sobota, 26 maja 2012

38. Przyjęcie u Tommy'ego


Ach, blogspot! Cieszę się, że razem z Drache w końcu się tu przeniosłyśmy i cieszymy się, że nadal jesteście z nami:) Zapraszam.

38.Przyjęcie u Tommy'ego


Nieduże mieszkanie Tommy’ego zgromadziło już niemal wszystkich gości. Adam samotnie zajmował jedną ze skórzanych kanap. Wyjrzał przez okno, wzdychając cicho; nie spodziewał się, że Drake – jego była, nieszczęśliwa miłość również zjawi się tego wieczoru na imprezie. Niestety, posiadanie wspólnych znajomych zobowiązuje.
Ich związek, choć nie zapowiadał się obiecująco, był w porządku. Spędzili ze sobą wiele wspaniałych chwil do czasu, gdy wszystko zaczęło się sypać. Od momentu ich rozstania, Adam zrozumiał, że należy kogoś dobrze poznać, nim wejdzie się z nim w jakąkolwiek zażyłą relację. Kanapa ugięła się pod wpływem ciężaru.
- Sam? To do ciebie niepodobne – Rzekła Sasha, upijając łyk drinka – Liczyłam, że twoi znajomi się zjawią.
Adam spojrzał w kierunku dziewczyny – Są w drodze. Powinni zaraz dojechać – Wpatrzył się w szklankę pełną przezroczystego trunku – Podoba ci się Tom?
Spojrzała na niego ze zdziwieniem, po czym roześmiała się głośno – To dzieciak i cwaniak. Ale jest sympatyczny.
- Dobrze, że chociaż dla ciebie – Mruknął pod nosem – Mnie nienawidził.
Adam, zajęty rozmową ze swoją przyjaciółką nie zauważył, że Tommy poszedł otworzyć drzwi. Ostatni gość miał pojawić się przed północą; choć było już po pierwszej, nie złamał obietnicy.
- … Dzwoniłem do niej, ale odpowiadała mi poczta głosowa. Pomyślałem – w porządku… - Przerwał, gdy ujrzał, że jego rozmówczyni przed chwilą się wyłączyła. Adam powiódł wzrokiem za obiektem, w który wpatrywała się Sasha.
Długie, zgrabne nogi opięte skórzanym materiałem czarnych spodni, kozaki na koturnie dodające dodatkowych centymetrów, gruba, nabijana ćwiekami kurtka, rękawiczki bez palców, zasłonięty dekolt na którym leżała liczna biżuteria, długa smukła szyja; wzrok w końcu powędrował na twarz. Kusicielskie, podniosłe spojrzenie omiotło pokój. Nieznacznie rozchylone wargi skupiały na sobie uwagę. W ciągu jednej chwili większość męskich spojrzeń powędrowało w kierunku nastoletniego chłopaka, który tego wieczoru wyglądał wyjątkowo kusząco. Spojrzenie Kaulitza było nienaturalnie wyniosłe, lecz mimo to miało w sobie pewną tajemnicę, kuszącą i niebezpieczną. Adam niemal od razu poczuł silny ucisk w spodniach; niewiele obrazów działało na niego intensywnie jak ten, który właśnie kreował się przed jego oczami. Jego oddech znacznie przyspieszył. Wiedział, że Bill ma świadomość faktu bycia obiektem pożądania. Jego odważny ubiór dawał jednoznaczny komunikat. Lambert niekontrolowanie przygryzł dolną wargę i obserwował każdy, powolny i płynny ruch bruneta. Przypomniał sobie słowa, usłyszane niegdyś przez nowego stylistę: skóra zobowiązuje. Uśmiechnął się pod nosem, nie mogąc nie zgodzić się z prawdziwością tego spostrzeżenia. Brązowe tęczówki spojrzały na niego chłodno, co dodatkowo podsyciło atmosferę ciężką od seksualnego napięcia. Adam powędrował wzrokiem po szczupłej, pociągającej sylwetce. Nie spostrzegł nawet, że jego palce kurczowo zaciskają się na oparciu kanapy. Bill usiadł po drugiej stronie pokoju, przybierając nieskromną pozę. Pozwolił nieznajomemu mężczyźnie przypalić koniec swojego papierosa. Westchnął cicho, wpatrując się w Adama, który poddał się hipnozie. Lambert zacisnął wargi, mając świadomość, że brunet będzie wodził go na pokuszenie. Podniecenie mieszało się z poddenerwowaniem; nie wiedział jak długo zdoła wytrzymać. Niczym zaklęty patrzył na niemieckiego wokalistę, który powoli zaciągnął się papierosem. Jego spojrzenie, nadal chłodne i na swój sposób uwodzicielskie rozpalało ogień w żyłach Lamberta. Mężczyzna westchnął głośno, gdy brunet łagodnie rozchylił swoje uda i wymownie uniósł brew. Po chwili jego twarz rozmyła się za gęstą zasłoną szarego dymu.
Nie spodziewałem się po tobie takich sztuczek Pomyślał, niemal nie opuszczając powiek – Mam ochotę wziąć cię bez pozbawienia ubrań. Pieprzyć tak, jak tego właśnie oczekujesz.
Bill ponownie zaciągnął się, czując w ustach gorzki posmak. Adam miał świadomość każdej reakcji chłopaka, każdego odczucia, jakiego doznawał. Kaulitz nieznacznie wyprężył się i założył ręce na klatce piersiowej, patrząc lekceważąco w kierunku starszego od siebie bruneta. Miał świadomość wygranej. Prowokacyjnie przeciągnął językiem po górnej wardze, dolną nieznacznie przygryzł, uśmiechając się kpiąco. Lambert zatrzymał powietrze w płucach. Czuł się marionetką, szmacianą lalką, która jest zdana na swojego właściciela. Odwrócił wzrok, by zyskać panowanie nad sobą; nad myślami oraz ciałem, które pragnęło maksymalnej bliskości. Spełnienia najgłębiej skrywanych żądz, których powstydziłby się każdy młody człowiek.
- Wow –Roześmiał się cicho Drake, szczegółowo badając każdą część ciała Billa, który z chłodnym spojrzeniem mówił coś w stronę Tommy’ego.
Adam spojrzał na mężczyznę, który właśnie pojawił się u jego boku; w jego oczach malowała się zazdrość – Mógłbyś chociaż udawać, że nie rozbierasz go wzrokiem – Rzucił Adam, opierając się o kanapę. Wpatrywał się w bruneta, czekając aż ten zwróci na niego uwagę. Nie musiał wykazać się cierpliwością.
Bill podszedł do Lamberta, rzucając mu krótkie „cześć”. Dopiero po chwili Adam zauważył, że wraz z Kaulitzem przyszedł jego bliźniaczy brat, który po chwili zniknął w cieniu korytarza. Brunet usiadł obok Sashy, która nawet nie drgnęła.
Adam zacisnął zęby; miał wrażenie, że zaraz wybuchnie. Nie lubił być ignorowanym, a zwłaszcza przez kogoś, na kim mu zależało. W pewnej chwili nie wytrzymał, odrzucił wszelki honor. Podszedł do nastolatka i stanął nad nim. Pogardliwe, brązowe spojrzenie spotkało się z chłodnym, niebieskim.
- Robisz to specjalnie – Rzekł bez zawahania.
Bill parsknął śmiechem i wstał – Słucham?
Lambert wzruszył ramionami – Jeśli jesteś wściekły na Tommy’ego, czemu przyszedłeś na tę imprezę?
- Więc nie jestem tu mile widzianym gościem? – Odpowiedział pytaniem na pytanie – I nie jestem wściekły na niego, a na ciebie. Coś jeszcze?
- Twoje ubranie.                                                
- O co ci chodzi? – Bill roześmiał się nerwowo, rozkładając ręce.
- Nie pamiętam, kiedy ostatni raz tak wyglądałeś w swoim prywatnym czasie – Rzekł Adam, powstrzymując się przed ucałowaniem tych wygiętych w drażniącym uśmiechu ust. Zapatrzył się w obrożę na szyi chłopaka. Przez jego myśl przeszła jednoznaczna fantazja.
Chłopak, niemal całkowicie nagi, mający na sobie jedynie skórzane buty klęczał przed nim uwiązany do łańcuchowej smyczy. Jego ciało drżało z bólu i podniecenia. Oczekiwał poniżenia z ręki silniejszego od siebie bruneta.
Bill wyjął z kieszeni paczkę Chesterfieldów i bez słowa ruszył w stronę balkonu. Adam dotarł do Tommy’ego, złapał go za nadgarstek i wyprowadził do kuchni, będącej sąsiednim pomieszczeniem.
- Co ty mu nagadałeś? – Niemal warknął na niskiego blondyna, który nie wyrywał się z uścisku.
- Nic. Pytał czy przyszedłeś sam – Wzruszył ramionami Ratliff, zapominając, że obiecał Billowi milczeć.
Adam puścił rękę chłopaka i przyłożył dłoń do ust. Odwrócił się nerwowo.
- Nadal ma żal o nasz pocałunek na AMA – Westchnął – Przecież to niedorzeczne.
- Nie dziw mu się. Ośmieszyłeś go przed jego znajomymi – Rzekł Tommy, szukając butelki ginu – Pewnie już się tobą pochwalił, a ty całemu światu pokazałeś jak dobrze bawisz się w moim towarzystwie.
- To tylko pra…
- Tak, mi tego nie musisz powtarzać – Uciął Tommy – Lepiej idź i spróbuj z nim pogadać. Ja tego za ciebie nie zrobię – Rzekł blondyn – Gdzie te cholerne chipsy?
Adam wskazał na ostatnią z szafek i opuścił kuchnię, by udać się na balkon. Ujrzał tam Billa oraz Drake’a. Śmiali się  patrzyli wzajemnie na siebie. Dłoń mężczyzny co kilka chwil znajdowała się w okolicach ramienia Kaulitza, który nie sprawiał wrażenia onieśmielonego czy zniesmaczonego. Wręcz przeciwnie – bawił się świetnie. Lambert wyszedł na balkon i z uśmiechem oparł się o barierkę między mężczyznami.
- Wiesz, że Bill nie gustuje w facetach? – Drake objął Kaulitza – Chyba jedyny hetero na tej imprezie.
Adam powstrzymał się przed parsknięciem śmiechem, co wyraźnie nie spodobało się nastoletniemu brunetowi.
- Drake, mój drogi, Tommy zmienia numery telefonów w twojej komórce, zdążył już zadzwonić do twojej matki i wysłać jej rozbierane zdjęcia twojego faceta – Powiedział Adam, osiągając swój cel – wysoki mężczyzna rzucił się biegiem w stronę basisty, zostawiając brunetów sam na sam. Bill odwrócił głowę, nadal opierając się plecami o barierkę. Spojrzał w dół; na jego oczach malował się ogród, który skąpany w mroku świecił szarościami.
- Hetero… - Lambert złapał barierkę i przylgnął swoim ciałem do torsu i bioder czarnowłosego, który zacisnął powieki.
- Odsuń się – Rzekł, kładąc dłoń na klatce piersiowej silniejszego mężczyzny. Próbował go odsunąć, jednak to zdało się na nic. W pewnej chwili twarda wypukłość w spodniach Adama wbiła się w jego udo; jego ciało zareagowało natychmiastowo. Silna fala podniecenia uderzyła w podbrzusze nastolatka, powodując zawrót głowy. Miarowy oddech przyspieszył, skóra stała się wrażliwa na dotyk.
- Zachowujesz się dziecinnie – Powiedział Lambert, cofając się na krok. Kaulitz uniósł powieki.
- Stój! – Zawołał, gdy wokalista ruszył w stronę pomieszczenia. Adam zatrzymał się momentalnie.
- Co to za gierki? Kaulitz, nie jesteśmy w podstawówce – Rzucił poirytowany – Zastanów się, czego oczekujesz, bo zupełnie cię nie rozumiem – Powiedział i zrobił krok na przód. Po chwili jego plecy zderzyły się z zimnym murem, a młode, szczupłe ciało naparło na niego tak gwałtownie, że stracił oddech. Rozpalone, drżące wargi wpiły się w jego usta, a silny język wtargnął gwałtownie, penetrując podniebienie. Szczupłe palce nastolatka wkradły się pod materiał ciemnej koszulki; wodziły po umięśnionym brzuchu, torsie, plech. Długie paznokcie wbijały się w ciepłą skórę, sprawiając rozkoszny ból. Nastolatek odwrócił Adama plecami do siebie i przylgnął biodrami do jego pośladków. Wykorzystując swój wysoki wzrost, sięgnął zębami karku Lamberta i zaczął go pieścić w każdy możliwy sposób. Lambert oparł dłonie o ścianę, czując jak prężąca się męskość Billa ociera o jego pośladki. Westchnął i przyciągnął chłopaka do siebie, trafiając z nim aż do barierek. Jedną ręką objął go w pasie i z całych sił przyciągnął go do siebie, a ich namiętny pocałunek przybrał na brutalności. Podsadził chłopaka na szeroką barierkę i trzymał go silnie w swych ramionach. Szczupłe nogi objęły biodra Lamberta, którego ciało pragnęło  szaleć w spazmach spełnienia. Nastolatek zeskoczył z barierki, ścisnął dłoń Adama i szybkim tempem ruszył do głównego pokoju. Lambert czuł na sobie wzrok pozostałych mężczyzn; poczuł władzę. To on uwiódł chłopaka, który miał się za heteroseksualnego.
Bill pchnął drzwi jednego z pokojów, wciągnął tam Adama, gwałtownie przekręcił klucz w drzwiach i upadł na kolana tuż przed czarnowłosym. Lambert przełknął ślinę i wplótł palce w kruczoczarne włosy chłopaka, który po zmaganiach z jego rozporkiem, zsunął spodnie wraz z bielizną. Jedno, kuszące spojrzenie, które sprawiło, że Adam zaczął tracić zmysły; po chwili wilgotne wargi objęły jego członka i z silną determinacją zaczęły pieścić go, kąsać, drażnić zimnym, metalowym kolczykiem. Lambert cofnął się, zderzając plecy z drzwiami. Z jego gardła wyrwał się głośny jęk; ciało wyprężyło się pod wpływem silnego doznania. Kaulitz próbował zanurzyć twardą męskość po same gardło, co za każdym razem kończyło się nieudolną próbą. Miotały nim tak silne pragnienia, że wszelkie obawy odeszły w niepamięć. Adam złapał bruneta za obrożę i przyciągnął go w górę, zmuszając do powstania. Sięgnął dłońmi do rozporka chłopaka i zsunął z jego bioder skórzane spodnie.
- Och, Bill… - Westchnął rozkosznie, gdy zauważył, że nastolatek nie ma na sobie bielizny. Jego dłonie powędrowały na zgrabne pośladki chłopaka, który wiedział co go czeka. Dwa palce wtargnęły w jego ciało, zmuszając go do krzyku; rozpierający ból powodował drżenie  kolan. Objął Adama za kark, bojąc się, że straci panowanie. Dopiero po kilku chwilach zaczął odczuwać jakąkolwiek rozkosz.
- Chcę…to…zrobić… - Wydyszał przez zaciśnięte zęby, ostatkami sił walcząc ze swoimi żądzami, które musiały znaleźć ujście.
Adam poczuł falę gorąca na dźwięk tych słów. Objął chłopaka i dotarł z nim do łóżka, rzucając się z nim na sam środek materaca. To wszystko działo się tak szybko, że nie byli w stanie zarejestrować momentu, w którym stali się zupełnie nadzy.
- Oddaj mi się, Adam… - Lambert szerzej otworzył oczy. Nie spodziewał się, że młody chłopak zapragnie właśnie tego. Właściwie wcześniej nie przyszło mu na myśl, że role mogą zostać odwrócone. Nie musiał długo się zastanawiać; choć nigdy nie pozwolił żadnemu mężczyźnie wtargnąć w jego ciało, kochał Billa na tyle mocno, że nie czuł obaw. Nawet niedoświadczenie Kaulitza nie było w stanie go zniechęcić.
Uśmiechnął się, aranżując długi pocałunek. Wyczuwał drżenie nastoletniego ciała, rozgorączkowanie, strach mieszający się z ludzkimi pragnieniami, którym musiał się poddać. Nie mówiąc ani słowa, zmusił Adama do uklęknięcia przed nim tyłem. Gdy czarnowłosy spełnił oczekiwania chłopaka, ten zaczął powoli przesuwać palcami po plecach mężczyzny. Wyczuwał każdy naprężony mięsień. Nie mogąc dłużej wytrzymać, próbował zagłębić się w męskim, spragnionym doznań ciele. Adam zacisnął palce na poduszce. Miał wrażenie, że Bill sobie nie radzi; nie wiedział czy wynika to ze zdenerwowania czy ciągłych niepewności.
- Bill? – Szepnął i położył się na plecach, rozchylając uda – Zbliż się do mnie – Rzekł, kładąc dłoń na ramieniu czarnowłosego. Zwilżył naturalną wydzieliną jego męskość i nakierował na właściwe miejsce. Objął nogami jego biodra – Zdecydowanie – Rzekł, przyciągając go ku sobie. Rozchylił wargi, gdy poczuł całkiem nowe doznanie; obserwował twarz Billa; jego oblicze nigdy wcześniej nie miało tak błogiego wyrazu. Kilka cichych westchnień, absolutny bezdech… powieki silnie zacisnęły się. Zbyt wiele doznań jak na jedną chwilę. Był w nim. Wypełniał go całego. Otworzył oczy, wpatrując się w oczy Adama. Jego zroszone potem ciało. Masywne palce przesunęły się po gładkim policzku. Jeden krótki pocałunek, który pełen był czułości.
Bill powoli cofał biodra i wykonywał powolne pchnięcia. Seks z mężczyzną był zupełnie inny; miał sobie więcej śmiałości, zmysłowości, emanował intensywniejszymi doznaniami. Adam wstrzymywał powietrze i powoli dotykał wrażliwej skóry chłopaka. Podniecał go ten widok; żaden z jego wcześniejszych partnerów nie pociągał go w takim stopniu. Gdy ruchy przyspieszyły, Bill oparł ręce o ramiona Adama i patrzył na niego swoimi brązowymi oczami. Wyglądał pociągająco, władczo. Perfekcyjnie. Głośne westchnienia Adama zaczęły ustępować miejsca krótkim jękom, którym nie mógł się oprzeć. Świadomość, że Bill zanurza w nim swoją męskość napawała go niebezpiecznie silnym podnieceniem. Widok młodego, spragnionego ciała wiszącego ponad nim nie mógł równać się niczemu innemu.
Nastolatek, choć próbował się powstrzymywać i udowodnić, że jest świetnym kochankiem, wiedział, że dłużej nie da rady. Połączył się z Adamem w silnym uścisku i kochał go ze wszystkich sił, wprawiając mężczyznę w oszałamiające doznania. Jego ciało wiło się pod ciałem szczupłego chłopaka. Adam czuł, że zbliża się do ostatecznej granicy. Choć wielu swoich kochanków doprowadzał w ten sposób do orgazmu, nie spodziewał się, że sam będzie do tego zdolny. Bill ocierał swoim podbrzuszem o członka Adama, uciskając go na tyle mocno, że Lambert odchylił głowę i błagał o więcej. Seks stawał się coraz bardziej drapieżny i agresywny, co dodatkowo podsycało atmosferę. W pewnej chwili zupełnie nieoczekiwanie silny dreszcz uderzył w podbrzusze bruneta, a jego mięśnie kurczyły się spazmatycznie. Nigdy wcześniej nie przeżył tak fantastycznego orgazmu. Jego ciało całkowicie wyrwało się spod kontroli. Jęczał wprost do ust Billa, który zatopił się z nim w głębokim pocałunku. Po chwili wargi młodego bruneta powiodły wzdłuż zaczerwienionej szyi Adama, jego torsie, by zasmakować gorzkiego nektaru. Nie spodziewał się, że będzie to przyjemne odczucie, jednak w tej chwili dodatkowo go podnieciło. Taki był smak homoseksualnego seksu. Gdy seria głośnych jęków wypełniła pomieszczenie, Lambert przyciągnął nogami biodra Billa, zanurzając tym jego męskość możliwie najgłębiej.
- Adam… Adam, kocham cię… - Zaczął cicho postękiwać i wtulił się w ciało mężczyzny. Silne ramiona objęły go mocno, a palce przesunęły się wzdłuż linii kręgosłupa. Gasnące dreszcze nadal powodowały delikatne skurcze w dole brzucha. Zmęczone, spowite w gasnących spazmach orgazmu ciało zaczęło uspokajać się. Powieki opadły, dłonie zaplotły się za głową Adama. Spojrzeli w swoje oczy. Bicie serca Lamberta przyspieszyło; dwa, piękne słowa dźwięcznie brzmiały w jego uszach. Nadal nie wierzył w to, co się dzieje. Uśmiechnął się i ucałował chłopaka w czoło, pozwalając mu położyć się obok.
Milczeli; żaden z nich nie był w stanie powiedzieć ani słowa. Choć przysięgali sobie, że pierwszy raz będzie planowaną decyzją, ulegli emocjom, które zaprowadziły ich do łóżka.
- Nie Bill, nie uciekniesz… - Adam usiadł, gdy ujrzał, że chłopak zaczął się spiesznie ubierać. Kaulitz nie odpowiedział, zarzucił na siebie kurtkę, nie dbając o brak koszulki.
Lambert westchnął – Mam tego dość, Bill. Za każdym razem jest tak samo. Bawisz się moimi uczuciami.
- Wybacz – Rzucił cicho, opuszczając pokój. Tak samo jak szybko się pojawił, równie szybko zniknął z pola widzenia Lamberta.
- Pieprz się, Bill… - Szepnął pod nosem Adam. Łzy bezsilności napłynęły do jego niebieskich oczu.
***
Tom uśmiechnął się do Sashy siedzącej obok niego.
- To twoja pierwsza trasa koncertowa?
Tancerka znacząco kiwnęła głową, upijając łyk szampana.
- Twój facet nie jest zazdrosny?
Sasha parsknęła śmiechem, spoglądając w kierunku chłopaka – Nieudolnie badasz grunt.
- Słucham? –Chłopak wpatrywał się z niezrozumieniem w dziewczynę.
- Chodzi o to – Powiedziała, opierając łokcie o ramiona – Że jestem singlem.
Tom nie mógł powstrzymać się przed zaprezentowaniem uwodzicielskiego uśmiechu. W tej chwili zobaczył jak drzwi gwałtownie trzasnęły, a jego brat popędził w kierunku drzwi.
- Fuck – Przeklął pod nosem, po czym wstał – Przepraszam, muszę go złapać – Rzucił w pośpiechu i wołając swojego brata, zaczął wkładać buty. Nim jednak to zrobił, po Billu nie było śladu.
***
Adam wyszedł z pokoju, trzaskając przy tym drzwiami. Podszedł do Tommy’ego, złapał go za ramiona i przybił do szafy.
- Gdzie ten dupek? – Spytał agresywnie.
Ratliff nie musiał pytać o kogo chodzi – Wyszedł. Leć za nim, taksówka przyjedzie za dziesięć minut, chyba, że ruszył z buta.
- Nie, Tommy. Koniec tego, rozumiesz? – Czuł na sobie wzrok Drake’a  i obniżył ton swego głosu – Ciągle to ja muszę za nim chodzić, to ja muszę go przekonywać, pomagać, a przy tym dostaję wiecznie to samo. „Cześć” i bach, rozmywa się w powietrzu – Wykonał teatralny gest rękami – Ja się starałem. Walczyłem. Nie mam już na to ani siły, ani ochoty, wolę zmusić się i o nim zapomnieć, niż cierpieć za każdym razem, gdy ten gówniarz oszukuje siebie i mnie.
- Uspokój się – Dłonie blondyna znalazły się na ramionach wyższego mężczyzny – Co się stało?
Czarnowłosy westchnął i odwrócił wzrok – Kochaliśmy się. Chociaż on z pewnością wziął to za pieprzenie bez zobowiązań.
Tommy wzruszył ramionami – Nie dziw się, że jest w szoku. To dla niego nowe przeżycie. Pewnie nie byłeś wystarczająco delikatny.
Adam uniósł brwi, wpatrując się w chłopaka – Oddałem mu się.
- Kurwa, no nie – Tommy opuścił ręce, wpatrując się w niebieskie oczy.
- Ty nie przeklinasz przecież – Rzekł ze zdziwieniem Adam.
- A ty nie dajesz d… - Natychmiastowo zareagował na chrząknięcie ze strony Lamberta – Nie zamieniasz ról.
- Zostawił mnie. Przeleciał i wyszedł. Tego już za wiele – Rzekł, zakładając ręce na biodra.
- Poniżył cię – Stwierdził Tommy.
- Zranił – Poprawił go Adam, odrzucając w tym momencie jakiekolwiek odczucia wiążące się z poczuciem honoru czy własnej wartości – To już była ostateczna granica. Pozwoliłem mu na to, na co nie godziłem się nawet po dwóch latach związku z innymi facetami. Co z tego mam?
- Doprowadził cię chociaż?
- To nie ma znaczenia – Adam sięgnął po butelkę wody, nie chcąc mącić w głowie alkoholem – Nawet jeśli to zrobił, nie zmienia się sytuacja. Potraktował mnie jak dziwkę. Jak tanią, tępą dziwkę, która zgodzi się na wszystko.
Gdy ujrzał, że Drake opuszcza przyjęcie, niemal rzucił się na niego.
- Zapomnij o tym – Zagroził, zasłaniając ciałem drzwi – Ty pieprzona hieno – Warknął, wyrywając się z uścisku jednego z przyjaciół.
- O co ci chodzi? – Mężczyzna nie zamierzał się cofnąć.
Adam nie zamierzał tłumaczyć oczywistego faktu. Był pewien, że Drake chce pójść za Billem. Czuł do chłopaka taką wściekłość i nienawiść, że było mu wszystko jedno z kim nastolatek się prześpi czy ułoży swoje życie.
- Pieprzę was wszystkich – Wyszedł z domu, zatrzaskując drzwi. Tommy pobiegł za nim nie dbając o brak butów.
- Do jasnej  cholery, Lambert! – Wrzasnął, po czym cisnął  w Adama pierwszą rzeczą, jaka wpadła mu w dłonie; na szczęście była to tylko gazeta – Czemu jakiś niezdecydowany dupek ma niszczyć naszą przyjaźń?!
Adam zatrzymał się. Zdał sobie sprawę z tego, że jest przecież jeszcze jeden, najbliższy mu człowiek. Największy powiernik, który nie rzuci oschłego „wybacz” i nie zniknie w ciągu kilku sekund. Czarnowłosy westchnął i odwrócił się, widząc przed sobą rozłożone ramiona blondyna. Podszedł i przytulił go ze wszystkich sił.
Marona

niedziela, 20 maja 2012

37. Odwet


37. Odwet

Mechaniczny dźwięk wyrwał chłopaka ze snu. Skrzywił się i warknął wściekle. Ów dźwięk nie brzmiał ani trochę znajomo, jednak kojarzył mu się z budzikiem. Ktoś leżał obok niego. Pewnie znów zabalował na jakiejś imprezie. Uchylił powieki i odskoczył przerażony. „AD…”, zdążyło przelecieć mu przez głowę nim spotkała się ona ze ścianą. Syknął i przeklął znowu, pocierając bolące miejsce.

Hałas nagle ustał.

- Hej, nic ci nie jest? – spytał zmartwiony brunet, który przysunął się do niego. – To chyba bolało.

Bill popatrzył przez chwilę na twarz przyjaciela, po czym runął na kanapę. Próbował wychwycić sens z tego całego chaosu panującego w jego głowie. Niestety z każdym kolejnym elementem układanki zaczynał czuć się gorzej. On, Adam, jedna kanapa, rozpięta koszula, brak spodni…

Podniósł się i przysunął jak najbliżej do ściany, rozglądając się przy tym nerwowo.

- Ej, wszystko jest w porządku. Przynieść ci wody?
- Nie, nie, to tylko… Boże… - jęknął, przecierając twarz. Przypomniał sobie wydarzenia poprzedniej nocy. Szkoda, że nie miał pojęcia, jak określić „kaca moralnego” po angielsku. – My nie… Ty nie powinieneś… Cholera!
- Dlaczego nie? – Adam zmarszczył czoło. – Chciałem tego. Zresztą tak samo jak ty.

Brązowe tęczówki zwróciły się w stronę ponurej twarzy. Zaraz później pole widzenia przesunęło się w dół ku drżącym dłoniom. Ścisk w żołądku. Bolało. Skulił się nieznacznie.

- Bill? – zagadnął ciszej Lambert i przysunął się do przyjaciela, którego oczy niebezpiecznie się szkliły. Usiadł tuż obok niego.
- Chciałem z tobą o tym pogadać, ale wcześniej nie było okazji – zaczął dwudziestolatek. Jego głos drżał. – Chciałem pogadać, bo wiem…wierzę, że przechodziłeś przez coś podobnego. Że również nie mogłeś zaakceptować siebie, gdy…
- Nie radzisz sobie z tym, że jesteś gejem?
- Bi – poprawił go wokalista.
- Bi? – chłopak pokiwał głową. – Rozumiem…
- Nie mogę sobie z tym poradzić. Po prostu nie potrafię. Czuję się jak dziwak, świr.
- Nie pocieszę cię, to nie mija szybko. Nieraz potrzeba miesięcy, a nawet lat, żeby się zaakceptować. Mogę ci jedynie poradzić, abyś spróbował się wyłączyć i wsłuchać w siebie. To pomaga.
- To nie jest takie łatwe – westchnął. – Mam wokół siebie sztab ludzi. Ktoś może zauważyć, że coś jest nie tak.
- Praca to nie wszystko. Masz prawo do życia prywatnego.

Bill zaśmiał się smutno. Przetarł oczy.

- Jesteś jeszcze krótko w tym biznesie. Nie wiesz jak to działa, zwłaszcza na takim etapie jak mój. Wszędzie kamery, aparaty. Ja praktycznie nie mam życia prywatnego.

Adam uniósł głowę i zasunął powieki. Było jasne, że próbuje znaleźć rozwiązanie problemu. Otworzył oczy.

- Jeśli chodzi o mnie doradzałbym ci być sobą, bo walka może jedynie pogorszyć sprawę. Przynajmniej ja bym tak zrobił – uśmiechnął się, po czym położył dłoń na chudym ramieniu. - Jako przyjaciel mógłbym ci jeszcze doradzić próbę ukrycia się. Jesteś biseksualny, mógłbyś spróbować skupić się na tej bardziej akceptowanej części swojej natury.
- Czemu to drugie powiedziałeś „jako przyjaciel”? – zdziwił się. – Jako kto mówiłeś to pierwsze?
- Nie jestem tutaj bezstronny, wiesz o tym. Kocham cię i chciałbym żebyś i ty pokochał mnie. Jeżeli istnieje jakaś szansa, będę o to walczył.

Ich wzrok spotkał się. Adam był wyraźnie zdeterminowany, a jego słowa płynęły prosto z serca. Bill dawno nie spotkał kogoś tak szczerego i mimo wieku nieskażonego tym złym światem narzucającym swoje okrutne prawa. Oparł głowę o silne ramię i pozwolił objąć się w pasie.

- Dziękuję, że jesteś – powiedział cicho, łącząc dłoń z tą należącą do swojego przyjaciela. Tylko tak potrafił go określić. Kolejny krok byłby dla niego zbyt duży.

*
- Rany, Tom, pospiesz się!
- Nie mam zamiaru! Mogłeś wcześniej zacząć nakładać tapetę. Nie lecielibyśmy teraz jak idioci.
- Dobra, dobra, niech ci będzie. Po prostu się pospiesz, zostało tylko kilka minut.
- Nie mogę uwierzyć, że dałem ci się zaciągnąć aż do Nowego Yorku na jakiś durny występ!
- Nie zmuszałem cię do tego, więc nie marudź. Sam mówiłeś, że chętnie polecisz do Stanów, gdy tylko dostaniemy wolne.
- Ale chciałem wypocząć, a nie latać po jakichś studiach nagraniowych! Skąd gwarancja, że nas tam nie rozpoznają?
- Będą mieli swoją pracę. Poza tym nikt nas tu nie zna. No i Adam zaklepał nam wszystkim mało widoczne miejsce.
- Nie ufam temu kolesiowi… Nie zdziwiłbym się, gdyby podprowadził nas pod paparazzi.
- Nie zrobi tego, bo sam będzie się krył.
- I jak coś to ściągnie uwagę i na nas? Pięknie!
- Będziemy w reżyserce, nie na widowni.
- Niech będzie. Jak coś to była twoja wina!

*

Występ okazał się nieziemski. Bill, choć nie miał pojęcia o tańcu, nie mógł zaprzeczyć, że prezentująca się para zapewniła widzom niezapomniane widowisko. Ich ruchy były zarazem pełne gracji i energii. Nie mógł jednak stwierdzić, co było lepsze: sam pokaz czy mina jego brata, który pierwszy raz od dawna siedział jak zaklęty i nie odzywał się ani słowem. Chłonął występ, skupiając całą swoją uwagę na poczynaniach tancerki, która już niedługo miała wyruszyć wraz z Adamem w trasę koncertową. Młodszy z braci miał w tamtej chwili inny obiekt zainteresowań. Stał za blisko, ciężko było mu się skupić.

- Chyba twojemu bratu spodobała się Sasha – zauważył Adam.
- To prawda. Zupełnie stracił głowę – odpowiedział ze śmiechem Bill.
- Ja swoją już straciłem – mruknął piosenkarz, patrząc na stojącego obok wokalistę. Ten jednak nie odpowiedział, tylko uparcie obserwował scenę. – Może ich zeswatamy?
- Że co?
- Zeswatamy. No wiesz, wyślemy ich na randkę. Zabawią się, a my będziemy mieli trochę czasu dla siebie.

„Niegłupi pomysł”, przeszło mu przez myśl.

Muzyka ucichła. Koniec występu.

*

- Byłaś niesamowita! – amerykański piosenkarz objął znajomą na powitanie. – Cieszę się, że będziesz z nami współpracować w czasie trasy.
- Też się cieszę. Mam nadzieję, że tym głupkom się podobało. Wiecznie mają jakieś problemy! Co za ludzie… - ciemnoskóra dziewczyna poprawiła włosy i spojrzała na bliźniaków. – A to są?
- Bracia Kaulitz. Bill i Tom – przedstawił ich Lambert.
- Super występ! Nigdy nie widziałem tak świetnego pokazu.
- Hm ktoś tu lubi się przypodchlebiać – stwierdziła, spoglądając na uradowanego Toma. – A ciebie kojarzę. Widzieliśmy się chyba już kiedyś?
- Serio?
- No tak. Po naszym występie na AMA.

Czarnowłosy zastanowił się chwilę.

- Hej, może wybierzemy się gdzieś wszyscy razem? Jakiś bar czy coś? – wciął się Adam.
- Ja odpadam, może innym razem. Cały dzień prób, a potem występ potrafią być męczące.
- Oj tylko na trochę, Sasha! Koledzy przyjechali aż z Niemiec żeby zobaczyć twój występ.
- Było warto – rzekł starszy z braci ze swoim cwaniackim uśmiechem. To jednak zdawało się nie działać na dziewczynę, która spojrzała na niego z politowaniem.
- Dajcie mi spokój, jestem zmęczona – ziewnęła ostentacyjnie. – Może spotkamy się na urodzinach Tommiego.
- Ach, kompletnie o tym zapomniałem! – mężczyzna klepnął się w czoło. – Tommy zapraszał was na swoją imprezę urodzinową. Będzie jakoś w pierwszy weekend października, więc jeśli zostaniecie w Stanach do tej pory to wpadnijcie.
- Ten Tommy?
- No od nas z zespołu. Coś nie tak?

Odpowiedź była zbędna. Dało się ją bezbłędnie wyczytać z miny wokalisty.

- Dzięki, ale nie wiem czy nasz menadżer pozwoli nam siedzieć tutaj aż tak długo. Może jednak wyjdziemy gdzieś dzisiaj? – starszy Kaulitz próbował wybrnąć z niezręcznej sytuacji.
- Nooo niech będzie – zgodziła się Sasha.
- Uzgodnijcie, co i jak. Ja znikam na moment – rzucił Bill, po czym ruszył w kierunku toalety. Towarzyszył mu dźwięk szybkich kroków.


*

- Myślałem, że już zapomniałeś o tej akcji na AMA – usłyszał za sobą, zaraz po tym jak wparował do łazienki.
- Bo zapomniałem! – warknął, podchodząc do zlewu. Zaczął poprawiać fryzurę.
- Właśnie widzę! – odparł podirytowany Adam, stając obok chłopaka, który właśnie przeglądał się w lustrze. – Jeżeli tak to dlaczego się wściekasz?
- Wcale się nie wściekam!!! – zaprotestował. Lambert spojrzał na niego z politowaniem, co jeszcze bardziej wzburzyło krew w jego żyłach.
- Daj sobie wreszcie spokój. To nic nie znaczyło.
- Róbcie co chcecie. Nie obchodzi mnie to.
- I co jeszcze? Wybacz, ale zazdrosnego faceta poznam na milę.
- Zazdrosnego? – prychnął. – Uważasz, że jestem zazdrosny?
- A może nie? Powiedz, że nie to przestanę.
- Nie jes…
- Patrz mi w oczy.

Zerknął na niego, lecz po chwili uciekł wzrokiem w bok.

- Więc?
- Przestań.
- Miałem rację – przybliżył się i przeciągnął dłoń po ramieniu przyjaciela. – Jesteś o mnie zazdrosny. Czemu nie chcesz tego przyznać?
- Wcale nie o to chodzi – syknął, odpychając od siebie umięśnioną rękę. – Chodzi o twoje deklaracje. Mówisz jedno, robisz drugie.
- Co mam w takim razie zrobić?
- Pff, a jak wiem? Przekonaj mnie jakoś, że jesteś w stanie wywiązać się ze swoich obietnic – rzucił Bill, trochę od niechcenia, nieświadomy konsekwencji wypowiedzianych przez siebie słów.

Na twarzy mężczyzny pojawił się uśmiech, a oczy błysnęły dziko. Bill drgnął, znał to spojrzenie przepełnione seksem i pożądaniem. Choć rozum robił co mógł, by zapobiec katastrofie, ciało trwało w bezruchu. Bestia znów pochwyciła swoją ofiarę.

Piosenkarz przybliżył się niebezpiecznie. Nie było ucieczki, za plecami frontmana Tokio Hotel znajdowała się ściana. Przylgnął do niej, czując zimno, które w teorii powinno było wyrwać go z tego całego zamętu. Tak się jednak nie stało. W ostatnim przejawie racjonalnego myślenia wyciągnął dłonie przed siebie.

- Nie! Co będzie, jeśli ktoś nas zobaczy? – powiedział, starając się okazać resztki zdrowego rozsądku.

Adam zatrzymał się tuż przy nim. Gorący dotyk powędrował od łokci w górę, znacząc swoją drogę pojawiającą się znienacka gęsią skórką. Palce zatrzymały się na chudych nadgarstkach. Oddech chłopaka zwolnił w oczekiwaniu na dalszy bieg wydarzeń.

Uścisk na jednej z dłoni. Mężczyzna powoli przyciągnął ją do siebie, nieustannie wpatrując się w zdezorientowane czekoladowe tęczówki. Chwyt przemieścił się jeszcze wyżej, a silne palce lekko odsunęły swoich pobratymców. Wszystkich z wyjątkiem jednego.

Wysunął język spomiędzy swoich ust. Niczym wąż owijał się on wokół jasnego palca, poruszając przy tym rytmicznie raz w górę, raz w dół. Gorące wargi towarzyszyły mu w tej podróży, drażniąc swoim dotykiem delikatną skórę. Ingerencja silniejszej z dłoni przerwała ten taniec, wiodąc fragment drugiego ciała ku przyjemnej wilgoci.

Żadne z nich nie zerwało kontaktu wzrokowego.

Bill nie odważył się na żaden ruch. Stał z nieznacznie rozchylonymi wargami, oddychając spokojnie. Dopiero pod koniec „masażu” zaczęło docierać do niego, co oznacza to przedstawienie.

„Pamiętasz ten wieczór? Mam ochotę powtórzyć tamto spotkanie. Ty. Ja. Tu i teraz.”

Po kolejnym westchnięciu zdał sobie sprawę, że jego ciało, nie pytając go wcześniej o zdanie, już odpowiedziało na tę propozycję. Próbował odgonić od siebie nieprzyzwoite myśli, które co i raz pojawiały się w jego głowie. „Niżej…”, pragnął szeptać. „Mocniej…”

Pokaz jednak już się skończył. Lambert wyciągnął palec ze swoich ust.

- Tego się nie spodziewałeś, prawda? – rzekł z uśmiechem, patrząc na twarz wciąż oniemiałego chłopaka. – Gdybyś miał mniejsze opory, skupiłbym się na innym punkcie… - dodał, wiodąc dłoń w strategiczne miejsce.
- Adam! Nie! – syknął.
- Sztywny jak zawsze. Popracuję nad tobą – zaśmiał się Adam. – Dobrze, że dostałeś wolne, będę mieć szansę.
- Nie jestem „sztywny”, jestem odpowiedzialny – poprawił go dwudziestolatek.
- W tej chwili mogę swobodnie powiedzieć, że jesteś sztywny, a konkretniej, że jedna twoja część jest – Bill spojrzał na niego ze zdziwieniem, po czym zerknął we wskazany przez niego kierunek. Szybko przycisnął dłoń do swoich jeansów. – Dojdź do siebie, a ja w tym czasie wrócę do reszty. Do zobaczenia za kilka minut.

Zniknął za drzwiami pozostawiając niemieckiego wokalistę samego. Brunet syknął wściekle, by za chwilę ruszyć w stronę zlewu i obmyć twarz zimną wodą.

- Niech cię szlag! – przeklął w stronę swojego krocza.

*

Ostatnie pociągnięcie, które było zarazem ostatnią poprawką. Otrzepał pędzelek i wrzucił go do kosmetyczki, ona zaś sekundę później wylądowała w sporej wielkości czarnej torbie. Skupiony wzrok przyjrzał się całej sylwetce. Każdy szczegół musiał być dopracowany do perfekcji. Nie znosił niedociągnięć, tym bardziej jeśli mogłyby popsuć mu szyki.

Kiedy wszystko zdawało się leżeć idealnie, odetchnął z ulgą. Oblizał prowokacyjnie usta.

- Rusz się! Ile można na ciebie czekać? – z przedpokoju dobiegł zniecierpliwiony głos bliźniaka. Jeszcze jedno spojrzenie w lustro. Otrzepał się i wyszedł z pokoju.
- Ty chyba sobie żartujesz… - jęknął gitarzysta na widok wystrojonego brata.
- Nie, to jak najbardziej na serio – odparł spokojnie. Przesunął dłonią po powierzchni czarnych, ciasno przylegających spodni.
- Wyglądasz jak męska dziwka – Tom zawsze mówił wprost. Bill wzruszył ramionami.
- Może trochę – przyznał. – Zbyt dużo skórzanych elementów zawsze daje taki efekt.
- I kosz błyskotek do tego – starszy z braci pokręcił głową. – Przebierz się.
- Nie.
- Przebierz się.
- Nie mam zamiaru.
- W takim razie idziesz sam. Nie będę znowu się za ciebie wstydził.
- A Sasha?

Starszy Kaulitz już chciał odpowiedzieć, lecz się powstrzymał. Był bezsilny wobec takiego argumentu.

- Zdejmij chociaż tę cholerną obrożę. Zamierzasz dać się przelecieć wszystkim tam obecnym?
- Nie będę ci nawet na to odpowiadał. Chcę się zabawić, ale w trochę inny sposób. Chcę się na kimś odegrać.
- Tym strojem? Ja bym przysiągł raczej, że przegrałeś zakład.

Bill ostatni raz zerknął na swoje odbicie w lustrze w przedpokoju. Poprawił nastroszone ciemne włosy i schylił się, by dopiąć wysokie kozaki. „Myślisz, że tylko ty potrafisz prowokować? Jeszcze zobaczymy, kto jest w tym lepszy…”

Tom westchnął cicho i pokręcił głową.

- Świr – burknął pod nosem.

Drache

sobota, 19 maja 2012

36. Przełomowy moment


36. Przełomowy moment

Adam nie mógł powstrzymać uśmiechu, goszczącego na jego twarzy. Miał okazję spotkać się z Billem, porozmawiać z nim, a co więcej – wspólnie spotkać się w hotelu tuż po pokazie. Mijając nieznajome mu osoby ruszył w kierunku miejsc, szukając jednego oznaczonego swoim nazwiskiem. Usiadł w fotelu, rozglądając się dyskretnie dookoła. Niektórzy projektanci mody rozmawiali ze sobą sącząc szampana czy drogie drinki. Inni, mniej znani próbowali się wkupić w towarzystwo gwiazd showbusinessu , których nie brakowało tego wieczoru. Adam przygryzł wargi i westchnął cicho z niecierpliwieniem oczekując rozpoczęcia pokazu. Co kilka chwil spoglądał na telefon, by przejrzeć ostatnio wykonane zdjęcia czy wysłane wiadomości. Nie miał ochoty z nikim się zapoznać; czekał tylko, aż znajdzie się z Billem w jednym pokoju, by spokojnie porozmawiać i spędzić kilka godzin w miłym towarzystwie.
Rozmowa. Tylko rozmowa.
Przełknął ślinę.
To zbyt oczywiste, że lądujecie nocą w jednym pokoju. Nie jesteś dupkiem, nie wykorzystasz okazji. Nie będziesz go kusił ani częstował alkoholem. Te usta, pociągające ciało, bystre spojrzenie…
Pokręcił głową, starając się odpędzić niepoprawne myśli.
Rozmowa. Tylko rozmowa. Pocałunek, gorący, namiętny i głęboki. Jego nagie ciało. Wsłuchiwanie się w całą gamę jęków, jakie wydają jego rozpalone wargi. Cholera jasna.
Westchnął cicho, otwierając oczy. Liczył, że przegoni obrazy stale powracające przed oczy jego wyobraźni. Światła zostały skierowane na wybieg dla modeli. Pokaz rozpoczął się niedługo po tym, jak Adam odnalazł swoje miejsce na widowni. Obojętnym wzrokiem śledził kolejnych mężczyzn idących na sam koniec podestu; nie był zwolennikiem marki, z którą współpracował Bill. Cenił zupełnie inny gust. Nie spodziewał się jednak stylizacji, w której chwilę później miał zobaczyć Kaulitza.
Bill odważnym krokiem przemierzał drogę całej długości wybiegu. Miał na sobie skórzane buty na obcasie, dopasowane spodnie z tego samego materiału. Pierzaste naramienniki zdobiły jego ramiona; w świetle reflektorów wyglądał zniewalająco. Adam wpatrywał się w obiekt swoich westchnień z należytym zdumieniem. Wodził wzrokiem za Billem, który tuż po chwili szedł z powrotem w stronę kulis. Lambert pokiwał głową, uśmiechając się pod nosem. Upił łyk szampana; nie wiedział jak długo pokaz jeszcze potrwa. Wyciągnął z kieszeni telefon, po czym wysłał wiadomość do Tommy’ego.
„Żałuj, że tego nie widziałeś. Bill wygląda dziś niesamowicie”. Zastukał palcami w ekran urządzenia, na którym pojawił się komunikat o dostarczonej wiadomości. Po chwili poczuł wibracje i zerknął na odpowiedź.
„Liczę, że tym razem nie spieprzysz szansy. Baw się dobrze ;)”
Adam niemal roześmiał się pod nosem. „Cały Tommy”, pomyślał. Uniósł wzrok, by podążać wzrokiem za kolejnymi modelami. Nikt nie przyciągnął jego uwagi bardziej niż niemiecki muzyk, którego zobaczył kilka minut temu. Warto było zawalczyć o ten bilet.
***
Panująca na afterparty atmosfera nadal była według Adama nudna i pełna sztucznej wyniosłości. Postanowił odejść od ludzi, by w ciszy i spokoju chłonąć ten ciepły, pełen uroku wieczór. Spoglądał w gwiazdy i mimowolnie się uśmiechnął; nic nie było w stanie zmącić jego szczęścia. Niemal podskoczył, gdy poczuł czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Odwrócił się gwałtownie.
- Wystraszyłeś mnie! – Uśmiechnął się do Billa, który szczerzył się i klasnął w ręce.
- Pierwszy raz byłem na wybiegu. Niesamowite wrażenie. Podobało ci się?
Adam uniósł brwi i zmierzył bruneta wzrokiem – Ani trochę…
Kaulitz roześmiał się – Właśnie widzę. Już późno, może pojedziemy do hotelu? – Dwudziestolatek spojrzał na tarczę zegarka – Chcę jeszcze dziś wrócić do swoich.
Adam znacząco kiwnął głową. Wskazał taksówkę czekającą na postoju – Zapraszam.
***
Bill przekroczył próg pokoju, po czym zapalił światło. Rzucił niedużą torbę na podłogę i usiadł na krawędzi kanapy – Jestem wykończony. Masz coś do picia?
Adam spojrzał w stronę baru - Jest tutaj niemal wszystko.
- Podasz mi wodę?
Lambert rzucił butelkę w stronę chłopaka, który w ramach podziękowania kiwnął głową. Upił kilka łyków, po czym podparł się dłońmi o poduszki.
- Te ubrania świetnie do ciebie pasują – Zauważył Lambert, mierząc wzrokiem nogi chłopaka – Też uwielbiam skóry.
Kaulitz zamruczał rozkosznie – Perwersyjnie… - Po czym zaśmiał się.
- Dobry humor cię dziś nie opuszcza, niebywałe – Zajął miejsce obok piosenkarza i włączył telewizor.
- Ten występ był spełnieniem jednego z moich marzeń – Odparł Bill, nieustannie wpatrując się w towarzysza. Adam poczuł na sobie ten przeszywający wzrok. Spojrzał na Kaulitza.
- A jakie inne jeszcze masz? – Spytał z zaciekawieniem.
W brązowych oczach pojawiła się niebezpieczna iskra. Czarnowłosy pokręcił głową i wzruszył ramionami – Nie ma znaczenia.
- Ma. Tylko po prostu nie chcesz mi powiedzieć – Uśmiechnął się Adam – Obejrzymy film?
Bill wzruszył ramionami – Nie byłem w kinie od lat. Chętnie, nawet jeśli to nic nowego.
***
Wieczór był spokojny i nieco nudzący. Amerykański horror klasy B właśnie dobiegał końca, gdy Bill przeciągnął się na skórzanej kanapie.
- Będę wracał – Rzekł, spoglądając na srebrny zegarek – Już po północy.
- Wiem, że to nie zabrzmi właściwie, ale może zostaniesz do rana? – Zaproponował Adam, ignorując napisy końcowe. Nie chciał rozstawiać się ze swoim przyjacielem.
Brunet milczał dłuższą chwilę – Żartujesz?
Lambert wzruszył ramionami – Jutro rano mam odprawę i wracam do Stanów. To ostatnie godziny naszego spotkania – Oparł ramię o kanapę i zwrócił się przodem do Billa. Przesunął palcami po jego dłoni – Nie wytrzymam bez ciebie.
- Przestań – Uciął Bill – Dasz sobie radę. Jesteś dorosłym facetem.
Adam milczał. Przysunął się do chłopaka i bez zawahania ucałował jego wargi. Zrobił to delikatnie i bez zbędnych słów. Spotkał się z odpowiedzią; Kaulitz odwzajemnił łagodny pocałunek, nieśmiało zaplatając ręce na karku piosenkarza. Adam skierował swe wargi w stronę ucha piosenkarza. Delikatnie pieścił wargami jego płatek, wywołując miłe dreszcze. Bill zmrużył oczy i oddał się przyjemnej pieszczocie. Po chwili usta Adama znalazły się na wrażliwej skórze szyi czarnowłosego, na co ten zareagował rozkosznym pomrukiem.
- Wracam do siebie… - Rzekł Bill, niechętnie odsuwając się od ciała Lamberta. Spiesznie wstał i złapał swoją kurtkę. Serce w jego piersi biło jak oszalałe.
Adam nie odpowiedział. Założył ręce na oparcie kanapy i chrząknął niemal bezgłośnie.
- W porządku, do zobaczenia.
Bill przeciągnął językiem po suchych wargach. Zatrzymał się w połowie drogi i zacisnął powieki. Wyczuwał tę złość zmieszaną z zawodem. Nie miał siły walczyć ze sobą; mimo to resztki jego trzeźwego umysłu nakazały mu iść do przodu.
Odwrócił się tylko na chwilę; ujrzał Adama. Jego chłodny wzrok, pełen zawiści a zarazem głębokiej żądzy. Patrzył na jego podniecone ciało, gotowe na wszelkie wyzwania. Męską, pociągającą sylwetkę, rozchylone wargi, czekające na namiętny pocałunek.
Nie potrafił dłużej się wzbraniać; coś w nim pękło. Rzucił kurtkę i po chwili usiadł okrakiem na udach Adama, zatapiając język między jego wargami. Silne ręce objęły jego szczupłe ciało, w głowie zapanował istny chaos; pragnął Adama. Tak bardzo, jak nigdy wcześniej.
- Nie przestawaj – Wyszeptał Bill, odchylając głowę do tyłu. Poczuł jak guziki jego koszuli powoli się rozpinają. Uniósł powieki; był zmęczony niekończącą się walką jego pragnień z moralnością. Wiedział, że jeśli czegokolwiek będzie żałował i tak pewnego dnia o tym zapomni. Potrzebował bliskości z tym człowiekiem; nie wiedział czy to kwestia męczących go uczuć czy czysto seksualnych pragnień. Dosiadł bioder Lamberta, który poczuł słodki ciężar na swoim ciele. Starszy z dwojga powoli zsunął cienki materiał z ramion chłopaka; poczuł zalewającą go falę gorąca. Wodził dłońmi po jego torsie, ramionach, brzuchu oraz biodrach, delikatnie obrysowując opuszkami krawędzie tatuaży. Budziły się w nim szaleńcze żądze, których nie mógł dłużej powstrzymywać. Objął drobne ciało i przyciągnął je do siebie, całując bladą skórę szyi oraz obojczyków. Wsłuchiwał się w miarowy oddech czarnowłosego, czując z każdą sekundą narastające w nim pragnienie. Chciał mieć go tylko dla siebie – nie dla zaspokojenia własnych pragnień, lecz dla dostarczenia mu niesamowitej rozkoszy, jakiej wcześniej nie miał okazji otrzymać.
- Jesteś tak pociągający… - Rzekł do ucha Billa, który westchnął cicho. Kaulitz odchylił się do tyłu i opadł na skórzaną kanapę, przyciągając czarnowłosego do siebie. Brutalnie zasmakował jego ust, przygryzając rozpalone wargi, kąsając je boleśnie. Pragnął odwetu; silnej ręki, która odwiedzie jego myśli od przepaści. Lambert wiedział jak powinien działać. Rozumiał, że linia na której balansuje jest cienka, ale cel przecież znajduje się już tak niedaleko. Ostrożnie, lecz zdecydowanie trzeba iść naprzód, by osiągnąć to, na co z dużą niecierpliwością się czeka.
Adam przez krótką chwilę całował miękką skórę, następnie pieścił sutki chłopaka, a wolną ręką powędrował w okolice jego rozporka. Przesunął palcami wzdłuż twardej męskości, skrytej pod materiałem ciemnych jeansów. Do uszu Billa dobiegł dźwięk rozpinanego rozporka i zwalniającej ucisk klamry paska. Dłoń Adama zanurzyła się pod materiał czarnej bielizny. Wpatrywał się w rozchylone wargi, wydające ciche westchnienia. Gdy Bill poczuł ciepłe, silne palce obejmujące jego męskość, wygiął się w łuk i zatrzymał powietrze w płucach; odetchnął dopiero po chwili. Otworzył oczy – nadal nie docierało do niego, że jest z mężczyzną. Że pozwala mu się dotykać i co dziwniejsze – podoba mu się to.
Lambert uśmiechnął się łagodnie, objął Billa i pozwolił mu się oprzeć o swoje ciało. Czuł, że chłopak traci nad sobą kontrolę. Masował jego członka z należytym wyczuciem. Nie chciał na tym poprzestać. Uklęknął na miękkim dywanie i zsunął ze szczupłych bioder spodnie wraz z bokserkami. Nie chciał działać zbyt szybko, jednocześnie nie mógł pozwolić Billowi na rozmyślenie się z podjętego działania. Czuł jak mocno bije jego serce, nie tylko z podniecenia ale także emocji podszytych sensualnym wymiarem. Kaulitz nie okazywał wstydu czy strachu; niemal półprzytomny wpatrywał się w swojego przyjaciela. Adam uniósł brwi w zastępstwie za pytanie „na pewno?”. Odpowiedź była niema. Czarny niemal niezauważalnie rozchylił kolana, zdradzając tym gestem wszystkie swoje pragnienia.
Adam zbliżył się do bladej skóry, uśmiechnął się delikatnie i wodził dłońmi po zewnętrznej stronie ud Billa. Zaczął całować jego nogi, zaczynając od kolan, przesuwając wargami coraz wyżej. Wiedział, że w pewnym momencie opór i nieśmiałość zostaną przełamane. Czuł to wszystkimi zmysłami. Kiedy jego usta wyczuwały ciepło szczupłych ud, uśmiechnął się szerzej i uniósł wzrok. Kaulitz mimowolnie uniósł kąciki ust, musiał przyznać – widok Adama pochylającego się nad jego biodrami był niezwykle kuszący. Szczupłe palce czarnowłosego wtopiły się we włosy bruneta, który z niezwykłą delikatnością rozpoczynał pieszczoty dostarczające nieziemskiej rozkoszy. Gdy ciepły, wilgotny język zetknął się z drżącą skórą, Bill zmrużył oczy i zacisnął palce na miękkich włosach Adama. Czuł gorący oddech we wrażliwych sferach swego ciała i z niecierpliwością wyczekiwał momentu, w którym jego pragnienia znajdą ujście. Jego oddech przyspieszył, skóra zaczynała powoli błyszczeć od drobnych kropli potu. Lambert kąsał go wargami, dotykał czubkiem języka, drażnił się z Czarnym, doprowadzając go do białej gorączki. Po chwili silne ręce zsunęły go na brzeg kanapy; Bill uchylił powieki, tępo wpatrując się w jasny sufit. Spełniając oczekiwania Adama, oparł stopy o jego ramiona, przeczuwając, co może zaraz nastąpić. Gdy poczuł język w okolicach swoich pośladków, jego ciało zadrżało, a z ust wyrwał się cichy jęk; nigdy wcześniej nie zaznał podobnego uczucia. Doznanie było niezwykle delikatne, wywoływało przyjemne dreszcze rozchodzące się po całych plecach. Adam był doświadczonym i wyzwolonym mężczyzną, nie znał pojęć takich jak wstyd czy nienaruszalne granice. Badanie językiem wrażliwych na dotyk sfer ciała chłopaka działało na niego niezwykle podniecająco. Czuł go wszystkimi zmysłami, od smaku poprzez zapach, wzrok, słuch – ostatni bodziec był najbardziej kuszący. Ciche pojękiwanie i głębokie, nieregularne westchnienia doprowadzały go do granicy wytrzymałości. Za każdym razem, gdy wargi Adama pieściły wszystkie najwrażliwsze na dotyk strefy ciała bruneta, ten wzdychał, zaciskając palce na materiale narzuty. Lambert był delikatny i perfekcyjny; dawkował dawaną przyjemność, a przy tym stosował wszelkie, drobne sztuczki, urozmaicające całe zajście. Podniecenie Billa sięgało zenitu; nie mógł doczekać się osiągnięcia spełnienia. W pewnej chwili poczuł jak miękkie wargi objęły jego męskość; cichy jęk znów wyrwał się z jego gardła, klatka piersiowa unosiła się szybciej. Zsunął jedną nogę na podłogę i zamknął oczy, skupiając się na czynnościach podejmowanych przez Adama. Choć ta forma zbliżenia nie była mu obca, nigdy wcześniej nie spotkał kogoś równie utalentowanego pod tym względem. Miał wrażenie, że Adam idealnie zna każdy fragment jego ciała, potrafi przewidzieć wszystkie reakcje, rozumie każde z doznań i wie jak nimi manipulować. W tej kwestii mógł mu zaufać; Lambert nie naraziłby go na ból czy rozczarowanie, a na pewno nie na tym etapie. Adam ostrożnie i z wyczuciem zagłębił jeden z palców w ciele chłopaka. Choć wiedział, że pierwsze wrażenie raczej nie spotka się z pozytywnym odbiorem, spodziewał się jakie doznania będą chłopakowi towarzyszyły za kilka minut. Bill jęknął z niezadowoleniem i wyprężył się pod wpływem obcego doznania. Równoczesne pieszczoty skoncentrowane na jego członku odwróciły uwagę od dyskomfortowego uczucia, które po chwili przestało mu przeszkadzać. Adam zaczął badać ciało wijącego się z rozkoszy piosenkarza, dotarł do drobnej wypukłości wewnątrz niego i delikatnie drażnił ją opuszkiem palca. Bill wygiął się w łuk, nadal powstrzymując siebie samego przed rozkosznym zawodzeniem, do którego zmuszały go pieszczoty. Narzuta była wilgotna od jego spoconego, gorącego ciała, które odbierało każdy gest znacznie intensywniej niż na początku. Nie był w stanie nadążyć za każdym ruchem Adama, w pewnym momencie stracił poczucie sytuacji. Przyjemność, którą odbierał nie równała się niczemu innemu, czego doznał w ostatnim czasie. Lambert, wyczuwając, że zbliża się upragniony moment wzmocnił intensywność pieszczot oraz zmienił technikę ich wykonywania. Kaulitz zacisnął palce na cienkim materiale, wstrzymał oddech, by po chwili wydać z siebie serię niekontrolowanych odgłosów, świadczących o jego silnym orgazmie. Jego ciało wiło się spazmatycznie, powieki zaciskały się, nie dopuszczając do brązowych oczu obrazów rzeczywistości. Przygryzł dolną wargę, wyczuwając metaliczny posmak krwi. Tłumił wszystkie jęki, zaciskając usta, choć to zdało się na nic; pozwolił sobie zapomnieć o wstydzie. Jego ciało było słone od drobnych kropli potu i gorzkie od delikatnych perfum. Choć bardzo nie chciał otwierać oczu, mimowolnie uniósł powieki. Westchnął i zakrył twarz swoimi dłońmi. Nie skupiał się na tym, co miało miejsce; nadal przeżywał każdą komórką swojego ciała niesamowite, ekscytujące uniesienie. Ciepłe ciało przytuliło się do niego.
- Jesteś niesamowity, Bill – Szepnął Adam, po czym łagodnie ucałował skroń czarnowłosego. Kaulitz nie był w stanie odpowiedzieć.
- Obudź mnie rano… - Rzucił zmęczonym głosem, po czym odwrócił się przodem w stronę Adama. Nie potrzebował zmuszać się do snu. Lambert nie wypuszczał z ramion drobnego ciała, które powoli się uspokajało. Pozwolił Billowi paść w ramiona Morfeusza tej ostatniej nocy, w której mieli możliwość spędzić ze sobą tak ekscytujące chwile.

35. Gdy praca wre


35. Gdy praca wre

Wyprostował się, starając się nie zdradzać nieznacznego drżenia swojego ciała. O tej porze myślał już tylko o przerwie i kubku gorącej kawy. Wolałby sen, lecz on nie wchodził w grę. Nie było na to czasu. Błysk. Miał odwrócić głowę, ale nie był pewien, w którą stronę. Kolejny błysk. Czekał na wybawienie, na te dwa krótkie słowa…

- Dobra, koniec – oznajmił łysy mężczyzna koło czterdziestki, skupiając całą swoją uwagę na wyświetlaczu aparatu. Bill odruchowo skinął głową i odszedł na najdalszy parapet w pomieszczeniu. Zrezygnował z przeglądania zdjęć, w tej chwili nie miało to sensu.

- Masz, napij się – zaproponował Tom, podchodząc do bliźniaka. Podał mu kubek kawy.
- Dzięki – mruknął, odruchowo przykładając palce do powiek, by rozmasować zmęczone oczy.
- Zostaw – starszy z braci lekko szturchnął młodszego.
- Racja, dzięki – rzekł w odpowiedzi. Nie powinien rozmazywać makijażu, kto wie czy się jeszcze nie przyda.
- Bolą cię oczy?
- Trochę. To światło im nie służy, za długo tu jesteśmy.
- Wróciłbym do domu.
- Nie tylko ty – zauważył brunet po spojrzeniu na znużone twarze Gustava i Georga, którzy przygotowywali się do pozowania do zdjęć. – Mam ochotę przespać tydzień…
- Znowu?
- Co w tym dziwnego? – mruknął od niechcenia i ostrożnie zanurzył usta w napoju.
- Myślałem, że dokądś wyjdziemy. Do klubu czy coś. Przesypiasz każdą wolną chwilę. Nie wyrwałbyś się gdzieś?
- Nie chce mi się ostatnio. Jestem zmęczony, a poza tym… Nie chce mi się i już.
- Nadal sobie z tym nie radzisz?

Bracia spojrzeli sobie w oczy. Ułamek sekundy wystarczył do przelania wszelkich uczuć z jednego ciała do drugiego.

- Nie – dodał jeszcze dla pewności Bill. Bywały lepsze i gorsze momenty, lecz od czasu powrotu do Niemiec, a może i trochę wcześniej, nieustannie balansował na krawędzi. Zdarzało się, że nie potrafił na siebie patrzeć. Jego ciało było jego największym wrogiem, zdrajcą, który wrzucił go w to bagno. Sam stawał się wtedy dla siebie dewiantem, odszczepieńcem. Paradoksalnie, im częściej tak o sobie myślał, tym więcej „gorszących” obrazów pojawiało się w jego głowie. Upił łyk kawy. – Potrzebuję pomocy – stwierdził w końcu, zerkając, czy aby na pewno nikt nie jest w stanie ich usłyszeć.
- Może psycholog? Psychiatra? Nie wiem.
- Przydałby mi się ktoś, kto przez to przechodził.
- Na pewno są i tacy, musisz poszukać.
- Tylko jak?

Zastanowili się. Wbrew pozorom nie było to takie łatwe. Lekarze, tak samo zresztą jak inni ludzie, zwykle nie chwalą się publicznie swoją orientacją seksualną.

Czarnowłosy spuścił głowę. Nerwowo bawił się papierowym kubkiem. Drapał paznokciami jego boki.

- Przydałaby mi się pomoc Adama.

Gitarzysta spojrzał w bok. Minęła ich jakaś zaaferowana blondynka, kompletnie jednak nie zainteresowana ich obecnością, a tym bardziej rozmową.

- On na pewno przechodził przez to samo co ja – kontynuował chłopak. – Chciałbym, żeby mi pomógł, mimo tego co się stało. Potrzebuję tego…
- Nie masz do niego numeru? – zagadnął Tom, szukając w kieszeniach papierosów. – Myślałem, że go miałeś.
- Mam, ale… To durne zadzwonić do kogoś po ponad miesiącu milczenia i to jeszcze w interesach. Nie chcę wypaść jak ci wszyscy ludzie.
- Tęsknisz za nim?

Dwudziestolatek delikatnie się uśmiechnął.

- Tak. Stał mi się bardzo bliski. Chciałbym mimo wszystko kontynuować tę znajomość.
- A to co mówiłeś wcześniej? „Odległość niszczy związki i przyjaźnie”?

Słowa brata podziałały na niego jak kubeł zimnej wody. Uśmiech momentalnie zniknął z jego twarzy.

- Chyba masz rację – przyznał ze smutkiem, nie patrząc w brązowe tęczówki. – Ja po prostu mam dosyć tej cholernej samotności…
- Spokojnie, ja też – rzekł gitarzysta, próbując dodać otuchy bliźniakowi. Położył dłoń na chudym ramieniu. – Idę zapalić.

Wokalista kątem oka widział jak jego brat udaje się dokądś z papierosem w dłoni. Sam został na miejscu. Starał się rzucić palenie, dym papierosowy zbyt mocno drażnił jego oczy.

*


To był wyjątkowy początek września. Bracia Kaulitz po raz pierwszy nie uczcili go wielką wspólną imprezą urodzinową. Zamiast tego ich menadżer postanowił wysłać ich na duży pokaz mody, w ramach prezentu oczywiście. Ucieszył on jednak tylko Billa, Tom nigdy nie czuł się dobrze mając styczność z „wielkim światem mody”. Dla jego brata była to szansa na realizację jednego ze swoich marzeń.

- Aż tak źle ci tutaj? – spytał brunet, zwróciwszy uwagę na spowitą cierpieniem twarz bliźniaka.
- Wiesz, że mnie to nie kręci. Jestem tutaj, bo ty tu jesteś i bo David mi kazał.
- Dzięki za to – rzekł z wdzięcznością młodszy, po czym chwycił kieliszek szampana. – Sam czułbym się tutaj dziwnie.
- Czemu? To twój świat – gitarzysta uniósł do góry jedną brew.
- Nie mam tu za dużo kontaktów. Znam kilka osób, to wszystko. Poza tym ty też znasz tych dwóch facetów, którzy projektowali mi strój na ostatnią trasę.
- A, ci.
- Podejdę do nich, zagadam czy coś. Wiesz, wypada.
- Spoko. Powodzenia podczas show!
- Wielkie dzięki. Trzymaj kciuki! – odparł radośnie i udał się w stronę dyskutującej ze sobą grupy mężczyzn. Starszy Kaulitz omiótł wzrokiem stojący obok stół. Miał ochotę chwycić coś smacznego. Jego poszukiwania przerwało jednak niespodziewane puknięcie w ramię. Odwrócił się zdziwiony.
- Oh, it’s you. Yes, he went that way…

*

- Super, że zgodziłeś się dzisiaj wystąpić. To dla nas zaszczyt.
- To ja dziękuję za taką możliwość – powiedział ciepło, lekko przechylając kieliszek. Całkiem lubił towarzystwo braci Caten, znanych głównie jako założyciele i właściciele marki DSQUARED2. Współpracowali ze sobą podczas przygotowań i w trakcie Humanoid City Tour, teraz mieli szansę działać ponownie, choć tym razem jedynie na krótką chwilę.

Mężczyźni oddali się rozmowie ze znajomą charakteryzatorką, więc Bill odsunął się na moment, by przejrzeć smsy. Już od kilku dni dostawał tonę życzeń urodzinowych od mniej lub bardziej znanych mu osób. „Bo tak wypada”, westchnął w myślach. Do tej pory nie miał czasu przejrzeć całej skrzynki, ale może tym razem uda mu się usunąć chociaż kilka wiadomości zanim jego telefon zapcha się zupełnie. Półprzytomnie kasował kolejne teksty, przy okazji nasłuchując toczącej się obok rozmowy. Nagle potrząsnął głową i ponownie spojrzał na wyświetlacz.

„Adam? Ale skąd on…”

Zaśmiał się z siebie. Zawsze zapominał, że spora część jego danych jest publicznie znana. Lambert mógł wyczytać informację o jego urodzinach na jakiejś stronie internetowej. Tak czy inaczej tych kilka słów w języku angielskim wprawiło go w dobry humor. Problem pojawił się, gdy wokalista stwierdził, że nie ma pojęcia, co powinien odpisać. Podziękować czy zainicjować rozmowę? Ten problem miał niedługo rozwiązać się sam.

Jego telefon zawibrował. Znajomy numer. Przeprosił towarzyszy i odebrał połączenie.

- Hej, co słychać? – odezwał się ciepły męski głos.
- Hej, wszystko w porządku – odpowiedział, usuwając się w cichsze miejsce. – Dziękuję za życzenia. Przepraszam, że nic nie pisałem…
- Nie ma problemu. Słuchaj, masz wolną chwilę?

Brunet spojrzał na zegarek.

- Tak, mam kilka minut.
- Świetnie!

Piosenkarz niespodziewanie zerwał połączenie. Chłopak stwierdził, że to pewnie jakiś błąd i mężczyzna być może zadzwoni ponownie. Tak się jednak nie stało. Bill poczuł dłoń na swoim ramieniu. Z pewnością nie należała ona do Toma. Stanął w niemym szoku. To było takie nierealne. Ostatnim przejawem zdrowego rozsądku zdołał otworzyć drzwi do toalety i dać znać znajomemu, by ten wszedł z nim do środka. Gdy byli już względnie bezpieczni, wolni od zasięgu i aparatów, chłopak rzucił się przybyszowi na szyję, przytulając do niego mocno.

- Boże, nie mogę uwierzyć! – wyrzucił z siebie, oderwawszy się od zaskoczonego tak wylewnym powitaniem piosenkarza. – Co tutaj robisz? Skąd wiedziałeś, że tu będę?
- Szczerze mówiąc nie miałem pojęcia. Gdyby tak było, zjawiłbym się wcześniej – powiedział, ukazując rząd swoich białych zębów. – Cudem udało mi się zdobyć bilety. Byłem bardzo ciekaw pokazu. Liczę na to, że warto było tu przylecieć.
- Też mam taką nadzieję.

Bill z uwagą przyglądał się znajomemu artyście. Nie zmienił się wiele przez te kilka miesięcy. Miał trochę krótsze włosy, ale tylko odrobinę. Ciemny makijaż podkreślał niebieskie oczy. Marynarka i spodnie leżały na nim wprost idealnie. Musiały być szyte na zamówienie. Całość dopełniał przyjazny acz nieskazitelny uśmiech.

Kaulitz wyrwał się ze stanu zawieszenia, gdy poczuł wibracje z swojej kieszeni. Przeklął głośno.

- Coś się stało? – spytał z niepokojem były finalista Idola.
- Nie, tylko… Jak długo tutaj zostajesz?
- Jutro w południe mam samolot – odparł Adam, lekko zdziwiony.
- Może spotkalibyśmy się jakoś po pokazie. Chciałbym z tobą pogadać.

Nie wierzył, że te słowa tak po prostu przeszły mu przez gardło.

- Jasne! Chętnie – ucieszył się mężczyzna. – Może u mnie w pokoju hotelowym? Dostałem świetny pokój. Włosi mają ładne hotele.
- Stwierdzasz tak po jednej wizycie? – zaśmiał się dwudziestolatek.
- No dobrze, może przesadziłem.
- Podaj mi adres tego twojego super hotelu.
- Poczekaj, muszę go znaleźć w telefonie.
- W takim razie wyślij mi go smsem, ok? Muszę lecieć.
- Dokąd?
- Obowiązki.
- Już myślałem, że zamieniasz się w dynię – odpowiedziało mu głośne prychnięcie. – W takim razie do zobaczenia później.
- Do zobaczenia. Miłego pokazu.
- Nawzajem.

Chłopak żwawo opuścił toaletę i skierował się do garderoby. Zostało mu niewiele czasu na przygotowania.
Drache