się nad barierką. Powolnym krokiem ruszył w stronę szeroko otwartych drzwi; letnie, wieczorne powietrze wypełniło jego płuca. Odetchnął i postawił lampkę szampana na szerokiej belce, o którą opierał się Bill. Czarnowłosy tępo wpatrywał się w oddalony, nieokreślony punkt, a po chwili zakołysał się nieznacznie.
- Chyba wypiłeś za dużo – Rzekł prześmiewczo Adam, stając bokiem do niemieckiego piosenkarza. Ten z oburzeniem na twarzy zwrócił się w jego kierunku.
- Nie tyle co ty.
- Mam mocną głowę – Rzekł Lambert mimo poczucia niekontrolowanego chaosu w głowie – Przyjemny dziś wieczór – Dodał, opierając się o barierkę.
- Straciłem poczucie czasu – Rzekł Bill, próbując zlokalizować w kieszeniach swój telefon.
- Przy mnie każdy je traci – Odparł Lambert – Wróćmy na salę, chcę jeszcze potańczyć – Rzekł, łapiąc Billa za nadgarstek i delikatnie pociągając w stronę drzwi.
- Nie – Jęknął przeciągle Bill, próbując wyrwać się z silnego uścisku. Poczuł zawrót w głowie; o tak, tej nocy z pewnością przesadził z ilością wypitego wina.
Lambert zaśmiał się – Dziesięć minut i masz ode mnie spokój na całą noc – Przewrócił oczami – Billy… - Niekontrolowanie pociągnął go za rękę mocniej niż poprzednio. Kaulitz, miał wykonać krok, jednak chaos w głowie odmówił nogom posłuszeństwa. Bill potknął się i gdyby nie Adam, leżałby już na ziemi. Ich klatki piersiowe i biodra złączyły się ze sobą. Kaulitz po chwili poczuł silne ramiona, obejmujące go w pasie. Powoli uniósł wzrok, czując niepewność a zarazem ciekawość. Poczuł kolejny zawrót głowy, gdy ich ciała przylgnęły do siebie mocniej. Co kilka chwil spoglądał w błękitne oczy Adama, czując wszystkimi zmysłami co zaraz może się wydarzyć. Badał wzrokiem jego pełne, rozchylone wargi. Nie miał siły się bronić; jego dłonie spoczęły na biodrach Lamberta.
- Tracę równowagę po prostu… - Rzekł, próbując się usprawiedliwić, gdy na twarzy czarnowłosego pojawił się znaczny uśmiech.
- Jasne… - Roześmiał się cicho Adam. Odgarnął ciemne włosy z czoła nastolatka – Jesteś tak cholernie pociągającym chłopakiem… Masz tego świadomość? - Dodał szeptem, nie bacząc, że ktoś za chwilę może przerwać tę magiczną chwilę.
Kaulitz uniósł wzrok i roześmiał się – Co wieczór całuję swoje plakaty, nie wiedziałeś?
- Powinieneś całować moje – Uśmiechnął się szeroko Adam, przesuwając dłońmi po plecach czarnowłosego. Bill poczuł przyjemne dreszcze w okolicach krzyża, gdy miał wrażenie, że dłonie Lamberta zsuną się niżej. Zatrzymały się jednak ponad linią bioder.
- Pochlebiasz sobie – Kaulitz uśmiechnął się, zbliżając do twarzy Adama. Musnął nosem jego policzek – Może to ty powinieneś całować moje, co?
Adam przygryzł dolną wargę, nie przestając się uśmiechać – Ja już spróbowałem pocałować cię na żywo.
- Jak to mówią? – Bill zamyślił się na chwilę – Do trzech razy sztuka?
Wymienili znaczące uśmiechy. Temperatura między nimi zaczęła rosnąć. W pewnej chwili odległość dzieląca ich twarze zaczęła się zmniejszać, by pozwolić ustom zatopić się w długim pocałunku. Adam wyczuwał drżenie warg Billa, ciepło jego ciała, smak jego miękkich ust. Napawał się chwilą, na którą tak długo czekał. Żadnego sprzeciwu; stopniowa uległość czarnowłosego dodała mu odwagi. Przesunął czubkiem języka po wargach Kaulitza, by delikatnie je rozdzielić. Nastolatek wzdrygnął się, jakby pewna granica została naruszona. Znieruchomiał i uniósł delikatnie powieki.
- Nie podoba ci się? – Wyszeptał Adam między rozchylone wargi Billa.
- Ja… a….
- Pragniesz tego … - Odparł równie cicho Adam i pocałował czarnowłosego ponownie, tym razem bez obaw i nieśmiałości. Jego wargi przesunęły się po gładkim policzku nastolatka, który zareagował niemal niemym westchnięciem. Nie sama pieszczota, ale świadomość tego co robi, doprowadzały go do białej gorączki. Odchylił głowę, pozwalając Adamowi delikatnie drażnić i kąsać jego delikatną skórę. Wplótł szczupłe palce w krótkie włosy bruneta, a z jego ust wydobył się cichy jęk. Odciągnął mężczyznę od swojej szyi i bez wahania wpił się w jego usta z taką zachłannością, na jaką nie zdobyłby się wcześniej. W tym momencie  zostawił za sobą wszelką nieśmiałość i obawy. Uwolnił wszystkie drzemiące w nim pragnienia oraz potrzeby. Ich serca biły jak oszalałe, dłonie zaczęły wzajemnie błądzić po swoich ciałach, kilka razy spotykając się w połowie drogi. Zacisnął powieki, gdy ich języki zaczęły wirować w namiętnym tańcu. Lambert przycisnął czarnowłosego do ściany swoim ciałem, nie przerywając gorącego pocałunku. Dopiero w tej chwili dotarło do niego, jak niebezpieczne emocje budziła w nim bliskość z Billem; żądze i pragnienia rozpierały jego ciało, z trudem wzbraniał się, by nie pójść o krok za daleko. Przywarł do jego ciała jeszcze mocniej, nie tracąc czasu na zaczerpnięcie oddechu.
- Adam, Neil każe nam zagrać nową… o mój Boże! – Tommy zatoczył się i chwycił dłonią barierkę.
Bill momentalnie odsunął się od Adama i wycofał się nieco w cień, próbując opanować swój oddech. Przez jego głowę przelewało się wiele myśli. Zaczęło do niego docierać na co sobie pozwolił. Po chwili jednak pokręcił głową i podszedł do barierki, łapiąc kieliszek pełen szampana.
- Tommy, mój drogi, wróć na salę – Rzekł z poirytowaniem Adam – Powiedz Neilowi, że…
- Całowaliście się? – Spytał Ratliff, a w jego głosie pobrzmiewało niedowierzanie.
- Wynocha – Warknął Adam i tym razem blondyn posłuchał niegrzecznej prośby. Marudząc pod nosem wrócił na salę pełną gości.
Lambert podszedł do Billa i położył dłoń na jego ramieniu. Jego serce nadal biło jak oszalałe – Wybacz, to było niezręczne.
Kaulitz roześmiał się – Nie ma sprawy – Odwrócił wzrok – Chyba powinienem wracać.
- Bill…
- Potrzebuję chwilę prywatności – Rzekł, idąc w stronę sali. Przyłożył dłoń do czoła, czując kolejny silny zawrót głowy. Miał wrażenie, że wszyscy na niego patrzą, że każdy był świadkiem zdarzenia, mającego miejsce przed chwilą. Niemal pobiegł w stronę toalety, łapiąc po drodze butelkę wódki. Ignorując gorzki, ostry smak rozpalający jego gardło wziął kilka porządnych łyków i zamknął się w kabinie próbując zrozumieć jak do tego doszło. Przyłożył palce do ust, nadal czując smak ust Adama.
- Boże – Szepnął pod nosem, opierając głowę o zimną terakotę.
Marona

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz