sobota, 25 sierpnia 2012

51. Spięcie

Hej, przybywam z kolejnym odcinkiem, ale najpierw ogłoszenie. :) Założyłam ogólnego fanpage'a swojej "twórczości" (opowiadania i inne prace). Jeśli chcielibyście być powiadamiani o kolejnych odcinkach Bariery Zmysłów i/lub Sierotki, zapraszam do lajknięcia. :)


Pozdrawiam i życzę miłej lektury kolejnego odcinka! :)


51. Spięcie

- Tom, zanieś to na stół.
- Dlaczego znowu ja?
- Bo tu stoisz.
- Sam to zanieś.
- Jestem zajęty.
- Ja też.
- Tom, do jasnej cholery, zanieś to na stół!

Im bliżej godziny zero, tym bardziej można było odczuć panującą wokół nerwową atmosferę. Bliźniacy już od jakiegoś czasu skakali sobie do oczu, tym samym nieustannie odrywając Adama i Sashę od przedimprezowych przygotowań.

- Tom, do mnie! – tancerka podniosła głos, zwracając na siebie uwagę walczących braci.
- Już idę, kochanie. Z tobą policzę się później… - zagroził na koniec i zniknął za drzwiami. Bill westchnął i wrócił do rozkładania papierowych kubeczków na ladzie. U jego boku pojawił się starszy brunet.
- Moglibyście przestać się kłócić. Straszycie nas – zakomunikował, położywszy dłoń na ramieniu wokalisty.
- Straszymy? – zdziwił się. Lambert kiwnął głową.
- Krzyczycie po niemiecku. Wiesz jakie to stresujące dla kogoś, kto nie rozumie z tego ani słowa?
- To się naucz – burknął tylko.
- Ale on brzmi, jakby się chciało kogoś zabić!

Brązowe tęczówki zwróciły się ku niebieskim. To był zły ruch.

- Daję ci pięść sekund na ucieczkę w bezpieczne miejsce…

Finalista Idola uśmiechnął się chytrze.

- Ale tak jest! – bronił się. – A podczas seksu to w ogóle brzmi jak kiepskiej klasy por… Ała!
- Wynoś się stąd!!!

Ścierka poszła w ruch.

*

Ich ciała bujały się w rytm muzyki, ocierając o siebie zalotnie. Pożądliwe spojrzenia. Temperatura rosła.

- It’s getting hot in here, so take off all your clothes… - Adam mruczał przy refrenie. Towarzyszyło temu gwałtowne podciągnięcie koszulki młodszego bruneta.
- Ej… - brzmiały protesty. Chude palce próbowały ściągnąć materiał na właściwe miejsce, jednak ich opór zdawał się słabnąć z każdą kolejną próbą.
- Opór jest bezcelowy…

Powiódł dłonią po jasnej skórze, zatrzymując palce na rozgrzanych plecach. Uśmiechnęli się do siebie.

- Adam!

Monte machał do nich z kanapy. Obaj spojrzeli po sobie z lekkim zawiedzeniem.

- Chodź, wołają nas – stwierdził wesoło i ruszył w stronę kanapy.
- Ciebie, nie nas – sprostował Bill, lecz nie mógł już nic poradzić. Jego partner chwycił go za nadgarstek i zaciągnął na miejsce. Sam usiadł na poduszce, a młodszego chłopaka zaprowadził prosto na swoje kolana. Pewnie gdyby nie alkohol, Kaulitz zachowałby się z większą klasą i kulturalnie usiadł tuż obok swojego partnera. Nic z tego, usiadł na nim okrakiem.
- Źle się dobraliście – gitarzysta pokręcił głową, patrząc na rozbawione towarzystwo.
- Dlaczego źle? Ja uważam, że jest idealnie… - gwałtownie złapał chłopaka za pośladki. Ten tylko prychnął w udawanym oburzeniu.
- Kilka drinków i prawie przelecieliście się na środku pokoju – pouczył ich mężczyzna, biorąc kolejny łyk piwa. Adam wystawił język.
- Jestem na imprezie w swoim własnym domu, mam prawo do odrobiny luzu. Dobrze wiesz, że umiem się zachować kiedy trzeba.
- Taaak, wiem.
- Ja jestem trzeźwy.

Mężczyźni skupili wzrok na Billu, który uraczył ich widokiem rzędu swoich białych zębów. Roześmiali się.

- Tak, kochanie. Ty zawsze jesteś trzeźwy.
- Adam no!
- Wiecie, moglibyście znaleźć sobie pokój czy coś.

Tuż obok pojawił się nie kto inny jak Tommy. Jak gdyby nigdy nic zajął miejsce na kanapie.

- Idę po drinka – rzucił tylko Bill, po czym opuścił pomieszczenie. Prośby Adama puścił mimo uszu.

*

Wpadł do kuchni tak wściekły, że urzędujące tam towarzystwo postanowiło w mig wyparować. Został sam z papierowym kubkiem i dużą ilością różnorakich alkoholi. Niewiele myśląc przygotował sobie odpowiednią mieszankę, nieco mocniejszą niż zwykle. Zakrztusił się. „Za…dużo…wódki…”

- Czemu zniknąłeś? Dałeś niezły pokaz.
- Odpierdol się, nie mam nastroju.
- Ogarnij się – odparł Tom, podchodząc bliżej. Kiedy dostrzegł powagę sytuacji zmienił ton. – Ej, co jest?
- Jest na tej imprezie ktoś, kto mnie wkurwia. Z grubsza tyle.
- Kto?
- Tommy, basista Adama.

Krótka wymiana spojrzeń. Wszystko stało się jasne.

- Po co on tu?
- Adam uparł się, że tak musi być, bo to jego przyjaciel.
- A ty się na to zgodziłeś? Tak bez słowa?
- Chyba żartujesz – fuknął. – Ciągle się o to żremy. Co prawda to ja zaczynam, ale…
- Masz prawo być wściekły. Nie rozumiem, czemu on się tak przy tym upiera skoro widzi, że cię to wkurza – Tom wziął łyk drinka.
- Nie wiem, pewnie zależy mu na dobrych stosunkach w zespole, to jednak ważne w pracy. Niby mu ufam, ale on już dwa razy mnie zawiódł.
- Może lepiej sprawdź salon?

Brunet pokręcił głową.

- To nie ma sensu – westchnął. – Schowaj zapalniczkę.
- To chodź na dwór zapalić.
- Daj mi się napić.
- Spoko.
- Gdzie zgubiłeś Sashę?

Zanim zdołał odpowiedzieć atmosfera uległa nagłemu pogorszeniu. W kuchni pojawił się nieoczekiwany gość. Bliźniacy przywitali go gardzącym spojrzeniem, po czym odwrócili wzrok.

- Przepraszam, jeśli przeszkodziłem! – Tommy uniósł ręce w przepraszającym geście. – Przyszedłem tylko po coś do picia.
- Wszystko jest na stole albo na ldzie.
- Na „ladzie”.

Starszy z braci zaczął się niepokoić. Aura śmierci była zbyt dobrze wyczuwalna. Iskry leciały na prawo i lewo odbijając się od szafek, ścian i sufitu.

- Nie macie tu piwa? Myślałem, że Niemcy zawsze mają ze sobą butelkę…

Niewinny żart, a zarazem o kilka słów za dużo.

- Bierz co chcesz i spieprzaj – warknął wokalista.
- Miałbyś choć trochę szacunku, gówniarzu – odpowiedział mu blondyn. - Nie musisz mnie lubić, ale chociaż mnie nie obrażaj.
- Za co niby miałbym cię lubić? – prychnął. Obaj spięli mięśnie.
- Może nie pamiętasz, ale uratowałem ci kiedyś dupę! Pewnie cię to nie obchodzi…
- Ty i Monte. Tak, dzięki za to.
- Proszę bardzo! Gdybym wiedział, że spotka mnie za to taka wdzięczność…
- Prawie pieprzyłeś się z moim facetem! Mam cię za to lubić?! Przybić ci piątkę?!

Tom powoli podszedł do brata, który trząsł się ze złości. Ratliff zrobił kilka kroków wprzód. „Nie jest dobrze…” Starszy bliźniak stanął u boku bruneta.

- Nie zasługujesz na niego! Wiesz ile przez ciebie wycierpiał?!
- Wiem, ale to nie twoja sprawa!
- Tak się nie traktuje ludzi!
- Odwal się!
- Mogliśmy wtedy w klubie nie przeszkadzać tobie i Drake’owi, pasowalibyście do siebie!

Wystarczyła sekunda by wyciągnęli pięści i natarli na siebie. Tom w ostatniej chwili próbował zagrodzić bratu drogę, lecz na niewiele to się zdało. Machina ruszyła, a on był zbyt słaby, aby zablokować jej trybiki albo chociaż odseparować jedną zębatkę od drugiej. Adam w samą porę przybiegł mu z pomocą, zwabiony wcześniejszą głośną wymianą zdań.

- Do jasnej cholery, odwaliło wam zupełnie?! – wrzasnął, odciągając Tommiego na bok. Niedoszli przeciwnicy wymienili się spojrzeniami pełnymi pogardy.
- No? Powtórz mu to samo co mi! – rzucił Bill, próbując wyszarpnąć rękę z uścisku bliźniaka.
- Nie muszę, on już to wie – padła odpowiedź.

Lambert odetchnął ciężko i puścił ramię basisty.

- Z tobą pogadam później – rzekł do Tommiego. – Bill, chodź.

Bez słowa podążył za starszym brunetem. Mijając basistę, na odchodnym przeklął po niemiecku. Odpowiedzią był uniesiony w górę środkowy palec.

*

- Ile razy jeszcze będziemy to przerabiać?! – piosenkarz podniósł głos, gdy tylko zamknął za sobą drzwi sypialni. Młodszy z dwójki spoczął na łóżku. –
Musiałeś robić aferę akurat dziś? Musiałeś?!
- To nie ja ją zacząłem! – odparł z oburzeniem.
- Nie obchodzi mnie to! Mogłeś nie dać się sprowokować!
- Jak?! Słyszałeś co on mówił?!
- Myślałem, że jesteś dojrzalszy mimo wieku…
- A on jest?! W chuj dojrzały!
- Tommy taki jest, że pieprzy od rzeczy. Puszczaj jego teksty mimo uszu!
- Tak? I mam spokojnie słuchać, że jestem gówniarzem, nie szanuję innych, ciągle cię ranię i powinienem związać się z Drakiem?!

Mężczyzna przetarł twarz, po czym przeczesał palcami swoje ciemne włosy.

- Dlaczego ty mu na to pozwalasz? – kontynuował jego partner. – Rozumiem, że to twój przyjaciel, ale to chyba trochę za dużo nawet jak na przyjaciela?

Przygryzł wargę.

- Nie wiem, co się wydarzyło wtedy w klubie.

Zła odpowiedź. Bill uchylił usta w niedowierzaniu.

- Sugerujesz mi… Sugerujesz mi, że ja tego chciałem?

Zapadła niezręczna cisza. Żadne z nich do końca nie rozumiało sytuacji, w jakiej się znaleźli.

Impreza trwała. Ktoś podgłośnił muzykę, która wypełniała teraz cały dom.

Bill wbiegł do łazienki.

- Co… - rzucił zdezorientowany Adam, słysząc odgłosy szamotaniny. Pchnął drzwi i wszedł do pomieszczenia. Kaulitz stał przy umywalce. Pakował swoje rzeczy.
- Pozwól mi zabrać moje graty - powiedział spokojnie chłopak, gdy poczuł dłoń na swoim nadgarstku.
- Załatwmy to jak dorośli ludzie.
- Czyli niby jak?
- Rozmową.
- Powiedziałeś…
- Nie podnoś na mnie głosu.
- Boże, jak… - szepnął, opierając się o ścianę. Skrył twarz w dłoniach. – Jak w ogóle mogłeś tak pomyśleć… Że ja z nim wtedy…
- Nie wiem, nie byliśmy wtedy razem, więc to nie była moja sprawa.
- Drake prawie mnie tam zabił!!!
- Może mu czymś podpadłeś, nie wiem. Nie wracajmy już do tego.
- Właśnie wrócimy do tego! – postawił się chłopak. – Tamtej nocy Drake chciał się ze mną pieprzyć. Dostał kosza, ale i tak próbował mnie zerżnąć. Broniłem się i dostałem, uratowali mnie Tommy i Monte. Zadowolony?
- Mam ci wierzyć?
- A ja tobie? To ty prawie przeleciałeś kumpla z zespołu!
- Mam dosyć związków z ludźmi, którzy bez końca wypominają mi moje błędy!
- A ja mam dosyć bycia zdradzanym! To boli, wiesz?!

Lambert spojrzał na niego pytająco. Najwyraźniej nie spodziewał się takiego wyznania.

- Moje byłe zdradzały mnie. To cholernie boli – padło krótkie wyjaśnienie.
- Nie wiedziałem, przykro mi…
- Nieważne.

Zawieszenie broni. Ta kłótnia nie prowadzi do niczego dobrego.

Adam podszedł bliżej i przytulił do siebie szczupłe ciało. Pogładził palcem jasny policzek. Blizna nieśmiało wyłaniała się spod warstwy pudru.

- Zostaw ją… - szepnął Bill, odsuwając twarz. Brunet jedynie się uśmiechnął. Zawadził ustami o zaróżowioną skórę.
- Kocham ją. Tak samo jak całego ciebie.
- Jest okr… - nie było mu dane dokończyć. Para gorących warg stanowiła przeszkodę nie do sforsowania.
- Czy moje blizny kiedykolwiek ci przeszkadzały? – padło ciche pytanie. Przeczący gest. – Widzisz?

Zatracali się w swoim dotyku, w swojej bliskości. Powoli do gry dołączały kolejne partie ciała.

- Odłóżmy kłótnię na później. Czuję palącą potrzebę.
- Ja też.

Rozejrzeli się wokół. Utkwili wzrok w jednym z elementów łazienki. Kiwnęli głowami porozumiewawczo, po czym podeszli do wybranego przez siebie obiektu.

- Będę musiał potem suszyć włosy…
- Po łóżku i tak musiałbyś wziąć prysznic. Co za różnica?
- Prawda.
- Może nie zauważą, że nie ma nas pięć minut.
- Pięć minut?!
- No dobra, może trochę więcej.
- Z pół godziny…
- Nie kłóć się znowu.

Lambert odkręcił kurek i zaczął wpuszczać wodę do wanny.

- Jedyna rzecz, jaką lubię w kłótniach – rzekł wesoło. U jego stóp wylądował czarny t-shirt.
- Seks po? – odparł Bill, unosząc w górę jedną brew. Oparł dłonie o chłodny brzeg.
- Myślałem o „godzeniu się”, ale to też pasuje…

Śmiało złączyli ze sobą usta.

*

- Bill, słuchaj, możemy pogadać? – usłyszał, gdy zszedł na parter. Obejrzał się na Adama, który z uśmiechem kiwnął głową.
- Tak, jasne.

Wrócił na piętro i wszedł do pokaźnej garderoby. Tommy zamknął drzwi.

- No?
- Trochę wytrzeźwiałem i chciałem z tobą na spokojnie pogadać, no i przeprosić za te wcześniejsze teksty.
- Myślę, że też powinienem przeprosić. To było głupie.
- Wiem, że to beznadziejna sytuacja, ale dobrze by było się chociaż tolerować. Obiecuję, że już nigdy nie wejdę między was. Źle zrobiłem, ale…
- Przestań – przerwał mu. – Po prostu więcej tego nie rób, to wszystko.
- Obiecuję. Masz moje słowo.
- A jakaś gwarancja?

Mężczyzna spojrzał mu prosto w oczy.

- Adam wiele dla mnie znaczy i zależy mi na jego szczęściu, to chyba dobra gwarancja? – rzekł poważnym tonem. Kaulitz potaknął. – Przyniosłem coś do picia, do przełamania lodów. Weź jedno i siądźmy gdzieś pogadać.

Długo rozmawiali, popijając piwo i śmiejąc się z opowiadanych sobie anegdot oraz dowcipów. Jak się okazało obaj mieli ich sporo w zapasie.

*

Nad ranem powitało go miękkie łóżko oraz ciepło drugiego ciała. Znajomy zapach koił jego zmysły i zachęcał do spędzenia kolejnych minut w łóżku. Nie wiedział, jakim cudem znalazł się w sypialni, skoro ostatnie co pamiętał to rozmowa z Tommym w garderobie, ale nie chciał zaprzątać sobie tym głowy. Ucałował opalony policzek, czemu towarzyszyło mruknięcie niezadowolenia.

- Jeszcze pięć minut… - Adam przewrócił się na drugi bok. Bill tylko pokręcił głową.
- Kac? – spytał cicho, przytulając się do jego pleców.
- Malutki… Wyspałeś się?
- Mógłbym przespać całe życie… - ziewnął.
- Wczoraj wcześnie zasnąłeś. Musiałem cię tutaj przynieść z garderoby.
- Nie musiałeś.
- Miałem zostawić cię śpiącego na podłodze jak ostatni pijak? Za kogo ty mnie masz?
- Za amerykańskiego zboczeńca.
- E? Skąd ci się to teraz wzię…
- Nie mam spodni.

Brunet spojrzał na niego zaspanym wzrokiem i roześmiał się ciepło.

- Przepraszam, następnym razem zostawię cię na noc w tych ciasnych jeansach, wtedy zobaczymy, jak będzie ci się spało.
- Nie w takich ciuchach się zasypiało…
- To bardzo niezdrowe, wiesz?
- Gdy jesteś tak zmęczony, że padasz na łóżko bez życia, masz wszystko gdzieś, uwierz mi.
- Wierzę.
- Nie zdjąłeś mi naszyjnika – zauważył nagle chłopak, który chwycił palcami złotą ozdobę. Ostrożnie ją rozchylił i zajrzał do środka. Dwa zdjęcia, dwie najważniejsze osoby w jego życiu.

Mężczyzna ponownie spojrzał na jasną twarz, na której w tamtej chwili malowało się szczęście. Przyciągnął do siebie delikatniejsze ciało.

- Wcześniej nie zdejmowałeś go do spania, więc uznałem, że widocznie tak jest dobrze – pogłaskał długie ciemne kosmyki. Dwudziestolatek uległ dotykowi. Ufnie wtulił się w tors starszego. – Mógłbym tak z tobą leżeć codziennie…
- Szkoda, że nie da rady – odparł smutnym tonem. – Jutro powrót do rzeczywistości.
- Nie wyjeżdżaj…
- Chciałbym. Nacieszmy się jeszcze tą chwilą.
- Jeszcze pięć minut?
- Tak z pół godziny.
- Dla ciebie wszystko. Szczęśliwego Nowego Roku.
- Szczęśliwego Nowego Roku.

Minęła godzina zanim wstali i zdecydowali się małymi kroczkami doprowadzić dom do porządku. Następnego dnia bliźniacy wylecieli do swojego kraju. Adam nie mógł odwieźć ich na lotnisko. Cena sławy.

sobota, 18 sierpnia 2012

50. Odwiedziny

No i stuknęła nam pięćdziesiątka! :D Dzięki Wam, kochane! Zapraszam do odcinka.

Odwiedziny

Bill nacisnął klamkę i przyciągnął drzwi do siebie tak gwałtownie, że uderzył nimi w czoło.
- Scheisse! Och Gott… Fuck! – Przyłożył dłoń do obolałego miejsca i spojrzał w kierunku Toma oraz Sashy. Mierzyli go wzrokiem pełnym politowania.
- Pozwól, że sami się rozgościmy – Rzekł starszy bliźniak, przepuszczając w drzwiach tancerkę. Dziewczyna poklepała Billa po ramieniu, po czym pobiegła w kierunku Adama.
- Straszna sierota – Rzuciła szeptem, obejmując bruneta za kark – Świetnie znów cię widzieć.
Lambert roześmiał się, obejmując Sashę – Kochanie, wszystko w porządku?
- Scheisse – Mruknął chłopak, idąc w kierunku kuchni. Drugi Kaulitz powiódł za nim.
- Adam? – Brunetka pociągnęła Lamberta za nadgarstek, upewniając się, że na pewno nikt ich nie podsłuchuje – O co chodzi z Tommym?
Czarnowłosy podniósł brew – Słucham?
- No… - Przewróciła oczami – Cały zespół o was mówi.
- Mieliśmy trochę problemów… - Adam odwrócił wzrok i wcisnął dłonie w kieszenie ciasnych spodni.
- Widzę, że ten temat ci nie leży.
- Cholera… - Westchnął, wplatając palce w czarne włosy – Nieświadomie rozkochałem w sobie przyjaciela, zraniłem go  i nie wsparłem. Nigdy sobie nie wybaczę, że do tego dopuściłem.
Drobna dłoń spoczęła na męskim ramieniu.
- Nie możesz się winić.
- Gdybym go nie całował…
- Co się tak alienujecie moi drodzy? – Tom przekroczył próg salonu z szerokim uśmiechem na twarzy. Bill wszedł tuż za nim, przykładając woreczek lodu do obolałego czoła. Podszedł do Adama, ufnie wtulając się w jego tors. Czarnowłosy zaśmiał się pod nosem.
- Moja sierota.
***

-… I cholernie, ale to cholernie chciałem mu wpieprzyć! Co będzie gówniarz podskakiwał! – Tom opowiadał jedną ze swoich ulubionych historii z takim zapałem, że Sasha oraz Adam przypatrywali mu się ze zdumieniem. Jedynie Bill ziewał już piąty raz.
- Stary, za każdym razem podajesz inny ciąg wydarzeń! – Mruknął z oburzeniem, dopijając ostatnią lampkę wina.
- Po prostu ty zapominasz jak to było naprawdę – Odparł Tom, obejmując tancerkę – Co kochanie, idziemy spać? – Spytał, przecierając zmęczone oczy.
- My też idziemy… - Bill złapał ramię Adama, by podeprzeć się i wstać – Chodź… - Zamruczał, próbując ustać w miejscu.
Czarnowłosy uśmiechnął się łagodnie – Chodź, odprowadzę cię do łóżka. A wy kładźcie się w sypialni na parterze.
Bill złapał Adama za nadgarstek i ruszył w kierunku schodów. Przytrzymał się barierki, gdy zaczął tracić równowagę.
- Chyba przesadziłeś z alkoholem… - Zauważył Lambert, a po chwili jego plecy zderzyły się z zimną powierzchnią ściany. Szczupłe ciało naparło na niego.
- Chodź się pieprzyć… - Długie palce zaczęły badać jego ciało. Przewrócił oczami i złapał chude nadgarstki.
- Do sypialni.
- Możemy i tam…
- Nie, Bill – Westchnął brunet, idąc na górę – Jesteś pijany, nie pójdę z tobą do łóżka w takim stanie.
- Odmawiasz mi? – Kaulitz niemal się roześmiał – Taki z ciebie facet?
Adam nie odpowiedział. Chwycił chłopaka za dłoń i zmierzał w kierunku pomieszczenia, gdzie czekało na nich duże i wygodne łóżko.
- Nie muszę ci udowadniać mojej męskości.
- A Tommy’emu udowodniłeś?
O kilka słów za dużo. Adam poczuł, że zaraz eksploduje furią.
- Czy ty kurwa nigdy nie skończysz tego tematu? – Podniósł ton głosu. Po chwili żałował, że w ogóle wchodził w temat z pijanym chłopakiem, który tylko szukał pretekstu do kłótni.
- Zjeżdżaj na kanapę – Fuknął Kaulitz, wchodząc do sypialni. Zakołysał się i uderzył dłonią w przełącznik światła – No zrób się jaśniej.
Adam zapalił nocną lampkę – Żarówka się przepaliła, gówniarzu.
- Jak ty do mnie powiedziałeś?
Uśmiech cisnął się na usta Adama. Stanął tuż przed chłopakiem, który zmierzył go pijanym  wzrokiem.
- Zachowujesz się jak napalona panna, która nie dostaje tego, czego chce.
- Chcę, żebyś mnie wziął – Szczupłe dłonie powiodły po męskim torsie – Ale nawet na to cię nie stać. Idź na kanapę.
Lambert próbował się nie roześmiać. Podszedł do drzwi, przekręcając klucz w zamku. Podszedł do bruneta.
- Nie.
- Ależ ja nawet nie zamierzam – Odparł Adam, zrzucając na podłogę czarna koszulkę. Zobaczył w brązowych oczach mieszane uczucia – Mam powiedzieć dobranoc?
Klamra paska zabrzęczała dźwięcznie. Po chwili długie jeansy spadły na podłogę.
- E…
- Miłych snów, Bill.
- Dobry Boże…
- Bill, wracaj do…co ty… o Boże… och, Bill!

***
Poranek był chłodny. Adam zajął miejsce w kawiarni nieopodal swojego domu. Wziął łyk gorącej, pobudzającej ekspresso.
A Tommy’emu udowodniłeś?
Wszystko podeszło mu do gardła. Skrył twarz w dłoniach i wziął głęboki oddech.
- Witaj, jak się trzymasz?
Uniósł wzrok i wymusił na swojej twarzy uśmiech – Cześć, Simon – Zwrócił się do menadżera – Nie mam zbyt wiele czasu, więc postaram się powiedzieć najprościej jak mogę.
- No słucham.
- Nie mogę już całować się z Tommym.
Simon uniósł brew – Przecież sam chciałeś takiego show.
- Sprawy się pokomplikowały – Odparł oschle Adam, dopijając kawę, która rozpaliła jego gardło. Boleśnie zacisnął powieki.
- No to może chociaż powiesz o co chodzi? –Dociekał mężczyzna.
- Daj spokój.
- Adam?
- Daj spokój – Powtórzył cięższym tonem – Po prostu jestem w związku i nie mogę już bawić się w takie rzeczy. Proszę, nie dopytuj, bo i tak nie powiem, co jest na rzeczy.
Simon wzruszył ramionami – Mam nadzieję, że to nic poważnego?
A Tommy’emu udowodniłeś?
- Wybacz, tak jak mówiłem, nie mam dziś wiele czasu – Czarnowłosy wstał, łapiąc swoją kurtkę – Po prostu informuję cię, że od teraz moje występy będą bardziej grzeczne.
- Dobra. Dobra, niech ci będzie.
***
Choć tęsknił za Billem, nie miał ochoty wracać do domu. Tom i Sasha zapewne rozpływają się na kanapie, wyjadając wszystkie smakołyki z kuchennej szafki, bałaganią i robią głupie żarty, za które przyjdzie mu zapłacić. Mijał właśnie jeden ze sklepów Diora, gdy jego uwagę przykuła wyjątkowo atrakcyjna kurtka. Nabijana srebrnymi nitami skóra. Nie czekając dłużej wszedł do środka.
Przywitała go młoda, śliczna blondynka. Urodą przypominała jedną z modelek, które widywał w popularnych magazynach dotyczących mody.
- Dzień dobry, w czym mogę pomóc? – Spytała nieśmiało, zbliżając się do Adama.
Nie mógł pohamować się przed subtelnym flirtem. Łagodnie przygryzł wargę i uśmiechnął się zalotnie, na moment zawieszając głos.
- Chodzi o tę kurtkę na wystawie. Chcę spytać o cenę.
Dziewczyna oderwała wzrok od niebieskich oczu wokalisty – Ta? Dwa tysiące dolarów.
Roześmiał się w głos.
Trzeba być idiotą, żeby wydać tyle forsy na jeden ciuch.
Zmrużył oczy.
Bill zemdleje, gdy mnie w niej zobaczy.
- W porządku, biorę ją.

***

Kiedy przekroczył próg domu, od razu usłyszał głośne śmiechy. Westchnął cicho, gdy rozpoznał głos Toma.
- Laska, weź idź! AŁA, Sasha, to bolało! Za co?!
- Za tą parszywą odzywkę!
Dźwięk dzwonka do drzwi.
- Kurwa… zero świętego spokoju - Przeklął pod nosem i pociągnął klamkę. Ujrzał średniego wzrostu, obcego mu mężczyznę.
- Kurier – Kiwnął głową – Przesyłka dla Adama Lamberta.
- Ja nic nie zamawiałem – Mruknął czarnowłosy, opierając się o framugę – Kim jest nadawca?
- Panie, ja mam dziesięć paczek do rozdania, pan podpisze dokument i już mnie nie ma – Odparł wąsaty, podsuwając zapisaną kartkę.
Brunet złożył swój podpis, po czym odebrał pakunek. Zatrzasnął stopą drzwi, po czym ruszył w kierunku salonu.
- O, co masz? – Spytała Sasha, wtulając się w tors starszego Kaulitza. Brunet jedynie wzruszył ramionami. Rozciął taśmę, po czym zajrzał do środka. Oniemiał.
Wyciągnął czarny lateksowy kostium, skórzaną maskę na oczy oraz metalowe wędzidło. Zamrugał kilkukrotnie, trzymając w rękach nieznany mu towar.
- To chyba jakaś pomy…
- Adam! – Wrzasnął Bill, który wkroczył do pokoju – Boże, co to? – Podszedł, łapiąc jedną z perwersyjnych zabawek. Rozchylił wargi, wyciągając skórzaną spódniczkę.
- Co to do cholery jest? – Podsunął ubranie przed oczy Adama.
- Ja nie mam z tym nic wspólnego! – Zawołał zdumiony i zdenerwowany.
- No pewnie, adresat Adam Lambert, jeszcze powiedz, że tak się nie nazywasz! – Odparł Bill – Co ty chcesz ze mnie zrobić, ulicznicę? – Złapał czerwone kozaki na cienkiej szpilce – No chyba zgłupiałeś.
- To nie ja! – Warknął – Cholera, Bill!
- Spieprzaj! – Mruknął Kaulitz, wracając do kuchni.
W tym momencie Sasha wraz z Tomem wybuchnęli niepohamowanym śmiechem. Przybili sobie piątki i niemal spadli z kanapy, gdy zobaczyli wyraz twarzy Adama.
- Dzięki. Wielkie dzięki – Westchnął Lambert, zmierzając w kierunku kuchni. Po chwili odwrócił się i ruszył w kierunku toalety, gdzie drzwi były uchylone.
- Można? – Spytał łagodnie. Brak odpowiedzi.
Pchnął drzwi i wszedł do środka – To tylko głupi żart Toma i Sashy…
- Czy ja cię zadowalam w ogóle? – Spytał Bill, odkładając ręcznik na krawędź wanny – Bo ciągle mam wrażenie, że jest ci czegoś brak. Za mało.
- Kochanie… - Westchnął Adam, zbliżając się do nastolatka – Dajesz mi wszystko, czego potrzebuję.
- Więc czemu ty z To…
- Proszę cię. Proszę, nie zaczynajmy o tym znowu – Uciął – Wiem, że nie jest ci łatwo, ale musimy dać sobie spokój.
Czarnowłosy odwrócił wzrok – Niech ci będzie. On musi przyjechać na tego sylwestra?
- A to duży problem?
Bill westchnął – Okej. Postaram się nie wściekać.
Marona

niedziela, 12 sierpnia 2012

49. Wątek rodzinny

49. Wątek rodzinny 


Było mu tak dobrze, ciepło i przytulnie, lecz wielokrotne wypowiedzenie jego imienia zmusiło go do rozchylenia powiek. Dźwięk migawki.

- Was ‘ne… - warknął. W mig poderwał się do siadu, zrzucając z siebie kołdrę. – Adam? Co ty robisz?

Mężczyzna stał przy łóżku z aparatem w dłoniach. Spoglądał na chłopaka z promiennym uśmiechem.

- Przepraszam, ale wyglądałeś tak uroczo – zacharczał.
- Czemu mnie budzisz? Mogłeś zrobić to później – jęknął brunet, upadając na plecy. Adam usiadł obok niego.

- Spójrz na mnie i nie ruszaj się – powiedział i cyknął kilka kolejnych zdjęć.
- Adam, bitte… - Bill próbował zasłonić się rękami, jednak wyszło mu to dość nieporadnie.
- I tak mi się udało – oznajmił radośnie finalista Idola.
- Skasuj je, proszę.
- Przestań, wyszedłeś pięknie. Popatrz.
- To nieważne, Adam. Ja nie chcę żadnych zdjęć. Jeśli one wyciekną…
- Nie ma takiej opcji, kochanie. Nie martw sieee… Apsik!
- Gesundheit. Przeziębiłeś się?
- Chyba tak. Nawet nie wiem kiedy. Chyba wrócę do łóżka. Apsik!
- Połóż się. Przyniosę ci leki, co?
- W łazience powinny jakieś być.

*

- Apsik!
- Nie wyglądasz dobrze.
- Nie czuję się dobrze. Dziękuję, nie musiałeś. Odstaw na razie – odezwał się, gdy Bill podsunął mu pod nos talerz gorącego rosołu. – Myślałem, że nie jesz mięsa?

Chłopak postawił naczynie na szafce nocnej.

- Nie jem, ale kiedy jeszcze jadłem, nauczyłem się, jak zrobić dobry rosół. Powinien pomóc.
- Dzięki. Chodź, zarażę cię w nagrodę.
- Spadaj! – prychnął, uciekając przed wyciągniętymi w jego stronę rękami, a tym samym przed mokrym całusem od swojego zakatarzonego partnera. – Przynieść ci coś jeszcze?
- Telefon i laptopa.
- Powinieneś spać, nie pracować!
- Kto tu mówi o pracy? Ej, weź podaj. Dzięki! – zwinnie chwycił telefon rzucony mu przez Billa. Odebrał połączenie. – Halo?
- Pójdę po laptopa – stwierdził tylko i odszedł, pozwalając Adamowi dokończyć rozmowę. Najpierw wyjął z pokrowca swoje urządzenie i położył je na wolnej połowie łóżka, a następnie rozejrzał się za drugim komputerem. Gdy już go znalazł, wrócił do amerykańskiego piosenkarza, który w dalszym ciągu był pochłonięty rozmową.

- Z kim ty tak długo rozmawiasz? – mruknął bardziej do siebie niż do Lamberta. Mężczyzna tylko przyłożył palec do ust.
- Proszę cię, to naprawdę nie jest dobry pomysł! Tak, poradzę sobie. Daj spokój, potrzebuję odpoczynku! Tak, mam tu pomoc. Mamo, jestem już dorosły… - rozbrzmiewało w uszach dwudziestolatka, zajmującego właśnie miejsce przy swoim partnerze. Mężczyzna odłożył telefon z głośnym westchnieniem. – Nie będzie ci przeszkadzało, że będziemy mieć dzisiaj gościa? – zapytał ze zrezygnowaniem.
- Gościa? – zdziwił się brunet. – Jakiego gościa?
- Moja mama uparła się na wizytę. Stwierdziła, że skoro jestem chory, potrzebuję jej opieki, a przynajmniej dozoru. Myślę, że może mieć też do mnie żal za tegoroczne Święta. Zawsze spędzałem je całe razem z rodziną.
- Zepsułem ci tradycję?
- Taka zmiana to nic złego. Poza tym posiedziałem trochę z rodziną przed twoim przyjazdem.
- Teoretycznie powinienem spędzić Święta z tobą i twoją rodziną…
- Rozmawialiśmy już o tym – powiódł palcami po jasnym boku, którego kawałek wyłonił się spod koszulki. – Chciałem spędzić ten czas z tobą i tylko z tobą, bez zbędnego stresu. Moja rodzina bywa dość…ekspresyjna. Nie chciałem cię spłoszyć, zwłaszcza po naszych ostatnich problemach.
- Wiem…
- A co z twoją rodziną? Nie wspominasz o niej wiele.

Bill spuścił wzrok. Momentalnie stracił resztki dobrego humoru.

- Oni nie wiedzą… - zaczął nieporadnie, nie mając pojęcia, co właściwie powinien rzec. Kilka palców zacisnęło się na jego dłoni.

- Może najwyższy czas im powiedzieć?
- Nie, nie muszą wiedzieć – poruszył się nerwowo.
- Bill…
- N-nie mam z nimi dobrego kontaktu. Z ojcem nie rozmawiałem od miesięcy, matka odzywa się tylko, gdy chce ode mnie kasy. Rozwiedli się, kiedy byłem dzieckiem. Nic o mnie nie wiedzą i niech tak zostanie.
- Przykro mi – szepnął, otulając ramieniem młodszego.
- Nie, jest ok. Poradziłem sobie z tym… - odparł, jednak ta deklaracja nie przekonała Lamberta.
- Na pewno jest ok?

Kiwnął głową i odsunął się nieznacznie.

- Co przygotujemy dla twojej mamy?

*

- Adam, to boli!
- Spokojnie. Rozluźnij się.
- Łatwo powiedzieć!
- Nic nie idzie?
- Nic a nic.
- Poczekaj, mam pomysł.
- Boli, boli, boli, boli…
- Wytrzymaj. Posmaruję tym i zobaczymy.
- Ałć…
- No dalej. Nareszcie! Jak ty to w ogóle zrobiłeś?
- Odczep się! Złapałem i weszło…
- Dwa palce w taką dziurkę? Mój jeden ledwo tam wchodzi.
- Nie moja wina, że masz taki otwieracz…
- Już dobrze. Chodź, przyjechała – rzekł i pospiesznie ucałował długie palce. Ruszył do przedpokoju, ciągnąć Billa za sobą.
- Może poczekam w kuchni? – zaproponował nieśmiało chłopak, gdy uwolnił swój nadgarstek z uścisku.
- Nie marudź!

Adam westchnął i przekręcił zamek. Obaj wstrzymali oddech, choć to pod Kaulitzem ugięły się nogi. Tylko raz w życiu był w takiej sytuacji, a było to tak dawno temu, iż nie pamiętał, jak właściwie powinien się zachować. Denerwował się, bał się źle wypaść. Może gdyby miał więcej czasu na przygotowania…

- Cześć mamo!

Przed ich oczami pojawiła się niższa od nich kobieta w długim płaszczu. Stosunkowo mocny jak na tę porę dnia makijaż podkreślał niebieskie tęczówki tak podobne do tych należących do Adama. Bill z uwagą przyglądał się postaci, która ponad dwadzieścia lat temu dała życie jego partnerowi.

- Cześć kochanie! O, ty musisz być Bill. Adam opowiadał nam o tobie – powiedziała nadzwyczajnie szybko, w międzyczasie przytulając do siebie po kolei każdego z obecnych. – Chodźcie do środka, strasznie tu zimno!

Podczas gdy amerykański wokalista udał się ze swoją rodzicielką do jadalni, najmłodszy z trójki wrócił do kuchni, aby skończyć przygotowania do posiłku. Nie mógł się nadziwić relacjom Adama i jego matki. Z każdego słowa i gestu biło zrozumienie oraz cudowne ciepło, które tak bardzo uwielbiał, a którego nie uświadczył całymi latami. Zazdrościł Adamowi. Gdy pomyślał o swojej matce, robiło mu się przykro.

Wziął dwa półmiski i zaniósł je do stołu.

*

- Jak właściwie się poznaliście?
- Mamoo, mówiłem ci już. Bill jest z branży, miał wypadek, odwiedziłem go w szpitalu…

Siedzieli przy stole i dyskutowali, przy okazji delektując się przygotowanym wspólnymi siłami obiadem. Kaulitz głównie potakiwał, gdy pozostała dwójka dyskutowała na jakieś znane sobie tematy. Skąd niby miał znać ciotkę Lucy i wujka Barry’ego?

- Masz rację, wyleciało mi z głowy. Bill, ty też śpiewasz?
- Tak, jestem wokalistą w zespole Tokio Hotel – wyartykułował najładniej jak potrafił.
- Nie słyszałam o nim.
- Jesteśmy bardziej znani w Europie niż w Stanach.
- Ach tak, rozumiem. Wiecie, to świetnie, że tak się dobraliście! Będziecie mogli uczyć się od siebie nawzajem i dzielić się doświadczeniami…

Spojrzeli na siebie porozumiewawczo. Już teraz dzielili się wieloma doświadczeniami, niekoniecznie tymi związanymi z pracą.

- Myślę, że mógłbyś się wiele nauczyć od Adama – kontynuowała pani Lambert. „Słucham?” – Ma duże doświadczenie, jeśli chodzi o występy. Mógłby udzielić ci kilku rad.
- Bardzo dziękuję – powiedział tylko. Niby nic takiego, a jednak jego ambicja ryknęła ze złości. „Tak jakbym dopiero zaczynał i ani razu przedtem nie był na scenie! Pff, też mi coś! Gdyby to nie była matka Adama…”

Starszy piosenkarz musiał wyczuć, że coś jest nie tak.

- Mamo, nie przesadzaj. Bill również ma za sobą kilka lat doświadczenia – spróbował załagodzić sytuację.
- Naprawdę? – zdziwiła się. – Nie wiedziałam, wyglądasz tak młodo…
- Bo Bill jest młody, mamo.
- Tak myślałam – zlustrowała chłopaka wzrokiem. Poczuł się dość niezręcznie, mimo iż starał się tego nie okazywać. – Ile lat różnicy?
- Siedem-osiem, ale to nieważne. Kochamy się i rozumiemy, to najważniejsze.
- Skoro tak, życzę wam wszystkiego najlepszego – Leila lekko klasnęła w dłonie. – Opiekujcie się sobą nawzajem. Ty uważaj na Billa i na jego młodą duszę, a ty z kolei miej baczenie na Adama, który od dziecka zawsze miał tendencję do chorowania w zimie.
- Proszę cię!
- Wiesz, że to prawda.

Zaśmiali się ciepło. Tu nie trzeba było żadnych obietnic, wiedzieli, że tak będzie. Wiele przeszli, aby być ze sobą, wyrzeczenie się obowiązków względem siebie byłoby czystą głupotą.

Wzięli kolejny kęs ziemniaków, kiedy pani Lambert znów postanowiła zabrać głos.

- A jak wam się układa w łóżku?
- Mamo!!!

*

- Podasz mi wodę?
- Tak, jasne.

Resztę dnia ze względu na stan Adama postanowili spędzić w łóżku. Zwykły nudny wieczór we dwójkę, kiedy mogli się sobą nacieszyć. Zostało im już tylko kilka dni razem, chcieli wykorzystać ten czas do maksimum. Źle, że choroba ograniczyła ich możliwości.

Bill znudzonym wzrokiem przeglądał pocztę. Wybrał już film na dzisiejszy wieczór, a póki co nie miał zbyt wiele do roboty. Lambert najwyraźniej postanowił się zdrzemnąć.

Krótkie piknięcie.

- O, Tom.

Najechał kursorem na jedną z wiadomości.

Hej, co słychać? U nas ok, siedzimy z Sashą w hotelu. Myślałem, że padnę przez te sztuczne uśmiechy naszej matki. Wiesz jaka ona jest. Zaraz idziemy na basen. Gadałeś już z Adamem o Malediwach? Daj znać, co i jak. Mamy lot trzydziestego o dziesiątej rano, odbierzecie nas z lotniska?
Odpisz dupo wołowa.
Ten lepszy z braci

- Hm? Co napisał? – odezwał się czarnowłosy mężczyzna, przewracając się na plecy.
- Myślałem, że śpisz. Nic, wszystko ok – chłopak pogłaskał go po włosach. – Przypomniał mi żebym się zapytał, czy polecisz z nami na Malediwy tak gdzieś w połowie stycznia. Tom omawiał sprawę z Sashą, nie macie wtedy jeszcze trasy.
- Na Malediwy? Na jak długo?
- Jakieś dwa tygodnie.

Piosenkarz przetarł twarz.

- Muszę pogadać z menadżerem. Napiszę do niego jutro, dzisiaj już nie mam siły.
- Nie no, jasne.
- Kto by jechał? My i?
- My i Tom z Sashą. Mamy już zaklepany domek, wszystko. Potrzebuję tylko twojej zgody.
- Niech pomyślę… - rzekł przeciągle, spoglądając prosto w brązowe tęczówki. Uśmiechnął się i przygryzł wargę. – Zgodzę się, jeśli i ty mi coś obiecasz.

Dwudziestolatek obdarzył go podejrzliwym spojrzeniem.

- Słucham.
- Chcę zrobić u siebie imprezę sylwestrową, taką małą, tylko dla bliskich znajomych – przejechał palcami po smukłym przedramieniu. W odpowiedzi otrzymał ledwie słyszalny pomruk zadowolenia.
- To zrób, nie widzę tu mojej roli – odłożył laptopa na podłogę i przysunął się do drugiego ciała.
- Chodzi o Tommiego.

Momentalnie spiął mięśnie. Mógł spodziewać się tego problemu.

- Rozumiem, że powinienem się zgodzić.
- Nie musisz, on się tu pojawi obojętnie, czy się zgodzisz, czy nie.
- To po co w ogóle pytasz mnie o zdanie?! – warknął wściekle. Obaj podnieśli się z materaca.
- Jakbyś nie wiedział, interesuje mnie ono.

Parsknął.

- Właśnie widzę!
- Uspokój się! Dokąd to?
- Śpisz sam i odwal się ode mnie.
- Przestań zachowywać się jak gówniarz!!!

Wyszedł z pokoju pospiesznym krokiem i zszedł na parter. Od razu udał się do salonu, by rozłożyć kanapę i skryć się pod kocem. W tamtej chwili potrzebował ciszy, spokoju i odrobiny samotności.

Drache

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

48. Czas na zgodę

Czas na zgodę.

Adam wracał z zakupów. Mimo późnej godziny miał ochotę na spacer. Nie zastanawiając się długo wybrał numer do Billa.

- Słucham? - Rozbrzmiał melodyjny głos.

- Cześć, kochanie - Uśmiechnął się Lambert - Chcesz może spotkać się w połowie drogi? Dajmy na to, centrum handlowe?

- Chyba zgłupiałeś - Adam usłyszał głośne ziewnięcie po drugiej stronie - Zrywasz mnie z drzemki i jeszcze chcesz się ze mną publicznie pokazać?

- Jest bardzo mało ludzi, daj się namówić. To tylko piętnaście minut wspólnego spaceru.

Bill westchnął głośno - Okej - Rzucił po chwili - W porządku. Spotkajmy się przy stacji metra za pół godziny.

- Za pół godziny to zdążę sam dotrzeć do domu.

- Dobra! - Jęknął Kaulitz - Za dwadzieścia minut. Chociaż pozwól mi się ubrać. Chcę uniknąć paparazzi, będę czekał w toalecie. Do zobaczenia.

***

Choć Adam prosił o spotkanie jak najwcześniej, ostatecznie i tak się spóźnił. Nie spodziewał się, że trafi na grupę fanów, która właśnie spotkała się w miejscu, gdzie chciał kupić kawę. Spiesznym krokiem wszedł do łazienki, gdzie w lustrzanym odbiciu dostrzegł twarz Billa.

- Cześć... - Uśmiechnął się podchodząc do pleców chłopaka. Ucałował jego kark - Cholernie za tobą tęskniłem.

Kaulitz uśmiechnął się i przewrócił oczami - Czekam od dziesięciu minut.

- Fani... - Wycedził, lekko kąsając kark chłopaka - Jak ty seksownie wyglądasz...

- Daj spokój - Mruknął Bill - Kłamiesz. Wyglądam beznadziejnie - Zerknął w duże lustro, które utwierdziło go w tym przekonaniu. Zauważył, że brunet niebezpiecznie zmniejsza dystans między ich ciałami. Adam próbował się nie roześmiać. Objął szczupłego chłopaka w pasie. Przycisnął biodra do jego pośladków, pozwalając młodszemu z dwojga poczuć nabrzmiałą, gotową do zbliżenia męskość. W odpowiedzi usłyszał nieoczekiwany, stłumiony jęk.

- Ten dowód nie kłamie.

- Adam! - Syknął Kaulitz, gdy silna dłoń zaczęła ocierać o jego krocze. Miękkie wargi naparły na ciepłą, pachnącą perfumami szyję. Wpatrywał się w lustrzane odbicie - Ktoś tu może wejść! - Szepnął głośno, próbując się wyrwać.

- Chodź - Rzucił Lambert, łapiąc chłopaka za nadgarstek. Wciągnął go do pomieszczenia z dwoma kabinami.

- Nie ma mowy! - Bill podniósł wzrok i wyszarpał się z uścisku - Nie ma mowy. Nie - Kręcił przecząco głową, wpatrując się w pełne żądzy, niebieskie oczy.

Adam uśmiechnął się - Lubisz, jak się ciebie prosi i przekonuje, prawda?

- Chyba kpisz - Fuknął Bill, zakładając ręce na piersi.

Adam zbliżył się do młodego chłopaka, muskając opuszkami palców odsłoniętą część biodra. Zbliżył się do jego ucha.

- Nie opieraj się. Nie wytrzymasz do czasu, gdy znajdziemy się w domu.

Czarnowłosy powoli skierował swój wzrok ku Adamowi. Krótko pocałował jego usta.

Usłyszeli, że ktoś wszedł do pierwszego segmentu łazienki i znajduje się tuż za drzwiami.

- Chyba nie chcesz być przyłapany? - Spytał, otwierając drzwi kabiny. Kiwnął głową, zapraszając chłopaka do środka.

Bill obrzucił go badawczym spojrzeniem - To była pułapka - Mruknął, mijając drzwi, które po chwili się zamknęły.

Rozkoszny dreszcz przemierzył drogę przez ich ciała. Adam zobaczył w brązowych oczach niepewność i chciwość. Przyparł chłopaka do jednej ze ścian, słysząc ciche westchnięcie. Wejrzał w tęczówki, uśmiechając się tajemniczo. Bill spojrzał na niego z zaciekawieniem, lecz zacisnął powieki, gdy udo Adama naparło na jego krocze.

- Od ciebie zależy czy ktoś nas przyłapie - Zamruczał czarnowłosy, przygryzając płatek ucha młodego chłopaka. Rozpiął jego spodnie, wsuwając silną dłoń pod materiał bokserek - Postaraj się nie hałasować.

Bill zacisnął wargi, gdy Adam zaczął masować jego męskość. Robił to mocno i bardzo powoli.

- O Boże, tak... - Syknął Kaulitz - Proszę, szybciej...

Palce zwinnie przesuwały się po całej długości jego członka. Raz jego ciało zareagowało tak gwałtownie, że oderwał się od ściany i ponownie w nią uderzył, przyciskając dłoń do ust.

Dźwięk uchylanych drzwi. Kabina obok. Ktoś tam właśnie wszedł.

Adam klęknął, ściągając z bioder chłopaka ostatnie przeszkody. Zaczął pieścić językiem najbardziej wrażliwe na dotyk strefy jego ciała. Łagodnie łaskotał czubek i kąsał go wargami.

- Och... - Ciche westchnięcie opuściło rozpalone wargi. Bill wbił nieprzytomny wzrok w sufit i wplótł palce w kruczoczarne włosy. Gdy Adam zastosował swoją ulubioną sztuczkę przy pomocy wilgotnego mięśnia, kolana Kaulitza zadrżały. Stłumił jęk, który za wszelką cenę chciał opuścić jego usta. Mocniej przygryzł wargi i ponownie zasłonił je dłonią, gdy Adam coraz gwałtowniej i agresywniej bawił się jego męskością. Podniecał go ten smak. Brunet uwielbiał sprawiać rozkosz mężczyznom, a zwłaszcza temu, który tam mocno na niego działał.

Niebieskie oczy spojrzały w ciemny brąz. Podniecenie malowało się na pięknym obliczu, a ciało traciło swą kontrolę.

W pewnym momencie do ich uszu przestały dobiegać jakiekolwiek odgłosy. Zostali sami.

- Adam... - Wydyszał brunet, pociągając czarne kosmyki włosów - Ja... - Zacisnął powieki i wziął jeden głęboki oddech.

Lambert mocniej zacisnął wargi i zaczął okrążać męskość Billa zwinnym językiem. Po chwili poczuł jak silne skurcze obezwładniają młode ciało, a rozkoszne dźwięki niosą się po ścianach publicznej toalety. Gorzki nektar spłynął po jego gardle. Po chwili wstał i przytulił roztrzęsione ciało, które przylgnęło do niego ze wszystkich sił.

- Jesteś demonem. Ludzie nie potrafią robić takich rzeczy... - Odetchnął Bill, unosząc powieki. Przyjął łagodny pocałunek na swoje wargi.

- Wyjdę pierwszy. Zaczekam przy sklepie na zewnątrz - Szepnął Adam, puszczając w kierunku Kaulitza perskie oko. Zaraz potem zniknął poza drzwiami toalety, mijając niczego nieświadomych przechodniów.

***

- Adam? - Zawołał Bill, przygotowując kolację - Gdzieś się wybierasz?

Brunet zszedł do kuchni, po czym objął młodszego chłopaka w pasie - Tak. Wrócę w ciągu godziny.

Poczuł na sobie zawiedziony wzrok brązowych oczu - Nawet nie żartuj.

- Muszę się zobaczyć z Tommym.

Zawód ustąpił miejsca złości i żalowi. Bill bez słowa odwrócił się w stronę blatu, na którym przygotowywał wegetariańskie danie.

- Proszę cię, nie rób scen - Westchnął Lambert - To mój przyjaciel, a przez te wszystkie nieporozumienia jestem zmuszony z nim porozmawiać.

- To może przygotuję śniadanie?

- Bill! - Adam podniósł głos - Do jasnej cholery, proszę cię!

- Już nic nie mówię - Powiedział cicho Kaulitz, rzucając ścierką w róg stołu.

- Zachowujesz się, jakby był co najmniej moim kochankiem.

- Przelizałeś go i prawie zerżnąłeś, nie dziw mi się, że nie jestem w stanie zaakceptować waszych prywatnych schadzek. Smacznego - Wziął talerz, po czym rzucił nim pod nogi Adama. Naczynie rozbiło się na kilkanaście małych kawałków. Lambert westchnął, wziął głęboki oddech i przysłonił oczy dłonią. Nie zamierzał dać za wygraną.

***

Zapukał do drzwi. Tuż po chwili pojawił się przed nim blondwłosy, średniego wzrostu muzyk.

- Wejdź - Powiedział cicho, wpuszczając Adama do środka.

- Chciałbym tylko wyjaśnić tę sytuację i wrócić do domu.

Tommy przeszedł do salonu - Co tutaj wyjaśniać? Masz faceta. Ja jestem przekreślony.

- To nie tak... - Westchnął Lambert - To znaczy... W porządku, powiem wprost. Kocham Billa i nie zamierzam od niego odejść. Ale ty byłeś i wraz z Krisem jesteście moimi najlepszymi przyjaciółmi. Nie mogę was stracić.

Ratliff pokiwał głową - Wiem. To na tyle.

- Nie możesz mieć do mnie pretensji...

- Ale przecież nie mam. Nie chcę żebyś mnie całował na scenie. Nie chcę, żebyś w ogóle wzbudzał we mnie jakiekolwiek nadzieje - Powiedział muzyk, patrząc w niebieskie oczy - Zapomnij o ostatniej kłótni.

- Chodź tu, głuptasie - Westchnął Lambert, rozkładając ręce. Tommy niechętnie podszedł i pozwolił się przytulić - Proszę, nie doprowadzajmy do takich sytuacji. Nie mogę cię stracić.

- Lepiej wracaj do tego... do swojego. Wiem jak reaguje na moje imię.

Adam parsknął śmiechem i odsunął się na krok - Dokładnie tak. Chyba nie mam co liczyć na kolację w domu.

Tommy uniósł brwi - Pizza i tequila?

- Nie, daj spokój - Rzucił natychmiast, jednak zaczęły dręczyć go myśli skupione wokół Billa - Chociaż... - Sięgnął po telefon, by wybrać numer do Kaulitza. Pierwszy sygnał, drugi, trzeci... Brak odpowiedzi.

- Gnojek - Mruknął - W porządku Tommy, ale bez alkoholu. Nie mogę się zbytnio spóźnić.

***

Niespełna dwie godziny później przekroczył próg własnego domu.

- Bill? - Zawołał, lecz odpowiedzią była cisza. Jedyny odgłos jaki dobiegał do jego uszu to włączony telewizor.

Mężczyzna podążył w kierunku salonu, gdzie ujrzał bruneta, wpatrującego się w szklany ekran.

- Nie przywitasz się? - Zagadnął Adam, podchodząc do fotela.

- Powiedziałem dzień dobry przy śniadaniu - Odparł chłodno Bill. Po chwili na jego kolanach wylądowało pudełko czekoladek, które uwielbiał. Obejrzał się na Adama.

- Próbujesz mnie przekupić?

- Tylko trochę - Odpowiedział Adam, kucając przed Billem - Wszystko zamknięte. Nie zbliżę się do niego nawet na krok.

Bill zmrużył powieki - Koniec z całowaniem?

- Absolutny koniec.

Czarnowłosy zmierzył wzrokiem pudełko pralin, po czym wziął je w ręce. Uśmiechnął się pod nosem.

- W porządku. Udało ci się.

Ich usta połączyły się w słodkim, delikatnym pocałunku.

- Przepraszam. Nie chcę sprawiać ci zawodu.

- Nie ma sprawy. Ja też przepraszam za moje zachowanie.

Marona