sobota, 19 maja 2012

10. Pomoc i nadzieja


10. Pomoc i nadzieja.

Tego dnia w studio było wyjątkowo tłoczno. Ekipa techniczna omawiała warunki oświetleniowe, producenci programu chodzili z plikami dokumentów, a dyrektor stacji, trzymając swojego notebooka zaczepiał montażystów, upewniając się, że wszystko tego wieczoru będzie dopięte na ostatni guzik.

Adam opuścił garderobę, by odetchnąć. Choć na ogół nie udzielał mu się stres, dzisiaj nie mógł opanować drżenia dłoni. Jak przez mgłę słyszał głos Krisa, śpiewającego na scenie. Oparł się o ścianę i usłyszał skrzypnięcie drzwi. Tuż po chwili obok niego pojawiła się Allison Iraheta.

- Wszystko gra? – Spytała, poklepując go po ramieniu.
Uśmiechnął się niepewnie – Jasne. Chyba sama rozumiesz, im dalej zachodzisz, tym bardziej obawiasz się porażki.
- Adam – Odwzajemniła uśmiech – Teraz nie ma mowy o porażce. Wszyscy zaszliśmy tak daleko, że osiągnęliśmy sukces. Do finału droga coraz krótsza, ale nim nastąpi ten dzień, przed nami wiele wspaniałych chwil i występów.

Na końcu korytarza dostrzegli Krisa, który podbiegł do nich z szerokim uśmiechem na twarzy.

- Świetna robota – Rzekł Lambert, obejmując przyjaciela.
- Tobie pójdzie równie dobrze, a nawet lepiej. Powodzenia – Zmierzwił Adamowi czarną grzywkę i roześmiał się głośno – Pokaż im, kto wygra ten program.

Gdy czarnowłosy usłyszał „Teraz przed wami wystąpi Adam Lambert!” ruszył w kierunku drzwi. Wszystko przed oczami zaczęło się rozmywać. Gdy stanął na scenie, wyłączył myślenie. Kierował się intuicją i brzmieniem nut, które wypełniły całe pomieszczenie.

***

- Drodzy państwo, rywalizacja staje się coraz bardziej zacięta. Znamy już wyniki głosowania – Rzekł prowadzący, odwracając się w stronę sześciu uczestników Idola. Adam wziął głęboki oddech i ścisnął dłoń Allison, która odwzajemniła jego uścisk. Spojrzał na Krisa, który wbił wzrok w sufit. Nie znosili tych momentów; do pewnego etapu były one czymś w rodzaju zabawy, teraz stawka stawała się znacznie większa; kariera, sława, spełnienie marzeń.
- Uda się nam – Rzekł Allen, widząc zdenerwowanie w oczach Adama. Objął go ramieniem, co sprawiło, że Lambert poczuł ulgę.
- W następnym odcinku z pewnością zobaczymy Danny’ego.

Piosenkarz natychmiast podskoczył w miejscu; skupił uwagę na reszcie uczestników programu.

- Zobaczymy na pewno waszych faworytów. Adama oraz Krisa.

Przybili sobie piątki, zupełnie nie zważając na to, z kim będą konkurowali w następnych odcinkach. Teraz najważniejsze było to, że nadal podążają jedną ścieżką wiodącą do sukcesu.

***

- Adam, musimy zaimprezować! – Rzekł z entuzjazmem Kris, otwierając drzwi swojego samochodu – Wsiadaj, bez gadania.
Lambert uśmiechnął się i pokręcił głową – Obiecuję, że jutro wyrwę się nawet na drugi koniec świata. Ale dzisiaj muszę coś załatwić.
- Randka? – Zaśmiał się Allen i oparł o drzwi swojego samochodu. Adam przewrócił oczami
- Nie mam czasu na randki.
- To chociaż przyznaj się do kogo jedziesz – Uśmiech nie znikał z jego twarzy.
- A… - Zająkał się – To bez znaczenia.
Kris wzruszył ramionami – Podrzucić cię?
- Poradzę sobie – Rzekł z uśmiechem i poklepał przyjaciela po ramieniu – Gratulacje. Mam nadzieję, że nadal będziemy w czołówce.
- Nawet nie zamierzam w to wątpić.

***

Szpital świecił pustkami. Pojedyncze osoby spacerowały po korytarzu, jednak na oddziale oparzeniowym panowała absolutna cisza. Adam minął dwie pielęgniarki i stanął przed drzwiami Billa. Spojrzał na ochroniarzy stojących tuż przy wejściu

- Bill potrzebuje odpoczynku.
- Tylko dziesięć minut. – Rzekł Adam, próbując nie okazywać zmęczenia po całym wieczorze – Obiecuję, że to będzie krótkie spotkanie.

