30. Spełniona prośba
Adam zsunął nogi
z łóżka i ziewnął ospale. Słońce dopiero wstało, a on musiał jechać już do
pracy. Cudowna cisza wypełniała całe pomieszczenie; Tommy oraz Kris byli na
tyle zajęci swoimi sprawami, że w ostatnim czasie przestali nocować u Lamberta.
Nie dbając o szlafrok opuścił swój pokój i zaczął kierować się w stronę kuchni.
Minął drzwi salonu, przy których zatrzymał się na chwilę. Dbając o spokojny sen
Billa łagodnie rozsunął oba skrzydła i wszedł do pomieszczenia. Czarnowłosy,
otulony kocem leżał na kanapie, jego brązowe oczy skryte były pod powiekami.
Adam przez dłuższą chwilę patrzył na chłopaka, po czym udał się do kuchni przygotowując
szybkie śniadanie. Zaparzył wodę na herbatę i skierował się w stronę garderoby,
by wybrać właściwe ubranie. Na moment spojrzał jeszcze w stronę kanapy, gdzie
znajdował się jego ukochany; mimowolnie uśmiechnął się i westchnął pod nosem.
Nie spodziewał się, że ten człowiek kiedykolwiek odwiedzi jego dom.
***
- O cholera
Adam, mam takiego newsa, że spadniesz z krzesła – Mówił entuzjastycznie Tommy,
gdy Lambert przeklinał wielkomiejski korek.
- No słucham –
Rzucił od niechcenia, patrząc na zegarek.
- Zobaczmy się
na żywo. Zaraz!
- Zaraz mam
wywiad dla Rolling Stone i jestem
spóźniony dwadzieścia minut. Jeśli chcesz pogadać to przyjedź pod redakcję za
dwie godziny, adres znajdziesz w internecie.
- Ale ty ponurak
jesteś – Rzucił na zakończenie blondyn i rozłączył się. Adam westchnął głośno i
wsunął telefon do kieszeni obcisłych spodni.
- Dziękuję –
Powiedział oschle, otworzył drzwi samochodu i wysiadł. Ruszył piechotą w stronę
oddalonego o kilometr budynku.
***
Cztery godziny później.
Adam rzucił
torbę na wycieraczkę i rozmasował obolałe ramię. Wsunął klucz do zamka i
przekręcił nim dwukrotnie.
- Zapraszam –
Rzekł, przepuszczając Tommy’ego.
- Też się kiedyś
tak urządzę – Powiedział Ratliff, zdejmując kurtkę i rzucając ją w kąt
szerokiego przedpokoju.
- Mógłbyś w
końcu się gdzieś zameldować – Zauważył Lambert, wchodząc do kuchni. Rzucił
portfel na blat i sięgnął po butelkę whisky, która miała złagodzić jego
skołatane nerwy.
- Jestem
bezdomny, o Jezu! – Adam westchnął głośno, gdy usłyszał niekontrolowany okrzyk.
Poszedł do salonu, gdzie ujrzał Ratliffa oraz Billa, który sprawiał wrażenie
zakłopotanego.
- Wyspałeś się?
– Spytał z uśmiechem czarnowłosy, na co Kaulitz delikatnie kiwnął głową. Wsunął
dłonie w kieszenie swoich spodni.
- Zrobiłem
obiad. Macie ochotę? – Zaproponował grzecznie, w jego brązowych oczach igrały
radosne iskierki.
Tommy wraz z
Adamem spojrzeli po sobie; uśmiechnęli się szeroko. Całą drogę powrotną
rozmawiali o jedzeniu. Co prawda zgodnie uznali, że najlepsza będzie hawajska
pizza, ale w tym momencie byli gotowi zjeść wszystko, co wpadnie im w ręce.
Blondyn bez odpowiedzi zniknął z dużego salonu, zostawiając piosenkarzy samych
ze sobą.
- Nie musiałeś…
- Daj spokój, i
tak się nudziłem – Rzekł Bill, podchodząc do Adama – Jestem ci wdzięczny – Spojrzał
w niebieskie oczy – Dziękuję ci.
Lambert
uśmiechnął się delikatnie i przesunął dłonią po miękkich włosach chłopaka.
- Nie dziękuj.
Chodź, zjesz z nami.
Gdy weszli do
kuchni, Ratliff siedział przy stole i konsumował talerz pełen ryżu, warzyw i
egzotycznych owoców.
- Jeśli tak
jadasz, to nie dziwię się, że wyglądasz jak szczapa – Rzekł Adam, nakładając
chłopakowi porcję.
- On tylko tak
gada, cholernie mu się podobasz – Powiedział blondyn, na co Lambert
odpowiedział nieśmiałym uśmiechem.
- Jestem wegetarianinem
– Uśmiechnął się Bill – Dobrze mi z tym.
