sobota, 19 maja 2012

35. Gdy praca wre


35. Gdy praca wre

Wyprostował się, starając się nie zdradzać nieznacznego drżenia swojego ciała. O tej porze myślał już tylko o przerwie i kubku gorącej kawy. Wolałby sen, lecz on nie wchodził w grę. Nie było na to czasu. Błysk. Miał odwrócić głowę, ale nie był pewien, w którą stronę. Kolejny błysk. Czekał na wybawienie, na te dwa krótkie słowa…

- Dobra, koniec – oznajmił łysy mężczyzna koło czterdziestki, skupiając całą swoją uwagę na wyświetlaczu aparatu. Bill odruchowo skinął głową i odszedł na najdalszy parapet w pomieszczeniu. Zrezygnował z przeglądania zdjęć, w tej chwili nie miało to sensu.

- Masz, napij się – zaproponował Tom, podchodząc do bliźniaka. Podał mu kubek kawy.
- Dzięki – mruknął, odruchowo przykładając palce do powiek, by rozmasować zmęczone oczy.
- Zostaw – starszy z braci lekko szturchnął młodszego.
- Racja, dzięki – rzekł w odpowiedzi. Nie powinien rozmazywać makijażu, kto wie czy się jeszcze nie przyda.
- Bolą cię oczy?
- Trochę. To światło im nie służy, za długo tu jesteśmy.
- Wróciłbym do domu.
- Nie tylko ty – zauważył brunet po spojrzeniu na znużone twarze Gustava i Georga, którzy przygotowywali się do pozowania do zdjęć. – Mam ochotę przespać tydzień…
- Znowu?
- Co w tym dziwnego? – mruknął od niechcenia i ostrożnie zanurzył usta w napoju.
- Myślałem, że dokądś wyjdziemy. Do klubu czy coś. Przesypiasz każdą wolną chwilę. Nie wyrwałbyś się gdzieś?
- Nie chce mi się ostatnio. Jestem zmęczony, a poza tym… Nie chce mi się i już.
- Nadal sobie z tym nie radzisz?

Bracia spojrzeli sobie w oczy. Ułamek sekundy wystarczył do przelania wszelkich uczuć z jednego ciała do drugiego.

- Nie – dodał jeszcze dla pewności Bill. Bywały lepsze i gorsze momenty, lecz od czasu powrotu do Niemiec, a może i trochę wcześniej, nieustannie balansował na krawędzi. Zdarzało się, że nie potrafił na siebie patrzeć. Jego ciało było jego największym wrogiem, zdrajcą, który wrzucił go w to bagno. Sam stawał się wtedy dla siebie dewiantem, odszczepieńcem. Paradoksalnie, im częściej tak o sobie myślał, tym więcej „gorszących” obrazów pojawiało się w jego głowie. Upił łyk kawy. – Potrzebuję pomocy – stwierdził w końcu, zerkając, czy aby na pewno nikt nie jest w stanie ich usłyszeć.
- Może psycholog? Psychiatra? Nie wiem.
- Przydałby mi się ktoś, kto przez to przechodził.
- Na pewno są i tacy, musisz poszukać.
- Tylko jak?

Zastanowili się. Wbrew pozorom nie było to takie łatwe. Lekarze, tak samo zresztą jak inni ludzie, zwykle nie chwalą się publicznie swoją orientacją seksualną.

Czarnowłosy spuścił głowę. Nerwowo bawił się papierowym kubkiem. Drapał paznokciami jego boki.

- Przydałaby mi się pomoc Adama.

Gitarzysta spojrzał w bok. Minęła ich jakaś zaaferowana blondynka, kompletnie jednak nie zainteresowana ich obecnością, a tym bardziej rozmową.

- On na pewno przechodził przez to samo co ja – kontynuował chłopak. – Chciałbym, żeby mi pomógł, mimo tego co się stało. Potrzebuję tego…
- Nie masz do niego numeru? – zagadnął Tom, szukając w kieszeniach papierosów. – Myślałem, że go miałeś.
- Mam, ale… To durne zadzwonić do kogoś po ponad miesiącu milczenia i to jeszcze w interesach. Nie chcę wypaść jak ci wszyscy ludzie.
- Tęsknisz za nim?

Dwudziestolatek delikatnie się uśmiechnął.

- Tak. Stał mi się bardzo bliski. Chciałbym mimo wszystko kontynuować tę znajomość.
- A to co mówiłeś wcześniej? „Odległość niszczy związki i przyjaźnie”?

Słowa brata podziałały na niego jak kubeł zimnej wody. Uśmiech momentalnie zniknął z jego twarzy.

- Chyba masz rację – przyznał ze smutkiem, nie patrząc w brązowe tęczówki. – Ja po prostu mam dosyć tej cholernej samotności…
- Spokojnie, ja też – rzekł gitarzysta, próbując dodać otuchy bliźniakowi. Położył dłoń na chudym ramieniu. – Idę zapalić.

Wokalista kątem oka widział jak jego brat udaje się dokądś z papierosem w dłoni. Sam został na miejscu. Starał się rzucić palenie, dym papierosowy zbyt mocno drażnił jego oczy.

*


To był wyjątkowy początek września. Bracia Kaulitz po raz pierwszy nie uczcili go wielką wspólną imprezą urodzinową. Zamiast tego ich menadżer postanowił wysłać ich na duży pokaz mody, w ramach prezentu oczywiście. Ucieszył on jednak tylko Billa, Tom nigdy nie czuł się dobrze mając styczność z „wielkim światem mody”. Dla jego brata była to szansa na realizację jednego ze swoich marzeń.

- Aż tak źle ci tutaj? – spytał brunet, zwróciwszy uwagę na spowitą cierpieniem twarz bliźniaka.
- Wiesz, że mnie to nie kręci. Jestem tutaj, bo ty tu jesteś i bo David mi kazał.
- Dzięki za to – rzekł z wdzięcznością młodszy, po czym chwycił kieliszek szampana. – Sam czułbym się tutaj dziwnie.
- Czemu? To twój świat – gitarzysta uniósł do góry jedną brew.
- Nie mam tu za dużo kontaktów. Znam kilka osób, to wszystko. Poza tym ty też znasz tych dwóch facetów, którzy projektowali mi strój na ostatnią trasę.
- A, ci.
- Podejdę do nich, zagadam czy coś. Wiesz, wypada.
- Spoko. Powodzenia podczas show!
- Wielkie dzięki. Trzymaj kciuki! – odparł radośnie i udał się w stronę dyskutującej ze sobą grupy mężczyzn. Starszy Kaulitz omiótł wzrokiem stojący obok stół. Miał ochotę chwycić coś smacznego. Jego poszukiwania przerwało jednak niespodziewane puknięcie w ramię. Odwrócił się zdziwiony.
- Oh, it’s you. Yes, he went that way…

*

- Super, że zgodziłeś się dzisiaj wystąpić. To dla nas zaszczyt.
- To ja dziękuję za taką możliwość – powiedział ciepło, lekko przechylając kieliszek. Całkiem lubił towarzystwo braci Caten, znanych głównie jako założyciele i właściciele marki DSQUARED2. Współpracowali ze sobą podczas przygotowań i w trakcie Humanoid City Tour, teraz mieli szansę działać ponownie, choć tym razem jedynie na krótką chwilę.

Mężczyźni oddali się rozmowie ze znajomą charakteryzatorką, więc Bill odsunął się na moment, by przejrzeć smsy. Już od kilku dni dostawał tonę życzeń urodzinowych od mniej lub bardziej znanych mu osób. „Bo tak wypada”, westchnął w myślach. Do tej pory nie miał czasu przejrzeć całej skrzynki, ale może tym razem uda mu się usunąć chociaż kilka wiadomości zanim jego telefon zapcha się zupełnie. Półprzytomnie kasował kolejne teksty, przy okazji nasłuchując toczącej się obok rozmowy. Nagle potrząsnął głową i ponownie spojrzał na wyświetlacz.

„Adam? Ale skąd on…”

Zaśmiał się z siebie. Zawsze zapominał, że spora część jego danych jest publicznie znana. Lambert mógł wyczytać informację o jego urodzinach na jakiejś stronie internetowej. Tak czy inaczej tych kilka słów w języku angielskim wprawiło go w dobry humor. Problem pojawił się, gdy wokalista stwierdził, że nie ma pojęcia, co powinien odpisać. Podziękować czy zainicjować rozmowę? Ten problem miał niedługo rozwiązać się sam.

Jego telefon zawibrował. Znajomy numer. Przeprosił towarzyszy i odebrał połączenie.

- Hej, co słychać? – odezwał się ciepły męski głos.
- Hej, wszystko w porządku – odpowiedział, usuwając się w cichsze miejsce. – Dziękuję za życzenia. Przepraszam, że nic nie pisałem…
- Nie ma problemu. Słuchaj, masz wolną chwilę?

Brunet spojrzał na zegarek.

- Tak, mam kilka minut.
- Świetnie!

Piosenkarz niespodziewanie zerwał połączenie. Chłopak stwierdził, że to pewnie jakiś błąd i mężczyzna być może zadzwoni ponownie. Tak się jednak nie stało. Bill poczuł dłoń na swoim ramieniu. Z pewnością nie należała ona do Toma. Stanął w niemym szoku. To było takie nierealne. Ostatnim przejawem zdrowego rozsądku zdołał otworzyć drzwi do toalety i dać znać znajomemu, by ten wszedł z nim do środka. Gdy byli już względnie bezpieczni, wolni od zasięgu i aparatów, chłopak rzucił się przybyszowi na szyję, przytulając do niego mocno.

- Boże, nie mogę uwierzyć! – wyrzucił z siebie, oderwawszy się od zaskoczonego tak wylewnym powitaniem piosenkarza. – Co tutaj robisz? Skąd wiedziałeś, że tu będę?
- Szczerze mówiąc nie miałem pojęcia. Gdyby tak było, zjawiłbym się wcześniej – powiedział, ukazując rząd swoich białych zębów. – Cudem udało mi się zdobyć bilety. Byłem bardzo ciekaw pokazu. Liczę na to, że warto było tu przylecieć.
- Też mam taką nadzieję.

Bill z uwagą przyglądał się znajomemu artyście. Nie zmienił się wiele przez te kilka miesięcy. Miał trochę krótsze włosy, ale tylko odrobinę. Ciemny makijaż podkreślał niebieskie oczy. Marynarka i spodnie leżały na nim wprost idealnie. Musiały być szyte na zamówienie. Całość dopełniał przyjazny acz nieskazitelny uśmiech.

Kaulitz wyrwał się ze stanu zawieszenia, gdy poczuł wibracje z swojej kieszeni. Przeklął głośno.

- Coś się stało? – spytał z niepokojem były finalista Idola.
- Nie, tylko… Jak długo tutaj zostajesz?
- Jutro w południe mam samolot – odparł Adam, lekko zdziwiony.
- Może spotkalibyśmy się jakoś po pokazie. Chciałbym z tobą pogadać.

Nie wierzył, że te słowa tak po prostu przeszły mu przez gardło.

- Jasne! Chętnie – ucieszył się mężczyzna. – Może u mnie w pokoju hotelowym? Dostałem świetny pokój. Włosi mają ładne hotele.
- Stwierdzasz tak po jednej wizycie? – zaśmiał się dwudziestolatek.
- No dobrze, może przesadziłem.
- Podaj mi adres tego twojego super hotelu.
- Poczekaj, muszę go znaleźć w telefonie.
- W takim razie wyślij mi go smsem, ok? Muszę lecieć.
- Dokąd?
- Obowiązki.
- Już myślałem, że zamieniasz się w dynię – odpowiedziało mu głośne prychnięcie. – W takim razie do zobaczenia później.
- Do zobaczenia. Miłego pokazu.
- Nawzajem.

Chłopak żwawo opuścił toaletę i skierował się do garderoby. Zostało mu niewiele czasu na przygotowania.
Drache

1 komentarz:

  1. Brawo!! ^^ W końcu dobrze, zrobiłyście, z tymi przenosinami xD!!

    Dobra, notka geniaaaaalna! Czekam na nową notkę, z niecierpliwością:*..

    Dobra idę spać :3

    OdpowiedzUsuń