Wysoki mężczyzna zawahał się chwilę, jednak ustąpił miejsca Lambertowi. Adam zawiesił dłoń na klamce i pchnął drzwi, wchodząc do pomieszczenia. W powietrzu unosił się zapach delikatnych perfum, niesionych przez chłodne powietrze. Lambert zobaczył puste łóżko i wymiętą pościel; połączył ten fakt z szumem wody dochodzącym z łazienki.

Usiadł na krześle wsłuchując się w monotonny dźwięk kropli odbijających się od obudowy prysznica. Pochylił się i wziął głęboki oddech; nie rozumiał dlaczego chciał wracać do tego miejsca. Choć miał tak wiele alternatywnych rozwiązań na spędzenie tego wieczoru, pragnął jedynie znaleźć się tutaj; obok młodego, czarnowłosego piosenkarza, który mimo swojego chłodnego stosunku do otoczenia zdawał się być interesującą osobą. Wspomniał ich ostatnie spotkanie; nie trwało ono długo.

Kiedy pojawił się w pokoju, dostrzegł Billa. Niepewnym krokiem ruszył w jego kierunku, gdy nagle nastolatek zgiął się wpół i zaczął krzyczeć tak głośno, że jego wrzaski nie przypominały ludzkiego wołania o pomoc. Adam patrzył z przerażeniem, nie wiedząc co robić; sparaliżował go strach na widok młodego chłopaka, szamocącego się w konwulsjach bólu. Gdy Bill przekręcił się na lewy bok i znalazł obok krawędzi łóżka, Adam rzucił się w jego kierunku. Niezbyt mocno, jednak zdecydowanie złapał go za ramiona, nie pozwalając mu spaść z wąskiego łóżka. Ze wszystkich sił chciał mu pomóc; oddałby w tej chwili wszystko, by czarnowłosy nastolatek przestał krzyczeć i wyć z niemiłosiernego bólu. Bezpiecznie ulokował chłopaka na środku łóżka i wybiegł na korytarz, by zawołać personel. 

Wzrok niebieskich tęczówek powędrował na szafkę stojącą obok łóżka. Leżała tam mała tabliczka, pełna wypustek podpisanych literami alfabetu. Silny ucisk w gardle przybrał na sile, gdy Adam wziął plastikową płytkę do rąk. Nie wyobrażał sobie jak trudno jest nie widzieć; nie dostrzegać całego piękna wokół. Przesunął palcami po chłodnej tabliczce, czując pod palcami różne szyfry, których sam nie rozróżniał.

Czy wzrok jest tak ważny? Przecież nie muszę go widzieć.

Opuścił powieki, przypominając sobie rysy twarzy Billa. Kontur jego warg, zarys kości policzkowych, kolor dużych oczu otoczonych długimi rzęsami.

W pewnej chwili błogą ciszę przerwał przerażający krzyk dochodzący z łazienki. Ciało Adama na kilka sekund ogarnął paraliż; gdy krzyk nie ustawał, poderwał się z krzesła i pobiegł do łazienki; szarpnął za klamkę, jednak drzwi były zamknięte. Cofnął się o kilka kroków i ze wszystkich sił kopnął w drzwi, które z głośnym trzaskiem zwolniły blokadę. Otworzył je i wbiegł do środka; jego oczom ukazał się bolesny widok. Bill klęczał w kabinie prysznicowej, przyciskając dłonie do oczu. Jego napięte mięśnie sprawiały, że nie mógł podnieść nawet głowy. Głośne krzyki zamieniły się w rozpaczliwe wycie i powtarzane co kilka chwil słowa, których Adam nie rozumiał. Bez wahania wybiegł na korytarz.

- Lekarza do sali 28! – Krzyknął do personelu, który pobiegł do gabinetu specjalisty. Adam wrócił do łazienki, gdzie głośne wycie zamieniło się w rozpaczliwe pojękiwanie. Lambert sięgnął po biały, miękki ręcznik i okrył nim drobne ciało bruneta, który oparł jedną dłoń o ramię wokalisty. Jego ciało nadal drżało, a co kilka chwil przez linię kręgosłupa przebiegał elektryzujący, bolesny dreszcz. Lambert położył ciepłą dłoń na łopatce Billa, czując pod palcami wilgotną, delikatną skórę. Delikatnie pogładził fragment jego ciała, a gest ten sprawił, że Kaulitz powoli się uspokajał.
- Zaraz przyjdzie lekarz – Rzekł szeptem Adam i wstał, wycofując się w kierunku drzwi. Tuż po chwili do łazienki weszło dwóch specjalistów, którzy zajęli się Billem.

Marona

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz