piątek, 1 czerwca 2012

39. Porażka ciała i duszy

moniś - Dla mnie osobiście to kwestia gabarytów. Adam jest pokazany jako dominujący, bo po prostu tak wizualnie pasuje. Zwykle jest większy niż druga osoba. Przynajmniej to moja teoria. ;P

39. Porażka ciała i duszy


Biegł ulicą, nie oglądając się za siebie. Ściskał w dłoni brzegi kurtki, która jak na złość nie chciała się zapiąć. Wiatr mroził jego nagi brzuch. Mógł nie porzucać koszulki na tej przeklętej imprezie. Została tam razem z solenizantem, z którym pospiesznie się pożegnał, oraz Adamem, który z pewnością źle zniósł jego ucieczkę.

Podbiegł do najbliższego śmietnika i zwymiotował do środka. Jego żołądek nie zniósł takiej dawki emocji. Oszalał, kompletnie mu odbiło. Nigdy, nawet po końskiej dawce alkoholu nie zachował się tak jak dziś. Zgłupiał, a co gorsza stracił nad sobą kontrolę. Rzucił się na Adama jak wygłodniałe zwierze na kawałek mięsa. Brak doświadczenia nie przeszkadzał mu zachowywać się niczym niewyżyty erotoman. Robił rzeczy, o których do tej pory nigdy nawet nie pomyślał, no, może z ciekawości się nad nimi zastanowił. Dzisiaj wprowadził w czyn niepomyślane jeszcze myśli i wypowiedział słowa, których powiedzieć nie powinien.

„Kocham cię.”

Osunął się na chodnik.

„Kocham cię.”

Skąd to się wzięło? Czemu akurat te słowa?

Drżał. On, który zwykle panował nad uczuciami i emocjami, tracił nad sobą kontrolę po raz kolejny w ciągu ostatnich miesięcy. Po raz kolejny, od kiedy go poznał. Wciąż czuł w ustach ten koszmarny słonawy smak. Ponownie go zemdliło. Jak on mógł… Jego ciało było lepkie od potu i innych wydzielin ludzkiego ciała. „Prysznic. Teraz! Nie… Kąpiel! Długa. Gorąca. Piecze…”

Znajomy dzwonek. Drżącą dłonią wyciągnął z kieszeni telefon.

- Co ty do cholery odwalasz?! Co ci odbiło?! – gorączkował się Tom. – Gdzie ty w ogóle jesteś?

Milczał. Usta poruszały się, jednak nie opuszczał ich żaden dźwięk. Jedyną słyszalną rzeczą był coraz głośniejszy szloch i przyspieszony oddech.

- Bill? Co się dzieje? – ostry ton złagodniał.

Kolejne pociągnięcie nosem. Gardło zaczęło go boleć.

- Gdzie jesteś? Odezwij się, kretynie!

Oblizał suche usta. Oparł głowę o znajdujący się za nim metal.

- Wszystko w porządku – szepnął. Łza spłynęła mu po policzku, zahaczając o kącik zaczerwienionych ust.
- Przestań! Gdzie jesteś? Co się stało?!
- Nic. Muszę pobyć sam…
- Zrobił ci coś?

Chłopak przetarł twarz, rozmazując, już i tak nieidealny, ciemny makijaż.

- Nie. Nic mi nie jest.
- Chociaż tyle.
- Tom? - zawahał się, lecz cisza w słuchawce oznaczała przyzwolenie. – Czemu to wszystko musiało przydarzyć się akurat mnie?

To pytanie nie miało sensu, jednak w jego stanie sens nie był czymś, czego należało od niego oczekiwać.

- Wróćmy do domu. Potrzebujesz odpoczynku.

Grupa młodych ludzi przechodziła drugą stroną ulicy. Słyszał ich śmiechy. Tak bardzo chciał zniknąć.

*

Sen był dla niego jedynie chwilową ulgą, w czasie której obrzydzenie zdołało zmienić się w świdrujące umysł wyrzuty sumienia. Zdał sobie sprawę z rany zadanej jednej z najbliższych mu osób. Stchórzył. Pokazał się jako gówniarz niepotrafiący stawić czoła konsekwencjom swoich słów i czynów.

Długo zbierał się, żeby wykonać jakiś krok. „Zadzwonić? Wysłać smsa?”, zastanawiał się, obracając telefon w ręku. „Co powiedzieć?”

Pierwszy telefon – cisza. „Może śpi albo jest zajęty.” Drugi telefon. Nic. „Może sms? Litania czy krótkie »Musimy pogadać.«?” Dwa w jednym. „Wiadomość wysłana.”

Mijały minuty, godziny, a jego telefon uparcie milczał. To nie pomagało mu się uspokoić. W nocy nie mógł zasnąć, wszystko mu przeszkadzało. Najgorsze miało jednak dopiero nadejść.

*

- Halo, mówię coś do ciebie! – silne szturchnięcie. Brunet półprzytomnie spojrzał na brata. – Słuchałeś mnie w ogóle?
- Tak! Nie, zamyśliłem się – przyznał niechętnie, ponownie spoglądając na wyświetlacz telefonu. To już kolejny dzień.
- Ogarnij się w końcu – westchnął Tom, nerwowo kręcąc głową. – Nie musisz mi mówić, o co wam w ogóle poszło, ale załatw to wreszcie, bo to już męczące.
- No co ty nie powiesz! – odwarknął mu młodszy. Szybko wrócił do poprzedniego stanu. – Nie wiem, czy mam znowu do niego dzwonić. To byłby już piąty raz. Wyjdę na desperata.
- A nie jesteś nim? – spytał, przechylając głowę. Wokalista nadal się wahał. – Jeśli ci zależy, dzwoń. Im szybciej to załatwisz tym lepiej dla nas obu.

Wybranie numeru. Sygnał połączenia. „Pewnie znów nic z tego.” Nerwowo tupał nogą, czekając na jakąkolwiek odpowiedź. Jakaż była jego radość, gdy udało mu się wreszcie dodzwonić. Niestety uczucie to nie trwało długo.

- Przestań do mnie wreszcie dzwonić i odczep się ode mnie!!!
- Ale… - nie zdążył dokończyć, połączenie zostało zerwane.

Położył komórkę obok siebie i przytknął dłoń do czoła. Nie musiał nic mówić, wszystko było jasne jak na dłoni.

- Bill?

Momentalnie się rozkleił.

*

Tom miotał się od pokoju do pokoju, nieustannie poprawiając któryś z elementów swojej garderoby. Ciągle coś gubił albo znajdował i odnosił na miejsce. Kompletny chaos. Bill dawno nie widział brata w takim stanie. Mogło to znaczyć tylko jedno.

- Dokąd idziecie z Sashą? – zapytał brunet. Bliźniak wybiegł z pokoju i zaczął zakładać buty.
- Chciała się wybrać do jakiegoś wesołego miasteczka czy czegoś – powiedział szybko, po czym sięgnął do kieszeni. – Cholera! Telefon!
- Nie zgub głowy – stwierdził młodszy z braci. Przewrócił się na bok. – Spodziewać się ciebie rano?
- Chciałbym, ale pewnie tak nie będzie – odparł Kaulitz, z powrotem pojawiając się w pokoju. – A co, będziesz tęsknić?
- Chcę wiedzieć, czy mogę spokojnie iść spać, czy powinienem czekać na ciebie na wypadek gdybyś zgubił klucze czy coś.
- Bardzo zabawne. Ty nigdzie nie wychodzisz?
- Nie mam ochoty.

Czarnowłosy westchnął cicho i przymknął oczy. Chciałby na chwilę przestać myśleć o tej felernej imprezie, o tym do czego doszło, a przede wszystkim, o tym co zrobił. Jak stchórzył i uciekł, raniąc jedną z najbliższych sobie osób. Bo że ją zranił, wiedział na pewno. Mógł jedynie zgadywać jak bardzo.

Poczuł dłoń na swoim ramieniu. Nie odwrócił głowy.

- Idź już, spóźnisz się – powiedział jakby od niechcenia.
- Będzie dobrze, stary.

„Jasne…”

- Dzięki. Bawcie się dobrze.

Drzwi się zamknęły, pozostawiając Billa sam na sam z jego ponurymi rozmyślaniami.

*

- Whiskey, proszę.
- Już się robi.

Nie wytrzymał długo, zaledwie jakąś godzinę. Zmęczony samym sobą postanowił uciec od panującej w mieszkaniu ciszy wprost do klubowego zgiełku, w którym nie dało się myśleć, choć o dziwo i tutaj mu się to udawało. Wybranie akurat tego klubu nie było jego najlepszym pomysłem, jednak tutaj było na tyle przytulnie, że nie żałował swojej decyzji. Przynajmniej na razie.

- Dzięki – rzekł, odbierając drinka. Podsunął kelnerowi należną zapłatę i zajął się sączeniem napoju. Kątem oka zerkał na bawiący się tłum. Zazdrościł ludziom ich radości, podczas gdy on tonął w smutku i marazmie. Był wielkim przegranym ostatnich dni, tygodni, a kto wie, może i całego swojego życia. Tego ostatniego nie był jednak pewien. Adam znaczył dla niego wiele, ale czy aż tyle, aby wiązać z nim poważne plany? Seks nie musi do niczego zobowiązywać, tego był pewien, lecz nie był to w tym wypadku żaden wyznacznik. Wszak cała historia zaczęła się o wiele, wiele wcześniej. Od wypadku, znajomości, braku zaufania, a w końcu również przyjaźni i konfliktów. Dopiero później dotarło pożądanie, które przysporzyło mu nie lada problemów. Czy mógł jednak mówić tutaj o czymś głębszym? Tak ciężko było mu się określić. Na imprezie przyszło mu to łatwo, lecz gdy w grę wchodzą emocje, wszystko wygląda inaczej. Dziś patrzył na całą sytuację chłodnym okiem, a przynajmniej starał się tak robić. Sprawa wydawała się przez to o wiele trudniejsza.

Kolejny łyk. „To będzie długa noc. Może trzeba było poszukać jakichś filmów?”

- To samo, co ten przystojniak obok.

Miał ogromną nadzieję, że się przesłyszał albo że ten głos nie należy do…

Spojrzał w bok. Drake uśmiechał się do niego szeroko. Po jego oczach i niepewnych ruchach można było z łatwością poznać, iż ten pan nie powinien mieć już dzisiaj styczności z alkoholem. Bill odwrócił wzrok.

- Jaka niespodzianka! Nie spodziewałem się ujrzeć cię tutaj. Samego… – powiedział nowoprzybyły, kładąc nacisk na ostatnie słowo.
- I vice versa – odparł ponuro Kaulitz. Liczył na to, że znajomy mężczyzna prędko opuści swoje miejsce. – Szukasz czegoś?
- Przygód, jak zawsze. Chętny?
- Dzięki, ale nie jestem w nastroju. Szukaj gdzie indziej.
- Ostatnio byłeś w nastroju, ale wolałeś mnie zostawić dla Adama. Nie dziwi mnie to, to prawdziwy ogier, zwłaszcza w łóżku. Chociaż… Może mam stare dane? To ma sens po tym jak go zostawiłeś.

Chłopak spiął mięśnie.

- Kto tak powiedział?
- Czyli miałem rację – zaśmiał się z satysfakcją LaBry. Upił swojego drinka. – Nikt mi nie powiedział. Adam jest po prostu dość…ekspresyjny. Nieraz da się w nim czytać jak w otwartej księdze. Ty jesteś inny – przysunął twarz do chłopaka, który w odpowiedzi odsunął się zniesmaczony. – Jesteś tajemniczy. To bardzo pociągające, wiesz?
- Dzięki… - postawił stopę na podłodze, gdy dłoń mężczyzny przejechała po jego ramieniu. – Weź to.
- Co?
- Rękę. Zabieraj ją.
- No nie, kolejny! – Kaulitz spojrzał na niego ze zdziwieniem. – Kolejny, który gra niedostępnego i trudnego do zdobycia. To oklepane!
- Ja nie gram. Nie chcę żebyś mnie dotykał – syknął Bill i odepchnął od siebie drażniącą go rękę.
- Wolisz żebym po prostu cię zerżnął?

To było dla niego za wiele. Te słowa i ton głosu zupełnie wyprowadziły go z równowagi.

- Nie, chcę żebyś się odpieprzył i zostawił mnie w spokoju!!! – podniósł głos i szybkim krokiem odszedł od baru. Nie odwracał się za siebie, nie chciał prowokować Drake’a. Kto wie, co ten świr może jeszcze wymyślić? Dopiero po dłuższej chwili pozwolił sobie na ocenę swojej sytuacji. Żadnego niebezpieczeństwa w zasięgu wzroku. Odetchnął z ulgą i zniknął w toalecie.

*

Mył ręce, przeglądając się w wielkim lustrze. Poprawił związane włosy. Co prawda miał już wychodzić, ale nie chciał wyglądać źle. Przynajmniej z zewnątrz chciał wyglądać dobrze.

Ostatnie spojrzenie w odbicie. Stanął jak wyryty. Ta twarz, oczy. Chwilę później poczuł ból i zimno znajdującej się za nim ściany.

- Myślałeś, że dam się traktować w ten sposób? Chyba się pomyliłeś mój drogi.

Palce coraz mocniej zaciskały się wokół jego ramienia i szyi. Szarpnął się gwałtownie. LaBry przycisnął go do ściany z jeszcze większą siłą. Skrępował jego ruchy.

- Zawsze dostaję to czego chcę. Ty nie będziesz wyjątkiem.
- Odwal się człowieku! Nie jestem rzeczą! – wycedził przez zęby Bill. Charknął. Mężczyzna stawał się coraz brutalniejszy.
- Zamknij mordę, to może będzie mniej bolało.

Obce usta na jego ustach. Obce dłonie na jego ciele. Nigdy nie był tak wściekły, a zarazem przerażony. „Ja nie chcę! Nie dotykaj mnie!!!”

Wykorzystał chwilę nieuwagi swojego oprawcy. Szybkie kopnięcie kolanem w krocze. Oswobodził się i ruszył w stronę drzwi. Klamka. Gdyby nie ten koszmarny stres… Silny cios. Jego głowa uderzyła o ścianę. Kolejny, tym razem pod żebra. Stracił oddech i wylądował na kolanach. Następne uderzenia. Nawet nie miał szans się osłonić.

Jedno pociągnięcie za koszulkę i znów znalazł się przy ścianie. A może to była podłoga? Zimno za plecami dawało wiele odpowiedzi. Błędnik przestał działać.

Drake krzyczał coś do niego. Szarpał za ubranie i włosy. Bill przymknął powieki.

- Adam, przepraszam. To nie miało tak wyjść…- szeptał.

Nikogo tak nie pragnął ujrzeć jak jego. Po raz ostatni, bo czuł, że zaraz może opuścić ten świat. Jest zdany na łaskę bądź niełaskę szaleńca, nie może spodziewać się zbyt wiele. Gdyby chociaż mógł się pożegnać, przeprosić i wyznać to, czego nie powinien był wypierać się tamtego dnia. Bo kochał, pokochał tego ciepłego, zwariowanego faceta. Któż inny jak nie wariat mógłby pokochać go prawdziwą miłością? Był dupkiem, egoistą, tchórzem. Adam miał rację, Tom również. Wszyscy mieli.

Choć mógł przysiąc, że po jego brodzie ścieka stróżka krwi, mężczyzna mimo to wciąż próbował się do niego dobierać. Bronił się ostatkiem sił, lecz nie miał żadnych szans. Nawet podniesienie ręki było dla niego wysiłkiem.

Nagle stracił oparcie. Runął na podłogę. Bolało. Ktoś potrząsał jego ramieniem. Usłyszał swoje imię. Uchylił powieki. Dostrzegł znajomą blond czuprynę. Jak on miał na imię…

- Bill! Bill! Ocknij się! – Tommy próbował wrócić chłopakowi przytomność. Brunet jęknął i skulił się na podłodze. Zmysły coraz ostrzej wychwytywały ból. – Boże, nie umieraj mi tu! Adam mnie zabije!
- Ocipiałeś Drake?! Co mu zrobiłeś?!
- Walcie się…
- T-t-tomm… Zadzwońcie po Toma… - wydusił z siebie czarnowłosy. Pomału odzyskiwał sprawność umysłu.
- Co on mówi?
- Żeby zadzwonić do Toma. To chyba jego brat.
- Dzwoń do Adama. Ja oddam naszego wesołka ochronie.
- Pieprz się, Monte!
- Nie podskakuj, Drake. Nie chcę zniszczyć ci buźki.

Kiedy skrzypnęły drzwi, Bill odważył się otworzyć oczy i rozejrzeć po pomieszczeniu. Był tam jedynie z Tommym, który właśnie spanikowany rozmawiał z kimś przez telefon. Brunet wreszcie poczuł się bezpiecznie. Spróbował się podnieść, jednak było na to jeszcze za wcześnie. Syknął z bólu.

- Stary, przyjeżdżaj szybko. Nie obchodzi mnie, że nie chcesz, masz przyjechać! Bill tu jest, Drake go zmasakrował! Tak… Nie wiem, jest w bardzo zły stanie. Leży w łazience, w klubie. Czekamy. Cześć.

Zasunął powieki, oddychając ciężko. Zimna podłoga łagodziła ból. Tak bardzo żałował, że znalazł się w tym miejscu…

Mijały sekundy, potem minuty. Nie bardzo wiedział, co się dzieje, poza tym, że Tommy co chwilę sprawdzał jego przytomność. Zadawał jakieś podstawowe pytania. Odpowiadał na nie bez trudu, mimo bojącej głowy. Potem przyszedł Monte, zastanawiali się, czy zadzwonić po karetkę. Brunet odmówił, z każdą chwilą czuł się coraz lepiej. Wtedy drzwi otworzyły się po raz kolejny.

- Bill?

Jego serce na sekundę stanęło. Usiadł i odwrócił się w stronę wejścia. Adam klęknął przy nim.

