niedziela, 29 lipca 2012

47. Lód

Witam i przepraszam za zwłokę. Mam trochę problemów, które nałożyły się naraz no i... Nieważne.

Przychodzę od razu ze spamem ode mnie i Marony. :) W punktach, bo lubię:

- powstał krótki komiks autorstwa Marony, na podstawie Bariery Zmysłów

- nowy jednopart autorstwa Marony (Saulbert) 


- na moim blogu umieściłam pierwszą część nowego opowiadania (Bill + AdamxSauli [inaczej tego nie potrafię oznaczyć])   


Mam nadzieję, że o niczym nie zapomniałam.
Pozdrawiam i życzę miłej lektury!


47. Lód

Mimo najśmielszych chęci, nie był w stanie spełnić swoich planów odnośnie Adama. Zmęczenie i pojawiający się ból skutecznie go zniechęciły. Po dobrym początku zalegli na łóżku obok siebie, Bill z prawej na brzuchu, Adam z lewej na plecach. Delikatnie gładzili swoje złączone dłonie.

- Nie zasypiaj, jeszcze cała noc przed nami – zaśmiał się Adam, widząc, że chłopak zaczął już odpływać.
- Nie, nie śpię… - odpowiedział młodszy, gdy mężczyzna odgarnął grzywkę z jego twarzy.
- Haha, jasne… - zaśmiał się. – Wezmę prysznic. Rusz się!
- Mhhhmmmm… - zamruczał w odpowiedzi na silne szturchnięcie. Nadal jednak trwał w obranej przez siebie pozycji. Pod kołdrą było mu tak miękko i ciepło… Stracił poczucie czasu.

- Przyniosłem ci ręcznik. Ej, jeszcze śpisz? Mowy nie ma, wstawaj!
- Adam no… - mruknął tylko, kiedy poczuł, że jego partner próbuje siłą zaciągnąć go do łazienki. – Już wstaję…
- Wstajesz tak już od dwudziestu minut! Won stąd, natychmiast!
- Adam…
- Co?
- Moje spodnie…

Mężczyzna musiał zastanowić się chwilę nim skojarzył, o co może chodzić temu skrępowanemu dwudziestolatkowi.

- Gdzie są?
- W salonie.
- Dobrze, przyniosę ci je do łazienki. Potem będę czekał na dole.

Ubrany jedynie w ręcznik Adam opuścił sypialnię. Bill w tym czasie rozbudził się na tyle, by być w stanie zwlec się z łóżka. Zarzucił ręcznik na ramiona i zniknął za drewnianymi drzwiami.

*

Przejechał dłonią po wielkiej tafli. Wszystko było zaparowane, a on bardzo chciał się teraz zobaczyć w lustrze. Taki odruch. Za moment dostrzegł swoje oblicze. Wzdrygnął się. Makijaż rozmazał mu się na twarzy, robiąc z niego dziecko nieszczęść. Przetarł oko. Ciemny ślad jak na złość nie chciał zejść. Pobieżnie przejrzał szafkę w poszukiwaniu płynu do demakijażu albo chociaż jakiegoś kremu. I leków przeciwbólowych. Ból nie był duży, ale cholernie nieprzyjemny i uciążliwy. Alkohol przestawał działać.

- Pedał…

Otworzył szerzej oczy. „Nie, tylko nie to…” Zwrócił wzrok ku swojemu obliczu. Wyglądał tak strasznie…

- Patrz na ten „zespół”.
- Skąd oni się wzięli?
- Patrz na tego geja. Musi dobrze ciągnąć.
- Z pewnością wie, gdzie się zakręcić.

Odkręcił wodę. Czemu akurat teraz przypomniał sobie te podsłuchane niegdyś rozmowy? Zdenerwowanie potęgowało ból. Miał nadzieję, że to on będzie jego największym problemem. Wyrzuty sumienia? Dlaczego?

Potarł ramiona. Jego ciało drżało mimo gorącej temperatury wody.

- Pedał.
- Transwestyta.

Przylgnął do ściany. Czy to wszystko była prawda? Czy ostatnie miesiące świadczyły o tym, że jego prześladowcy mieli rację? Kucnął na kafelkach. Załkał.

- Jesteś dla mnie niczym. Gównem, nie bratem.

Z tego całego chaosu niespodziewanie wyrwał go głos Adama.

- Rzucam ci rzeczy – rzekł, uchyliwszy drzwi. Spodnie i bokserki wylądowały na dywaniku. – Przyjdź szybko, tęsknię.

Zniknął tak szybko jak się pojawił.

Brunet jeszcze przez chwilę spoglądał na wejście do pomieszczenia. Zacisnął zęby i wstał. Póki miał przy sobie ludzi, którzy go kochali i w pełni akceptowali, nic więcej się nie liczyło, a przynajmniej nie powinno.

*

Pojawił się w salonie już w lepszym humorze. W przestronnym pokoju unosił się zapach jedzenia i palonego drewna. Zaburczało mu w brzuchu.

- Dobrze, że zrobiłem większe zakupy – zaśmiał się mężczyzna, robiąc chłopakowi miejsce na kanapie.
- To nie moja wina, że robię się głodny po tak intensywnych rozrywkach – fuknął, po czym chwycił w dłonie jedną z kanapek. – Mogłeś poczekać, pomógłbym ci to przygotować.
- I tak nie miałem co ze sobą zrobić. Mogłeś się pospieszyć – zakończył temat cmokając go w czoło. – Wiem, że atmosfera jest mało świąteczna, ale może zajmiemy się teraz prezentami, hm?
- Tak bardzo chcesz wiedzieć, co dostałeś? – spytał Bill, ciągnięty przez piosenkarza w stronę choinki.
- Chcę zobaczyć twoją reakcję. Otwierasz pierwszy!
- No dobra.

Bez sprzeciwu wyciągnął spod drzewka niewielką paczkę. Niezdarnie rozszarpał papier i uchylił pudełko.

- Ej, czy to nie jest…
- Taki sam. Zamówiłem trzy, bo liczyłem, że będzie jeszcze okazja żeby ci go wręczyć. Daj, założę ci.

Po chwili na kolanach chłopaka wylądowała biżuteria, która do tej pory przyozdabiała jego szyję i część klatki piersiowej. Ustąpiła miejsca złotemu otwieranemu naszyjnikowi z dużym ciemnym kamieniem.

- Nie jest za ciężki?
- Nie, nie, ja lubię takie. Na żywo jest jeszcze piękniejszy niż na zdjęciu… - nie mógł się nadziwić dzierżonemu w palcach podarunkowi. Tak bardzo mu się spodobał wtedy w szpitalu, gdy razem oglądali go na ekranie laptopa, wybierając prezent dla Neila.
- Już wiesz czyje zdjęcie trafi do środka? Są dwa miejsca.

Dwudziestolatek spojrzał na roześmianą twarz piosenkarza. Słowa były zbędne, jednak postanowił to sprecyzować.

- Jedna część będzie dla mojego brata, a druga… Sam wiesz - powiódł czubkiem nosa po opalonym policzku. Lambert skrył drobne ciało w swoich ramionach. – Tylko potrzebuję twojego zdjęcia.
- Ja chcę mieć twoje, najlepiej całą sesję. Prywatnie. Tylko dla nas…
- Z twoich ust to brzmi groźnie.
- O, tak sądzisz? – szepnął, przygryzając płatek ucha wokalisty.
- To nie pora na zabawę! – chłopak wyrwał się z uścisku. – Otwórz swój prezent. O, albo wiem!
- Co robisz? – Adam pochylił głowę ze zdziwieniem, gdy Bill przysunął do nich krzesło.
- Usiądź na nim i otwórz paczkę. Nie zaglądaj do pudełka!
- To najdziwniejszy sposób otwierania prezentu, o jakim słyszałem, ale niech ci będzie.

Krótko zajęło mu zdjęcie kolorowego papieru.

- I co teraz?
- Zamknij oczy.
- E?
- Zamknij. Tak będzie zabawniej, uwierz mi.
- Teraz to ja mam złe przeczucia – mimo to spełnił prośbę swojego chłopaka, który zdjął wieczko i wyjął zawartość pudełka.
- Zwieś luźno ręce.
- Nie przesadzasz?
- Nie patrz!
- Ok, ok. Rany!

Brunet zwinnie przemieścił się za krzesło. Zanim mężczyzna zdążył zareagować było już za późno.

- Zgłupiałeś?! Odczep to! – krzyknął Lambert w przypływie zaskoczenia, a zarazem irytacji. Kajdanki zadźwięczały na jego rękach. Bill jednak tylko zacmokał i pokręcił głową.
- Jeszcze nie skończyłem… - mruknął do jego ucha. Czarny kawałek materiału przysłonił niebieskie oczy.
- Zemszczę się za to, zobaczysz!
- Też cię kocham! Zaraz przyjdę.

Pozostawił zdezorientowanego kochanka samego w pokoju i spokojnym krokiem udał się do kuchni. Niewielka miska. Lodówka. Są…

Uklęknął przy krześle.

- Uwolnisz mnie wreszcie?
- Jeszcze nie.
- Trochę się denerwuję, wiesz?
- Zauważyłem. Nie masz po co.

Usiadł okrakiem na umięśnionych udach.

- To tylko część prezentu…

Cicho westchnął do jego ucha, jednocześnie zjeżdżając smukłymi palcami w dół ramion. Długi pocałunek.

- Ten prezent zapowiada się ciekawie… - rzekł Lambert, korzystając z chwili przerwy nim ponownie złączył usta z młodszym chłopakiem.

Następnym miejscem odwiedzonym przez zaróżowione usta była szyja. Podczas gdy wargi robiły skórze rozluźniający masaż, palce walczyły z kolejnymi guzikami, by wreszcie odsłonić szeroką, lekko owłosioną klatkę piersiową.

Nie rozumiał, dlaczego nie brzydził go ten widok. Przecież to jego płeć, nie powinien tak reagować, a jednak to robił. Lgnął do niego, pieścił, chłonął jego zapach. Mężczyzny. Powiódł językiem w dół mostka. Silne szarpnięcie.

- Przestań się nade mną znęcać! – wydusił z siebie Adam. Jego oddech tracił regularność.

„Niedoczekanie twoje.”

Wilgotny mięsień wrócił do pracy przy górnych partiach ciała, a jego miejsce przy piersiach i brzuchu zajęły dłonie. Masaż, delikatne kąsanie i towarzyszące im pomruki zadowolenia.

- Mogłem założyć inne spodnie…

Istotnie Bill czuł pod sobą powiększającą się wypukłość. Podobny proces zachodził również pod jego spodniami, co utrudniało mu zadanie, lecz nadal kontrolował sytuację. Przybliżył twarz do swojego lubego.

- Zaraz ci pomogę.
- Mam nadzieję!

Odchylił się do tyłu i najszybciej jak tylko mógł pozbył się swojej koszuli, która wylądowała gdzieś w pobliżu. Nachylił się do glinianej miseczki i zanurzył w niej palce. Oblizał dzierżoną kostkę lodu.

Kolejne szarpnięcie. Głośny protest.

- Ała! – wrzasnął mężczyzna, czując chłód na swojej klatce piersiowej. Brunet tylko się uśmiechnął. Nie przerywał wykonywanej przez siebie czynności. Przyzwyczajał rozgrzane ciało do paraliżującego zimna.

- O Boże… Tak…

Wsunął lód do ust i zyskując wolną rękę kontynuował masaż. Prawa dłoń wciąż była zimna, musiał mieć to na uwadze. Ponownie nagrzewał drugie ciało wspomagając się przy tym swoim własnym. Klatki piersiowe ocierały się o siebie.

- Nadal jest źle? Och! – jęknął, czując pod sobą pulsującą męskość.
- Przestań…się…nade mną…pastwić…

Zachichotał cicho i obrócił się do niego plecami, zawadzając pośladkami o jego brzuch. Zrobił krok w bok i zerwał mężczyźnie opaskę z twarzy. Zmącony błękit splamiony złością. Przyłożył mu palec do ust.

- Cii… - szepnął, wpatrując się wprost w zniecierpliwione oczy. Przesunął w ustach resztkę lodu. Zjechał dłońmi w dół całego ciała mężczyzny zatrzymując się przy rozporku. Przygryzł wargę. To będzie dla niego trudne. Rozpiął spodnie i zsunął je wraz z bokserkami. Rozsunął umięśnione uda.

Stres i obrzydzenie skutecznie ograniczały jego możliwości. Było inaczej niż za pierwszym razem, kiedy to obaj byli napaleni i dodatkowo ośmieleni alkoholem. Tutaj miał zadanie do wykonania. Musiał się sprawdzić. Podniósł wzrok. Te oczy… Rozpięta koszula… Pogładził pokryte włoskami uda. Nagle wszystko zniknęło. Pozostała żądza.

Podrażnił chuchnięciem wrażliwą skórę. Kontakt wzrokowy. Wiedział jak ten widok podnieca, co musi teraz czuć Adam, gdy widzi jego głowę w tym miejscu, gdy wie co zaraz nastąpi.

„Dasz radę”, powiedział do siebie w duchu. Wyciągnął język.

Ten zapach drażnił, smak z początku również, lecz nie na tyle żeby przestać. Być może zrobiłby to, gdyby nie te rozkoszne pojękiwania…Może to tylko zasługa wciąż chłodnego języka?

To tylko wprowadzenie. Pora na prawdziwe zadanie.

- Jeszcze…

Zanurzył członka w ustach, uważając na swój kolczyk. Nie miał żadnego doświadczenia z tej perspektywy, nie mógł więc wymagać od siebie zbyt wiele. Mimo to starał się jak mógł, a to liczyło się najbardziej.

Podniósł wzrok. Adam przyglądał mu się spod przymkniętych powiek. Jego głowa była odchylona do tyłu, oddech szybki i nierówny. Starania chłopaka okazywały się owocne.

- Jestem blisko…

Puścił to mimo uszu i skoncentrował się na swoim zadaniu. Przyspieszył, dodał do swoich działań szczyptę agresji. Pomiędzy delikatnym dotykiem znalazło się miejsce na kąsanie ustami, drażnienie zębami czy kolczykiem. Korzystał z całego wachlarza metod, które rekompensowały mu przegraną z okazałym rozmiarem ukochanego…

I nagle to poczuł. Smak ekstazy rozlał się w jego ustach. Gdyby był sprawniejszy może uniknąłby zakrztuszenia. Wypluł część nasienia do miseczki z lodem.

- Przepraszam, ale ostrzegałem cię… - zaczął zawstydzony mężczyzna.
- Spokojnie, już ok – odparł, zakrywając usta dłonią. Czuł, jak biały płyn ścieka mu brodzie.
- Na pewno?
- Tak, jasne – dodał szybko, przecierając twarz. – A jak ty… się czujesz?

Piosenkarz kilkakrotnie westchnął. Dochodził do siebie.

- Dawno nie czułem się tak dobrze, no, minęły ze dwie godziny.

Obaj się zaśmiali, jednak młodszy w mig zorientował się, że nie powinien tego robić.

- Skoczę do łazienki – rzucił tylko i ruszył przed siebie szybkim krokiem.
- Ej, zaraz! Bill, odczep to wreszcie!

*

Dużą część wieczoru spędzili tuż obok siebie na skórzanej kanapie przykryci szerokim kocem. Jedli i dzielili się wrażeniami ze swojej pracy oraz anegdotami z życia w trasie. Bill uważnie słuchał, jak Adam z przejęciem opowiadał mu wszystkie szczegóły. Przypomniał sobie siebie sprzed kilku lat. Początki kariery. Ekscytacja, która zniknęła, wypchnięta z jego życia przez ciągły stres i rutynę. Miał nadzieję, że z Lambertem nie będzie tak samo. On zdawał się podchodzić do wszystkiego z niewyobrażalną dawką optymizmu. Tak bardzo różnił się od niego…

W pewnej chwili zapadło milczenie. Kaulitz wtulił się w ciało kochanka. To było takie dziwne. Pierwszy raz mógł otwarcie być tą słabszą stroną i nie musiał się nikomu z tego tłumaczyć. Lubił gdy ktoś inny przejmował stery, zdejmował z niego odpowiedzialność. Jakby się nad tym zastanowić, do tej pory parę razy zdarzyło mu się zaplątać w związek z silnymi dziewczynami. Może jednak coś w tym było?

- Ej, patrz – usłyszał ciepły głos. – Pada śnieg.

Odwrócił się do okna. Rzeczywiście padało.

- Chodź na dwór – mężczyzna, chwyciwszy chłopaka za ręce, zerwał się z kanapy.
- Adam, jest zimno – zabrzmiał słaby protest.
- Nie masz kurtki?
- Tylko płaszcz.
- Pożyczę ci swoją.

Jakieś dziesięć minut później byli już na ogrodzie. Płatki śniegu migotały w świetle lamp. Bill wyciągnął rękę i chwycił jeden z nich. Na myśl przyszły mu beztroskie czasy dzieciństwa, kiedy to z Tomem i innymi dzieciakami potrafił spędzić na dworze cały dzień. Trwało to dopóki choroba nie wpędziła go do szpitala na jakiś tydzień-dwa, ale to już inna historia.

- Tylko nie wpadnij do basenu!
- Myślisz, że jestem tak głupi?
- To tylko ostrzeżenie. Ał! Za co to?!
- Za głupią gadkę!
- Nie uciekniesz mi!

Pomimo długich nóg, młodszy Kaulitz nie był dobrym biegaczem. Choć starał się jak mógł, nawet kilka śnieżek nie było w stanie ochronić go przed Adamem. Nagły upadek ostatecznie przekreślił wszelkie szanse.

- Mam cię! – brunet zręcznie doskoczył do swojej ofiary, przyciskając ją plecami do ziemi. Próby wyrwania się z potrzasku były zbędne, nie było dla niego ratunku.

Wpatrywali się w siebie, co jakiś czas wypuszczając z ust białą parę. Lustrowali oczy, zaróżowione policzki, uśmiechy. Byli dla siebie dzieciakami, które dopiero co zapoznały się ze sobą poprzez wspólną zabawę. Wiedzieli, iż chcą razem iść przez życie, ale potrzebowali zacieśnienia więzi. Docierali się.

- Pięknie wyglądasz, ale nie chcę żebyś się przeziębił – stwierdził w końcu Lambert, wyciągając dłoń. Wokalista skorzystał z pomocy.
- Co w tym takiego pięknego? – zapytał, otrzepując się ze śniegu.
- Twój uśmiech, twoje oczy i włosy, które na śniegu wyglądają jak rozrzucone na mojej poduszce.

Bill tylko popatrzył na tego pociesznego faceta z szerokim białym uśmiechem i pokręcił głową. To był dzień pełen wrażeń i dzień, w którym powstała nowa ksywka dla Adama.

- Amerykański zboczeniec…
Drache

7 komentarzy:

  1. Świetne! Prezent dla Adama nie mógł być lepszy. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Oba prezenty były świetne - Adama był słodki i bardziej... codzienny? xD Billa zaś na pewno przyjemniejszy :D
    Haha! "Amerykański zboczeniec" dobre xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowne!! Prezent dla Adasia - fantastyczny i nie mógł być lepszy ;) "Amerykański zboczeniec"? - powaliło mnie na kolana!
    Pozdrawiam i życzę weny, dziewuchy! ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. I jak ja mam nie kochac tego opowiadania <3 ?
    Genialny odcinek, czekam na next...
    Pytanie na dziś : Co z Tommy'm.?




    ~GlamMonster

    OdpowiedzUsuń
  5. Amerykański zboczeniec? Hahahahaha, to dobra ksywka dla Adama xD
    Achhhh, oni "tam" mają święta,śnieg, a u nas lato, wakacje i straszliwy gorąc.
    Piękne prezenty! Adam wziął pod uwagę gust Billa, a Billy... wziął pod uwagę gust Adama, który lepszego prezentu nie mógł dostac^^
    Ale jakoś nie mogę przestac myślec o Tommym.... Właściwie to Adamie i Tommym. O tym, żeby w końcu porozmawiali jak na prawdziwych mężczyzn przystało, a nie strzelali fochy jak jakieś panienki x3
    Czekam na kolejny odcinek <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziwnie jest czytać o zimie i śniegu, gdy w pokoju jest tak gorąco, że nie da się spać. Fajny prezent dał Bill Adamowi. Niech żyje kreatywność! :) Czekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń