sobota, 19 maja 2012

30. Spełniona prośba


30. Spełniona prośba

Adam zsunął nogi z łóżka i ziewnął ospale. Słońce dopiero wstało, a on musiał jechać już do pracy. Cudowna cisza wypełniała całe pomieszczenie; Tommy oraz Kris byli na tyle zajęci swoimi sprawami, że w ostatnim czasie przestali nocować u Lamberta. Nie dbając o szlafrok opuścił swój pokój i zaczął kierować się w stronę kuchni. Minął drzwi salonu, przy których zatrzymał się na chwilę. Dbając o spokojny sen Billa łagodnie rozsunął oba skrzydła i wszedł do pomieszczenia. Czarnowłosy, otulony kocem leżał na kanapie, jego brązowe oczy skryte były pod powiekami. Adam przez dłuższą chwilę patrzył na chłopaka, po czym udał się do kuchni przygotowując szybkie śniadanie. Zaparzył wodę na herbatę i skierował się w stronę garderoby, by wybrać właściwe ubranie. Na moment spojrzał jeszcze w stronę kanapy, gdzie znajdował się jego ukochany; mimowolnie uśmiechnął się i westchnął pod nosem. Nie spodziewał się, że ten człowiek kiedykolwiek odwiedzi jego dom.

***

- O cholera Adam, mam takiego newsa, że spadniesz z krzesła – Mówił entuzjastycznie Tommy, gdy Lambert przeklinał wielkomiejski korek.
- No słucham – Rzucił od niechcenia, patrząc na zegarek.
- Zobaczmy się na żywo. Zaraz!
- Zaraz mam wywiad dla Rolling Stone i jestem spóźniony dwadzieścia minut. Jeśli chcesz pogadać to przyjedź pod redakcję za dwie godziny, adres znajdziesz w internecie.
- Ale ty ponurak jesteś – Rzucił na zakończenie blondyn i rozłączył się. Adam westchnął głośno i wsunął telefon do kieszeni obcisłych spodni.
- Dziękuję – Powiedział oschle, otworzył drzwi samochodu i wysiadł. Ruszył piechotą w stronę oddalonego o kilometr budynku.

***

Cztery godziny później.

Adam rzucił torbę na wycieraczkę i rozmasował obolałe ramię. Wsunął klucz do zamka i przekręcił nim dwukrotnie.

- Zapraszam – Rzekł, przepuszczając Tommy’ego.
- Też się kiedyś tak urządzę – Powiedział Ratliff, zdejmując kurtkę i rzucając ją w kąt szerokiego przedpokoju.
- Mógłbyś w końcu się gdzieś zameldować – Zauważył Lambert, wchodząc do kuchni. Rzucił portfel na blat i sięgnął po butelkę whisky, która miała złagodzić jego skołatane nerwy.
- Jestem bezdomny, o Jezu! – Adam westchnął głośno, gdy usłyszał niekontrolowany okrzyk. Poszedł do salonu, gdzie ujrzał Ratliffa oraz Billa, który sprawiał wrażenie zakłopotanego.
- Wyspałeś się? – Spytał z uśmiechem czarnowłosy, na co Kaulitz delikatnie kiwnął głową. Wsunął dłonie w kieszenie swoich spodni.
- Zrobiłem obiad. Macie ochotę? – Zaproponował grzecznie, w jego brązowych oczach igrały radosne iskierki.

Tommy wraz z Adamem spojrzeli po sobie; uśmiechnęli się szeroko. Całą drogę powrotną rozmawiali o jedzeniu. Co prawda zgodnie uznali, że najlepsza będzie hawajska pizza, ale w tym momencie byli gotowi zjeść wszystko, co wpadnie im w ręce. Blondyn bez odpowiedzi zniknął z dużego salonu, zostawiając piosenkarzy samych ze sobą.

- Nie musiałeś…
- Daj spokój, i tak się nudziłem – Rzekł Bill, podchodząc do Adama – Jestem ci wdzięczny – Spojrzał w niebieskie oczy – Dziękuję ci.

Lambert uśmiechnął się delikatnie i przesunął dłonią po miękkich włosach chłopaka.

- Nie dziękuj. Chodź, zjesz z nami.

Gdy weszli do kuchni, Ratliff siedział przy stole i konsumował talerz pełen ryżu, warzyw i egzotycznych owoców.