- I ty jeszcze
żyjesz? – Spytał Tommy, po czym Adam trzepnął go w głowę.
- Myśl czasem
zanim coś powiesz.
Bill zaśmiał się
cicho – Nie szkodzi. Nie ty pierwszy mi się dziwisz.
- Dziwię się jak
doszło do tego, że wolisz dziewczyny, a na weselu całowaliście się z Adamem,
jakbyście chcieli się wzajemnie pożreć.
Lambert
rozchylił wargi, nie wiedząc co ma odpowiedzieć. Spojrzał na Billa, by
zaobserwować jego reakcję na te słowa. Od czasu ślubu Neila nie poruszali tego
tematu.
Chłopak
momentalnie zmrużył oczy i osunął się na podłogę, tracąc przytomność. Adam
złapał go w ostatniej chwili, lecz obaj znaleźli się na zimnej terakocie. Ujął
jego twarz w dłonie i odgarnął z niej pojedyncze kosmyki włosów.
- Bill? Bill –
Powtórzył, delikatnie potrząsając jego ciałem. Brązowe oczy po chwili otworzyły
się; duże źrenice sprawiały, że wzrok zdawał się być mocno przestraszony – W
porządku? – Spytał Adam, biorąc głęboki oddech.
Kaulitz kiwnął
głową i przełknął ślinę. Nadal czuł zawroty w głowie; to przeżycie było z
pewnością jednym z najbardziej emocjonalnych w jego dziewiętnastoletnim życiu.
***
Gdy zajął miejsce na skórzanym fotelu, wodził wzrokiem za Adamem,
który zamiast telewizora włączył wieżę. Basowe tony jego ulubionego utworu
wypełniły całe pomieszczenie, wprawiając ściany i podłogę w dudniące drżenie.
- Pojedziemy do sklepu? – Zaproponował Kaulitz, podpierając głowę
– Nie mam ubrań.
Adam odwrócił się w stronę chłopaka i kiwnął głową – Na pierwszym
piętrze jest garderoba. Wybierz co ci się podoba.
Amerykański wokalista przeglądał okładkę jednej z nowych płyt
nieznanego mu zespołu, gdy delikatna dłoń otarła o jego plecy. Ruszył w stronę
ciasnego pomieszczenia za wysokim nastolatkiem.
Kaulitz zapalił światło i rozejrzał się; pół minuty wystarczyło
mu, by krótko opisać szafę Lamberta.
- Wypas – Rzucił, na co mężczyzna zareagował śmiechem. Bill minął
kilka wieszaków i półek – Chyba jesteś wielkim fanem Lagerfelda?
- Owszem. Choć to co widzisz to moje stroje służbowe.
Czarnowłosy dotknął palcami ostrych ćwieków wystających z ramienia
skórzanej, czarnej kurtki.
- Uwielbiam to – Powiedział, zawieszając wzrok na kolejnej kurtce
w stylu glam rock – Och, polowałem na
nie w zeszłym sezonie – Rzekł, stukając palcem w wysokie, szare kozaki.
Adam oparł się plecami o ścianę – Spodziewałem się tego, więc cię
uprzedziłem – Uśmiechnął się, gdy Bill obrzucił go niemal morderczym
spojrzeniem. Po chwili obaj zaśmiali się.
- Pozostał ci odruch badania wszystkiego dłońmi – Zauważył
Lambert, śledząc każdy ruch Billa.
Kaulitz odwrócił się i zaniemówił na moment. Wcisnął dłonie w
kieszenie, jakby chciał ukryć oczywisty fakt.
- Jesteś świetnym obserwatorem – Rzekł, usilnie patrząc w
niebieskie tęczówki.
Adam patrzył na chłopaka, zastanawiając się czego nastolatek może
oczekiwać. Sądząc po jego reakcji na wspomniany pocałunek, raczej nie warto
było ryzykować.
- Może pójdziemy wieczorem do klubu?
Bill wzruszył ramionami – Nie przepadam.
- Mój znajomy barman ma urodziny. Zapewniam cię, że lepszych drinków
nie piłeś – Uśmiechnął się zalotnie – Nie daj się prosić.
Kaulitz zdjął z wieszaka jedną z kurtek, której stan ocenił na
idealny. W jego skali „idealny” oznaczało „założone raz lub wcale”.
- Jeśli pozwolisz mi to dziś na siebie włożyć.
Lambert uśmiechnął się przyjacielsko – Zatrzymaj ją.
***
Wokalista nie
pamiętał dnia, w którym ten nieduży klub zmieścił w sobie tak wielu ludzi.
Niesamowity tłok sprawił, że Bill wielce docenił dwa wolne miejsca tuż przy
blacie baru. Nie spodziewał się jednak, że ktoś spróbuje zaburzyć jego wizję
spędzenia tego wieczoru w cieniu lokalu.
- Pójdźmy na
parkiet – Zaproponował Adam, opierając się łokciem o krawędź stołu.
Kaulitz odwrócił
wzrok, stukając paznokciami w szklankę whisky.
- Nie ma mowy.
Nie tańczę – Odparł chłodno, upijając łyk gorzkiego trunku.
Czarnowłosy
przewrócił oczami – Bill, jedna piosenka, zrób to dla mnie.
- Poszedłem na
wesele, to dla ciebie zrobiłem – Odparł brunet, spoglądając w rząd kolorowych
butelek.
Lambert
uśmiechnął się szeroko na wspomnienie o pocałunku – Chyba nie żałujesz…
- Lambert –
Syknął nastolatek, spoglądając na czarnowłosego – Nie chcę o tym rozmawiać. Idź
sam.
Wysoki mężczyzna
pochylił się nad Billem. Przysunął się do jego ucha, nieznacznie muskając je
wargami.
- Czego się
wstydzisz? Przecież masz świadomość, że świetnie całujesz – Rzekł, sprawiając,
że Kaulitz głośno chrząknął.
- Zabierasz się
jak pijany dzieciak, który szuka sobie panny do łóżka – Obrzucił piosenkarza
spojrzeniem pełnym politowania.
Lambert
wyprostował się, uniósł dłonie i cofnął je w stronę swojej klatki piersiowej.
- Okej, oddalam
się – Rzekł, po czym z uśmiechem odwrócił się i wtopił w tańczący tłum.
Zamknął oczy i
poddał się nutom piosenki jednej z rockowych wokalistek. Z każdą sekundą coraz
silniej zatracał się w zmiksowanej melodii. Gorące ciała ocierały się o jego
tors i plecy; mimowolnie uchylił powieki, by dostrzec Billa. Czarnowłosy
nastolatek bacznie mu się przyglądał; wargi Adama wygięły się w naturalnym
uśmiechu. Ponownie opuścił powieki, a jego usta niemo powtarzały słowa znanego
utworu. Ciężka, klubowa atmosfera sprawiła, że jego ciało pokryło się drobnymi
kroplami potu; co kilka chwil czuł na sobie czyjeś dłonie, przypadkowo
dotykające jego ramion. Pragnienie spojrzenia w kierunku Kaulitza było na tyle
silne, że nie mógł się powstrzymać; ujrzał w jego oczach zazdrość i żądzę.
Uśmiechnął się szeroko, mając świadomość, że jego zmysłowe ruchy ciała mocno
działają na wyobraźnię młodego chłopaka. Był pewien swej seksualności, wiedział
jak mocno potrafi działać na innych mężczyzn. Rozchylił wargi i zmrużył oczy,
odchylając głowę do tyłu. Jego biodra kołysały się uwodzicielsko. Miał
wrażenie, że Bill przygląda mu się, obserwuje każdy, najmniejszy ruch, czeka na
rozwój wydarzeń. Alkohol rozpłynął się po całym jego ciele sprawiając, że
nietrzeźwy umysł kierował go w stronę spełnienia najgłębszych pragnień. Bez
wahania ruszył w stronę baru; dopiero teraz zyskał świadomość swego
przyspieszonego oddechu. Odgarnął kruczoczarne włosy do tyłu i zajął miejsce
tuż obok Kaulitza. Chłopak sprawiał wrażenie zakłopotanego; odwrócił się bokiem
do Lamberta i dokończył kolejną szklankę whisky. Zapach męskich perfum nieco
wyostrzał zagłuszone zmysły.
- Powinieneś
zatańczyć… - Adam szepnął do ucha chłopaka, nie odsuwając się ani na milimetr.
Czuł jego nieregularny oddech, nieznaczne drżenie szczupłych rąk. Brak
odpowiedzi sprawił, że przesunął palce po ramieniu chłopaka; ten wzdrygnął się,
jakby elektryczny impuls uderzył w jego ciało. Przełknął ślinę i spróbował
wydusić z siebie kilka słów.
- Nie chcę tutaj
być.
- Czemu? – Adam
zmarszczył czoło i zignorował barmana, który chciał zapytać czy coś podać.
- Po prostu… -
Brązowe tęczówki omiotły po raz kolejny rząd drogich trunków – Nie dam rady.
Wzrok Lamberta z
pewną dozą niepewności spłynął w kierunku spodni chłopaka. Nieznacznie
rozchylił wargi, nie wiedząc co odpowiedzieć. Choć nie miał wcześniej względem
niego erotycznych zamiarów, tym razem zapragnął być z Billem blisko.
- Tequila –
Rzucił w stronę mężczyzny, który sięgnął po jedną z przezroczystych szklanek
ustawionych na półce.
Marona
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz