piątek, 29 czerwca 2012

43. Pokój

Hej, bez paniki z odcinkami. Mój poprzedni był krótszy niż zwykle, to prawda, może to trochę zaburzyło rzeczywistość. :P
W tym tygodniu odcinek wyjątkowo wcześniej niż zwykle. Później nadal za datę publikacji będziemy przyjmować sobotę (chyba że zajdą jakieś nieprzewidziane okoliczności, jak to w życiu bywa). 
Pozdrawiam!

43. Pokój

Kolejny z licznych wieczorów w Stanach Zjednoczonych. Wolałby spędzić go gdzie indziej niż na jednym ze spotkań biznesowych, lecz to nie on miał w tej kwestii ostatnie słowo. Chcąc nie chcąc, kontrakt zobowiązywał, musiał słuchać menadżera.

Po dwóch godzinach mordęgi bracia Kaulitz trafili na przyjęcie, które miało w teorii wynagrodzić im cierpienia. W praktyce była to kolejna porcja nudy. Obracanie się wokół ludzi z branży przestało ich bawić już lata temu.

- Co powiesz o nich? – Tom kiwnął głową w stronę rozmawiającej ze sobą pary. – Pokój?
- Nie powiedziałbym – odpowiedział rozważnie bliźniak. Plask, którego dźwięku nie usłyszeli. – Ałć.
- Musiało boleć. A ci? – kiwnął głową. Mężczyzna i kobieta dość widocznie mieli się ku sobie. – Pokój.
- Zdecydowanie – potaknął Bill, upijając drinka.

Alkohol i brak paparazzi tworzył na tego typu imprezach mieszankę wybuchową. Zarówno „gwiazdy” jak i ich ekipy pozwalały sobie wtedy na przekroczenie granicy dobrego smaku. Bliźniacy starali się nie ulegać pokusom. Ich poprzednie doświadczenia oraz David Jost to wystarczający argument przeciwko takim wyskokom.

- Chcę już stąd iść… - jęknął brunet.
- Idziemy?
- A możemy?
- Jest już druga. Wątpię, żeby działo się tutaj coś ciekawego.
- „Ciekawego” czyli?
- Cokolwiek ciekawego dla Davida.
- Racja. O, pokój?
- Pokój.
- Może jeszcze jeden drink.
- Wtedy to na pewno pokój.

Oddali szklanki barmanowi i ruszyli w stronę szatni. Tom zerknął na brata. Przygaszone światła i mocny makijaż kryły jego zmęczone spojrzenie oraz coraz wyraźniej uwidoczniające się kości policzkowe. Choć radził sobie nieźle, do powrotu do pełnej równowagi było wciąż daleko.

Gitarzysta nagle zatrzymał się, przez co Bill zderzył się z jego plecami.

- O co chodzi? – warknął młodszy, póki nie powiódł wzrokiem za obiektem, który wypatrzył jego brat. Zakręciło mu się w głowie. Nie był na to gotowy.
- Stary, wszystko w porządku?

Błysk w oku. Determinacja.

- Chcesz się w to znowu pchać?
- Ostatnie podejście, obiecuję – powiedział, prostując się i poprawiając włosy. – Poprzedni raz się nie liczy. Będę walczył do końca.
- Planujesz zwiedzić wszystkie szpitale w Stanach? – skomentował starszy, zdając sobie sprawę z różnic w budowie jego brata oraz obserwowanego mężczyzny.
- Kryj mnie – rzucił tylko i zniknął w tańczącym tłumie. Bliźniak jedynie pokręcił głową. Plan się powiódł, reszta była w jego rękach.
- Powodzenia.

*

Wszystko stało po jego stronie. Było już późno, większość gości miało utrudniony kontakt z otoczeniem. Mężczyzna został sam. Tańczył. Przepuszczenie takiej okazji byłoby zbrodnią, której nie zamierzał popełniać.

Prześlizgnął się za plecami bruneta i powoli powiódł dłońmi w górę jego rąk, opierając głowę na znajomym ramieniu. Tak jak się spodziewał, nie spotkał się z ciepłym powitaniem.

- Co ty tutaj robisz? – zdziwiony ton dotarł do jego uszu. Przemieścił się, by stanąć na wprost udającego obojętność piosenkarza.
- To samo co ty. Tańczę – odparł, patrząc w niebieskie tęczówki.
- Tańcz gdzie indziej – prychnął Amerykanin. To jednak nie wystarczyło.
- Chcę tańczyć tutaj. Przeszkadza ci to?
- Odejdź zanim zrobię coś, czego obaj będziemy żałować.

Wzdrygnął się. Zmiana strategii.

- Chciałem się pożegnać.
- Już się żegnaliśmy.
- To się nie liczy. Byłem nieprzytomny.
- Byłeś wystarczająco przytomny. Odwal się.
- Zatańcz ze mną! Czy to tak wiele?!

Lambert skrzywił się na dźwięk jego podniesionego głosu. Zbliżył się niechętnie.

- Jedna piosenka i znikasz. Nie chcę do tego wracać.

Zabolało, lecz wciąż były to tylko słowa. Walka dopiero się rozpoczęła.

Było inaczej niż poprzednio. Kilka miesięcy, wiele słów, bagaż doświadczeń. Kontakt wzrokowy od samego początku. Żadnych speszonych spojrzeń. Lustrowali się nawzajem.

W dole widział skryte pod cienkimi skórzanymi spodniami umięśnione uda. Nieco wyżej oczywisty punkt.

Spojrzał niewinnie w mącący się błękit. „Wymiękasz?”

Koszulka opinała szeroką klatkę piersiową, która poruszała się miarowo przy każdym kolejnym oddechu. Silne ręce co i raz niby przypadkiem zawadzały o jego chude ciało. Cała skóra była zroszona potem. O dziwo nie brzydziło go to. Wprost przeciwnie… Dotarł do końca t-shirtu. Delikatna skóra szyi. Mokra, przyciągająca uwagę. Jabłko, wiadomo czyje. Żuchwa.

Przysunął się. Gorące powietrze uderzyło w szyję starszego z dwojga.

- Nie pozwalaj sobie – usłyszał. Zaśmiał się.
- To tylko taniec. Tchórzysz?

Ugodzenie w dumę zawsze działa.

Adam wsunął palce pod ciemny materiał i brutalnie przyciągnął do siebie chude ciało. Paznokcie zarysowały delikatną skórę.

- Prędzej ty stchórzysz…

Nie zamierzał. Wpił się w zaróżowione usta, przygryzając je zębami. Kontra była równie agresywna. Podniecający ból.

- Ludzie patrzą – mężczyzna próbował oderwać bruneta od jego zamiarów. Za słaby argument.
- Niech patrzą – odparł. Głośne westchnięcie wyrwało się z jego ust, gdy poczuł, że coś właśnie dźgnęło go w udo.
- Powiedz mi – palce znów wbiły się w skórę smukłych pleców. – Liczysz na coś więcej niż taniec.
- Może…
- Nie licz na to, że będzie tak jak wcześniej.
- Bo?
- Sprawa zamknięta. To pożegnanie, chcę żebyś to wiedział.
- Nie wyglądasz na kogoś, kto chce się żegnać…

Niespodziewana zmiana wyrazu twarzy. Uśmiech – paraliżujący a zarazem wywołujący lawinę pragnień przeznaczonych jedynie dla osób dorosłych. Przepełniony pewnością siebie głos:

- Szybki numerek na koniec?

Szok, który minął tak szybko jak się pojawił. Śmiech zdradził intencje Adama.

- Kiedy i gdzie?

Tym razem to Lambert spojrzał na niego z niedowierzaniem. Chciał go spłoszyć, lecz jego plan się nie powiódł. Zmarszczył czoło.

- Pokój hotelowy. Teraz. Ty na dole – mruknął przeciągle, przygryzając płatek ucha dwudziestolatka. Uległ pieszczocie. – Chyba, że się boisz?

Cwany uśmiech. W mig oderwał się od silniejszego ciała. Obrót o 180 stopni. Przywarł tyłem do obiektu swoich zainteresowań. Krótkie paznokcie przejechały po jego żebrach. Dłonie zatrzymały się na wystających kościach biodrowych. Ucisk w okolicach pośladków.

- Dziwka… - prychnął Lambert, przyciągając chłopaka do siebie.
- Nie widzę protestów… - odpowiedział, zahaczając językiem o jego ucho. Uścisk na nadgarstku. Opuścili salę.

*

Im bliżej celu, tym trudniejsza stawała się kontrola nad ich własnymi ciałami. Jedynie kamery na korytarzach hamowały ich przed zaspokojeniem swoich potrzeb na drogich czerwonych dywanach.

Po zniknięciu sprzed oczu boy’a hotelowego puścili wodze swoich pragnień. Zdrowy rozsądek został w windzie, a grunt pod nogami młodszego z dwójki na moment przepadł bez wieści. Chwyt Adama był mocny, jego wargi gorące, lecz i Billowi udawało się uzyskać przewagę w tym starciu. Szelest materiału uginającego się pod dotykiem spoconych dłoni. Brzdęk trącanej co i raz biżuterii. Świsty powietrza, które z impetem lądowało w pracujących pełną parą płucach.

Nie zauważyli, kiedy trafili przed właściwe drzwi. Namiętna walka o dominację została przerwana jedynie na moment wejścia do środka. Zaraz po głośnym kliknięciu nastąpiła jej kontynuacja.

Adam pchnął młodszego chłopaka na ścianę i mocno przylgnął do jego wilgotnego ciała. Ich pojedynek był zaciekły acz nierówny. To starszy z dwójki był silniejszą stroną, choć nie potrzebował wielkiej siły, by wziąć górę na ważącym prawie połowę mniej brunetem. Obrócił go i ponownie przycisnął do zimnej powierzchni. Dłonie powiodły w dół chudych pleców, kończąc swoją podróż na pośladkach. Zduszony jęk. Dwudziestolatek niespodziewanie odwrócił się i wplótł palce w krótkie czarne włosy. Przyciągnął mężczyznę do siebie, by złączyć się z nim w dzikim pocałunku. Nie pozwoli się tak łatwo zdominować.

Nie przerywając namiętnej gry, ruszyli w stronę łóżka. Po drodze tracili wszystko: kurtki, koszulki, spodnie, większą biżuterię… Gdy opadli na materac obaj mieli na sobie już jedynie bieliznę, a i ten stan rzeczy nie potrwał długo.

Przez chwilę znajdowali się na równi, lecz piosenkarz był niecierpliwy. Uklęknął za plecami młodszego i brutalnie przyciągnął go do siebie, dając mu oparcie na swojej klatce piersiowej. Chwycił długie czarne kosmyki, odciągając głowę wokalisty na bok, by móc dostać się do aksamitnej skóry jego szyi. Smakował jej, kąsał, delektował się jej delikatnością. Druga dłoń powoli sunęła w dół od klatki piersiowej, przez brzuch i niżej, darując kochankowi pobudzający masaż i doprowadzając go tym samym do gromiącej ciszę ekstazy. On nie zamierzał dziś kryć się ze swoimi emocjami. Czuł reakcje ciała starszego partnera na dźwięki zdradzające jego stan. Grzywka przykleiła się do zwilżonej potem twarzy. Głośne oddechy, westchnięcia pociągające za sobą dzikszy i agresywniejszy dotyk. Zmniejszenie odległości. Członek mężczyzny znalazł się pomiędzy jego pośladkami. Dwudziestolatek jeszcze mocniej przylgnął plecami do swojego „oparcia”. Jego umysł wyłączał się pod wpływem zbyt silnych emocji. Ciekawość, podniecenie, obrzydzenie… Gdzieś w głębi podświadomości cząstka umysłu próbowała wyrwać się z tej sytuacji. Poddanie się dominacji wiązało się przecież z porażką, upokorzeniem, utratą męskości. Nie powinien sobie na to pozwolić!

No właśnie, nie powinien.

- Połóż się…

Szept demona? Jego ciało zareagowało instynktownie. Uległ rozkazowi. Dopiero leżąc na plecach, kiedy spod przymkniętych powiek dostrzegł zbliżającego się do niego Adama, poczuł, że być może posuwa się za daleko. Na wątpliwości było jednak już za późno. Kilka sekund przygotowań dały mu szansę dostrzec coś, czego wcześniej nie widział. Adam był nieswój. Nie patrzył na niego, omijał jego oczy. Nie było też tego znajomego ciepła, które czuł za każdym razem, gdy przy nim był. Zniknęło? To niemożliwe…

Podniósł wzrok i wtedy to zrozumiał. Adam walczył. Nie potrafił poradzić sobie ze swoimi uczuciami względem niego. Najwyraźniej próbował wymazać je z pamięci, lecz miesiąc to za mało, aby wyzbyć się czegoś tak głębokiego. Sam fakt jednak, że zdecydował się od tego wszystkiego uciec, podziałał na Billa jak kubeł zimnej wody. Nie tego chciał tej nocy. Liczył na coś więcej.

To jeszcze nie koniec walki.

W ostatniej chwili zdusił swój krzyk. Czarnowłosy brutalnie wszedł w jego ciało i przymknął powieki. Zajął się sobą.

Zacisnął usta i starał się uspokoić oddech. Ból był koszmarny, gorszy niż się spodziewał. Rozrywający. Raniący. Miał nadzieję, że lepiej to zniesie, jednak jego ciało nie potrafiło się przemóc i przyzwyczaić do tego dziwnego uczucia. Nie potrafił się rozluźnić. Byłoby inaczej, gdyby Adam był dla niego delikatniejszy, lecz Bill nie śmiał go o to prosić. Nie miał do tego prawa. Przysłonił oczy przedramieniem. Nie chciał okazywać słabości. Pragnął się sprawdzić i choć raz zasłużyć na uczucie, którego tak bardzo pragnął. Oddychał ciężko, nie był w stanie tego powstrzymać.

Lambert zagłuszał swoje myśli brutalnością. Im silniejsze doznania tym łatwiej wyciszyć umysł. Łatwiej odpłynąć, skupić się na przyjemności. Szkoda tylko, że jednostronnej.

Nagle mężczyzna opuścił słabsze ciało. Chłopak zamarł. Nie rozumiał, dlaczego…

- Nie wiem, po co to zrobiłeś, nie potrzebuję ofiar.

Ukłucie w sercu. Czy naprawdę wypadł aż tak źle? „Poprawię się! Zrobię wszystko, żebyś…”

Nie zdążył wypowiedzieć swoich myśli. Lambert zabrał swoje rzeczy i zniknął w łazience. Szum wody zmącił panującą wokół ciszę.

Brunet ostrożnie położył się na boku. Czuł się przegrany. Zaczął rozumieć, jak absurdalny był jego pomysł ponownego zasiania uczuć w sercu swojego kochanka. Na co on liczył? Że jego pojawienie się wszystko załatwi? Że seks rozpali iskrę? Na dodatek kiepski seks z niedoświadczonym dzieciakiem, który nie jest w stanie nawet znieść bólu.

Obolały i załamany z trudem powstrzymywał łzy. „Weź się w garść! Nie maż się! To twoja ostatnia szansa, nie zmarnuj jej!”, powtarzał sobie w myślach. Przymknął oczy, uspokajał się. Musi być jeszcze szansa… Nie, on MA jeszcze szansę, by naprawić swój błąd. Wszystko zależy od niego. Teraz albo nigdy.

Drzwi łazienki otworzyły się szeroko. Mężczyzna opuścił zaparowane pomieszczenie.

- Jeszcze tu jesteś? Poprzednio szybko uciekłeś – jego głos był zimny i nieprzyjemny. Nawet nie zerknął w stronę chłopaka. Wziął swoją torbę i wrócił do łazienki.
- Wolałem jeszcze zostać – zabrzmiała ostrożna odpowiedź. Bill starał się odpowiednio dobrać słowa. Tak wiele od tego zależy.
- Nie wiem, po co, ale rób co chcesz.
- Adam – dwudziestolatek naciągnął na siebie bieliznę i próbował usiąść na łóżku. – Przestań to robić. Nie wierzę, że w ciągu miesiąca zapomniałeś o wszystkim, co nas łączyło.
- Nic nas nie łączyło, więc nie wiem, o czym mówisz – Kaulitz drgnął. To nie była prawda, choć zdawał sobie sprawę, co Lambert rozumie przez te słowa.  
- Mówisz mi, że nic do mnie nie czułeś?
- Między nami sprawa zamknięta. Przeszłość to przeszłość.
- Adam, proszę…
- Nie, nie wrócę do tego.
- Ale…
- Nie!!! – chłopak podskoczył przestraszony. - Wiesz jak cholernie bolało mnie to co zrobiłeś? Najpierw kłamałeś, potem zwodziłeś, nie wiedząc, czego właściwie chcesz, a na końcu zdradziłeś mnie i uciekłeś. Tej nocy u Tommiego, poświęciłem się dla ciebie. Pierwszy raz w życiu pozwoliłem komuś dobrać mi się do tyłka! I co mnie spotkało?! Poświęciłem się, a ty mnie zdradziłeś!
- Teraz role się odwróciły. Robię dokładnie to samo, co ty wtedy – odpowiedział spokojnie chłopak, wpatrując się w przepełnione żalem i goryczą niebieskie tęczówki. – Też nigdy nikomu się nie oddałem. Ty jesteś pierwszy.
- I co? – westchnął zrezygnowany Adam. – I co ci to da? Raczej nic dobrego. Jesteś masochistą?

Dwudziestolatek uśmiechnął się smutno i przymknął jasne powieki.

- Nie dziw się zakochanemu, że działa nierozsądnie. Szukasz najmniejszej szansy na złączenie się z obiektem swoich westchnień. To silniejsze ode mnie.

Piosenkarz przechylił głowę ze zdziwienia.

- To…
- Tak. To twoje słowa – rzekł z uśmiechem. Potarł gołą rękę, która zaczęła mu marznąć. – Pójdę już. Nie chcę ci dłużej przeszkadzać.

Ostrożnie wstał i ruszył w stronę wyjścia, by pozbierać swoje porozrzucane ubrania. Powinien się pospieszyć, niedługo ktoś może zauważyć jego zniknięcie. Gdy mijał Adama, poczuł opór. Silna dłoń lekko ścisnęła jego ramię. Spojrzał na znajomą twarz.

- Powiedz mi – zaczął mężczyzna. – Co byś zrobił, gdyby menadżer dowiedział się o twoim związku i kazał ci go zakończyć?

Chłopak zastanowił się chwilę nieustannie patrząc w oczy swojego rozmówcy. Nie mógł zerwać kontaktu wzrokowego. Nie teraz, ten moment był na to zbyt ważny.

- Nie zostawię zespołu, ale nie chcę też działać na jego niekorzyść – odpowiedział szczerze. – Jestem jednak tylko człowiekiem, potrzebuję bliskości.
- Więc?
- Zbyt długo żyłem bez miłości. Nie zrezygnuję z niej przez widzimisię człowieka, który chciałby być moim panem i władcą.
- Każdy zasługuje na szczęście – przytaknął Lambert. Jego oblicze zaczęło się zmieniać. Zniknął ten nienaturalny chłód. Bill poczuł, że ma okazję naprawić swój błąd.
- Czy w takim razie dałbyś nam jeszcze jedną szansę?

Cisza. Z jednej strony pełna zdenerwowania i niepewności, z drugiej, wyczekiwania i determinacji. Kaulitz postanowił wykonać ruch. Tym razem nie będzie bierny. Cena, jaką mógłby za to zapłacić, była zbyt wysoka. Palce splotły się ze sobą. Czekał. I wtedy usłyszał odpowiedź:

- Byłaby to ostatnia szansa. Jeden błąd i koniec.
- Zdaję sobie z tego sprawę.

Uścisk stał się mocniejszy. Wzmocniła go siła drugiej dłoni. Chciał tego, obaj chcieli. Dwa uśmiechy, dwa uderzenia bliskich sobie serc i pocałunek, delikatny, choć szczery i odważny. Nie było tu miejsca na strach i wątpliwości.

Młodszy z dwójki z oddaniem wtulił się w drugie ciało. Chłonął znajome ciepło, które tak bardzo kochał i zapach perfum, który przyjemnie działał na jego zmysły. Wygrał, a było to jedno z najsłodszych zwycięstw w jego życiu.

*

Niezdarnie wskoczył do auta, zawadzając butem o wystający element karoserii. Tom zaśmiał się i pokręcił głową, gdy jego brat rozmasowywał bolącą nogę.

- Można już jechać – zwrócił się po angielsku do kierowcy. – Jak ci poszło?

Lekki uśmiech i niepewne spojrzenie w stronę kierowcy. Niby nie zwracał na nich uwagi, jednak brunet wolał nie ryzykować. Wyciągnął z kieszeni telefon i drżącymi palcami wystukał wiadomość. Chciał to zrobić jak najszybciej, więc ciągle się mylił. W końcu podał bratu telefon.

„Zeszliśmy się.”

Uśmiech nie schodził z twarzy ich obojga. Bill spoglądał na brata, nieznacznie przysłaniając usta dłonią. Czuł, że wygląda jak szczerzący się idiota, który zaraz rozpłacze się z niewiadomo czego. Z jego oczu bił nadzwyczajny blask. Tom dawno nie widział brata tak szczęśliwego.

- Gratuluję – powiedział cicho, otulając bliźniaka ramieniem. – Nareszcie.
- Tak… Nareszcie…

Nie minęło wiele czasu nim wyraz twarzy Toma uległ zmianie.

- To co? Rozumiem, że był pokój?

Drache

sobota, 23 czerwca 2012

42. W centrum nieporozumień


Moniś: nie damy rady wcześniej dodawać rozdziałów. Drache pisze Przejście, ja Piaskowego Gołębia, które też staramy się systematycznie dodawać. Adam dopiero rozpoczął własną trasę koncertową Glam Nation Tour :)

W centrum nieporozumień


Adam czuł, że przyjęty alkohol powoli odbiera mu możliwość kontroli swoich ruchów. Oparł się o mur budynku, na którym świecił neonowy napis. Chłodne powietrze roztrzeźwiło jego zmącony drinkami umysł. Naughty boys club. Las Vegas nie mogło poszczycić się bardziej ekskluzywnym miejscem skupiającym w sobie najbardziej atrakcyjnych młodych mężczyzn.
Brunet ruszył w kierunku wysokiego budynku, przed którym stała para wysokich, mocno zbudowanych selekcjonerów. Zmierzyli Lamberta wzrokiem, po czym przepuścili go do drzwi klubu.
- Zapraszamy.
Adam odpowiedział nikłym uśmiechem, po czym wszedł do środka. Łagodna muzyka, błysk drogich materiałów, zapach perfum, seksu i pieniędzy uderzyły w niego ze zdwojoną siłą. Tuż po chwili u jego boku znalazł się zadbany trzydziestolatek w garniturze. Sprawiał wrażenie najstarszego bywalca tego miejsca.
- Witam, nazywam się Rios – Blondyn wyciągnął rękę w stronę Lamberta, po czym ukłonił się kurtuazyjnie – Proszę za mną – Rzekł, po czym ruszył w stronę samego centrum wielkiej sali.
Adam skupiał na sobie wzrok. Odpowiadał krótkimi spojrzeniami. Atmosfera, choć próżna, była bardzo mocno nasycona bogatym erotyzmem. Młodzi chłopcy kokietowali wysoko postawionych biznesmenów, obdarzali ich prowokującymi spojrzeniami i szeptali do uszu pełne seksu zdania. Inni podawali gościom drinki, zabawiali swoją rozmową, flirtowali. Lambert usiadł na krawędzi kanapy tuż przy szklanym stole, gdy Rios wyłożył przed nim znacznej grubości album.
- Czego pan szuka, jeśli wolno spytać?
Lambert zawiesił wzrok na młodym chłopaku, który mijając go posłał w stronę jego oblicza urzekający uśmiech.
- Przygoda na jedną noc. Sam na sam – Rzekł bez przejęcia. Menadżer jedynie kiwnął głową.
- Szczególne wymagania co do wyglądu czy upodobań?
Lambert westchnął cicho, po czym spojrzał w kierunku jednego z kelnerów, który odwiedził jego stolik.
- Whisky.
- Z colą?
- Samą.
Ponownie spojrzał w kierunku Riosa – Wysoki, szczupły brunet. Chudy, nie szczupły. I… - Zawiesił na moment głos – Delikatne rysy twarzy. Pasywny.
Sam dziwił się, jak mowa o seksie może zostać sprowadzona do tak materialnej płaszczyzny. W tej chwili nie dbał o to. Miał inny priorytet. Zapomnieć.
Mężczyzna otworzył przed nim album, zawierający liczne fotografie.
- Proszę się zapoznać. Obok każdego pseudonimu widnieje krótki opis.
Adam przysunął książkę do twarzy i po kolei przerzucał strony. Dopiero pod koniec jego uwagę przykuł jeden z młodzieńców.
Diego. 21 lat, wzrost: 180, wymiary: 90x80x83x18. Zainteresowania: podróże, sporty ekstremalne, film, muzyka. Preferencje: biseksualny.
- Jest wolny? – Spytał Adam, wskazując palcem na portret młodego chłopaka. Menadżer znacząco kiwnął głową.
- Na którą umówić szofera?
- Za pół godziny. Zatrzymamy się w Tramp International.
- Proszę o dowód osobisty – Rzekł mężczyzna. Adam odebrał swoją szklankę whisky, podał wymagany dokument. Rios spisał wymagane dane, po czym gorzko uśmiechnął się w stronę Lamberta – Zaraz będzie miał pan okazję poznać Diego. Zapewniam, że rozczarowanie nie wchodzi w grę.
Lambert kiwnął głową, upijając łyk trunku. Zastanawiał się jak dużo będzie go kosztowała inwestycja w jedną przygodę. Wolał teraz się nad tym nie zastanawiać. Łagodny dotyk dłoni oderwał go od przemyśleń.
Młody brunet zajął miejsce tuż obok niego, po czym uśmiechnął się ciepło – Cześć, miło cię poznać.
Adam nie odpowiedział nawet słowem. Kiwnął jedynie głową, po czym spojrzał w kierunku towarzysza.
Miał w sobie coś z Billa; podobne rysy twarzy, kolor oczu, nieco zbliżony typ sylwetki. Wyglądał na pogodnego i nieco nieśmiałego. Lambert westchnął głośno, po czym wstał.
- Wybacz, nie mam ochoty na długi rozbieg. Chcę się po prostu z tobą przespać, żeby zapomnieć o byłym facecie. Godzisz się na to?
Diego również wstał i z dużą dozą ostrożności przesunął dłonią po ramieniu Lamberta – Nie denerwuj się. Jestem w stanie zgodzić się na wszystko, czego tylko zapragniesz. Jeśli nie chcesz zwlekać, jedźmy już teraz.
Bez dłuższego podtrzymywania dialogu ruszyli w stronę drzwi wyjściowych.
***
Hotel spełniał możliwie wysokie standardy jak na dość przeciętną cenę pokoju w  Las Vegas. Adam przekroczył próg pomieszczenia, rzucił kartę na stół i zdjął kurtkę z masywnych ramion. Sięgnął do barku, z którego wyciągnął butelkę wina.
- Napijesz się? – Spytał chłopaka, który przecząco pokiwał głową.
- Nie mogę w czasie pracy.
- Pracy… - Mruknął Lambert, wypijając część zawartości – Znasz mnie? – Spytał, nie odwracając głowy.
- Tak.
Nic nie przerwało długiego milczenia. Szczupłe ręce oplotły pas bruneta, który nawet nie drgnął. Diego łagodnie ucałował skroń mężczyzny, czekając na jego reakcję.
- Nie musisz martwić się o dyskrecję. Gościmy wiele medialnych osób i nie zdradzamy nazwisk.
- Wszystko mi jedno – Odparł brunet, odstawiając butelkę na stół.
- Nie chcesz mnie pocałować? – Spytał w końcu chłopak.
- Rozbierz się i połóż.
- Tylko daj mi szansę – Powiedział Diego. Uśmiechnął się uroczo. Jego dłonie powiodły po ramionach Lamberta. Adam musiał przyznać; ten dotyk był szczególnie przyjemny. Przejmujący, ciepły, łagodny. Zmrużył powieki. Wilgotne wargi muskały wrażliwą skórę szyi, subtelne, erotyczne słowa brzmiały kusicielsko. Młody zsunął ręce na okolice rozporka wokalisty, który otworzył oczy.
- Może po prostu ci się nie podobam? – Spytał chłopak, spotykając się z chłodną reakcją.
- Nie, jesteś naprawdę śliczny…
- To twój pierwszy raz?
- Nie, ja po prostu… cholera – Westchnął Lambert – Myślałem, że seks pozwoli mi zapomnieć o chłopaku, którego kocham. Nie dam rady przespać się z kimś innym – Delikatnie pogładził długie kosmyki włosów – To mnie przerosło.
- Mogę być delikatny.
- Zapłacę ci i wracaj do klubu – Łagodnie przytulił szczupłe ciało. Spojrzał w brązowe oczy, w których malowało się rozczarowanie – Coś nie gra?
Diego roześmiał się i pokręcił głową – Kumple niemal mnie rozszarpali z zazdrości, gdy dowiedzieli się, że spędzę noc właśnie z tobą. Twoje występy na żywo są niezwykle gorące. Zwłaszcza, gdy całujesz tego uroczego chłopaka.
- Ach – Roześmiał się Lambert, po czym machnął ręką – To tylko widowisko. Ale dzięki. To miłe.
- W takim razie nie będę dłużej przeszkadzał. Powodzenia – Puścił mu perskie oko, po czym opuścił hotelowy pokój.
***
- Był naprawdę prześliczny. Mój typ… Tommy, co jest? – Spytał Adam, zerkając w stronę basisty.
- Nic.
- No przecież widzę, że coś nie gra – Pochylił się, opierając łokcie o kolana.
Blondyn dokończył pracować nad swoim makijażem. Westchnął cicho i wstał, zapinając ostatnie guziki koszuli. Adam stawał się coraz bardziej poirytowany.
- Powiesz mi do cholery o co ci chodzi?
Tommy spojrzał na niego z politowaniem – Chodzisz na dziwki i liczysz, że będę ci dopingował?
- Gdy sypiałem z przypadkowymi facetami, nie miałeś problemu.
- To było dawno – Mruknął Ratliff – Sorry, muszę pogadać z managerem.
- Czekaj – Adam złapał go za ramię – To do ciebie niepodobne. Gdybym przespał się z tobą, zapewne nie miałbyś teraz żadnych pretensji.
Blondyn uniósł brwi – Słucham?
Czarnowłosy pokiwał głową – Mówię o tej nocy, gdy wróciłem do domu nad ranem, a ty zaproponowałeś mi seks. Nie pamiętasz?
Tommy roześmiał się nerwowo -  Nie byłem na tyle pijany, by nie pamiętać.
Czarnowłosy zawiesił na moment głos – Czyli świadomie chciałeś do tego doprowadzić? Dlaczego?
- Możesz mnie puścić? – Spytał Ratliff, próbując wyszarpać się z silnego uścisku Adama. Zdało się to jednak na nic.
- Masz mi za złe fakt, że wolałem przespać się z dziwką niż z tobą? – Spytał, nie dbając o wyszukane słownictwo. Brązowe oczy spojrzały na niego w taki sposób, jak nigdy wcześniej. Nie znał tego spojrzenia. Tommy, wiecznie roztargniony, trochę dziecinny i nieustannie radosny duży dzieciak  wpatrywał się w niego z przejmującym niedowierzaniem.
- Czekaj… - Westchnął, gdy Ratliff opuścił garderobę – Kurwa! – Przeklął, strącając z blatu wszystkie kosmetyki, jakie tylko znalazły się w zasięgu jego ręki.
- Lambert! Za dziesięć minut wchodzisz! – Rozbrzmiał głos Montego.
Czarnowłosy wziął głęboki oddech. Jego dłonie drżały z emocji. Ruszył w kierunku schodów, wiodących na scenę.
- Hej, Adam! – Zawołała Brooke, jego przyjaciółka i tancerka – Co się stało? Nerwy?
Pokiwał przecząco głową – Pokłóciłem się z tym gówniarzem. Wiesz co z nim nie tak?
- Nie mam pojęcia… - Obejrzała się za siebie – Wybacz, wołają mnie. Trzymaj się i daj najlepsze show, na jakie cię stać.
Poczuł wzbierającą się złość i smutek. Nie dość, że musiał pożegnać Billa to jego najlepszy przyjaciel robi mu awanturę bez powodu. Musiał zacisnąć zęby, wyjść na scenę i robić to, co potrafił najlepiej. Ludzie, którzy zapłacili za jego występ nie chcieli przeżyć rozczarowania.

Marona

sobota, 16 czerwca 2012

41. Pokuta

=^.^= - Super sprawa, gratulacje! :)


41. Pokuta

- Bill? Hej, Bill! – Tom uparcie szturchał bliźniaka w ramię.

Reakcja chłopaka była dla niego dość niespodziewana. Bill mruknął, jęknął i szybko odwrócił się, by zwymiotować do stojącego koło łóżka kosza na śmieci. Po wszystkim znów opadł na poduszkę. Przyłożył palce do skroni.

- Co… Co to miało być? – jęknął gitarzysta, gdy wreszcie otrząsnął się z szoku. – Ile wypiłeś?
- Odwal się… - wybełkotał, tylko na tyle było go stać. W skali od 1 do 10 swój stan oceniał na -100. Bolało go wszystko, co miało wczoraj szansę zetknąć się z pięścią Drake’a. – Moja głowa…
- To normalne przy alkoho… Boże! Co z tobą?!
- Kurwa, zamknij się! – syknął boleśnie. – Błagam…
- Dobra, przepraszam, ale co się z tobą stało? Kto ci to zrobił? Byłeś u lekarza?
- Byłem. Wyniki badań gdzieś leżą… Zobacz na szafce, nie wiem.
- Mam. Boże… - westchnął starszy, wertując kolejne kartki. – Kto ci to zrobił? Byłeś na policji?
- Wiesz, że nie mogę. Nic co grozi aferą. Drake z imprezy – dodał, widząc, że Tom próbuje coś powiedzieć. – Byłem w klubie i dostałem.
- Za co? Jaki Drake?
- Nie chcę o tym gadać.
- Ostatnio o niczym nie chcesz gadać. Nie obchodzą mnie problemy twoje i Adama, ale o tym musisz mi powiedzieć! To zbyt poważna sprawa.
- Zaraz rzygnę…

Starszy z braci podał młodszemu kosz.

- Dzięki… - brunet odetchnął z ulgą, spełniwszy swoją „groźbę”. – Sprawdzisz, co mi jest? – spytał, wskazując na pogniecione kartki. – Wczoraj nie rozumiałem prawie ani słowa z tej lekarskiej paplaniny…
- Jesteś obity. Co jeszcze potrzebujesz wiedzieć?
- Czemu tak mi się kręci w głowie…

Tom uważnie przyglądał się kolejnym linijkom tekstu. Kątem oka wciąż jednak zerkał na brata. Zranione usta, fioletowa plama na ręce, podpuchnięte oczy. Bał się myśleć o tym, jak wygląda reszta jego ciała.

- Musiałbym to dokładniej sprawdzić w słowniku, ale nie może to być nic strasznego, bo zapisali ci siedzenie w domu przez kilka dni. Żadnych złamań, nic… Pójdę po laptopa.

Żwawo opuścił pokój, by za chwilę pojawić się w nim ponownie, przynosząc ze sobą komputer i szklankę wody. Bill jednak nie był w stanie wychwycić wszystkiego, co miał do powiedzenia jego brat. Wykorzystywał resztki swoich sił na powstrzymanie się od ponownego wylądowania głową w koszu.

*

„I znów napisy”, pomyślał wpatrując się w czarny ekran z przelatującymi po nim znakami. Powiódł wzrokiem w dół ekranu. „Może jeszcze jeden film?”

Niepokojące dźwięki dobiegające z pokoju obok kazały mu odłożyć decyzję na później. Wahał się, lecz w końcu zdecydował się odłożyć laptopa na bok i sprawdzić, co się dzieje. Niepewnie pchnął drzwi do pokoju brata. Tom był poddenerwowany. Mówił coś przez sen. Bliźniak spokojnie podszedł do niego.

- Ej, budź się! – próbował wybudzić go z koszmaru. Chłopak nagle otworzył oczy.
- C-co? – przetarł powieki. – O co chodzi?
- Strasznie się darłeś. Słyszałem cię aż z salonu – odpowiedział Bill, siadając na brzegu łóżka. Oparł się na łokciach.
- Miałem koszmar. Obudziłem cię?
- Nie, nie spałem. Po prostu hałasowałeś.
- Która godzina?
- Coś koło czwartej.

Młodszy z braci położył się na plecach.

- Nie idziesz spać? – zapytał starszy, podnosząc się.
- I tak nie zasnę.
- Ja pewnie też nie. Potrzebuję trochę czasu.
- Co ci się śniło?

Gitarzysta nie odpowiedział od razu. Chciał dobrze dobrać słowa, co o tej porze nie było łatwe.

- Twój wypadek.

Brunet westchnął. Również zdawał się być zmęczony późną porą, a także swoim stanem.

- Parę razy zdarzyło mi się podebrać ci ten sen. To był prawdziwy koszmar.

Poczuł dotyk na swoim ramieniu.

- To i tak niewiele w porównaniu do tego, co czułem i widziałem na żywo.
- Wiem…

Bill wbijał wzrok w ciemną ścianę. Tom także uciekał wzrokiem gdzieś w bok. Temat wypadku był dla nich obu dość ciężki.

- Oddałbym wiele, żeby nie musieć tego nigdy przeżywać – ciągnął chłopak. – Pierwszy raz w życiu byłem tak bliski myśli, że cię stracę. Kiedy ty walczyłeś w szpitalu, walczyła też duża część mnie. Nie chcę nawet myśleć, co bym zrobił, gdybyś tamtej nocy w szpitalu pokazał życiu fucka.
- Ja też nie chcę.

Przejechał palcami po chudych ramionach. Mimo całego swojego przygnębienia, nie chciał nawet słyszeć o śmierci, choć musiał przyznać, iż wiele razy myślał o tym, żeby zniknąć.

- Jesteś dla mnie bardzo ważny i chcę żebyś o tym wiedział. Nie wybaczę sobie, że zostawiłem cię, gdy mnie potrzebowałeś.

Kłótnia w szpitalu, kilka słów za dużo. Cios. Kłótnia w wynajętym mieszkaniu. Bolesne słowa teraz już nieco bezbarwne.

- To nigdy nie powinno było mieć miejsca. Może gdybym nie był takim idiotą…
- Daj sobie spokój, czasu i tak nie cofniemy – burknął Bill. - Poza tym to było dawno. Przerażasz mnie, takie rozczulanie się jest do ciebie niepodobne.
- Tak, to twoja działka – wypalił bez zastanowienia starszy Kaulitz. – Jesteś jedyną osobą, u której jestem w stanie to znieść, choć wkurwia mnie to niesamowicie.
- Haha, dziękuję – zaśmiał się czarnowłosy. Bracia spojrzeli po sobie.
- Jesteś dla mnie naprawdę ważny i chcę żebyś to wiedział.
- Co brałeś? Niepokoisz mnie.
- Zamknij się, gdy wyrażam swoje uczucia.
- Tak lepiej.
- Powiesz mi, co się stało między tobą a Adamem?

Wokalista ponownie odwrócił wzrok. Nerwowo przygryzł dolną wargę.

- Nie wiem, czy chcesz tego słuchać.
- Olej na chwilę moje uprzedzenia i wykrztuś to z siebie. Chcę ci pomóc, a nie zrobię tego, nie wiedząc, z czym mam do czynienia.
- Nic mi w tym nie pomożesz. To sprawa między mną a nim.
- Daj mi chociaż spróbować. Coś przez to tracisz?

Pokręcił głową, lecz z odpowiedzią ociągał się ile tylko mógł. Gula w gardle nie pozwalała mu mówić.

- No?
- Więc… - zaczął w końcu, próbując przełamać swój opór. – To było na tej imprezie. Wylądowaliśmy razem w łóżku – zniżył głos i kątem oka zerknął na swojego brata. O dziwo nie zauważył zmiany w jego wyrazie twarzy czy czegokolwiek zdradzającego odrazę. Kontynuował. – Gdy doszło do mnie, co zrobiłem, spanikowałem i uciekłem.
- Wyjaśnij.
- Nie radzę sobie – powiedział cicho, wbijając paznokcie w skórę ramion. – Kiedy zobaczyłem go obok mnie… Gdy dotarło do mnie, co zrobiłem… Nawet nie potrafię tego opisać! To był strach, obrzydzenie, niedowierzanie, wszystko naraz! Wybiegłem stamtąd i zrzygałem się do najbliższego kosza…
- Tak sobie myślę… Jesteś pewien swojej orientacji?
- Wiem, do czego zmierzasz, ale pewnie domyślasz się, jaka jest odpowiedź na to pytanie.
- Tak, ale chcę się upewnić. To wiele zmienia.
- Wiem, kim jestem, tylko nie potrafię tego zaakceptować.
- Jesteś tego strasznie pewny. Skąd wiesz, że to nie jest tylko chwilowa fascynacja? Podobno tak się zdarza.
- Myślisz, że nie odróżniłbym fascynacji od miłości?

Zawahanie. Cisza mówiąca więcej niż słowa.

- Twoja pewność siebie kiedyś cię zgubi.
- Pewnie tak, przecież ty zawsze wiesz lepiej.
- A nie jest tak? Najpierw robisz, potem myślisz. Zawsze tak było. Ej, dokąd to?

Próbował złapać go za rękę, jednak Bill wyrwał się z uścisku. Ruszył w stronę wyjścia, lecz nie opuścił pokoju. Uparł się o framugę.

- Bill… - szepnął chłopak, gdy cichy szloch dotarł do jego uszu. Wokalista płakał, drżąc przy tym koszmarnie. Niejedzenie i kolejne bezsenne noce wykańczały jego organizm.

Tom podszedł do bliźniaka.

- Ja go kocham, Tom – powiedział przez łzy. – Niczego nie jestem tak pewien, jak tego, że go kocham…
- Wierzę ci – odparł, poklepując go po ramieniu.
- Chcę żeby wrócił. Nie poradzę sobie bez niego.

Starszy przytulił do siebie chude ciało. Rozmowa przeniesiona na czas nieokreślony.

*

- I wtedy ona tak po prostu wyszła. Wyobrażasz to sobie? – rzekła poruszona dziewczyna. Stukot jej obcasów odbijał się echem w okolicy.
- Hm, masz rację. To głupie.
- Co się z tobą dzieje? Mam wrażenie, że jesteś jakiś nieobecny – obruszyła się. Chłopak westchnął.
- Przepraszam. Mój brat ostatnio ma jakieś problemy, a ja przeżywam je razem z nim – odpowiedział, poprawiając niesione siatki z zakupami. -  Coś z Adamem, ale nie chciał zagłębiać się w szczegóły.
- Adam też raczej omija temat. Coś musiało się stać między nimi wtedy u Tommiego. Z tego co wiem zerwali ze sobą kontakt – stwierdziła Sasha. - Możesz pogratulować bratu, cokolwiek zrobił, jeszcze nigdy nie widziałam Adama tak wściekłego.
- Nie mam mu czego gratulować. Chyba nigdy nie widziałem Billa w takim stanie psychicznym. Martwię się o niego – wyznał. Zobaczył przed oczami sylwetkę brata widzianą tego poranka. Obraz nędzy i rozpaczy.
- Aż tak źle? Daj spokój, jest dorosły. Poradzi sobie – machnęła ręką.
- Albo wpędzi się do szpitala. Zaczyna wyglądać jakby miał nie dożyć następnego dnia. Zawsze był chudy, ale kiedy przestaje jeść wygląda jak chodzący koszmar…
- Przestaje? Często tak robi?
- Miał kilka nieudanych związków, wszystkie bardzo przeżywał. Tutaj na dodatek jest w tym wszystkim, podobno, jego wina.
- A poprzednio zawsze winny był kto inny? Pan idealny…
- Nie twierdzę, że to ideał, ale nam obojgu zdarzało się trafiać na niewłaściwych ludzi. Tak już jest w tej branży, ale teraz to nieważne. Chciałbym mu jakoś pomóc.
- Jeśli zerwali to już pozamiatane, a ja umywam od tego ręce. Nie będę się bawić w swatkę.
- A jak ci się teraz pracuje z Adamem?
- Jeśli mam być szczera… - zastanowiła się. – Mogłoby być lepiej. Ogólnie nie jest źle, ale czasem potrafi wpaść w szał bez żadnego powodu.
- Myślisz, że to może mieć związek?
- Na pewno, widać, że próbuje zapomnieć. Teraz jak tak o tym myślę, to, choć nie jesteśmy ze sobą aż tak blisko, nie chciałabym, żeby zrobił coś głupiego tak jak robi to twój brat.
- Może moglibyśmy coś zrobić?
- Jak mówiłam, nie licz na mnie. Nie warto pakować się w nie swoje sprawy. Możemy jedynie doprowadzić do spotkania.
- No dobra, ale jak?
- Z jakiej jesteście wytwórni? Chyba mam pewien pomysł.
Drache

