23. Przygotowania
„Jestem
skończonym sukinsynem.”
Oparł
się rękami o parapet. Pochylił się wprzód. Stuknął czołem w szybę. Ostatnie dni
dały mu do myślenia.
„Jestem
pojebany.”
Godzina
„zero” zbliżała się nieubłaganie. Żeby było weselej, im bliżej do niej tym
więcej zaczynało się psuć. Tom nie odzywał się do niego od czasu ich wielkiej
kłótni, a ostatnią osobę, która przy nim trwała, nieustannie ranił.
„Dlaczego
akurat ja?”
Bał
się patrzeć w przyszłość. Często nie był w stanie wybiec myślami dalej niż do
nieszczęsnej operacji, nadciągającego koszmaru.
„Jeszcze
kilka dni.”
Właśnie,
dzień operacji – jedyne na co teraz czekał. Punkt zaczepienia, choć, co tu dużo
kryć, miał złe przeczucia co do swojego zabiegu. W najlepszym wypadku jego
obawy ograniczały się jedynie do braku poprawy stanu zdrowia. W najgorszym…
Nie
chciał umierać, wierzył, że ma jeszcze co najmniej kilka rzeczy do zrobienia.
Jakich? Nie miał pojęcia, ale przecież musiało coś być. Przeznaczenie nie mogło
mu zapisać takiego losu!
„A
co jeśli mogło?”
Nawet
jeśli jakimś cudem wszystko by się powiodło to co dalej? Bał się myśleć o
przyszłości, o życiu z dala od szpitala. W wielkim świecie, w którym nie będzie
w stanie sobie dać rady. W każdym razie nie sam.
„Pomocy…”
*
Musiało
być jakoś rano, a przynajmniej tak sądził, bo dopiero niedawno zjadł śniadanie.
Docierające do jego chorych oczu cząsteczki światła słonecznego również zdawały
się to potwierdzać.
Kończył
myć zęby. Jego ciałem co jakiś czas wstrząsały dreszcze. Coraz bliżej do
zabiegu. Z każdym dniem czuł się gorzej, męczyły go leki i stres. Miał
wszystkiego tak bardzo dosyć.
Przepłukał
usta i odłożył szczoteczkę na miejsce. Przyłożył rękę do wiszącego na ścianie
lustra. Przejechał opuszkiem palców w dół zaparowanej tafli. Gdyby tylko mógł
się zobaczyć. Siebie, cokolwiek. Coś więcej niż tę rozmytą plamę…
Głośny
trzask drzwi.
-
Nie ma go? Tom mówił, że pewnie jest u siebie.
-
Bill?
Zarzucił
bluzę na ramiona i szybko wyszedł z łazienki.
-
Cześć! – rzucił uradowany. Te głosy mogły należeć jedynie do dwóch znanych mu
osób.
-
A jednak jest – powiedział triumfalnie Gustav. Położył dłoń na ramieniu
czarnowłosego. – Jak się masz?
-
Jak emocje przed zabiegiem?
-
Fatalnie – odparł bez skrępowania. – Nie ma co kłamać, to koszmar.
-
Zawsze bałeś się operacji.
-
Nawet nie wymawiaj tego słowa. Zaraz zwariuję ze strachu – rozmasowywał
przedramiona. Kolejne dreszcze.
-
Stary uspokój się. Wykitujesz na zawał jeszcze przed zabiegiem.
-
Georg przestań, nie pomagasz – próbował uciszyć go Gustav.
-
Nie spodziewałem się was tutaj. Zaskoczyliście mnie.
-
Przyjechaliśmy na kilka dni pozałatwiać jakieś sprawy za Davida no i pomóc ci
się przenieść do innej sali.
-
To już dziś? – spytał zdziwiony.
-
Tak mówił Tom. Przyjechaliśmy tutaj za niego, bo ma coś ważnego do zrobienia.
„Raczej
nie chce tu być.”
-
Zupełnie straciłem poczucie czasu – brunet podrapał się w głowę. – Wielkie
dzięki, że przyjechaliście.
-
Nie ma sprawy. Po to są przyjaciele – blondyn poklepał go po ramieniu.
-
Nie możemy tu być w dniu operacji, więc chcielibyśmy choć tyle cię wesprzeć.
-
Trzymamy za ciebie kciuki.
-
Dzięki, serio.
-
Zacznijmy już teraz. Później będziemy mieć dużo czasu na gadanie – zaproponował
Georg. – Zapytam się jakiejś pielęgniarki, czy możemy już zaczynać przenosiny.
-
Dobra myśl.
Bill
odczekał chwilę dla pewności, że szatyn opuścił pomieszczenie. Wziął głęboki
wdech i odezwał się do blondyna.
-
Gustav?
-
Tak?
-
Mógłbyś coś dla mnie zrobić?
- Jasne,
o co chodzi?
-
Czy mógłbyś… - zastanowił się chwilę. – Czy mógłbyś napisać za mnie smsa? Nie
mogę sam tego zrobić, rozumiesz.
-
Nie ma problemu.
-
Napisz po angielsku, że przenoszę się do innej sali, dopisz, do której i jaki
to oddział. Na szafce powinna być kartka z numerem. Byłoby super, gdybyś
zapisał mi go w telefonie. Nie mam pojęcia, czy pielęgniarka to zrobiła.
-
Jak go zapisać?
-
Adam L.
*
Strach
doprowadzał go do obłędu. Nowe miejsce nie polepszało sprawy. Spędził kilka
godzin ucząc się planu pomieszczenia, lecz i tak nie czuł się tutaj zbyt
pewnie.
Za
kilkanaście godzin będzie po wszystkim. Marzył, żeby już usnąć, odpłynąć.
Nieważne, jak to się skończy, nie wytrzymywał tego stresu. Bolała go głowa,
brzuch, wszystko. Miał mdłości. Czuł chłód. Jego ciało prawie nieustannie
drżało.
„Szlag,
wykończę się przed samym zabiegiem…”
Praktycznie
od rana, a właściwie od momentu, gdy pielęgniarka oznajmiła mu o zbliżającej
się godzinie „zero”, przesiadywał w toalecie. Na szczęście robił to tylko na
wszelki wypadek, nic poważnego się nie działo, jednak zdarzało się, iż nagle
czuł się słabiej.
Przejechał
dłońmi po twarzy. Wyczuł bliznę powstałą w wyniku wypadku. Wolałby jej nie
mieć, musi być szkaradna. Ta myśl nie poprawiła jego samopoczucia.
- Bill?
Na
dźwięk swojego imienia uniósł głowę.
-
Tu jestem!
Kroki.
Skrzypnięcie drzwi. Zapach znajomych perfum.
-
Czemu tutaj siedzisz? Źle się czujesz? Wezwać lekarza?
-
Dostałeś smsa – rzekł uśmiechnąwszy się.
-
Jak widać tak. Powiedz mi lepiej, czy wszystko ok? – kontynuował zaniepokojony
Adam.
-
Tak, w porządku. Tylko ten stres…
-
Widzę, że się boisz. Jesteś strasznie blady.
-
Zawsze jestem blady.
-
Nie aż tak. Wróć do łóżka, uspokój się trochę.
-
Nie mogę iść. Boję się, że… - zapomniał słowa, więc zasymulował wymioty.
-
Musisz wyluzować, zaszkodzisz sobie.
-
Nie potrafię przestać…
-
Przede wszystkim wróć do pokoju. Połóż się, napij się wody. Masz lodowate ręce
– dodał po kontakcie z dłońmi młodszego chłopaka. Pociągnął go lekko,
zachęcając do wstania.
Nastolatek
w końcu poddał się i ruszył do swojego pokoju. Tam położył się na łóżku i
przykrył kołdrą. Było mu tak zimno…
-
Wszystko będzie dobrze, zobaczysz.
-
Skąd możesz to wiedzieć?
-
To jeden z najlepszych szpitali w kraju. Mają duże doświadczenie, jeśli chodzi
o choroby oczu.
-
A co jeśli zasnę i się nie obudzę? Co jeśli coś pójdzie nie tak? Co jeśli
lekarze popełnią błąd? – przemawiała przez niego dzika panika. Znów zrobiło mu
się słabo.
Materac
ugiął się pod ciężarem drugiego ciała.
- Prawdopodobieństwo,
że coś się stanie jest znikome. Czemu uważasz, że akurat tobie ma się coś stać?
Kaulitz
zastanowił się.
-
Prawdopodobieństwo mojego wypadku też było niewielkie – mruknął.
-
To już jedna zła rzecz za tobą. Czemu ma ci się przytrafić kolejna?
Chciał
wierzyć w te słowa pocieszenia, ale lęk był silniejszy od rozsądku.
Znów
poczuł się gorzej. Ból brzucha. Zgiął się wpół.
-
Ej!
-
Przepraszam… - jęknął. Długie palce zatopiły się w czarnych włosach. Był bliski
rozpaczy. Wszystko wyglądało jak poprzednio. Strach, ból. Brakowało tylko
bliźniaka, który wtedy był przy nim.
„Tom…”
Poczuł
dotyk na swoim ciele. I ciepło. Tak przyjemne. Odwzajemnił gest.
-
Wszystko będzie dobrze. Zobaczysz – usłyszał cichy szept.
-
Adam…
-
Tak?
-
Dziękuję, że przyszedłeś. Jeszcze chwila i zwariowałbym zupełnie.
-
Nie ma sprawy. Tylko zrób coś dla mnie, przestań się denerwować. Cały czas się
trzęsiesz, czuję to. Spokojnie, oddychaj. Głęboki wdech nosem, wydech ustami.
Powoli. Bardzo dobrze.
Nie
wiedział, czy to za sprawą tych „ćwiczeń”, czy może bliskości, której
doświadczał, ale zaczął się uspokajać. Drżenie znikało, temperatura wracała do
normy. Mógł przysiąc, iż poczuł się nawet trochę senny.
Uścisk
zelżał. Adam odsunął się od chłopaka.
-
Lepiej?
Przytaknął.
-
Cieszę się – odparł z zadowoleniem Lambert. – Ktoś do ciebie przyszedł.
Czarnowłosy
zdziwił się, nie spodziewał się dzisiaj nikogo, może poza Adamem, który właśnie
wstał z łóżka i odszedł kilka kroków dalej.
-
Hej, Bill.
-
Tom?
-
Zgadza się – odpowiedział mu w ich ojczystym języku. – Nie spodziewałeś się
mnie?
-
Szczerze mówiąc nie – rzekł, odwracając twarz. Nie chciał kolejnej kłótni. Nie
dziś.
-
Nie będę kłamał, nadal jestem na ciebie wściekły, ale byłbym ostatnim
sukinsynem, gdybym zostawił cię w sytuacji takiej jak ta. Jesteś moim bratem.
Nie mógłbym ci tego zrobić.
To
wystarczyło, żeby przegonić myśli związane z zabiegiem. Bill wzruszył się tą
deklaracją. Po ich sprzeczce te słowa były miodem na jego uszy.
Uściskali
się na, przynajmniej tymczasową, zgodę.
-
Dziękuję…bracie.
Byli
tak zaabsorbowani swoją obecnością, że nie zauważyli, iż pierwszy z gości
czarnowłosego już dawno opuścił pomieszczenie.
Drache
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz