niedziela, 29 lipca 2012

47. Lód

Witam i przepraszam za zwłokę. Mam trochę problemów, które nałożyły się naraz no i... Nieważne.

Przychodzę od razu ze spamem ode mnie i Marony. :) W punktach, bo lubię:

- powstał krótki komiks autorstwa Marony, na podstawie Bariery Zmysłów

- nowy jednopart autorstwa Marony (Saulbert) 


- na moim blogu umieściłam pierwszą część nowego opowiadania (Bill + AdamxSauli [inaczej tego nie potrafię oznaczyć])   


Mam nadzieję, że o niczym nie zapomniałam.
Pozdrawiam i życzę miłej lektury!


47. Lód

Mimo najśmielszych chęci, nie był w stanie spełnić swoich planów odnośnie Adama. Zmęczenie i pojawiający się ból skutecznie go zniechęciły. Po dobrym początku zalegli na łóżku obok siebie, Bill z prawej na brzuchu, Adam z lewej na plecach. Delikatnie gładzili swoje złączone dłonie.

- Nie zasypiaj, jeszcze cała noc przed nami – zaśmiał się Adam, widząc, że chłopak zaczął już odpływać.
- Nie, nie śpię… - odpowiedział młodszy, gdy mężczyzna odgarnął grzywkę z jego twarzy.
- Haha, jasne… - zaśmiał się. – Wezmę prysznic. Rusz się!
- Mhhhmmmm… - zamruczał w odpowiedzi na silne szturchnięcie. Nadal jednak trwał w obranej przez siebie pozycji. Pod kołdrą było mu tak miękko i ciepło… Stracił poczucie czasu.

- Przyniosłem ci ręcznik. Ej, jeszcze śpisz? Mowy nie ma, wstawaj!
- Adam no… - mruknął tylko, kiedy poczuł, że jego partner próbuje siłą zaciągnąć go do łazienki. – Już wstaję…
- Wstajesz tak już od dwudziestu minut! Won stąd, natychmiast!
- Adam…
- Co?
- Moje spodnie…

Mężczyzna musiał zastanowić się chwilę nim skojarzył, o co może chodzić temu skrępowanemu dwudziestolatkowi.

- Gdzie są?
- W salonie.
- Dobrze, przyniosę ci je do łazienki. Potem będę czekał na dole.

Ubrany jedynie w ręcznik Adam opuścił sypialnię. Bill w tym czasie rozbudził się na tyle, by być w stanie zwlec się z łóżka. Zarzucił ręcznik na ramiona i zniknął za drewnianymi drzwiami.

*

Przejechał dłonią po wielkiej tafli. Wszystko było zaparowane, a on bardzo chciał się teraz zobaczyć w lustrze. Taki odruch. Za moment dostrzegł swoje oblicze. Wzdrygnął się. Makijaż rozmazał mu się na twarzy, robiąc z niego dziecko nieszczęść. Przetarł oko. Ciemny ślad jak na złość nie chciał zejść. Pobieżnie przejrzał szafkę w poszukiwaniu płynu do demakijażu albo chociaż jakiegoś kremu. I leków przeciwbólowych. Ból nie był duży, ale cholernie nieprzyjemny i uciążliwy. Alkohol przestawał działać.

- Pedał…

Otworzył szerzej oczy. „Nie, tylko nie to…” Zwrócił wzrok ku swojemu obliczu. Wyglądał tak strasznie…

- Patrz na ten „zespół”.
- Skąd oni się wzięli?
- Patrz na tego geja. Musi dobrze ciągnąć.
- Z pewnością wie, gdzie się zakręcić.

Odkręcił wodę. Czemu akurat teraz przypomniał sobie te podsłuchane niegdyś rozmowy? Zdenerwowanie potęgowało ból. Miał nadzieję, że to on będzie jego największym problemem. Wyrzuty sumienia? Dlaczego?

Potarł ramiona. Jego ciało drżało mimo gorącej temperatury wody.

- Pedał.
- Transwestyta.

Przylgnął do ściany. Czy to wszystko była prawda? Czy ostatnie miesiące świadczyły o tym, że jego prześladowcy mieli rację? Kucnął na kafelkach. Załkał.

- Jesteś dla mnie niczym. Gównem, nie bratem.

Z tego całego chaosu niespodziewanie wyrwał go głos Adama.

- Rzucam ci rzeczy – rzekł, uchyliwszy drzwi. Spodnie i bokserki wylądowały na dywaniku. – Przyjdź szybko, tęsknię.

Zniknął tak szybko jak się pojawił.

Brunet jeszcze przez chwilę spoglądał na wejście do pomieszczenia. Zacisnął zęby i wstał. Póki miał przy sobie ludzi, którzy go kochali i w pełni akceptowali, nic więcej się nie liczyło, a przynajmniej nie powinno.

*

Pojawił się w salonie już w lepszym humorze. W przestronnym pokoju unosił się zapach jedzenia i palonego drewna. Zaburczało mu w brzuchu.

- Dobrze, że zrobiłem większe zakupy – zaśmiał się mężczyzna, robiąc chłopakowi miejsce na kanapie.
- To nie moja wina, że robię się głodny po tak intensywnych rozrywkach – fuknął, po czym chwycił w dłonie jedną z kanapek. – Mogłeś poczekać, pomógłbym ci to przygotować.
- I tak nie miałem co ze sobą zrobić. Mogłeś się pospieszyć – zakończył temat cmokając go w czoło. – Wiem, że atmosfera jest mało świąteczna, ale może zajmiemy się teraz prezentami, hm?
- Tak bardzo chcesz wiedzieć, co dostałeś? – spytał Bill, ciągnięty przez piosenkarza w stronę choinki.
- Chcę zobaczyć twoją reakcję. Otwierasz pierwszy!
- No dobra.

Bez sprzeciwu wyciągnął spod drzewka niewielką paczkę. Niezdarnie rozszarpał papier i uchylił pudełko.

- Ej, czy to nie jest…
- Taki sam. Zamówiłem trzy, bo liczyłem, że będzie jeszcze okazja żeby ci go wręczyć. Daj, założę ci.

Po chwili na kolanach chłopaka wylądowała biżuteria, która do tej pory przyozdabiała jego szyję i część klatki piersiowej. Ustąpiła miejsca złotemu otwieranemu naszyjnikowi z dużym ciemnym kamieniem.

- Nie jest za ciężki?
- Nie, nie, ja lubię takie. Na żywo jest jeszcze piękniejszy niż na zdjęciu… - nie mógł się nadziwić dzierżonemu w palcach podarunkowi. Tak bardzo mu się spodobał wtedy w szpitalu, gdy razem oglądali go na ekranie laptopa, wybierając prezent dla Neila.
- Już wiesz czyje zdjęcie trafi do środka? Są dwa miejsca.

Dwudziestolatek spojrzał na roześmianą twarz piosenkarza. Słowa były zbędne, jednak postanowił to sprecyzować.

- Jedna część będzie dla mojego brata, a druga… Sam wiesz - powiódł czubkiem nosa po opalonym policzku. Lambert skrył drobne ciało w swoich ramionach. – Tylko potrzebuję twojego zdjęcia.
- Ja chcę mieć twoje, najlepiej całą sesję. Prywatnie. Tylko dla nas…
- Z twoich ust to brzmi groźnie.
- O, tak sądzisz? – szepnął, przygryzając płatek ucha wokalisty.
- To nie pora na zabawę! – chłopak wyrwał się z uścisku. – Otwórz swój prezent. O, albo wiem!
- Co robisz? – Adam pochylił głowę ze zdziwieniem, gdy Bill przysunął do nich krzesło.
- Usiądź na nim i otwórz paczkę. Nie zaglądaj do pudełka!
- To najdziwniejszy sposób otwierania prezentu, o jakim słyszałem, ale niech ci będzie.

Krótko zajęło mu zdjęcie kolorowego papieru.

- I co teraz?
- Zamknij oczy.
- E?
- Zamknij. Tak będzie zabawniej, uwierz mi.
- Teraz to ja mam złe przeczucia – mimo to spełnił prośbę swojego chłopaka, który zdjął wieczko i wyjął zawartość pudełka.
- Zwieś luźno ręce.
- Nie przesadzasz?
- Nie patrz!
- Ok, ok. Rany!

Brunet zwinnie przemieścił się za krzesło. Zanim mężczyzna zdążył zareagować było już za późno.

- Zgłupiałeś?! Odczep to! – krzyknął Lambert w przypływie zaskoczenia, a zarazem irytacji. Kajdanki zadźwięczały na jego rękach. Bill jednak tylko zacmokał i pokręcił głową.
- Jeszcze nie skończyłem… - mruknął do jego ucha. Czarny kawałek materiału przysłonił niebieskie oczy.
- Zemszczę się za to, zobaczysz!
- Też cię kocham! Zaraz przyjdę.

Pozostawił zdezorientowanego kochanka samego w pokoju i spokojnym krokiem udał się do kuchni. Niewielka miska. Lodówka. Są…

Uklęknął przy krześle.

- Uwolnisz mnie wreszcie?
- Jeszcze nie.
- Trochę się denerwuję, wiesz?
- Zauważyłem. Nie masz po co.

Usiadł okrakiem na umięśnionych udach.

- To tylko część prezentu…

Cicho westchnął do jego ucha, jednocześnie zjeżdżając smukłymi palcami w dół ramion. Długi pocałunek.

- Ten prezent zapowiada się ciekawie… - rzekł Lambert, korzystając z chwili przerwy nim ponownie złączył usta z młodszym chłopakiem.

Następnym miejscem odwiedzonym przez zaróżowione usta była szyja. Podczas gdy wargi robiły skórze rozluźniający masaż, palce walczyły z kolejnymi guzikami, by wreszcie odsłonić szeroką, lekko owłosioną klatkę piersiową.

Nie rozumiał, dlaczego nie brzydził go ten widok. Przecież to jego płeć, nie powinien tak reagować, a jednak to robił. Lgnął do niego, pieścił, chłonął jego zapach. Mężczyzny. Powiódł językiem w dół mostka. Silne szarpnięcie.

- Przestań się nade mną znęcać! – wydusił z siebie Adam. Jego oddech tracił regularność.

„Niedoczekanie twoje.”

Wilgotny mięsień wrócił do pracy przy górnych partiach ciała, a jego miejsce przy piersiach i brzuchu zajęły dłonie. Masaż, delikatne kąsanie i towarzyszące im pomruki zadowolenia.

- Mogłem założyć inne spodnie…

Istotnie Bill czuł pod sobą powiększającą się wypukłość. Podobny proces zachodził również pod jego spodniami, co utrudniało mu zadanie, lecz nadal kontrolował sytuację. Przybliżył twarz do swojego lubego.

- Zaraz ci pomogę.
- Mam nadzieję!

Odchylił się do tyłu i najszybciej jak tylko mógł pozbył się swojej koszuli, która wylądowała gdzieś w pobliżu. Nachylił się do glinianej miseczki i zanurzył w niej palce. Oblizał dzierżoną kostkę lodu.

Kolejne szarpnięcie. Głośny protest.

- Ała! – wrzasnął mężczyzna, czując chłód na swojej klatce piersiowej. Brunet tylko się uśmiechnął. Nie przerywał wykonywanej przez siebie czynności. Przyzwyczajał rozgrzane ciało do paraliżującego zimna.

- O Boże… Tak…

Wsunął lód do ust i zyskując wolną rękę kontynuował masaż. Prawa dłoń wciąż była zimna, musiał mieć to na uwadze. Ponownie nagrzewał drugie ciało wspomagając się przy tym swoim własnym. Klatki piersiowe ocierały się o siebie.

- Nadal jest źle? Och! – jęknął, czując pod sobą pulsującą męskość.
- Przestań…się…nade mną…pastwić…

Zachichotał cicho i obrócił się do niego plecami, zawadzając pośladkami o jego brzuch. Zrobił krok w bok i zerwał mężczyźnie opaskę z twarzy. Zmącony błękit splamiony złością. Przyłożył mu palec do ust.

- Cii… - szepnął, wpatrując się wprost w zniecierpliwione oczy. Przesunął w ustach resztkę lodu. Zjechał dłońmi w dół całego ciała mężczyzny zatrzymując się przy rozporku. Przygryzł wargę. To będzie dla niego trudne. Rozpiął spodnie i zsunął je wraz z bokserkami. Rozsunął umięśnione uda.

Stres i obrzydzenie skutecznie ograniczały jego możliwości. Było inaczej niż za pierwszym razem, kiedy to obaj byli napaleni i dodatkowo ośmieleni alkoholem. Tutaj miał zadanie do wykonania. Musiał się sprawdzić. Podniósł wzrok. Te oczy… Rozpięta koszula… Pogładził pokryte włoskami uda. Nagle wszystko zniknęło. Pozostała żądza.

Podrażnił chuchnięciem wrażliwą skórę. Kontakt wzrokowy. Wiedział jak ten widok podnieca, co musi teraz czuć Adam, gdy widzi jego głowę w tym miejscu, gdy wie co zaraz nastąpi.

„Dasz radę”, powiedział do siebie w duchu. Wyciągnął język.

Ten zapach drażnił, smak z początku również, lecz nie na tyle żeby przestać. Być może zrobiłby to, gdyby nie te rozkoszne pojękiwania…Może to tylko zasługa wciąż chłodnego języka?

To tylko wprowadzenie. Pora na prawdziwe zadanie.

- Jeszcze…

Zanurzył członka w ustach, uważając na swój kolczyk. Nie miał żadnego doświadczenia z tej perspektywy, nie mógł więc wymagać od siebie zbyt wiele. Mimo to starał się jak mógł, a to liczyło się najbardziej.

Podniósł wzrok. Adam przyglądał mu się spod przymkniętych powiek. Jego głowa była odchylona do tyłu, oddech szybki i nierówny. Starania chłopaka okazywały się owocne.

- Jestem blisko…

Puścił to mimo uszu i skoncentrował się na swoim zadaniu. Przyspieszył, dodał do swoich działań szczyptę agresji. Pomiędzy delikatnym dotykiem znalazło się miejsce na kąsanie ustami, drażnienie zębami czy kolczykiem. Korzystał z całego wachlarza metod, które rekompensowały mu przegraną z okazałym rozmiarem ukochanego…

I nagle to poczuł. Smak ekstazy rozlał się w jego ustach. Gdyby był sprawniejszy może uniknąłby zakrztuszenia. Wypluł część nasienia do miseczki z lodem.

- Przepraszam, ale ostrzegałem cię… - zaczął zawstydzony mężczyzna.
- Spokojnie, już ok – odparł, zakrywając usta dłonią. Czuł, jak biały płyn ścieka mu brodzie.
- Na pewno?
- Tak, jasne – dodał szybko, przecierając twarz. – A jak ty… się czujesz?

Piosenkarz kilkakrotnie westchnął. Dochodził do siebie.

- Dawno nie czułem się tak dobrze, no, minęły ze dwie godziny.

Obaj się zaśmiali, jednak młodszy w mig zorientował się, że nie powinien tego robić.

- Skoczę do łazienki – rzucił tylko i ruszył przed siebie szybkim krokiem.
- Ej, zaraz! Bill, odczep to wreszcie!

*

Dużą część wieczoru spędzili tuż obok siebie na skórzanej kanapie przykryci szerokim kocem. Jedli i dzielili się wrażeniami ze swojej pracy oraz anegdotami z życia w trasie. Bill uważnie słuchał, jak Adam z przejęciem opowiadał mu wszystkie szczegóły. Przypomniał sobie siebie sprzed kilku lat. Początki kariery. Ekscytacja, która zniknęła, wypchnięta z jego życia przez ciągły stres i rutynę. Miał nadzieję, że z Lambertem nie będzie tak samo. On zdawał się podchodzić do wszystkiego z niewyobrażalną dawką optymizmu. Tak bardzo różnił się od niego…

W pewnej chwili zapadło milczenie. Kaulitz wtulił się w ciało kochanka. To było takie dziwne. Pierwszy raz mógł otwarcie być tą słabszą stroną i nie musiał się nikomu z tego tłumaczyć. Lubił gdy ktoś inny przejmował stery, zdejmował z niego odpowiedzialność. Jakby się nad tym zastanowić, do tej pory parę razy zdarzyło mu się zaplątać w związek z silnymi dziewczynami. Może jednak coś w tym było?

- Ej, patrz – usłyszał ciepły głos. – Pada śnieg.

Odwrócił się do okna. Rzeczywiście padało.

- Chodź na dwór – mężczyzna, chwyciwszy chłopaka za ręce, zerwał się z kanapy.
- Adam, jest zimno – zabrzmiał słaby protest.
- Nie masz kurtki?
- Tylko płaszcz.
- Pożyczę ci swoją.

Jakieś dziesięć minut później byli już na ogrodzie. Płatki śniegu migotały w świetle lamp. Bill wyciągnął rękę i chwycił jeden z nich. Na myśl przyszły mu beztroskie czasy dzieciństwa, kiedy to z Tomem i innymi dzieciakami potrafił spędzić na dworze cały dzień. Trwało to dopóki choroba nie wpędziła go do szpitala na jakiś tydzień-dwa, ale to już inna historia.

- Tylko nie wpadnij do basenu!
- Myślisz, że jestem tak głupi?
- To tylko ostrzeżenie. Ał! Za co to?!
- Za głupią gadkę!
- Nie uciekniesz mi!

Pomimo długich nóg, młodszy Kaulitz nie był dobrym biegaczem. Choć starał się jak mógł, nawet kilka śnieżek nie było w stanie ochronić go przed Adamem. Nagły upadek ostatecznie przekreślił wszelkie szanse.

- Mam cię! – brunet zręcznie doskoczył do swojej ofiary, przyciskając ją plecami do ziemi. Próby wyrwania się z potrzasku były zbędne, nie było dla niego ratunku.

Wpatrywali się w siebie, co jakiś czas wypuszczając z ust białą parę. Lustrowali oczy, zaróżowione policzki, uśmiechy. Byli dla siebie dzieciakami, które dopiero co zapoznały się ze sobą poprzez wspólną zabawę. Wiedzieli, iż chcą razem iść przez życie, ale potrzebowali zacieśnienia więzi. Docierali się.

- Pięknie wyglądasz, ale nie chcę żebyś się przeziębił – stwierdził w końcu Lambert, wyciągając dłoń. Wokalista skorzystał z pomocy.
- Co w tym takiego pięknego? – zapytał, otrzepując się ze śniegu.
- Twój uśmiech, twoje oczy i włosy, które na śniegu wyglądają jak rozrzucone na mojej poduszce.

Bill tylko popatrzył na tego pociesznego faceta z szerokim białym uśmiechem i pokręcił głową. To był dzień pełen wrażeń i dzień, w którym powstała nowa ksywka dla Adama.

- Amerykański zboczeniec…
Drache

sobota, 21 lipca 2012

46. Przełamując bariery

46. Przełamując bariery

Wszystko było idealnie dopracowane. Mieszkanie lśniło jak nigdy wcześniej, smakowita zapiekanka warzywna właśnie się dopiekała, a urocze, drobne światełka oświetlały całe podwórko. Adam przeglądał się w lustrze. Przez chwile zastanawiał się, czy stylizacja jaką wybrał nie jest zbyt poważna. Gdy miał wrócić się do garderoby, usłyszał dźwięk dzwonka do drzwi. Mimowolnie uśmiechnął się do siebie i poszedł otworzyć. Nim nacisnął klamkę wziął głęboki oddech.
- Cześć, kochanie. Wejdź do środka - Jego serce zaczęło się radować na sam widok brązowych oczu.
Czekoladowe tęczówki były pierwszym, co zarejestrował.
- Witaj, Adam... - Młody chłopak uśmiechnął się i objął czarnowłosego za kark, całując go w usta. Wtulił się w ciepłe ciało mężczyzny - Zamarzam...
Dłonie Lamberta powiodły po skórzanym materiale długiego płaszcza. Powoli zdjął go z ramion chłopaka.
 - Przejdź do salonu. Zaraz podam kolację - Rzekł, składając czuły pocałunek na czole Kaulitza - Wyglądasz fantastycznie... - Westchnął z rozmarzeniem. Bill miał na sobie czarną bluzkę z długim rękawem, skórzane, dopasowane spodnie i długie kozaki na wysokiej koturnie. Liczna biżuteria przyozdabiała jego blady dekolt oraz szczupłe nadgarstki. Na obliczu zagościł serdeczny uśmiech.
- Rozejrzę się. Masz bardzo duży dom... - Powolnym krokiem ruszył przed siebie. Adam zawiesił jego płaszcz w przedpokoju i odwrócił się, wpatrując w plecy chłopaka. Wziął głęboki oddech i pokręcił głową. Złe myśli, złe myśli, złe...
Udał się do kuchni, by przygotować kolację. Otworzył piekarnik i wyjął z niego danie, które położył na blacie. Sięgnął po nóż i zaczął kroić dwie porcje. Usłyszał powolne, zmysłowe kroki, stawiane na chłodnej posadzce. Wyobrażał sobie nieznaczne ruchy bioder i ramion w prowokującym chodzie. Po chwili szczupłe ręce wsunęły się między jego marynarkę a koszulę i dotarły do pasa. Powoli przesunęły się na klatkę piersiową. Adam zmrużył oczy; ogarnęło go paraliżujące uczucie. Palący oddech na karku. Szept.
- Mam ochotę na coś gorącego...
O mój Boże bezgłośnie drgnęły wargi Adama. Krew impulsywnie uderzyła w jego podbrzusze na dźwięk tych słów.
- Hmm? Co mi dasz, by zaspokoić mój głód? - Uśmiechnął się, muskając nosem krawędź ucha Adama.
Dam ci rżnięcie, o jakim nawet nie śniłeś.
- Pamiętając, że jesteś wegetarianinem przygotowałem kolację, która musi ci smakować - Odwrócił się przodem, opierając dłonie o blat. Brązowe oczy lustrowały jego oblicze.
- Nie tylko warzywa biorę do ust - Szepnął kokieteryjnie.
- Wiem. I wychodzi ci to fantastycznie - Zaczął się figlarnie uśmiechać, gdy ujrzał na twarzy Billa równie flirtujący uśmiech.
- Przygotuję wino... - Próbował się cofnąć, lecz silne ramiona objęły go w pasie. Zmrużył oczy i łagodnie rozchylił wargi.
- Cieszę się, że tutaj ze mną jesteś... - Adam zbliżył się i pocałował miękkie usta. Przycisnął do siebie szczupłe ciało chłopaka - Mam nadzieję, że nie uciekniesz o poranku.
Brązowe oczy patrzyły na niego nieprzerwanie.
- Nie zamierzam... - Uśmiechnął się, odwzajemniając pocałunek. Ich wargi muskały się wzajemnie - Zaczekam na ciebie w salonie - Rzekł Bill, po czym ruszył w kierunku pokoju.
Adam próbował zebrać swoje myśli i skupić się na tak banalnej rzeczy jak podanie kolacji.
***
Wieczor upływał w ciepłej, pogodnej i przyjemnej atmosferze. Na stole zagościła już druga butelka wina.
Bill rozchylił wargi i oparł się o fotel stojący tuż za nim.
- Przebrałeś się kiedyś za kobietę?
Adam roześmiał się po czym przewrócił oczami - Nie raz.
Nastolatek szerzej otworzył oczy - Pieprzysz głupoty.
- Wiesz, kochanie, jakby ci to powiedzieć... - Sięgnął po swój telefon i wrzucił w google pewne hasło. Kilkanaście pierwszych pozycji przedstawiało jego szaleńczą młodość spędzoną u boku Cheeksa.
- Myślę, że gdyby upić Toma, poleciałby na ciebie... - Zaśmiał się Bill i uniósł brwi - Chyba jesteś w stanie posunąć się do wszystkiego.
Adam uśmiechnął się łagodnie - Tobie na pewno nie chodzi po głowie nic, co mogłoby mnie przerosnąć.
- Och, tak sądzisz? - Spytał kpiąco - Co za pewność siebie.
- Mogę sprawić, że podniecisz się w dziesięć sekund, a nie zbliżę się do ciebie nawet na krok - Uśmiech nie spływał z twarzy Adama.
Bill zaczął się śmiać - W porządku. Masz nawet piętnaście sekund. Pró... - Głos ugrzęzł w jego gardle, gdy Adam uklęknął naprzeciw niego i przesunął dłonią po swoim torsie, aż w końcu dotarł do spodni, w które wsunął swoją dłoń. Przeciągnął językiem po wargach i odchylił głowę, wracając dłonią do szyi, na której zacisnął swoje palce. Uklęknął ponownie, unosząc brew. Na jego twarzy pojawił się uwodzicielski uśmiech, a oczy zaczęły odważnie wpatrywać się w krocze Billa. Po chwili spojrzał w brązowe tęczówki.
- Mówiłem? - Sięgnął po lampkę wina i wziął dwa łyki.
Bill fuknął - Też gdybym chciał, owinąłbym cię wokół palca w dziesięć sekund.
- Ty w ogóle nie potrzebujesz na to czasu. Szaleję na twoim punkcie przez cały czas - Powiedział Adam, po czym zbliżył się do bruneta i zaczął całować jego wargi. Gładził jego ramię i przeniósł miękkie pocałunki na szyję. Wsłuchiwał się w ciche westchnienia, których ton wprost uwielbiał.
- Co musiałbym zrobić, żebyś całkowicie stracił zmysły? - Spytał, odsuwając się nieznacznie.
W niebieskich oczach pojawiła się iskra. Na twarzy zagościł tajemniczy uśmiech.
- Chciałbym zobaczyć jak się zabawiasz. Sam ze sobą.
- Adam!
Brunet wzruszył ramionami - Nawet nie wiesz, jak często sobie to wyobrażałem. Jesteś fantastyczny. Zrób to dla mnie... - Wyszeptał wprost do ucha chłopaka, całując krawędź jego szczęki. Szczupłe ciało zadrżało. Czuł się popchnięty do przodu. Chciany i pożądany. Nie pozostawało nic więcej niż odpowiedzieć równie odważnym gestem.
Cofnął się i usiadł w fotelu. Zsunął się ze skórzanego obicia i ułożył wygodnie, wpatrując się w niebieskie, pełne ciekawości oczy. Adam oparł się o ścianę i wodził wzrokiem za dłonią chłopaka, która spłynęła po torsie i zacisnęła się na kroczu. Brunet wstrzymał powietrze w płucach i poczuł zawrót głowy. Lubił niegrzecznych facetów, a Bill z pewnością taki był - przynajmniej w łóżku i po znacznej dawce alkoholu. Kaulitz dotykał swojego brzucha , po czym wprowadził rękę pod materiał dopasowanych spodni. Jego palce odznaczały się pod spodniami. Adam miał wrażenie, że serce zaraz wyrwie się z jego piersi. Podniecenie rosło w zaskakująco szybkim tempie. Młody brunet zsunął ze swoich bioder spodnie wraz z bielizną, po czym chwycił twardego członka w dłoń i zaczął go masować. Obrzucał Adama prowokującymi spojrzeniami i zwilżał językiem suche wargi. Dotykał swoich ud i brzucha, pod jego skórą odznaczały się kości biodrowe i nieznacznie zarysowane mięśnie. Nieprzytomny wzrok, przymrużone oczy, rozchylone wargi wydawały jednoznaczny komunikat. Lambert uniósł brwi i pokręcił z niedowierzaniem głową. Czy to wciąż ten sam nieśmiały i wiecznie niezdecydowany chłopak? Czuł się ubezwłasnowolniony i sparaliżowany. Patrzył jak szczupłe palce uciskają nabrzmiałą, okazałą męskość, a blada skóra pokrywa się licznymi kroplami potu. Druga ręka bruneta spłynęła między uda i zaczęła gładzić ich wewnętrzną stronę, kierując się w stronę pośladków.
- To właśnie chciałeś zawsze zobaczyć...? - Spytał Bill, pieszcząc się na trzy metry przed swoim kochankiem. Nie czuł przed nim skrępowania. Wiedział, jak bardzo Adam go pragnie. To dodawało mu odwagi.
- O boże... - Westchnął Adam, przeczesując włosy - Jesteś fantastyczny... - Dodał, wpatrując się w niego. Analizował każdy fragment ciała chłopaka,  nie potrafił nacieszyć oczu tym kuszącym widokiem. Czuł, że ucisk w spodniach zaczyna powodować ból. Bill uklęknął tyłem i pochylił się łagodnie, kładąc policzek na oparciu fotela. Uśmiechnął się w kierunku Adama, powoli i zmysłowo poruszając biodrami.
Lambert rozpiął swoje spodnie, nadal starając się powstrzymać przed utratą kontroli. Zobaczył, że chłopak zanurza palec w swoich rozpalonych ustach i prowadzi dłoń w stronę pruderyjnie rozchylonych ud. Pokierował rękę między swoje pośladki i powoli zaczął wsuwać w siebie jeden z palców. Nie tracił kontaktu wzrokowego ze starszym od siebie mężczyzną. Wzdychał cicho, uśmiechając się do bruneta, który oniemiał. Ten widok podziałał na Adama zbyt mocno. Podszedł on do chłopaka i zacisnął ręce na jego pośladkach. Zaczął przesuwać masywnymi dłońmi po jego biodrach oraz udach. Pragnął całować całe jego ciało, pieścić  je, wsłuchiwać się w całą gamę przeróżnych westchnień i jęków. Wargi bruneta powędrowały  w bardzo wrażliwą na dotyk sferę ciała kochanka, który niemal krzyknął, gdy poczuł przyjemne, nieco łaskoczące doznanie. Szczupłe palce zacisnęły się na obiciu fotela, gdy język Adama dawał popis swych umiejętności. Po chwili wilgotny mięsień przesunął się w dół. Lambert gładził nogi chłopaka, czując jak przyjemne mrowienie rozchodzi się po jego ciele. Pieścił go z należytym wyczuciem, ale też zachłannością, pobudzaną przez pożądanie. Jednym ruchem przewrócił Billa na plecy i pochylił się nad nim, by wsunąć jego członka w swoje usta. Już  przy pierwszym ruchu połknął go niemal całego, co spotkało się z entuzjastyczną reakcją. Bill prężył się i wzdychał głośno pod wpływem niezwykle przyjemnego wrażenia. Adam poczuł, że szczupłe palce wplatają się w jego włosy. Co kilka chwil czuł mocniejsze szarpnięcie, które współgrało z pojedynczymi jękami. Uwielbiał czuć smak miękkiej skóry, zroszonej gorącym potem. Łagodnie zanurzył palec między pośladkami chłopaka, który sprawiał wrażenie bardzo zadowolonego. Na jego twarzy malował się błogi wyraz. Lambert zaczął stymulować jego wnętrze coraz szybciej i intensywniej. Czuł, że chłopak staje się coraz bardziej chętny. Bez uprzedzenia wsunął drugi palec, spotykając się tym razem z bardziej intensywną reakcją.
- Och, Adam, nie! - Krzyknął Bill pod wpływem intensywności doznania. Zaczął ciężko wzdychać, ponownie wychodząc na przeciw niedawno doświadczonemu doznaniu. Tym razem nie czuł przejmującego bólu i strachu; podniecenie i rosnące emocje nie pozwalały mu zaprzątać umysłu obawami. Czarnowłosy co kilka chwil pieścił językiem jego członka, wzmagając  i tak silne już doznania. Kiedy usłyszał coraz głośniejsze westchnienia, spodziewał się, że za moment poczuje ciepły płyn w swoich ustach. Stało się jednak inaczej; usłyszał słowa. Słowa, na które czekał tak długo.
- Chcę cię poczuć w środku, kochaj mnie...
Serce w jego piersi zabiło mocniej. Zaprzestał pieszczot, łagodnie całując skórę brzucha oraz klatki piersiowej swojego młodszego kochanka. Wargi znalazły się na szyi, wyszeptał wtedy do ucha:
- Jesteś pewien?
- Jak nigdy wcześniej... - Brązowe oczy spotkały się z niebieskimi - Tylko bądź delikatny. Bardzo delikatny - Podkreślił, wspominając ostatnie zajście.
Moment pełen był napięcia. Adam widział w brązowych oczach wiele pomieszanych emocji. Klatka piersiowa bruneta unosiła się miarowo, oddech nie przyspieszał. Oczy wpatrywały się w oblicze Adama, dłonie powoli wodziły po jego torsie. Czarnowłosy położył swoje masywne dłonie na szczupłych palcach chłopaka, po czym przesunął je wzdłuż przedramion. Okazywał cierpliwość, nie zadawał zbędnych pytań, nie prowokował do odważnych zachowań. Chciał, by Bill czuł się swobodnie i bezpiecznie. Tym razem ich zbliżenie musiało być perfekcyjne. W milczeniu ruszyli do sypialni, obdarowując się wzajemnie krótkimi pocałunkami. Młodszy z dwojga ściągnął z ramion Adama marynarkę i rzucił ją na podłogę. Przylgnął wargami do jego szyi, powoli rozpinając guziki koszuli. Czarnowłosy cicho westchnął i poddał się Billowi. Ten całował jego klatkę piersiową, obojczyki. Dotykał jego torsu i brzucha, wodził dłońmi po plecach. Szczupłe palce dotarły do paska przy spodniach, które po chwili również zostały w przedpokoju. Gdy dotarli do łóżka zostali całkowicie nadzy, podekscytowani zdarzeniem, które miało nastąpić za chwilę.
Adam patrzył w bystre, duże oczy. Bill, całkowicie nagi spoczął na jego biodrach. Obaj wsłuchiwali się w łagodną melodię włączonej płyty. Starszy z dwojga powoli głaskał szczupłe uda Billa, jego palce wodziły po krągłych pośladkach, zaznaczały kontury wszelkich tatuaży. Uśmiechnął się w stronę oblicza młodego chłopaka, a po chwili został obdarowany ciepłym pocałunkiem. Przytulił rozgrzane ciało do siebie, a do jego uszu dotarł cichy szept.
Adam uśmiechnął się łagodnie – Tym razem będzie lepiej niż ostatnio.
Bill przewrócił się na plecy i przyciągnął bruneta, by ten znalazł się tuż nad nim. Lambert poczuł jak szczupłe uda rozchylają się, a nogi zaplatają wokół jego bioder. W brązowych oczach nadal malowało się wiele emocji, dominowały jednak strach, niepewność oraz ciekawość.
Piosenkarz przylgnął do ciała kochanka.
- Kocham cię – Wyszeptał do jego ucha, łagodnie całując jego płatek. Ciepłe i wilgotne wargi powiodły po skórze szyi.
- Też ciebie kocham… - Usłyszał po chwili. Powoli, lecz zdecydowanie zaczął zanurzać się w młodym ciele. Czuł znaczny opór, który uniemożliwił mu wykonanie głębszego ruchu.
- Odpręż się – Powiedział wprost między rozchylone wargi Billa. Kaulitz uniósł powieki. Dłuższą chwilę zajęło mu rozluźnienie mięśni. Adam obserwował wyraz twarzy, na której pojawił się grymas bólu. Po chwili usłyszał zduszony jęk; chłopak zacisnął powieki. Lambert zatrzymał się i delikatnie uśmiechnął, składając na miękkim policzku pocałunek. Kaulitz zaciskał kurczowo dłonie na poduszce, jednak jego palce zwolniły uścisk. Spojrzał w niebieskie oczy; jego ciałem wstrząsnął przyjemny dreszcz.
Adam powoli cofnął biodra, lecz po chwili wykonał zdecydowane, głębokie pchnięcie. Oddech bruneta stał się nierówny i nieregularny; czasami wstrzymywał powietrze, potem oddychał szybko i płytko. Lambert nie przestawał. Wchodził w niego raz po raz, wsłuchiwał się w ciężkie westchnienia, uważał na każdy ruch. Obserwował zroszoną potem skórę chłopaka, jego nieprzytomne spojrzenie, czuł paznokcie, które wbijały się w jego własne ramiona i plecy.
- Adam… - Jęknął głośno Bill, odchylając głowę do tyłu. Przeżycie stawało się coraz bardziej intensywne. Ku jego zaskoczeniu ból zaczął przenikać się z rozkoszą i momentami nie wiedział już, które z odczuć dominuje nad drugim. Czarnowłosy ocierał swoim podbrzuszem o nabrzmiałą męskość Billa, dodatkowo pobudzając go i podniecając. Czuł, że ciało chłopaka jest napięte niczym struna. Nie drgnął ani razu, nie otwierał oczu. Lambert przyspieszył ruchy, aż w całym pomieszczeniu rozległ się krzyk, będący połączeniem podniecenia i tortury.
Bill nie mógł znieść intensywności zbliżenia. Zaczął prężyć się, wzdychać i cicho pojękiwać, gdy pulsująca męskość Adama wypełniała go w regularnym tempie. Czuł bliskość męskiego ciała, zapach perfum, wsłuchiwał się w niski ton westchnień Lamberta. Podniecała go obecność mężczyzny. Nigdy wcześniej nie przeżył czegoś równie ekscytującego.
Zaczęli namiętnie się całować, dłonie Billa wodziły po plecach Adama, do uszu bruneta dochodziły co chwilę ciche pojękiwania, będące kolejnymi życzeniami.
Szybciej. Przestań! Och, Adam… Mocniej! Okrzyk bólu. I znowu, szybciej… 
Lambert złapał chłopaka za biodra i zamienił się z nim pozycjami. Teraz Bill był górą. Bez chwili zastanowienia oparł dłonie o klatkę piersiową Adama i zaczął go ujeżdżać. Wpatrywali się w siebie wzajemnie, chłonąc podniecający widok. Bill zaczął zachowywać się tak, jakby wstąpiło w niego dzikie zwierzę. Przeminęły wstyd i obawy; w tym momencie dzielił się z Adamem wszystkim, co do tej pory tkwiło głęboko w jego świadomości.
Kaulitz widział, że zbliża się upragniony moment. Adam przygryzł wargę i zmrużył oczy. Złapał Billa za biodra. Wsłuchiwał się w całą gamę długich oraz krótkich jęków, które szalenie go podniecały. Ekstaza ogarnęła go szybciej, niż się spodziewał; wyprężył się i niemal krzyknął, gdy jego ciało spowiło się w paraliżującym orgazmie. Wzdychał głośno, czując, jak każdy mięsień jego ciała drży, a każda komórka przeżywa własną rozkosz. Otworzył oczy, wpatrując się w brązowe, pełne satysfakcji oczy.
Bill po chwili wyprężył się i zajęczał głośno, gdy silny dreszcz wstrząsnął jego ciałem. Z jego nabrzmiałego członka wytrysnął życiodajny sok, a ciało mocno drżało. Brunet pochylił się nad Adamem i wtulił twarz w jego szyję, całując ją łagodnie.
- To było niesamowite... - Wycedził, próbując złapać oddech. Pogłaskał czarne włosy. Poczuł jak męskie dłonie gładzą jego ciało.
- Jestem cholernie szczęśliwy, że ci się podobało... - Uśmiechnął się Adam, odgarniając kosmyk włosów z czoła młodego chłopaka.
- Zróbmy to jeszcze raz...
Adam roześmiał się cicho - Mógłbym kochać się z tobą do rana. Żebyś wiedział jak na mnie działasz... - Pociągnął zębami dolną wargę Billa, który zamruczał cicho.
- Adam... - Wyszeptał mu wprost do ucha.
- Nie jestem w stanie ci się oprzeć, ale po pierwszym razie lepiej, żebyś trochę odpoczął - Uśmiechnął się Lambert.
- Chrzanić to... - Bill wpił się w rozchylone wargi z podobną łapczywością jak godzinę temu. Całował Adama namiętnie i głęboko, spotykając się z identyczną odpowiedzią. Czarnowłosy wiedział, jaki chłopak ma w tym cel - chce na nowo go pobudzić i zrealizować własny zamiar. Młody i pociągający piosenkarz, który  za wszelką cenę chciał ponownie poczuć Lamberta głęboko w sobie. O niczym innym nie mogłem marzyć pomyślał brunet.

Marona

sobota, 14 lipca 2012

45. Balansując na krawędzi

- Cześć skarbie – Adam powitał go w progu. – Właź. Nie miałeś kłopotów z dotarciem tutaj?
- Nie, żadnego. Ten hotel jest spoko, nigdy nie miałem z nim problemów.

Tak bardzo cieszył się na ten dzień, odkąd tylko dowiedział się, że Glam Nation Tour będzie obejmować także Niemcy. Na dodatek Lambert dostał wolny wieczór dzień przed koncertem w Hamburgu, mogli więc spędzić go spokojnie we dwoje.

- Pójdę na chwilę do toalety. Rozgość się.
- Jasne.

Odprowadził mężczyznę wzrokiem, po czym stanął przy parapecie. Jego telefon zawibrował. Sms od Toma. Zaskoczyła go treść wiadomości.

„Powinieneś to zobaczyć.”

Z jakiegoś powodu poczuł niepokój. Ton tej kilkuwyrazowej wiadomości był jak na Toma co najmniej nietypowy, ale może to tylko jego wyobraźnia. Połączył się z internetem i wszedł w dołączony do wiadomości link. Prędko wyciszył głos. „Występ?”

Przysłonił dłonią usta. Zdawał sobie sprawę, jak wyglądają występy Adama, dlatego też starał się ich nie oglądać. „To tylko praca”, odbijało się echem w jego głowie, gdy czarnowłosy piosenkarz łapczywie łączył usta ze swoim basistą. „To tylko praca, to tylko gra…”, powtarzał sobie jak mantrę, lecz łzy już zdołały napłynąć do jego oczu. To nie była gra, Adam naprawdę czerpał przyjemność z tego występu. Z dotyku. Spojrzeń. Z obecności drugiego chętnego ciała…

- Już jeste… Kochanie? Co się stało?

Nie miał siły patrzeć mu w oczy. Nie po tym wszystkim. Zacisnął drżącą rękę na telefonie.

- To tylko praca, tak? – spytał retorycznie, unosząc dłoń z wciąż włączonym filmikiem.
- Nie chciałem ci mówić o tym występie… - Adam lekko spuścił głowę.
- Dlaczego? Bo tak bardzo się udał? Bo było ci tak przyjemnie?
- Proszę, uspokój się – powiedział spokojnie, podchodząc do roztrzęsionego chłopaka. – Nie chciałem ci tego mówić, bo… Bo to był mój błąd. Masz rację, przegiąłem. Atmosfera, emocje, skręt…
- Przestań! – przerwał mu.
- Pozwól mi wyjaśnić! Bill, proszę! – chwycił go, gdy ten ruszył w stronę przedpokoju. – Tak, całowaliśmy się. Robiliśmy to też za kulisami, ale nic poza tym. Nie zdradziłbym cię, nie mógłbym…
- A to nie jest zdrada?! Co to jest według ciebie?! – wykrzyczał mu w twarz. Adam z bólem w oczach patrzył jak serce jego chłopaka pęka na kawałki. Nie po raz pierwszy zresztą. – Nie musisz się z kimś pieprzyć żeby mnie to zabolało!
- Nie chciałem cię skrzywdzić!
- Pewnie nie, ale mimo to ty… z nim…

Odsunął się kilka kroków i usiadł na krańcu łóżka.

- Czemu nie może być dobrze…

Adam spoczął tuż obok, postanowił jednak zachować minimalny dystans między sobą a załamanym całą sytuacją dwudziestolatkiem. Wziął głęboki wdech.

- Tommy zakochał się we mnie.

Czarne kosmyki zsunęły się z jego twarzy. Starł łzy i pociągnął nosem.

- Dlaczego mi o tym mówisz?
- Chcę być z tobą szczery. Szczerość to podstawa związku.
- Ty w nim też? – spytał, przeczuwając, co może za moment usłyszeć. Piosenkarz pokręcił przecząco głową.
- Nie – padła odpowiedź.
- Możesz odejść, jeśli chcesz. Nie będę cię trzymać.
- Po tym wszystkim, co przeszliśmy, pozwoliłbyś mi tak po prostu odejść?

Wzruszył ramionami.

- Nie będę cię trzymać na siłę. Nie na tym to wszystko polega.

Drżał, męczył się, powstrzymując kolejne słone krople. „To nie tak miało być! Przecież tyle razy mówiłeś…”

- Kocham cię.

Puściły mu nerwy. Uderzył pięściami w piersi kochanka, powstrzymując jednak mięśnie do tego stopnia, by było to tylko silne klepnięcie. Schował twarz między ramionami.

- Nie zostawię cię i nie zdradzę. Obiecuję ci, że gdy trasa się skończy, wszystko ci wynagrodzę.

Dłonie na jego chudych plecach. Kojące ciepło.

- Zaufaj mi.
- Nie mam gwarancji, że nie zmienisz zdania.
- Masz moje słowo. Nie wiem, co jeszcze mógłbym ci dać.
- Spisaną umowę.

Starszy ostrożnie go przytulił.

- Jeśli sobie życzysz, spiszemy umowę. Wszystko bylebyś ze mną został.

Czuł zdenerwowanie w jego głosie. Gra aktorska? Co miałby nią zyskać?

- Nie chcę żadnego papierka. Chciałem zobaczyć, jak zareagujesz.

Mężczyzna pokręcił głową i wyjął z kieszeni chusteczkę, która za moment wylądowała w chudych palcach.

- Bill – brązowe tęczówki zwróciły się ku niemu. – Damy radę, prawda? Przejdziemy przez to.
- Powiedz mi szczerze – zaczął, wydmuchawszy nos. – Czy gdybym to ja był na twoim miejscu, zostałbyś ze mną czy odszedł?

Błękitne oczy odwracając się, dały wystarczającą odpowiedź.

- Nie powinieneś oczekiwać ode mnie czegoś, czego sam nie jesteś w stanie dać.
- Masz rację, wiem o tym. Ja po prostu nie chcę cię stracić przez jeden głupi błąd!
- Ja prawie cię tak straciłem.

Obaj czuli, że rozmowa idzie w coraz gorszym kierunku.

- Potrzebuję cię.
- Masz Tommiego.
- Nie chcę Tommiego, to nie jego kocham! Zrozum to wreszcie!

Rozumiał, choć nie potrafił w pełni uwierzyć w to zapewnienie. Adam zdawał sobie z tego sprawę.

- Straciłem przyjaciela, proszę, chociaż ty mnie nie odtrącaj…

Trwali tak w milczeniu, wtuleni w swoje ramiona. Ciszę mąciły ich ciężkie oddechy i pociągnięcia nosem.

Bill uchylił usta.

- Ostatni raz.

Uścisk stał się silniejszy. Palce powiodły po długich kosmykach.

- Nie zawiodę cię – przyrzekł pewny siebie. Młodszy oparł głowę o jego ramię. – Pogadam jutro z menadżerem. Może uda mi się wyeliminować te pocałunki na scenie.

Nie usłyszał ani słowa. Poczuł, że dwudziestolatek ponownie spiął mięśnie.

- Nie płacz, dzieciaku – szepnął Lambert, całując go w czoło. – Nie przeze mnie, nie warto.
- Czemu „dzieciaku”? – znad jego ramienia wyłoniło się zdziwione spojrzenie.
- Jestem trochę straszy od ciebie – odpowiedział, uśmiechając się ciepło. Usta znów powiodły po jasnej skórze. – Nie wiedziałeś?
- Wiedziałem, ale w sumie nigdy nie sprawdziłem twojego wieku.
- Nie byłeś ciekaw?
- Nie wpadło mi do głowy.
- Więc? Chcesz zgadnąć?
- Nie, powiedz mi.
- Jestem osiem lat starszy.
- Osiem lat… - powtórzył szeptem. - Czy jest coś, czego jeszcze o tobie nie wiem?
- Wiele rzeczy – mężczyzna pogładził jego miękkie włosy. – Chciałbym, żebyś je wszystkie poznał. Tak jak ja chciałbym poznać twoje.

Poddawał się drobnym pieszczotom i oddawał darowane mu pocałunki, lecz jego ust nie opuścił już żaden dźwięk. Był zmęczony i kompletnie zagubiony w tym, co się wokół niego działo. Wystarczyło kilka minut by jego świat niemalże rozleciał się na kawałki. Nie chciał tu być, ale jednocześnie nie chciał zostawiać Adama. Bał się nawet pomyśleć o dniu, w którym mogłoby to być konieczne.

Otulony tak znajomym ciepłem zasnął w silniejszych ramionach, aby następnego ranka zabrać wszystko i wrócić do siebie.

*

- Rusz się! Nie mamy czasu!
- Mnie to mówisz? To ty mnie wyciągnąłeś na zakupy tuż przed wywiadem!

Szli żwawo jedną z ulic Hamburga, modląc się w duchu żeby nikt ich nie rozpoznał. Mieli dość napięty grafik, a Święta były tuż tuż. Nie mogli pozwolić sobie na wypad na zakupy wystarczająco daleko od miasta.

- Ty chyba sobie żartujesz…
- Zamknij się i właź!

Bill nie opierał się zbyt długo. Obiecał pomóc Tomowi wybrać prezent dla Sashy i nie mógł się teraz z tego wywinąć.

- Jeśli ktoś nas zobaczy, jesteśmy martwi…

Wnętrze było nawet przytulne, choć wszechobecna czerwień kojarzyła się jednoznacznie. Nie musieli długo czekać na zainteresowanie obsługi.

- Witam, mogę w czymś pomóc? – zagadnął szczupły blondyn na oko niewiele starszy od nich.
- Szukam prezentu dla dziewczyny – odparł bez skrępowania Tom.
- Rozumiem. Coś konkretnego?

Brunet rozejrzał się z umiarkowanym zainteresowaniem. Zastanawiał się, jak zaplanować zbliżające się Boże Narodzenie. Na pewno nie przyprowadzi Adama do matki i ojczyma. Wolałby wysłuchiwać ich komentarzy na temat swojej niezaradności w kontaktach z płcią przeciwną, które na pewno pojawią się przy kolacji, zwłaszcza że Tom pojawi się tam z Sashą, niż wstydzić się za te wszystkie niepewne i skrępowane spojrzenia w stronę amerykańskiego wokalisty. Westchnął. Tak bardzo chciał spędzić te kilka dni ze swoim chłopakiem.

Bez przekonania poszedł za bratem oraz jednym ze sprzedawców, po drodze wodząc wzrokiem po kolejnych półkach. „Czy kajdanki to odpowiedni prezent na taką okazję?”
Drache

niedziela, 8 lipca 2012

44. Poza kontrolą

Witajcie :) dziękuję za cierpliwość <3 wczorajszy koncert Queen i Adama był świetny, niesamowite przeżycie.
Co do dzisiejszej notki, - polecam obejrzeć to wideo 
http://www.youtube.com/watch?v=RY7kbII9oG8
Pozdrawiam =)

44. Poza kontrolą
 
- Boże, to miasto jest takie cudowne! Longineu, dawaj aparat – Zawołała Brooke, podchodząc do okna. Po chwili zrobiła serię zdjęć z tego samego ujęcia. Zachody słońca zawsze wyglądają pięknie.
Adam stanął tuż za brunetką – Pewnie dzwony kościoła jutro nas obudzą.
Uśmiechnęła się szeroko – To ty masz pokój od strony rynku.
Lambert przewrócił oczami i ominął tancerzy. Podszedł do ostatniego z łóżek, na którym siedział Tommy. Adam usiadł obok niego.
- Jak się czujesz przed dzisiejszym koncertem? – Uśmiechnął się w stronę blondyna, który wzruszył ramionami.
- Koncert jak każdy inny. Zagram i wrócę do hotelu.
Brunet zacisnął wargi i kiwnął głową – Spójrz mi w oczy.
Brązowe tęczówki spotkały się z niebieskimi – Co?
Adam rozejrzał się dookoła, czy aby nikt nie podsłuchuje ich rozmowy – Kiedyś było inaczej. Stałeś się strasznie gburowaty. Możesz mi to wyjaśnić?
- Daj spokój, to bez znaczenia. Terrance wypija właśnie twojego drinka.
Adam odwrócił głowę, jednak machnął ręką – Nieważne. Martwię się – Przesunął dłonią po ramieniu blondyna. Chłopak poczuł elektryzujący dreszcz.
- Nie masz powodów. Jak z Billem? – Uniósł wzrok.
Czarnowłosy uśmiechnął się szeroko – Chciałem do tego przejść. Niesamowicie mnie zaskoczył, ale koniec końców jesteśmy razem.
Tommy rozchylił wargi i uniósł brwi – Jak to? Przecież on woli kobiety.
- Niezupełnie – Uśmiechnął się wokalista – Jestem cholernie szczęśliwy. Nie wierzę, że moje marzenie w końcu się spełniło.
Ratliff kiwnął głową i zmusił się do uśmiechu – Gratulacje. Długo o niego walczyłeś. Pojadę już na halę, chcę zrobić solową próbę.
- Zabiorę się z tobą – Adam dopił szklankę soku i wstał.
- Chcę grać sam. Potrzebuję skupienia przed kolejnym koncertem – Rzekł Ratliff. Wziął swoją kurtkę, torbę oraz stojący pokrowiec wraz z gitarą. Bez słowa opuścił pokój.


***

Nieduża scena, kolorowe światła, ciężkie dymy oraz krzyk licznie przybyłych fanów. Koncerty na żywo były tym, co Adam wprost uwielbiał. Paradiso, klub mieszczący się w samym centrum miasta dawno nie mógł poszczycić się podobnym zainteresowaniem. Dźwięki elektrycznych gitar, uderzenia w bębny perkusji, niskie tony basu, aż w końcu mocny wokal – wybuchowa mieszanka, która niejednokrotnie powodowała rosnące wśród fanów emocje.
Tego wieczoru pozwolili sobie na więcej. Muzycy oraz tancerze wzajemnie przekazywali sobie skręty - czym innym można przypieczętować koncert w holenderskiem mieście? Reakcja spontaniczna; zmiana słów piosenki, dla zrealizowania postawionego sobie celu.


Actin' funny but I don't know why
'Scuse me…  while I kiss this guy

 
Szybko znalazł się u boku Tommy’ego, złapał go za kark i pocałował mocno, całkowicie tracąc wszelkie zmysły. Poczuł smak jego miękkich ust, zapach męskich perfum. Po chwili znalazł się na drugim końcu sceny, by z niesamowicie seksualnym charakterem zaśpiewać resztę utworu. Kiedy po rozgrzaniu publiczności przyszedł czas na Whole Lotta Love, Adam czuł, że w jego głowie zapanował istny chaos. Stan, w jaki pozwolił się wprowadzić nie pozwolił mu na trzeźwe zachowanie. Wszedł na schody i usiadł, kiwając się i śpiewając. Dopiero po chwili dotarło do niego, że znajduje się tuż obok swojego przyjaciela. Prowokacyjnie pochylił się nad nim i zamruczał do mikrofonu. Brązowe oczy powoli zlustrowały jego oblicze. Na to czekał. Zbliżyli się do siebie, a ich wargi złączyły się w powolnym, lecz niezwykle namiętnym pocałunku. Brunet poczuł, że Tommy próbuje zawalczyć o dominację, lecz natychmiast okazał swoją wyższość. Pochylił się, wymuszając na chłopaku oparcie pleców o podest oraz przycisnął rękę z mikrofonem do strun jego gitary, po czym przesuwał nią w górę i w dół masywnego instrumentu. Krzyki publiczności dodatkowo podsycały erotyczną atosferę; spragnione pocałunków wargi i języki pieściły się wzajemnie, nie pozwalając dwojgu zaczerpnąć nawet jednego tchu. Ten ekshibicjonistyczny gest podniecił ich do granic.
- Pieprzyłbym cię... - Wyszeptał prowokacyjnie Adam, po czym odsunął się nawet nie czekając na odpowiedź. Szybko powrócił do zaśpiewania kolejnych utworów.


***


Adam zbiegł ze sceny schodami prowadzącymi za kulisy. Tommy szybko pobiegł za nim.
- Czekaj! – Zawołał, podpierając się ściany. Wpadł w ramiona czarnowłosego, na chwilę tracąc równowagę. Spojrzał w jego niebieskie oczy – Wspaniale zaśpiewałeś – Powiedział, zakładając ręce na karku bruneta.
Adam poczuł dotyk długich palców, wplatających się w jego włosy. Zawiesił dłonie na biodrach basisty. Czuł w powietrzu niebezpieczne wibrowanie. Nie miał odwagi wydusić z siebie ani słowa, jakby obawiając się, że straci nad sobą kontrolę.
Wargi Ratliffa zadrżały. Uniósł powieki – Cały jesteś wspaniały… - Zamknął oczy i połączył się z Lambertem w czułym pocałunku. Czarnowłosy mocniej objął szczupłe ciało i przycisnął do siebie, czując falę gorąca zalewającą go od stóp do głów. Miękkie usta wpijały się w niego zachłannie, zwinny język zakradł się między wilgotne wargi. Krew uderzyła mu do głowy; poczuł jak jego plecy zderzają się z zimną ścianą. Gorące pocałunki przeniosły się na jego wrażliwą na dotyk, spoconą skórę. Westchnął głośno, zamykając oczy, czując jak kolejne fale podniecenia uderzają ze zdwojoną siłą. Szczupła dłoń przesunęła się po jego ramieniu, torsie i brzuchu, aż w końcu spłynęła w dół, gdzie napotkała swój cel.
- Tommy… - Adam jęknął cicho, przesuwając palcami po jasnych włosach. Spojrzenie brązowych oczu było obezwładniające. Przygryzł wargę między kolejnymi pocałunkami.
- Chodźmy do garderoby… - Szepnął Ratliff, łapiąc Adama za rękę i prowadząc go w stronę jednego z pokojów przeznaczonych dla zespołu. Pchnął drzwi i wciągnął wokalistę do środka. Tym razem role się odwróciły; czarnowłosy pchnął chłopaka na kanapę i klęknął między jego udami. Ratliff pociągnął wokalistę za krawędź koszuli i zaczął całować go tak głęboko, że nie pozwolił nawet na zaczerpnięcie jednego oddechu. Czarnowłosy zacisnął palce na skórzanej kanapie, silne ręce objęły go w pasie. Zaczął całować policzek, szyję oraz obojczyki szczupłego chłopaka, wsłuchiwał się w jego przyspieszony oddech, wyczuwał słony smak skóry. Napawał się widokiem spragnionego ciała, które prosiło o więcej.
- Nie przestawaj, proszę… - Usłyszał słodki szept tuż przy swoim uchu. W tym momencie  otworzył oczy. Silny impuls; trzeźwość zmysłów zaczęła niespodziewanie wracać. Czekoladowe tęczówki wpatrywały się w niego ufnie – Adam…
Lambert wstał i wziął głęboki oddech. Odgarnął włosy do tyłu i spojrzał w lustro. Tommy podszedł do niego i chwycił silną rękę.
- Co się stało?
Adam spojrzał na niego – Przepraszam. Przepraszam, nie wiem jak do tego doszło. Muszę iść.
- Ale dokąd? To jest przecież twoja garderoba… - Tommy przesunął palcami po policzkach Lamberta, który trwał w bezruchu. Zbliżył się, całując rozchylone wargi. Adam cofnął się na krok.
- Nie rób tego. Przestań.
- Ale…
Wokalista uderzył pięścią w blat i wyszedł z pomieszczenia, kierując się w stronę wyjścia. Poczuł jak dłoń zaciska się na jego nadgarstku.
- Nie!
- Więc dlaczego nie protestowałeś wcześniej?! – Wrzasnął Ratliff, nie pozwalając wykonać brunetowi ani kroku.
- Jesteśmy przyjaciółmi, do jasnej cholery! – Adam nie zważał na obecność pozostałych członków zespołu, którzy właśnie pojawili się tuż za nimi – Co ci odpieprzyło?!
- Może ty mi to wyjaśnisz?! – Tommy nie ukrywał swojej wściekłości – Po co mnie całowałeś w ten sposób? To nie było dla zabawy ani dla show, nie oszukuj mnie ani siebie!
- Było w porządku, dopóki nie zacząłeś się prosić, żebym cię zerżnął! – Wykrzyczał Adam, jakby to miało pomóc mu w wyzwoleniu się od złości – Mogę umówić cię z Drakiem, on chętnie cię wyrucha!
Choć wiedział, że jego słowa były mocne, nie spodziewał się podobnej reakcji. Tommy wpatrywał się w niego z bólem w oczach, z których spływały łzy.
- Nienawidzę cię… - Szepnął, odwracając się i idąc w kierunku parkingu.
Ból. Wściekłość. Wyrzuty sumienia.
- Tommy! – Krzyknął Adam, biegnąc przed siebie – Wracaj! – Zatrzymał się, gdy ktoś szarpnął jego rękę. Odwrócił się gwałtownie.
- Starczy na dziś – Powiedziała Brooke – Zajmij się sobą. Longineu, idź po tego głupka.
Perkusista pobiegł w stronę drzwi ewakuacyjnych.
- Przegiąłeś – Syknęła tancerka, patrząc w niebieskie oczy – I co, jesteś z siebie dumny? Widzisz, co zrobiłeś? 
Adam pokręcił głową – Ty nie wiesz jak było.
Brunetka westchnęła. Puściła rękę wokalisty – Zraniłeś go.
- Jakoś to zniesie.
- No tak, ty też znosiłeś wszystkie krzywdy, jakie wyrządzał ci Bill – Rzekła oschle.
- To inna sytuacja – Odparł, spotykając się z ciszą. Dziewczyna patrzyła na niego w milczeniu.
- Musisz być idiotą, jeśli nie zauważyłeś, że z Raffim dzieje się coś złego – Rzekła, zakładając ręce na piersi – A może byłeś zbyt zajęty swoimi sprawami, żeby przejąć się kimś innym?
Adam odwrócił głowę i ujrzał Tommy’ego, który właśnie go mijał.
- Hej, zaczekaj – Czarnowłosy zagrodził drogę starszemu i nie pozwolił się wyminąć. Blondyn pchnął go na ścianę i wszedł do garderoby, zatrzaskując za sobą drzwi. Lambert nie dał za wygraną. Wszedł do pomieszczenia, w którym chłopak w pośpiechu się pakował.
- Możemy porozmawiać?
- Nie mamy o czym.
Adam westchnął i przewrócił oczami – Nie rozumiem jak do…
- Wypieprzaj stąd! – Krzyknął Tommy, ciskając w Lamberta pudełkiem, które wpadło mu w ręce – Masz mnie za frajera, którego można przed wszystkimi kompromitować? – Podszedł do niego – To ten gówniarz ma na ciebie taki wpływ.
- Nie nazywaj go tak…
- A czy jest inaczej?!
Adam złapał chłopaka za kurtkę, przycisnął go do ściany, boleśnie napierając na jego ciało.
- Kiedyś byś się tak nie zachował - Szepnął chłopak, kuląc się w strachu przed pięścią Adama – Nie wiem jak mogłem się w tobie zakochać…
Brunet wpatrywał się w przyjaciela, po czym opuścił rękę – Słucham? – Spytał, cofając się na krok – Co ty powiedziałeś?
Brązowe tęczówki przeszyły go na wskroś. Poczuł jak serce w jego piersi bije niczym oszalałe.
- Kocham cię – Wyznał Tommy, patrząc w niebieskie oczy. Spuścił wzrok i nacisnął klamkę, po czym zniknął w cieniu korytarza.

Marona