sobota, 9 czerwca 2012

40. Pokrzyżowane szyki


Drake w większości ficów jest czarnym charakterem ;p Jeśli kiedyś traficie na opowiadanie, w którym dzieje się inaczej, dajcie znać! :)
Zapraszam do odcinka i życzę miłego dnia :) <3


Pokrzyżowane szyki


Adam zadzwonił po taksówkę i ruszył środkiem parkietu, ułatwiając tym przejście Billowi. Co chwilę odwracał się, by mieć pewność, że chłopak idzie za nim. Ze spuszczoną głową i obolałym ciałem brunet szedł krok w krok za swoim towarzyszem.
Lambert pchnął drzwi klubu i udał się na zewnątrz. Stanął przy jednym z filarów i wsunął telefon do tylnej kieszeni jeansów. Poczuł obecność czarnowłosego za swoimi plecami, jednak nawet nie drgnął. Kątem oka zobaczył wysokiego, chudego mężczyznę, który ujrzawszy go przyspieszył kroku.
- Adam, nie – Syknął Bill, kiedy brunet żwawym krokiem ruszył w stronę Drake’a – Do jasnej cholery… - Westchnął i odwrócił się z nadzieją, że w pobliżu nie znajduje się policja ani ochrona. Na szczęście okolice wejścia do klubu świeciły pustkami.
Adam złapał Drake’a za ramiona, po czym cisnął nim o mur. Zacisnął silną dłoń na bladej szyi.
- Będziesz tego żałował.
- Odpieprz się – Usłyszał zduszony odgłos. Wiedział, że ma władzę nad mniejszym od siebie facetem.
- Gdyby ten dzieciak teraz na mnie nie patrzył, obiłbym ci mordę tak, że własna matka nie wiedziałaby czy chowa swoje dziecko czy pieprzonego zboczeńca. Nie zbliżysz się do niego na krok. Jeśli jeszcze raz zobaczę, że się przy nim kręcisz, źle skończysz – Odwrócił się, jednak nie był w stanie pohamować wściekłości. Uderzył pięścią prosto w splot słoneczny chudego mężczyzny; ten zgiął się w pół i na chwilę stracił oddech.
Adam nie oglądając się za siebie podszedł do nadjeżdżającej taksówki. Otworzył drzwi i kiwnął głową w stronę Billa, który bez słowa zajął miejsce pasażera. Lambert usiadł obok i wskazał kierowcy drogę wiodącą do najbliższego szpitala.
Gdyby nie włączone radio, można by mówić o grobowej ciszy. Brunet wiedział, że na jakiekolwiek słowa by się zdobył, bardzo by ich żałował. Postanowił patrzeć przez szybę, choć czuł na sobie wzrok brązowych oczu. Nie spojrzał na Billa ani razu w czasie drogi. Kiedy dotarli do celu i opuścili starego mercedesa, Bill powiódł za Adamem w kierunku recepcji.
- Zaczekam na korytarzu, idź załatwić wizytę na ostrym dyżurze – Rzekł, zatrzymując się w połowie korytarza – I przestań patrzeć na mnie z miną zbitego psa.
Kaulitz nie odezwał się ani słowem. Zaczepił jedną z pielęgniarek, po czym zniknął za jedną z par drzwi. Lambert usiadł na krześle i westchnął, sięgając po telefon. Spojrzał na nieodebrane połączenia, było ich pięć. Wszystkie od Ratliffa.
„Wszystko ok, jesteśmy w szpitalu” napisał do Tommy’ego. Nie miał ochoty z nikim rozmawiać. Nie czekając na raport dostarczenia wiadomości, wsunął telefon do kieszeni i postanowił zaczekać. Minęło ponad czterdzieści minut, gdy Bill z powrotem stanął przed jego oczami.
- Możemy jechać do mnie? Chcę zamienić z tobą słowo – To było pierwsze zdanie, które padło z jego ust w czasie ostatniej godziny.
Lambert znacząco kiwnął głową. Wiedział, że tej nocy i tak się już nie wyśpi.
***
Kiedy przekroczyli próg mieszkania Kaulitza, brunet zaproponował coś do picia. Adam jedynie pokręcił przecząco głową i wszedł do salonu. Czuł zapach alkoholu i papierosów, od razu wróciły do niego wspomnienia wszystkich imprez z czasów, gdy był nastolatkiem.  Zbliżył się do kanapy. Chciał usiąść, lecz powstrzymał go silny uścisk dłoni wokół jego nadgarstka. Ujrzał przed sobą oblicze młodego chłopaka. Nie sposób opisać co teraz do niego czuł. Jednego był pewien; nienawiść i żal zaczęły toczyć zaciętą walkę ze wszystkim, co do tej pory namalowało jego serce. Bill przytulił się do niego. Dopiero po dłuższej chwili poczuł jak ręce Lamberta obejmują go w pasie. Nie był to uścisk taki, jaki znał i tolerował – silny i zdecydowany. Raczej pełen obojętności.
Adam poczuł wzrok brązowych oczu na swoim obliczu.
- Czemu mi to robisz? – Usłyszał cichy szept, brzmiący jak wyraz strachu przed okazaniem żalu.
- Mogłem zadawać ci to pytanie za każdym razem, gdy ode mnie uciekałeś.
Kilka zimnych słów, które ugodziły młode serce. Bill spuścił wzrok, a jego palce powędrowały po karku piosenkarza. Adam poczuł jak miękkie usta łączą się z jego wargami. Niegdyś gest powodujący błogi stan szczęścia dziś budził smutek i odrażenie. Nic nie skłoniło go, by oddać łagodny pocałunek. Teraz wszystko było w jego oczach przesycone fałszem. Różowe, spragnione go wargi zaczęły coraz bardziej natrętnie smakować chłodnych, suchych ust.
Szczupłe dłonie spłynęły po jego ramionach. Młody chłopak odsunął się od Adama. Miał wrażenie, że całuje marmurowy posąg.
Lambert zdecydował się usiąść na skórzanej kanapie, po czym uniósł wzrok.
- Chciałeś o czymś porozmawiać.
- Dlaczego nie może być tak jak wcześniej? – Spytał Bill, siadając obok mężczyzny.
- Bo ty błądziłeś, a ja cierpiałem i jakkolwiek egoistycznie to zabrzmi, nie zamierzam dłużej łudzić się, że pewnego dnia zmienisz zdanie – Odparł Adam.
- Tym razem nie zmienię…
Lambert roześmiał się nerwowo – Proszę cię. Darowałem ci wszystkie sytuacje, po których czułem się jak pieprzony śmieć, ale ostatnim razem pokazałeś, że traktujesz mnie jak beznadziejny eksperyment.
- To nie tak…
- Bill – Rzekł mocnym tonem – Musiałbym nie mieć honoru, szacunku do siebie ani serca, żebym mógł teraz szczerze wyznać, że mi na tobie zależy.
Kaulitz nieznacznie poruszył wargami. Nie spodziewał się tych słów. Wpatrywał się w niebieskie oczy, licząc, że Adam ulegnie, weźmie go w ramiona i wybaczy całą przeszłość. Tak się jednak nie stało. Lambert wciąż trwał w bezruchu, a jego spojrzenie pozbawione było emocji.
- Zrobię dla ciebie wszystko – Zadeklarował szczerze. Odpowiedź ponownie padła szybko i zdecydowanie.
- Nie polecam. To najgorsze co można zrobić.
- Do jasnej cholery, przestań traktować mnie jak obcego intruza! – Wykrzyczał Bill, będąc na skraju załamania. Wzbraniał się przed nagłym atakiem płaczu, histerii czy agresji. Sam nie wiedział jakie emocje nim targają.
- Wybaczałem ci wielokrotnie – Odpowiedział ze spokojem Adam – Ty wybacz mi tylko ten jeden raz i uszanuj moją decyzję. Znikam z twojego życia. Mam nadzieję, że na zawsze.
- Nie możesz mi tego zrobić, nie po tym wszystkim…
Czarnowłosy przewrócił oczami – I tak mam swoją trasę. Zaczynam nowy rozdział w życiu. Niczego nie możesz mi zarzucić.
Bill zacisnął wargi i westchnął cicho – Cholera, ty nic nie rozumiesz…
Adam wzruszył ramionami – Co mam tutaj rozumieć? Zabiegam o ciebie od wielu miesięcy, a ty nadal zgrywasz wystraszonego geja z propagandowych filmów dla amerykańskich nastolatków. Na swojej drodze spotkam zdecydowanych facetów, którzy wiedzą, czego oczekują. Jestem już trochę za stary na gierki, w jakie mnie wkręcasz.
- Czyli moje uczucia już nic dla ciebie nie znaczą? – Spytał Bill. Adam zauważył, że brązowe oczy się zaszkliły. Odwrócił wzrok.
- Będzie lepiej, jeśli o mnie zapomnisz.
Kaulitz wstał i w milczeniu wyszedł na balkon. Wyciągnął paczkę papierosów i drżącą dłonią wyciągnął jednego z nich. Usłyszał ciche kroki, zmierzające w jego kierunku.
Adam oparł się o framugę. Poczuł ciężki, mentolowy zapach.
- Chciałbyś jeszcze o czymś porozmawiać?
Bill wpatrywał się w budynki przed sobą. Zimne powietrze otulało jego rozpalone z emocji ciało. Było wiele słów, które chciał wypowiedzieć, jednak nie zdobył się na to. Nie mógł przecież prosić o zbyt wiele po tym wszystkim, czego się dopuścił.
Lambert zbliżył się do pleców chłopaka, przesunął palcami po jego boku i łagodnie ucałował krawędź ciepłego policzka – Trzymaj się.
Jeszcze przez chwilę zastanawiał się czy przytulić do siebie szczupłe, obolałe ciało. W ostatniej chwili zrezygnował, wiedział, że gest ten może zostać odebrany jednoznacznie.
- Do zobaczenia, Adam – Rzekł Bill, zaciskając wargi. Spojrzał w niebieskie oczy, po czym spuścił wzrok.
Lambert opuścił balkon oraz mieszkanie. Zamknął ze sobą drzwi, czując jak łzy napływają do jego oczu. Próbował wyłączyć myślenie i skupić się jedynie na tym, by jak najszybciej dotrzeć do domu. Udało mu się to po prawie pełnej godzinie.
***
Około czwartej nad ranem wszedł do domu. Przekręcił klucz w drzwiach i ruszył w kierunku sypialni. Kiedy wszedł do pomieszczenia, zobaczył, że jego łóżko jest zajęte. Zupełnie ignorując obecność Tommy’ego, zaczął się rozbierać, po czym zanurzył się pod chłodną kołdrą.
- Dopiero wróciłeś? – Usłyszał cichy, zaspany głos. Brązowe oczy spojrzały na niego.
- Daj spokój – Adam zasłonił twarz dłońmi – Mam cholernie dość tego wszystkiego, w co się wpakowałem – Zsunął ręce i westchnął głośno.
Tommy widział przygnębienie w niebieskich oczach. Przysunął się do przyjaciela, łagodnie obejmując go ramieniem.
- On nie jest tego wart.
- Nie potrafię zapomnieć… - Zacisnął powieki i odchylił głowę, wzdychając przy tym głośno – Muszę się napić. Mamy jeszcze gin?
Tommy pokiwał przecząco głową – Nie ma nawet kropli wina. Opróżniliśmy z Monte cały bar. Wyszedł dwie godziny temu.
Zapadła długa cisza.
- Adam?
Czarnowłosy spojrzał w kierunku przyjaciela. Pojął, że alkohol jeszcze krążył w żyłach chłopaka. Blondyn położył dłoń na jego torsie i spojrzał w niebieskie tęczówki.
- Mogę spróbować pomóc ci o nim zapomnieć.
Lambert pokiwał głową – Daj spokój, to bez sensu.
- Jesteśmy przyjaciółmi, prawda? – Spytał, łagodnie drażniąc szyję czarnowłosego. Mężczyzna poczuł przyjemny dreszcz.
- I właśnie dlatego nie powinniśmy. A ty ogranicz picie – Odparł z coraz mniejszym przekonaniem. Zmęczenie oraz emocje mąciły jego umysł.
Tommy uśmiechnął się łagodnie i przylgnął swoim ciałem do Adama. Pocałował go w czoło, następnie jego wargi powiodły po skroni oraz policzku mężczyzny. Delikatnie ucałował jego usta. Nie miał z tym problemu. Choć interesowały go kobiety, nie czuł obrzydzenia względem bliskości z mężczyznami, zwłaszcza po kilku mocniejszych drinkach.  Poczuł silne dłonie, które powiodły po jego łopatkach i plecach, ostatecznie zatrzymały się one na biodrach.
Ta sama sylwetka. Te same westchnienia. Nie dało się zapomnieć, nawet na chwilę.
Otworzył oczy – To głupie, nic z tego nie będzie…
- Warto było chociaż spróbować – Rzekł Tommy, po czym musnął nosem policzek mężczyzny – Zostawić cię samego?
- Macie identyczny kolor oczu.
- Adam… - Blondyn zaśmiał się ze zrezygnowaniem – Poznaj fajnego faceta. Niejeden będzie tobą zainteresowany, zwłaszcza, że stajesz się coraz bardziej sławny.
- Nie chcę teraz myśleć o facetach, związkach i uczuciach – Opadł na poduszkę i opuścił powieki – Dobranoc.
- Dobranoc, Babyboy.

Marona