- Jeśli tak jadasz, to nie dziwię się, że wyglądasz jak szczapa – Rzekł Adam, nakładając chłopakowi porcję.
- On tylko tak gada, cholernie mu się podobasz – Powiedział blondyn, na co Lambert odpowiedział nieśmiałym uśmiechem.
- Jestem wegetarianinem – Uśmiechnął się Bill – Dobrze mi z tym.
- I ty jeszcze żyjesz? – Spytał Tommy, po czym Adam trzepnął go w głowę.
- Myśl czasem zanim coś powiesz.
Bill zaśmiał się cicho – Nie szkodzi. Nie ty pierwszy mi się dziwisz.
- Dziwię się jak doszło do tego, że wolisz dziewczyny, a na weselu całowaliście się z Adamem, jakbyście chcieli się wzajemnie pożreć.

Lambert rozchylił wargi, nie wiedząc co ma odpowiedzieć. Spojrzał na Billa, by zaobserwować jego reakcję na te słowa. Od czasu ślubu Neila nie poruszali tego tematu.

Chłopak momentalnie zmrużył oczy i osunął się na podłogę, tracąc przytomność. Adam złapał go w ostatniej chwili, lecz obaj znaleźli się na zimnej terakocie. Ujął jego twarz w dłonie i odgarnął z niej pojedyncze kosmyki włosów.

- Bill? Bill – Powtórzył, delikatnie potrząsając jego ciałem. Brązowe oczy po chwili otworzyły się; duże źrenice sprawiały, że wzrok zdawał się być mocno przestraszony – W porządku? – Spytał Adam, biorąc głęboki oddech.

Kaulitz kiwnął głową i przełknął ślinę. Nadal czuł zawroty w głowie; to przeżycie było z pewnością jednym z najbardziej emocjonalnych w jego dziewiętnastoletnim życiu.

***

Gdy zajął miejsce na skórzanym fotelu, wodził wzrokiem za Adamem, który zamiast telewizora włączył wieżę. Basowe tony jego ulubionego utworu wypełniły całe pomieszczenie, wprawiając ściany i podłogę w dudniące drżenie.

- Pojedziemy do sklepu? – Zaproponował Kaulitz, podpierając głowę – Nie mam ubrań.
Adam odwrócił się w stronę chłopaka i kiwnął głową – Na pierwszym piętrze jest garderoba. Wybierz co ci się podoba.

Amerykański wokalista przeglądał okładkę jednej z nowych płyt nieznanego mu zespołu, gdy delikatna dłoń otarła o jego plecy. Ruszył w stronę ciasnego pomieszczenia za wysokim nastolatkiem.

Kaulitz zapalił światło i rozejrzał się; pół minuty wystarczyło mu, by krótko opisać szafę Lamberta.

- Wypas – Rzucił, na co mężczyzna zareagował śmiechem. Bill minął kilka wieszaków i półek – Chyba jesteś wielkim fanem Lagerfelda?
- Owszem. Choć to co widzisz to moje stroje służbowe.

Czarnowłosy dotknął palcami ostrych ćwieków wystających z ramienia skórzanej, czarnej kurtki.

- Uwielbiam to – Powiedział, zawieszając wzrok na kolejnej kurtce w stylu glam rock – Och, polowałem na nie w zeszłym sezonie – Rzekł, stukając palcem w wysokie, szare kozaki.
Adam oparł się plecami o ścianę – Spodziewałem się tego, więc cię uprzedziłem – Uśmiechnął się, gdy Bill obrzucił go niemal morderczym spojrzeniem. Po chwili obaj zaśmiali się.
- Pozostał ci odruch badania wszystkiego dłońmi – Zauważył Lambert, śledząc każdy ruch Billa.

Kaulitz odwrócił się i zaniemówił na moment. Wcisnął dłonie w kieszenie, jakby chciał ukryć oczywisty fakt.

- Jesteś świetnym obserwatorem – Rzekł, usilnie patrząc w niebieskie tęczówki.

Adam patrzył na chłopaka, zastanawiając się czego nastolatek może oczekiwać. Sądząc po jego reakcji na wspomniany pocałunek, raczej nie warto było ryzykować.

- Może pójdziemy wieczorem do klubu?
Bill wzruszył ramionami – Nie przepadam.
- Mój znajomy barman ma urodziny. Zapewniam cię, że lepszych drinków nie piłeś – Uśmiechnął się zalotnie – Nie daj się prosić.

Kaulitz zdjął z wieszaka jedną z kurtek, której stan ocenił na idealny. W jego skali „idealny” oznaczało „założone raz lub wcale”.

- Jeśli pozwolisz mi to dziś na siebie włożyć.
Lambert uśmiechnął się przyjacielsko – Zatrzymaj ją.

***

Wokalista nie pamiętał dnia, w którym ten nieduży klub zmieścił w sobie tak wielu ludzi. Niesamowity tłok sprawił, że Bill wielce docenił dwa wolne miejsca tuż przy blacie baru. Nie spodziewał się jednak, że ktoś spróbuje zaburzyć jego wizję spędzenia tego wieczoru w cieniu lokalu.

- Pójdźmy na parkiet – Zaproponował Adam, opierając się łokciem o krawędź stołu.

Kaulitz odwrócił wzrok, stukając paznokciami w szklankę whisky.

- Nie ma mowy. Nie tańczę – Odparł chłodno, upijając łyk gorzkiego trunku.
Czarnowłosy przewrócił oczami – Bill, jedna piosenka, zrób to dla mnie.
- Poszedłem na wesele, to dla ciebie zrobiłem – Odparł brunet, spoglądając w rząd kolorowych butelek.
Lambert uśmiechnął się szeroko na wspomnienie o pocałunku – Chyba nie żałujesz…
- Lambert – Syknął nastolatek, spoglądając na czarnowłosego – Nie chcę o tym rozmawiać. Idź sam.

Wysoki mężczyzna pochylił się nad Billem. Przysunął się do jego ucha, nieznacznie muskając je wargami.

- Czego się wstydzisz? Przecież masz świadomość, że świetnie całujesz – Rzekł, sprawiając, że Kaulitz głośno chrząknął.
- Zabierasz się jak pijany dzieciak, który szuka sobie panny do łóżka – Obrzucił piosenkarza spojrzeniem pełnym politowania.

Lambert wyprostował się, uniósł dłonie i cofnął je w stronę swojej klatki piersiowej.

- Okej, oddalam się – Rzekł, po czym z uśmiechem odwrócił się i wtopił w tańczący tłum.

Zamknął oczy i poddał się nutom piosenki jednej z rockowych wokalistek. Z każdą sekundą coraz silniej zatracał się w zmiksowanej melodii. Gorące ciała ocierały się o jego tors i plecy; mimowolnie uchylił powieki, by dostrzec Billa. Czarnowłosy nastolatek bacznie mu się przyglądał; wargi Adama wygięły się w naturalnym uśmiechu. Ponownie opuścił powieki, a jego usta niemo powtarzały słowa znanego utworu. Ciężka, klubowa atmosfera sprawiła, że jego ciało pokryło się drobnymi kroplami potu; co kilka chwil czuł na sobie czyjeś dłonie, przypadkowo dotykające jego ramion. Pragnienie spojrzenia w kierunku Kaulitza było na tyle silne, że nie mógł się powstrzymać; ujrzał w jego oczach zazdrość i żądzę. Uśmiechnął się szeroko, mając świadomość, że jego zmysłowe ruchy ciała mocno działają na wyobraźnię młodego chłopaka. Był pewien swej seksualności, wiedział jak mocno potrafi działać na innych mężczyzn. Rozchylił wargi i zmrużył oczy, odchylając głowę do tyłu. Jego biodra kołysały się uwodzicielsko. Miał wrażenie, że Bill przygląda mu się, obserwuje każdy, najmniejszy ruch, czeka na rozwój wydarzeń. Alkohol rozpłynął się po całym jego ciele sprawiając, że nietrzeźwy umysł kierował go w stronę spełnienia najgłębszych pragnień. Bez wahania ruszył w stronę baru; dopiero teraz zyskał świadomość swego przyspieszonego oddechu. Odgarnął kruczoczarne włosy do tyłu i zajął miejsce tuż obok Kaulitza. Chłopak sprawiał wrażenie zakłopotanego; odwrócił się bokiem do Lamberta i dokończył kolejną szklankę whisky. Zapach męskich perfum nieco wyostrzał zagłuszone zmysły.

- Powinieneś zatańczyć… - Adam szepnął do ucha chłopaka, nie odsuwając się ani na milimetr. Czuł jego nieregularny oddech, nieznaczne drżenie szczupłych rąk. Brak odpowiedzi sprawił, że przesunął palce po ramieniu chłopaka; ten wzdrygnął się, jakby elektryczny impuls uderzył w jego ciało. Przełknął ślinę i spróbował wydusić z siebie kilka słów.
- Nie chcę tutaj być.
- Czemu? – Adam zmarszczył czoło i zignorował barmana, który chciał zapytać czy coś podać.
- Po prostu… - Brązowe tęczówki omiotły po raz kolejny rząd drogich trunków – Nie dam rady.

Wzrok Lamberta z pewną dozą niepewności spłynął w kierunku spodni chłopaka. Nieznacznie rozchylił wargi, nie wiedząc co odpowiedzieć. Choć nie miał wcześniej względem niego erotycznych zamiarów, tym razem zapragnął być z Billem blisko.

- Tequila – Rzucił w stronę mężczyzny, który sięgnął po jedną z przezroczystych szklanek ustawionych na półce.
Marona

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz