poniedziałek, 29 października 2012

60. Bez wytchnienia



Bez wytchnienia

Kiedy szli korytarzem wiodącym na salę, gdzie odbywało się afterparty, panowało między nimi milczenie. Przyszło im na myśl, że nie powinni się razem pokazać, ale w tym momencie i tak nie miało to znaczenia. Podeszli do najbliższego stołu, biorąc po lampce szampana.
- Ja pierdolę – Bill przeklął pod nosem, nie odwracając się w kierunku gości – Nie wiem co mam robić.
- Nic. Zachowuj się naturalnie.
Czarnowłosy wziął głęboki oddech – Jak mam się zachowywać normalnie? – Wycedził przez zaciśnięte zęby – Czy ty rozumiesz sytuację?
- Nie jestem idiotą – Odparł Adam – Ale teraz nie masz wyjścia. Musisz tu wytrzymać, później zabiorę cię do siebie.
Czarnowłosy widział, że jego młodszy podopieczny jest strzępkiem nerwów. Sam nie wiedział jak powinien postąpić.
- David idzie – Powiedział szeptem, odsuwając się na krok od Billa.
- Spadaj stąd szybko.
- Nie mogę cię zostawić.
- Spierdalaj, bo źle się to dla nas skończy – Rzekł Bill, nie mogąc kontrolować drżenia swoich rąk.
- Mam powtarzać? – Jost oparł się o blat stołu – Widzę, że absolutnie nic do ciebie nie dociera.
Kaulitz przełknął ślinę – Proszę cię, daj mi spokój, naprawdę nie mam już siły…
- Ty się pożegnasz z karierą, sławą i dobrym imieniem. Wytwórnia straci zespół, a co za tym idzie zostaniesz biedny jak mysz kościelna. Tego chcesz? Chcesz, żeby wszyscy na mieście nazywali cię pedałem, pokazując sobie wzajemnie zdjęcia z najnowszego Bilda?
Wargi młodszego drżały. Kolejna lampka szampana.
- Mam prawo do normalnego życia.
- Nie wtedy, gdy jesteś osobą publiczną. A jednak te plotki o pocałunku na dziedzińcu szpitala miały w sobie coś z prawdy.
- To moje życie. Odpieprz się. Dajcie mi wszyscy spokój – Warknął, zmierzając w przeciwnym kierunku. Silne ramię powstrzymało go przed wykonaniem kolejnego kroku.
- Skoro ja mam do ciebie szacunek, to ty powinieneś mieć do mnie.
- A czemu właściwie miałbyś go stracić? – Oczy Billa się zaszkliły. Poczuł ucisk w gardle, gdy na twarzy Davida pojawił się szelmowski uśmiech.
- Dajcie spokój na dziś – Adam wtrącił się między słowami – Nie zwracajmy na siebie uwagi.
- Masz rację – Odparł David – Dlatego ulotnij się czym prędzej.
Lambert zerknął w kierunku Billa. Czekał na jakikolwiek sygnał.
- Nie. Zostań przy mnie.
Sytuacja zaostrzała się. Tym razem Kaulitz nie zamierzał odpuścić.
- Jedźmy do hotelu – Wyszeptał Adam – Proszę. Tak będzie bezpieczniej.
- Gorzej być już nie może – Rzekł Bill, mierząc Davida wzrokiem. W tym samym momencie w jego oczy uderzyło białe światło lampy błyskowej.
Jost chwycił swoje rzeczy – Gratulacje. Prezes będzie z ciebie dumny. Pewnie już nie możesz się doczekać wydania kolejnej płyty? – Wycedził przez zaciśnięte zęby.
Brunet nie odpowiedział. Żwawym krokiem ruszył w stronę drzwi wyjściowych, zastanawiając się jakie nagłówki będą miały jutrzejsze brukowce. Nie odwracając się za siebie napisał krótką wiadomość, którą następnie wysłał do Adama. Jej treść brzmiała:
„Biorę taksówkę do Radissona. Przyjedź za godzinę”.
Lambert zatrzymał się tuż przy drzwiach wyjściowych, gdy telefon zawibrował w jego kieszeni. Po odczytaniu smsa wrócił na salę, by spędzić trochę czasu między bawiącymi się celebrytami.
Zajął miejsce na czerwonej, skórzanej kanapie i zmrużył oczy. Bał się wszystkiego, co miało teraz nastąpić. Dla niego ta zmiana nie będzie diametralna, za to dla Billa – jak najbardziej. Nieprzerwanie spoglądał na swój zegarek, odliczając kolejne minuty. Miękki materac ugiął się pod ciężarem ciała innej osoby.
- Można? – Usłyszał miękki, męski głos.
- Jasne, proszę – Odparł, nie podnosząc wzroku.
- Co za ciężka noc.
Zwrócił twarz w kierunku młodego blondyna.
- Sława jest taka męcząca… - Westchnął z ironią Adam – Chyba muszę uciąć sobie drzemkę. Wybacz – Dodał i podążył w kierunku drzwi wyjściowych. W tej chwili drażniła go obecność kogokolwiek. Zaciągnął się miejskim, chłodnym powietrzem. Oczy szczypały go od unoszącego się papierosowego dymu. Zmęczony umysł nie dopuszczał do jego głowy optymistycznych scenariuszy. Nie zważając na krótki odstęp czasu, jaki upłynął od odjazdu Billa, złapał przypadkową taksówkę i wskazał kurs na hotel, w którym znajdował się jego partner.
***
Po przekroczeniu właściwych drzwi rzucił płaszcz na podłogę, a torbę odłożył na wolne krzesło, stojące tuż przed nim. Nie dbając o nic więcej podszedł do łóżka, położył się przy jego krawędzi wtulając w siebie szczupłe ciało.
- Jak się czujesz? – Spytał, choć świetnie znał odpowiedź. Powstrzymywał się przed zapadnięciem w głęboki sen. Był zmęczony.
- Beznadziejnie. Chcę być szczęśliwy i samodzielny, a ciągle dzieje się to samo. Koszmar powraca – Brązowe oczy wpatrywały się w ciemność panującą za oknem.
- Będziemy z tym walczyć wspólnie – Wyszeptał Adam, gładząc chłodną dłoń.
- Jesteś pewien? Chcesz to wszystko znosić? Te upokorzenia, niepewność?
- Jeśli nie masz wątpliwości względem tego czy chcesz ze mną być, to zrobię wszystko, by przychylić ci nieba – Wyszeptał – Bez ciebie wszystko dla mnie straci sens. Cokolwiek złego się stanie, zawsze będę przy tobie. Przyrzekam.
Bill odwrócił głowę, składając na miękkich ustach czuły pocałunek – Warto znosić tyle cierpienia i smutku tylko dla jednej osoby?
- Tak – Odparł bez wahania – Jesteś jedyną i największą miłością w moim życiu. Nie chcę troszczyć się o nikogo innego – Niebieskie oczy spoglądały z  bezgraniczną ufnością.
Młody chłopak zmrużył powieki i wtulił się w tors starszego od siebie mężczyzny.
- Obawiam się, że te porażki będą się za nami ciągnęły przez cały czas. Nic się nie poprawia. Ciągle wpędzam nas w kłopoty.
- Bill, przestań – Westchnął Adam, głaszcząc czarne włosy – Nie mów tak. Nie jesteś dla mnie ciężarem.
- Mów co chcesz – Odparł półgłosem – Wiem, jak się czuję. Dobranoc.
Adam ucałował miękki policzek i zsunął nogi z łóżka. Rozwiązał buty i zrzucił je na podłogę. Ponownie przechylił się i upadł na poduszkę. Pomimo zmęczenia nie mógł zmrużyć oka. Wciąż miał w głowie obrazy minionego dnia.
***
Kiedy o poranku otworzył oczy, Bill spoglądał na niego. Kąciki ust czarnowłosego uniosły się łagodnie.
- Długo już nie śpisz? – Spytał zaspanym głosem Lambert, po czym zerknął na zegarek. Wskazówki szklanej tarczy wyznaczały godzinę dziesiątą.
- Ze dwadzieścia minut. Muszę spotkać się z Davidem.
- No nie… - Westchnął brunet, zakrywając oczy ramieniem.
- Jedna, poważna rozmowa – Rzekł chłodnym tonem głosu Bill – Nie masz o co się martwić. Załatwimy to jak dorośli ludzie. Na pewno dojdziemy do porozumienia.
- Mój mały chłopiec dorasta…
Marona

niedziela, 21 października 2012

59. Let the drama begin!

 Jednopart ode mnie inspirowany Barierą ->link.

  
59. Let the drama begin!

- Czemu tu ze mną wchodzisz?
- A czemu nie? Tak będzie szybciej.

Bill zawiesił ciuchy na wieszaku. Rozejrzał się wokół.

- Ale mała ta przymierzalnia…

Przejrzał pobieżnie swoje znaleziska, zastanawiając się, na co właściwie ich potrzebował. Czerwony dywan? Gala? Wywiad? A może po prostu na co dzień?

- Jest idealna…

Nim zdążył się zorientować, wylądował plecami na ścianie, przybity do niej parą silnych ramion.

- Adam, zwariowałeś?! Ktoś może…
- Nikt nic nie zauważy póki będziesz cicho…

Gorąca para ust przylgnęła do jego szyi, a dłonie niczym wąż wsunęły się pod luźny materiał, by w ułamku sekundy pozbawić go koszulki. Jego ruchy były powolne, umysł otumaniony pożądaniem. Nie opierał się. Wsunął palce w ciemne włosy. Ciche westchnienia co i raz uciekały spomiędzy jego warg. Resztki rozsądku usiłowały je zatrzymać. Czy można w ogóle mówić o rozsądku podczas seksu w miejscu publicznym?

Brzdęk klamry. Spodnie zsunęły się z jego bioder.

- Chcę cię pieprzyć… Tak mocno jak nigdy dotąd…

Mężczyzna obrócił go i przycisnął do tyłu wąskiego pomieszczenia. Zachłannie całował rozpaloną skórę wijącego się pod nim w spazmach rozkoszy ciała. Zmyślnie nastrajał swój instrument, który już zaczął wydawać pierwsze dźwięki; kombinacje podniecających pomruków i jęków.

- Proszę…

Zachłysnął się powietrzem. Ból wypełnienia i zdecydowanych ruchów.

- O taaak…

Kroki dwóch mężczyzn, próba otrzeźwienia. Palce na jego ustach. Zmysłowy szept.

- To od ciebie zależy, czy nas znajdą…

Wilgotny mięsień zahaczył o jego ucho. Brunet odchylił głowę, darując kochankowi większy dostęp do swojego ciała.

- Ach! – wyrwało się z jego gardła. Kontrola słabła, wzrok rozmywał się we mgle. Przejechał dłońmi po chropowatej powierzchni. Kolejne pchnięcia. „Mocniej… Mocniej, błagam!”

Ubrania z wieszaka wylądowały na podłodze.

- Hej, chodźmy stąd. Chyba komuś przeszkadzamy.
- Hahaha, chyba masz rację.

Nawet nie wiedzieli, ile prawdy kryło się w ich żartach.

- Bierz ją tygrysie! – rzucił jeden z nich nim odeszli. Lambert zacisnął palce.
- Z rozkoszą…
- BILL!!!

Podrywając się, uderzył głową w oparcie siedziska. Zaklął głośno. Nie rozumiał, co się stało. Obraz, który widział, diametralnie różnił się od tego, który miał przed oczami jeszcze kilku sekund wcześniej. Omamy?

- Ktoś cię mordował, czy jak?

Nieprzytomnie rozglądał się wokół. Tourbus. Jego zespół.

- Co… Co? – mruknął nieprzytomnie, potrząsając głową. W ostatniej chwili powstrzymał się przed przetarciem wymalowanej twarzy.
- Przysnąłeś i zacząłeś jęczeć. Nawet nie chcę wiedzieć, co ci się śniło.

Zamrugał kilkukrotnie, próbując doprowadzić się do porządku. Ostatnimi czasy często zdarzało mu się gdzieś przysnąć, choć nigdy nie przyśnił mu się aż tak… „mocny” sen. Obwiniał stres i coraz większe zmęczenie. Byli w trasie już półtorej miesiąca. W ciągu dnia nie myślał o niczym innym jak o drzemce. Każdą przerwę wykorzystywał na spanie. Nie miał nawet szans porozmawiać z Adamem, który również zajmował się swoimi sprawami. Różnica czasu nie pomagała.

Znużony rozsiadł się na kanapie. Miał sporo wolnego, do następnego przystanku jeszcze kilka godzin. Tom i Georg zajęli telewizor i toczyli ze sobą zażartą walkę o to, który z nich wygra pojedynek na pikselowej arenie. Gustav obserwował potyczkę, czekając na swoją kolej. Taki mini turniej, który nie wydawał się czarnowłosemu ani trochę interesujący. Może byłoby inaczej, gdyby umiał grać na konsoli. Niestety nigdy mu to nie szło, a głupio być zawsze najniżej w rankingu.

Położył laptopa na kolanach i zabrał się za sprawdzanie poczty. Spam, spam, newslettery, znów spam, mail od Adama. Z zainteresowaniem otworzył wiadomość. Kilka słów i jakiś link. „Widzę cię w tym…”, brzmiała treść maila.

„No dobra, sprawdźmy to.”

Bez zastanowienia kliknął w odznaczający się ciąg znaków. Ładowanie… Z każdą chwilą jego oczy robiły się coraz większe. Powoli zamknął laptopa.

- Bill, zagraj choć raz! Damy ci fory – usłyszał, przechodząc korytarzem. – Ej, dobrze się czujesz?
- Ja… Tak… Ok – mruknął tylko i zniknął w toalecie. Przemył twarz zimną wodą. Miał jeszcze sporo czasu na wykonanie ponownego makijażu.

Obraz mężczyzny ubranego jedynie w skąpą skórzaną bieliznę i ćwiekową obrożę nie znikał sprzed jego oczu.

*

Wraz z otworzeniem drzwi z łazienki buchnęła para. Nic tak nie koi zmysłów jak gorąca kąpiel. To nic, że miała miejsce po 1 w nocy.

Chłopak zawinięty w szlafrok powoli przeszedł do swojego pokoju. Z sypialni jego bliźniaka dochodziły jakieś dźwięki. Brunet spróbował się im przysłuchać. Tom mówił po angielsku, pewnie rozmawiał z Sashą. Zawsze zabawnie się jąkał, gdy nie potrafił znaleźć jakiegoś słowa.

Młodszy Kaulitz poszedł za przykładem brata i również położył się do łóżka z laptopem. Ledwie odpalił urządzenie, już dostał zaproszenie do wideorozmowy.

- Cześć skarbie!

Jego serce zabiło szybciej. Tak dawno nie słyszał tego głosu.

- Dawno cię nie słyszałem – rzekł ciepło.

Patrzył na postać swojego partnera, który siedział w jakimś pomieszczeniu w pełnym makijażu i z nienagannie ułożoną fryzurą. Olbrzymi kontrast między nim, a dwudziestoletnim chłopakiem ze zmęczoną zaczerwienioną twarzą i włosami sterczącymi we wszystkie strony świata.

- Mam nadzieję, że nadrobimy to w wakacje jakoś pomiędzy festiwalami. Nie musimy wyjeżdżać, po całej trasie będę miał dość wyjazdów.
- Wiem coś o tym.

Dwudziestolatek zamyślił się. Miał ochotę na taki słodki odpoczynek.

Wściekły wparował do ogrodu. Mieli samolot za niecałą godzinę i kawałek drogi na lotnisko. Adam właśnie do reszty oddawał się kąpieli w swoim basenie. W sumie nie dziwne, pogoda jak najbardziej sprzyjała tego typu aktywnościom. Tylko dlaczego akurat teraz?!

- O, Bill. Przepraszam, nie słyszałem, że wszedłeś – rzekł zaskoczony i podpłynął do brzegu.
- Nie wszedłbym, gdyby nie Tommy – odparł podirytowany chłopak. Rozejrzał się dookoła. – Masz tu gdzieś w ogóle telefon? Czy stałbym przed wejściem jak debil?
- Rany, przestań się już wkurzać – Lambert przewrócił oczami. – Jest na krześle razem z rzeczami. A ty masz swój?
- Oczywiście, że mam – prychnął.
- To wyjmij z kieszeni.
- Jest w torbie – wskazał głową na przedmiot, który przed chwilą położył na trawie.
- A dokumenty?
- Wszystko jest w torbie. Co się tak pytasz? – spytał. Mina Adama była jednoznaczna. – Nie! Nie zrobisz tego!

Krótko walczył. Nim się obejrzał wylądował w wodzie. Zanurzył się cały, woda nie oszczędziła ani skrawka jego ciała.

- Odwaliło ci?! – wrzasnął po wypłynięciu na powierzchnię. Wściekły podszedł do płytkiego brzegu. Cały czas towarzyszył mu dziki śmiech rozradowanego mężczyzny. – To takie zabawne?!
- Żebyś wiedział! – odpowiedział finalista Idola. – Jaka słodka wściekła syrenka…
- Czasami cię nienawidzę … - syknął Kaulitz, próbując wydostać się z basenu. Przypominał wściekłego mokrego kota z tą różnicą, że zamiast futra, przylgnęło do niego przemoczone ubranie.

Wreszcie wspiął się na brzeg, jednak po chwili ponownie wylądował wodzie.

- Uspokój się do cholery! – skarcił przyczynę swojego powrotu do tego mokrego miejsca. – Jestem cały mokry!
- No właśnie…

Odwrócił się zdezorientowany. Nagle dwie silne ręce odcięły mu drogę ucieczki. Adam zbliżył się do niego. Na twarzy miał TEN charakterystyczny uśmiech.

- I tak cię zabiję, kiedy stąd wyjdę.
- Jeszcze zobaczymy.

Ich twarze spotkały się, a usta połączyły w pocałunku. Ręce dwudziestolatka splotły się na karku jego partnera. Silne dłonie przejechały po jego klatce piersiowej, do której przylgnął, i tak przecież obcisły, T-shirt.

- Zaplanowałeś to – mruknął Bill pomiędzy kolejnymi pocałunkami.
- Nie, akurat nie. Najlepsze rzeczy są nieplanowane.

- Tak, to mogłoby być to – powiedział z rozkoszą. Postać na ekranie uśmiechnęła się.
- Tak… Słuchaj, chciałem cię o coś zapytać – młodszy brunet szybko spoważniał. – Czy macie w przyszłym tygodniu występ na jakimś rozdaniu nagród?

Bill spróbował przypomnieć sobie rozpiskę, którą jeszcze dzisiaj pokazywał mu David. Niestety późna pora nie sprzyjała myśleniu.

- Może. Nie pamiętam – przyznał szczerze. Lambert załamał ręce.
- Jak możesz nie pamiętać, gdzie występujesz?
- Przekonasz się po dłuższej trasie.
- Dobra, mniejsza. Czyli nic nie wiesz, gdzie, z kim?
- Nie, nie mam pojęcia. Coś się stało? – spytał zaniepokojony. Adam tylko się uśmiechnął.
- Mam wystąpić na rozdaniu jakichś nagród ECHO. Mój menadżer mówił mi, że twój zespół też tam będzie, dlatego chciałem się zapytać, czy to prawda.
- To by było coś. Spore wyzwanie – zerknął na ekran spod przymkniętych powiek. Mężczyzna wzruszył ramionami.
- Ja się potrafię powstrzymać, gorzej z tobą – zaśmiał się. W odpowiedzi spotkał się z widokiem przyozdobionego kolczykiem języka.

Mimo wszystko Bill nie mógł zaprzeczyć, że informacja o wspólnym pojawieniu się na gali była czymś ekscytującym. Szybko przejrzał papiery przesłane mu przez Josta. Gdzieś powinna znajdować się rozpiska występów…

*

Od samego rana jego serce biło jak szalone. Oprócz pracy jego głowę zaprzątała tylko jedna myśl: „Adam będzie na gali…”. Było to dla nich obu spore wyzwanie. Każde spojrzenie, każda ich wspólna rozmowa mogła zostać uchwycona przez kamerę, a ciało nie sługa, gdy w grę wchodzą uczucia.

Nie spotkali się na próbie, zaś czarnowłosy mógł przysiąc, że przez sekundę widział Lamberta na czerwonym dywanie. Z całych sił blokował swój rozbiegany wzrok.

Czas szybko mija w takiej pracy. Wywiady, gala, występ – rzeczy pochłaniające całą uwagę i energię.

Z ostatnimi nutami piosenki cały zespół mógł odetchnąć z ulgą. Najcięższa część wieczoru za nimi.

- Marzę, żeby już wrócić do hotelu…
- Ja też. Od rana na nogach, masakra…
- Jeszcze afterparty, nie wyrobię…

Weszli do korytarza, w którym szykował się już kolejny zespół. Bliźniacy w mig rozpoznali znajome twarze, a szczególnie te dwie należące do najukochańszych dla nich osób.
Adam podniósł wzrok. Para wymieniła się spojrzeniami.

„Powodzenia!”

*

- Nareszcie chwila spokoju.
- Tak…

Po wszystkim weszli do niewielkiej garderoby. Potrzebowali odrobiny intymności.

- Tęskniłem.
- Ja też.

Objęli się czule i zatracili w swoich spojrzeniach. Mięśnie powoli rozluźniały się, ciała odpoczywały po wysiłku.

- Nie masz ochoty na nasze pół godziny?
- Adam, jestem zmęczony…
- To ja powinienem być zmęczony. Miałem dalej niż ty.
- Jestem od rana na pełnych obrotach, zrozum mnie.
- Dwadzieścia minut?

Pierwsze pocałunki. Przyjemny masaż szyi.

- Będę miał problemy na afterparty…
- Będę delikatny.

Z rozkoszą przyjmował dotyk pełnych różowych ust i silnych dłoni, które błądziły po jego plecach. Westchnął.

Trzask drzwi błyskawicznie przywrócił ich do rzeczywistości. Chłopak niepewnie podniósł wzrok. „Nie jest dobrze.”

- Adam, proszę cię, wyjdź…

*

- Cholera – zaklął Tom. Robił już kolejną rundkę po całym kompleksie, nie mogąc znaleźć właściwych drzwi. Powinien był zerknąć na jakąś mapkę, gdy umawiał się z Sashą.

Ku swojemu zaskoczeniu zamiast dziewczyny spotkał Lamberta. Nie wyglądał najlepiej.

- Ej, coś nie tak? – zagadnął. Brunet spojrzał na niego z przejęciem.
- Ktoś przyłapał nas razem. Nie wiem, co teraz. Bill kazał mi wyjść i został sam z tym facetem. To chyba wasz menadżer.
- Zostawiłeś Billa samego z Jostem?!

Z pomieszczenia dobiegł głośny trzask, który zainicjował pełne agresji krzyki. Tom doskoczył do klamki.

- Szlag, zamknięte! – warknął, uderzając pięścią w drzwi.
- Załatwię to, ale nie płacę za zniszczenia.

Ciche przyzwolenie. Po chwili drzwi nie były już żadną przeszkodą.

David przybił chłopaka do ściany. Choć był niższy, górował na nim. Bill był bliski płaczu.

- Jeśli to wyjdzie na jaw, jesteście martwi na swoje własne życzenie! – mężczyzna rzucił na koniec, po czym zniknął za uszkodzonymi drzwiami. Tom i Adam podeszli do najmłodszego z nich. Był roztrzęsiony.

- Bill, nic ci nie jest?

Momentalnie się rozkleił. Znajoma dwójka zaprowadziła go na jakąś podrapaną kanapę. Wszystkie wspomnienia wróciły.

- Pieprzony pedał
- Nic nie warta lalka.
- Beze mnie jesteście nikim!

- Ułóż się. Możesz położyć mi głowę na kolanach.

Tak też zrobił. Wciąż drżał, gdy Adam głaskał jego włosy.

- Teraz rozumiem, dlaczego nie chciałeś mu nic mówić. To wszystko jest chore…

Pokiwał głową. Najchętniej uciekłby gdzieś daleko i zaszył się w jakiejś norze. Niestety czekało go jeszcze afterparty. Wszystko przed nim…
Drache

środa, 17 października 2012

58. Cienka linia



Ajj, nie lubię się tłumaczyć! Dlatego nie będę, ale brak wolnego czasu bardzo mi doskwiera. Przepraszam!
Cienka linia

Wizyta Krisa była z pewnością tym, czego Adamowi w ostatnim czasie brakowało. Mężczyźni sączyli drinki w jednym z mniejszych pubów.
- Nasze drogi ostatnio się rozeszły – Zauważył muzyk, odstawiając szklankę mojito.
- Za skomplikowane to wszystko… - Odparł półgłosem Adam, wpatrując się w przypadkowych przechodniów, którzy rzucali mu krótkie spojrzenia.
- Masz na myśli coś szczególnego?
Westchnął, siląc się na uśmiech – Nie warto było dorastać. Chciałem tylko robić to, co kocham i spotkać miłość swojego życia.
- Przecież masz to wszystko – Allen pochylił się nad stołem.
- To i jeszcze więcej. Kłótnie, wojny, problemy, czego ja nie mam… - Rzekł, przeczesując kruczoczarne włosy.
- Ty narzekasz? – Kris uniósł brew i wziął łyk chłodnego napoju, spoglądając za szybę – To absolutnie nie w twoim stylu.
- Zmieniamy się i nie można od tego uciec – Uciął krótko i zerknął na zegarek – Będę się powoli zbierać. Potrzebuję odpoczynku.
Kris położył dłoń na ramieniu bruneta – Pamiętaj. Choć już nie żyjemy jak w niedalekiej przeszłości, nadal masz we mnie przyjaciela.
- Wiem. Dziękuję ci – Odparł, unosząc kąciki ust.

Droga do domu była długa. Choć taksówki mijały go średnio co pięć minut, nie miał nawet zamiaru podnosić ręki. Wciskał zmarznięte dłonie w ciasne kieszenie skórzanych spodni i szedł przed siebie, krok po kroku. Czuł, że zbliża się kryzysowy moment. Zwolnił i zachłysnął się mroźnym powietrzem.
W którym momencie straciłem kontrolę?
Telefon milczał. Ta cisza przytłaczała go jeszcze bardziej. Wiedział jednak, że musi wziąć się w garść. Nie zamierzał od progu obrzucić Billa pełnym smutku spojrzeniem i po raz kolejny oczekiwać gradobicia pytań.
Dociekliwość? Absolutnie nie. On tak nie robi.
Kolejny głębszy oddech. Przyspieszył kroku, gdyż jesienne buty przestały dawać radę zaspom, w które wpadał co kilka chwil. Droga na skróty zawsze miała swoje wady.
Włożył klucz do drzwi, po czym pchnął je i przekroczył próg mieszkania. Zrzucił kurtkę z masywnych ramion i powoli ruszył w stronę salonu. Zgaszone światło zwiodło go z tej drogi; zawrócił do kuchni.
Bill trzymał w dłoniach szklankę gorącego napoju. Para unosiła się nad ciemną cieczą, a para brązowych oczu wpatrywała się beznamiętnie w nieokreślony punkt za oknem.
- Wróciłem – Rzekł cicho Adam, próbując zainicjować rozmowę.
- Cześć.
Odpowiedź była tak szorstka, że brunet poczuł nieprzyjemne skurcze w okolicy klatki piersiowej.
- Coś się stało? – Spytał, podchodząc bliżej. Pochylił się, składając na bladym policzku drobny pocałunek.
- Nie. Po prostu chcę zostać sam.
To znajome uczucie, gdy mówię „dobranoc”, kończąc dzień. Kiedy szepcę „do zobaczenia” wiedząc, że zobaczymy się po twoim powrocie. Tak samo i teraz, mówię ci „cześć”, ale na powitanie, a ty znikasz, choć jesteś obok. Jak możesz?
Nie odważył się spytać. Kiwnął głową i odwrócił wzrok.
- Pójdę do sypialni – Mruknął pod nosem i powolnym krokiem zwrócił się w stronę pomieszczenia z dużym łóżkiem. Czy takiego życia chciałem? Czy to sprawia, że jestem szczęśliwy? Opadł bezwładnie na miękką kołdrę, wsłuchując się w szum przejeżdżających za oknem samochodów. Spodziewał się, że sen nadejdzie prędko.
***
Zapukał dwukrotnie w drewniane drzwi. Po chwili nacisnął elektryczny dzwonek, nie spodziewając się, że ktokolwiek zareaguje na niemal bezdźwięczne zasygnalizowanie pojawienia się nowego gościa.
- Kto tam?
- A musisz pytać?
- Racja – Mruknął Tommy, otwierając drzwi należące do domu Krisa – Wchodź, załapiesz się na obiad.
Gdy Adam przekroczył próg mieszkania, od razu uderzył w niego słodki zapach. Brunet podążył w kierunku kuchni, uśmiechając się do przyjaciela.
- Przyniosłem whisky. Chętni? – Spytał, oglądając się na Tommy’ego. Blondyn porozumiewawczo uniósł brew i podszedł do szafki, sięgając po trzy szklanki oznaczone logiem Ballantine’s. Przy okazji wyjął napoczętą paczkę nasion słonecznika i rzucił ją na stół.
- Jak za starych, dobrych…
- Nie takich starych – Przerwał Kris, zrzucając z patelni apetycznie wyglądające naleśniki – Smacznego, chłopcy.
- Piękni i młodzi – Dodał Adam, sięgając po widelec.
- Czy tacy młodzi…
- I piękni…
- Dajcie już spokój – Roześmiał się brunet.
- Macie jakieś plany na dziś? – Zagadnął Kris – Może wyskoczymy gdzieś wieczorem?
- Odpada – Mruknął Adam, biorąc łyk zimnej wody – Za godzinę mam wywiad, skończę późnym popołudniem. Muszę wrócić do swojego faceta.
- Zaczyna się. Romantyczne wieczorki przy kominku i te sprawy – Westchnął ze znudzeniem Tommy. Kris zmierzwił jego blond czuprynę.
- Daj spokój, to nawet urocze.
- Szczerze mówiąc… - Zaczął Adam, skupiając na sobie uwagę – Czasami chciałbym, by tak właśnie wyglądało moje życie.
- Więc co za problem? Jesteście szczęśliwi, zakochani, czegoś jeszcze brakuje? – Uśmiechnął się Allen.
- Wierz mi. Sam chciałbym znać odpowiedź.
***
Urocza blondynka poprawiła swoją atłasową spódnicę i ustawiła dyktafon na stoliku w równej odległości od kolan swoich i Adama.
- Obiecuję, że nie zajmę wiele czasu – Zaczęła z uśmiechem.
- Proszę bardzo. O czym będziemy rozmawiać?
- Nie ukrywam, że interesuje mnie twoje życie prywatne.
Pieprzone tabloidy.
- Hm? – Mruknął, starając się nie okazywać swojego niezadowolenia.
- Zacznijmy od standardowego pytania… - Rzekła bez mniejszego skrępowania – Jesteś singlem czy spotykasz się z kimś?
Poczuł nieprzyjemny ucisk w gardle. Nienawidził tego kłamstwa, które musiał wypowiadać za każdym razem.
- Nie chodzę na randki. Jestem sam.
***
Sam już nie wiedział jakie emocje nim targają. Przekroczył próg domu, rzucając torbę na podłogę między przedpokojem a salonem. Bill leżał w fotelu, oglądając jeden z nudniejszych seriali telewizyjnych.
- Mnie to już męczy. Nie chcę tak dłużej.
Odwrócił głowę i zmrużył oczy – Teraz tak się witamy?
- Przestań – Odparł chłodno Adam – Nikt nie może się o nas dowiedzieć. Żyjemy w ukryciu, jak para kryminalistów.
- Jasna cholera, przecież już o tym…
- Nie przerywaj mi – Uciął – Nie mogę nawet się z tobą pokazać. A jeśli już to tylko przemycając cię do nocnych klubów. Męczy mnie to. Chcę być w poważnym, dojrzałym związku. Czego ty się boisz?
- Nie będę więcej do tego wracał – Rzekł, odwracając wzrok w kierunku telewizora.
- No oczywiście, najlepszy sposób na rozwiązanie problemów! Jeszcze tylko dorzuć, żebym wrócił do Tommy’ego, bo przecież on by się mnie nie wstydził!
- Żałosny jesteś.
Adam podszedł do telewizora i wyłączył go – Czy ty kiedykolwiek liczyłeś się z moimi uczuciami?
- Śmiesz w to wątpić?- Brunet podciągnął się do pozycji siedzącej.
- Kim ja dla ciebie jestem, co? – Spytał, po czym zapadła długa cisza – Nie potrzebuję w życiu niczego. Potrzebuję tylko ciebie. A ty uciekasz przede mną w każdej możliwej chwili…
- Co ty pieprzysz – Bill wstał – Odwiedzam cię, przylatuję, dopiero wróciliśmy z wakacji.
- Ty nic nie rozumiesz – Adam cofnął się na krok – Mam przeczucie, że pewnego dnia znikniesz jak ulotny sen.
- Adam, ja nigdy… Czekaj! – Zawołał, gdy wokalista ruszył w kierunku sypialni – Adam! – Chłopak dogonił starszego od siebie mężczyznę i złapał go za rękę – Kocham ciebie i nawet jeśli nie potrafię tego okazać w sposób jaki tego oczekujesz, nie odrzucaj mnie… - Brązowe oczy wyrażały pewien rodzaj smutku i niepokoju – Postawiłem wszystko na jedną kartę. Dlatego bądź przy mnie. Zawsze.
Nie potrafił oprzeć się brązowemu spojrzeniu. Ucałował miękkie wargi i zmrużył powieki.
- Doceń to, co nas spotkało. Jeśli nie możemy mieć wszystkiego, cieszmy się tym, co mamy.