35. Gdy praca wre
Wyprostował
się, starając się nie zdradzać nieznacznego drżenia swojego ciała. O tej porze
myślał już tylko o przerwie i kubku gorącej kawy. Wolałby sen, lecz on nie
wchodził w grę. Nie było na to czasu. Błysk. Miał odwrócić głowę, ale nie był
pewien, w którą stronę. Kolejny błysk. Czekał na wybawienie, na te dwa krótkie
słowa…
-
Dobra, koniec – oznajmił łysy mężczyzna koło czterdziestki, skupiając całą
swoją uwagę na wyświetlaczu aparatu. Bill odruchowo skinął głową i odszedł na
najdalszy parapet w pomieszczeniu. Zrezygnował z przeglądania zdjęć, w tej
chwili nie miało to sensu.
-
Masz, napij się – zaproponował Tom, podchodząc do bliźniaka. Podał mu kubek
kawy.
-
Dzięki – mruknął, odruchowo przykładając palce do powiek, by rozmasować
zmęczone oczy.
-
Zostaw – starszy z braci lekko szturchnął młodszego.
-
Racja, dzięki – rzekł w odpowiedzi. Nie powinien rozmazywać makijażu, kto wie
czy się jeszcze nie przyda.
-
Bolą cię oczy?
-
Trochę. To światło im nie służy, za długo tu jesteśmy.
-
Wróciłbym do domu.
-
Nie tylko ty – zauważył brunet po spojrzeniu na znużone twarze Gustava i
Georga, którzy przygotowywali się do pozowania do zdjęć. – Mam ochotę przespać
tydzień…
-
Znowu?
-
Co w tym dziwnego? – mruknął od niechcenia i ostrożnie zanurzył usta w napoju.
-
Myślałem, że dokądś wyjdziemy. Do klubu czy coś. Przesypiasz każdą wolną
chwilę. Nie wyrwałbyś się gdzieś?
-
Nie chce mi się ostatnio. Jestem zmęczony, a poza tym… Nie chce mi się i już.
-
Nadal sobie z tym nie radzisz?
Bracia
spojrzeli sobie w oczy. Ułamek sekundy wystarczył do przelania wszelkich uczuć
z jednego ciała do drugiego.
-
Nie – dodał jeszcze dla pewności Bill. Bywały lepsze i gorsze momenty, lecz od
czasu powrotu do Niemiec, a może i trochę wcześniej, nieustannie balansował na
krawędzi. Zdarzało się, że nie potrafił na siebie patrzeć. Jego ciało było jego
największym wrogiem, zdrajcą, który wrzucił go w to bagno. Sam stawał się wtedy
dla siebie dewiantem, odszczepieńcem. Paradoksalnie, im częściej tak o sobie
myślał, tym więcej „gorszących” obrazów pojawiało się w jego głowie. Upił łyk
kawy. – Potrzebuję pomocy – stwierdził w końcu, zerkając, czy aby na pewno nikt
nie jest w stanie ich usłyszeć.
-
Może psycholog? Psychiatra? Nie wiem.
-
Przydałby mi się ktoś, kto przez to przechodził.
-
Na pewno są i tacy, musisz poszukać.
-
Tylko jak?
Zastanowili
się. Wbrew pozorom nie było to takie łatwe. Lekarze, tak samo zresztą jak inni
ludzie, zwykle nie chwalą się publicznie swoją orientacją seksualną.
Czarnowłosy
spuścił głowę. Nerwowo bawił się papierowym kubkiem. Drapał paznokciami jego
boki.
-
Przydałaby mi się pomoc Adama.
Gitarzysta
spojrzał w bok. Minęła ich jakaś zaaferowana blondynka, kompletnie jednak nie
zainteresowana ich obecnością, a tym bardziej rozmową.
-
On na pewno przechodził przez to samo co ja – kontynuował chłopak. – Chciałbym,
żeby mi pomógł, mimo tego co się stało. Potrzebuję tego…
-
Nie masz do niego numeru? – zagadnął Tom, szukając w kieszeniach papierosów. –
Myślałem, że go miałeś.
-
Mam, ale… To durne zadzwonić do kogoś po ponad miesiącu milczenia i to jeszcze
w interesach. Nie chcę wypaść jak ci wszyscy ludzie.
-
Tęsknisz za nim?
Dwudziestolatek
delikatnie się uśmiechnął.
-
Tak. Stał mi się bardzo bliski. Chciałbym mimo wszystko kontynuować tę
znajomość.
-
A to co mówiłeś wcześniej? „Odległość niszczy związki i przyjaźnie”?
Słowa
brata podziałały na niego jak kubeł zimnej wody. Uśmiech momentalnie zniknął z
jego twarzy.
-
Chyba masz rację – przyznał ze smutkiem, nie patrząc w brązowe tęczówki. – Ja
po prostu mam dosyć tej cholernej samotności…
-
Spokojnie, ja też – rzekł gitarzysta, próbując dodać otuchy bliźniakowi.
Położył dłoń na chudym ramieniu. – Idę zapalić.
Wokalista
kątem oka widział jak jego brat udaje się dokądś z papierosem w dłoni. Sam
został na miejscu. Starał się rzucić palenie, dym papierosowy zbyt mocno
drażnił jego oczy.
*
To
był wyjątkowy początek września. Bracia Kaulitz po raz pierwszy nie uczcili go
wielką wspólną imprezą urodzinową. Zamiast tego ich menadżer postanowił wysłać
ich na duży pokaz mody, w ramach prezentu oczywiście. Ucieszył on jednak tylko
Billa, Tom nigdy nie czuł się dobrze mając styczność z „wielkim światem mody”.
Dla jego brata była to szansa na realizację jednego ze swoich marzeń.
-
Aż tak źle ci tutaj? – spytał brunet, zwróciwszy uwagę na spowitą cierpieniem
twarz bliźniaka.
-
Wiesz, że mnie to nie kręci. Jestem tutaj, bo ty tu jesteś i bo David mi kazał.
-
Dzięki za to – rzekł z wdzięcznością młodszy, po czym chwycił kieliszek
szampana. – Sam czułbym się tutaj dziwnie.
-
Czemu? To twój świat – gitarzysta uniósł do góry jedną brew.
-
Nie mam tu za dużo kontaktów. Znam kilka osób, to wszystko. Poza tym ty też
znasz tych dwóch facetów, którzy projektowali mi strój na ostatnią trasę.
-
A, ci.
-
Podejdę do nich, zagadam czy coś. Wiesz, wypada.
-
Spoko. Powodzenia podczas show!
-
Wielkie dzięki. Trzymaj kciuki! – odparł radośnie i udał się w stronę
dyskutującej ze sobą grupy mężczyzn. Starszy Kaulitz omiótł wzrokiem stojący
obok stół. Miał ochotę chwycić coś smacznego. Jego poszukiwania przerwało
jednak niespodziewane puknięcie w ramię. Odwrócił się zdziwiony.
- Oh, it’s you. Yes, he went that way…
*
-
Super, że zgodziłeś się dzisiaj wystąpić. To dla nas zaszczyt.
-
To ja dziękuję za taką możliwość – powiedział ciepło, lekko przechylając
kieliszek. Całkiem lubił towarzystwo braci Caten, znanych głównie jako
założyciele i właściciele marki DSQUARED2. Współpracowali ze sobą
podczas przygotowań i w trakcie Humanoid City Tour, teraz mieli szansę działać
ponownie, choć tym razem jedynie na krótką chwilę.
Mężczyźni
oddali się rozmowie ze znajomą charakteryzatorką, więc Bill odsunął
się na moment, by przejrzeć smsy. Już od kilku dni dostawał tonę życzeń
urodzinowych od mniej lub bardziej znanych mu osób. „Bo tak wypada”, westchnął
w myślach. Do tej pory nie miał czasu przejrzeć całej skrzynki, ale może tym
razem uda mu się usunąć chociaż kilka wiadomości zanim jego telefon zapcha się
zupełnie. Półprzytomnie kasował kolejne teksty, przy okazji nasłuchując
toczącej się obok rozmowy. Nagle potrząsnął głową i ponownie spojrzał na
wyświetlacz.
„Adam?
Ale skąd on…”
Zaśmiał
się z siebie. Zawsze zapominał, że spora część jego danych jest publicznie znana.
Lambert mógł wyczytać informację o jego urodzinach na jakiejś stronie
internetowej. Tak czy inaczej tych kilka słów w języku angielskim wprawiło go w
dobry humor. Problem pojawił się, gdy wokalista stwierdził, że nie ma pojęcia,
co powinien odpisać. Podziękować czy zainicjować rozmowę? Ten problem miał
niedługo rozwiązać się sam.
Jego
telefon zawibrował. Znajomy numer. Przeprosił towarzyszy i odebrał połączenie.
-
Hej, co słychać? – odezwał się ciepły męski głos.
-
Hej, wszystko w porządku – odpowiedział, usuwając się w cichsze miejsce. –
Dziękuję za życzenia. Przepraszam, że nic nie pisałem…
-
Nie ma problemu. Słuchaj, masz wolną chwilę?
Brunet
spojrzał na zegarek.
-
Tak, mam kilka minut.
-
Świetnie!
Piosenkarz
niespodziewanie zerwał połączenie. Chłopak stwierdził, że to pewnie jakiś błąd
i mężczyzna być może zadzwoni ponownie. Tak się jednak nie stało. Bill poczuł
dłoń na swoim ramieniu. Z pewnością nie należała ona do Toma. Stanął w niemym
szoku. To było takie nierealne. Ostatnim przejawem zdrowego rozsądku zdołał
otworzyć drzwi do toalety i dać znać znajomemu, by ten wszedł z nim do środka.
Gdy byli już względnie bezpieczni, wolni od zasięgu i aparatów, chłopak rzucił
się przybyszowi na szyję, przytulając do niego mocno.
-
Boże, nie mogę uwierzyć! – wyrzucił z siebie, oderwawszy się od zaskoczonego
tak wylewnym powitaniem piosenkarza. – Co tutaj robisz? Skąd wiedziałeś, że tu
będę?
-
Szczerze mówiąc nie miałem pojęcia. Gdyby tak było, zjawiłbym się wcześniej –
powiedział, ukazując rząd swoich białych zębów. – Cudem udało mi się zdobyć
bilety. Byłem bardzo ciekaw pokazu. Liczę na to, że warto było tu przylecieć.
-
Też mam taką nadzieję.
Bill
z uwagą przyglądał się znajomemu artyście. Nie zmienił się wiele przez te kilka
miesięcy. Miał trochę krótsze włosy, ale tylko odrobinę. Ciemny makijaż
podkreślał niebieskie oczy. Marynarka i spodnie leżały na nim wprost idealnie.
Musiały być szyte na zamówienie. Całość dopełniał przyjazny acz nieskazitelny
uśmiech.
Kaulitz
wyrwał się ze stanu zawieszenia, gdy poczuł wibracje z swojej kieszeni.
Przeklął głośno.
-
Coś się stało? – spytał z niepokojem były finalista Idola.
-
Nie, tylko… Jak długo tutaj zostajesz?
-
Jutro w południe mam samolot – odparł Adam, lekko zdziwiony.
-
Może spotkalibyśmy się jakoś po pokazie. Chciałbym z tobą pogadać.
Nie
wierzył, że te słowa tak po prostu przeszły mu przez gardło.
-
Jasne! Chętnie – ucieszył się mężczyzna. – Może u mnie w pokoju hotelowym?
Dostałem świetny pokój. Włosi mają ładne hotele.
-
Stwierdzasz tak po jednej wizycie? – zaśmiał się dwudziestolatek.
-
No dobrze, może przesadziłem.
-
Podaj mi adres tego twojego super hotelu.
-
Poczekaj, muszę go znaleźć w telefonie.
-
W takim razie wyślij mi go smsem, ok? Muszę lecieć.
-
Dokąd?
-
Obowiązki.
-
Już myślałem, że zamieniasz się w dynię – odpowiedziało mu głośne prychnięcie.
– W takim razie do zobaczenia później.
-
Do zobaczenia. Miłego pokazu.
-
Nawzajem.
Chłopak
żwawo opuścił toaletę i skierował się do garderoby. Zostało mu niewiele czasu
na przygotowania.
Drache
Brawo!! ^^ W końcu dobrze, zrobiłyście, z tymi przenosinami xD!!
OdpowiedzUsuńDobra, notka geniaaaaalna! Czekam na nową notkę, z niecierpliwością:*..
Dobra idę spać :3