- Adam…

Przylgnął do mężczyzny jak gdyby miał go już nigdy więcej nie zobaczyć.

- Adam… Adam… Ja…
- Jestem, spokojnie. Któryś z was wzywał karetkę?
- Nie, Bill nie chciał, żebyśmy to robili.
- Zawiozę go do szpitala.
- Nie…
- Bill, musisz jechać do szpitala. Jesteś w takim stanie, że…
- Adam – przerwał mu, wtulając się mocniej w jego skórzaną kurtkę. – Adam, ja przepraszam za wszystko. Przepraszam za wtedy, za dzisiaj, za wszystko. Ja kocham cię. Nie kłamałem. Kocham… Proszę, przebacz mi…

Mówienie było dla niego dużym wysiłkiem. Z trudem dobierał słowa. Marzył, żeby to wszystko już się skończyło, a najlepiej gdyby w ogóle okazało się tylko snem. Był obolały, zmarznięty i wciąż w szoku po tym wszystkim co zaszło. Gdyby chociaż Adam…

- Chodź, zabiorę cię do szpitala.

Drache

9 komentarzy:

  1. Whohoho! Super! Bill się wreszcie naprawdę przyznał. Głupi Drake, ale na szczęście nieświadomie trochę im pomógł. Mam nadzieję, że Bill szybko wróci do zdrowia,a Adam go nie zostawi.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Co jak co, ale tego się po Drake'u nie spodziewałam. No ale nareszcie Bill wyznał co czuje i teraz wróci do zdrowia, a potem będą żyli długo i szczęśliwie, tak? ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. W końcu Bill sie przyznał ,sam przed sobą i Adamem do swych uczuć.Chociaż chłodna reakcja Adama na wyznanie Billa trochę jest niepokojąca.Mam nadzieje,że Bill szybko wyjdzie ze szpitala i dogadają się z Adamem.Pozdrawiam i czekam na kolejny odcinek.

    OdpowiedzUsuń
  4. O rany... Drake to psychol! Dobrze, że Tommy i Monte tam byli i go ocalili! :) Dobrze, że Bill w końcu przyznał się do swoich uczuć. Adam na pewno mu wybaczy, bo go kocha :) Świetny odcinek, czekam na kolejny z niecierpliwością :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam nadzieję, że wszystko się teraz poukłada. Chciałabym, żeby w końcu byli razem. *-* Całe szczęście, że w tym klubie byli Tommy i Monte. Wolę nie myśleć, jak wówczas mogłoby się skończyć spotkanie Billa i Drake'a. Niecierpliwie czekam na ciąg dalszy, jestem ciekawa reakcji Adama. Pozdrawiam. ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Szkoda mi Billa, ale to w sumie jego wina. Mógł pomyśleć zanim zrobił to co zrobił. Adam też to przeżywał. Zszokowała mnie akcja z tym natrętem w klubie, nie dość, że Bill i tak był w ciężkiej sytuacji, to jeszcze to. Ale dzięki niemu wreszcie złapał kontakt z Adamem. Mam nadzieję, iż Lambert zmieni stosunek do Billa i jakoś się między nimi ułoży. Czekam na kolejny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  7. Od czego mam zacząć? Cóż, dziękuję za odp. I tak z jednej strony się z Tb zgodzę, Adaś zawsze był większy od swoich kochanków (nieważne czy to Adommy, czy Kradam) ;)Ale z drugiej, wciąż uważam, że pokazanie Adasia, jako pasywa jest seksowniejsze ;p
    ...
    Dziewczyny! Znów to samo - jesteście niesamowite. Sposób, w jaki dobieracie słowa... kurczę, aż brak mi słów.
    Ale wracając, rozdział super! Mam nadzieję, że teraz to Bill, będzie musiał starać się o Adasia. Adam ma prawo, by być zły i wcale się mu nie dziwię.
    Co do Drake'a - ale dupek, no! Jak tak można?! Gdy czytałam, jak pastwi się nad Billem, modliłam się, by ktoś pomógł Kaulitzowi...
    ...
    Znów z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Och i oczywiście weny, dziewczynki! ;*
    Pytań nie mam - jak na razie! ;p

    OdpowiedzUsuń
  8. Jedyne co mogę napisac, po przeczytaniu tego to: WooooooooooW!
    Spóźniłam się z przeczytaniem tego odcinka, więc zabieram się za "Pokrzyżowane szyki" :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Kolejny świetny odcinek:) tak akcja z pobiciem i przeprosinami Billa genialnie opisana:)

    OdpowiedzUsuń