poniedziałek, 29 października 2012

60. Bez wytchnienia



Bez wytchnienia

Kiedy szli korytarzem wiodącym na salę, gdzie odbywało się afterparty, panowało między nimi milczenie. Przyszło im na myśl, że nie powinni się razem pokazać, ale w tym momencie i tak nie miało to znaczenia. Podeszli do najbliższego stołu, biorąc po lampce szampana.
- Ja pierdolę – Bill przeklął pod nosem, nie odwracając się w kierunku gości – Nie wiem co mam robić.
- Nic. Zachowuj się naturalnie.
Czarnowłosy wziął głęboki oddech – Jak mam się zachowywać normalnie? – Wycedził przez zaciśnięte zęby – Czy ty rozumiesz sytuację?
- Nie jestem idiotą – Odparł Adam – Ale teraz nie masz wyjścia. Musisz tu wytrzymać, później zabiorę cię do siebie.
Czarnowłosy widział, że jego młodszy podopieczny jest strzępkiem nerwów. Sam nie wiedział jak powinien postąpić.
- David idzie – Powiedział szeptem, odsuwając się na krok od Billa.
- Spadaj stąd szybko.
- Nie mogę cię zostawić.
- Spierdalaj, bo źle się to dla nas skończy – Rzekł Bill, nie mogąc kontrolować drżenia swoich rąk.
- Mam powtarzać? – Jost oparł się o blat stołu – Widzę, że absolutnie nic do ciebie nie dociera.
Kaulitz przełknął ślinę – Proszę cię, daj mi spokój, naprawdę nie mam już siły…
- Ty się pożegnasz z karierą, sławą i dobrym imieniem. Wytwórnia straci zespół, a co za tym idzie zostaniesz biedny jak mysz kościelna. Tego chcesz? Chcesz, żeby wszyscy na mieście nazywali cię pedałem, pokazując sobie wzajemnie zdjęcia z najnowszego Bilda?
Wargi młodszego drżały. Kolejna lampka szampana.
- Mam prawo do normalnego życia.
- Nie wtedy, gdy jesteś osobą publiczną. A jednak te plotki o pocałunku na dziedzińcu szpitala miały w sobie coś z prawdy.
- To moje życie. Odpieprz się. Dajcie mi wszyscy spokój – Warknął, zmierzając w przeciwnym kierunku. Silne ramię powstrzymało go przed wykonaniem kolejnego kroku.
- Skoro ja mam do ciebie szacunek, to ty powinieneś mieć do mnie.
- A czemu właściwie miałbyś go stracić? – Oczy Billa się zaszkliły. Poczuł ucisk w gardle, gdy na twarzy Davida pojawił się szelmowski uśmiech.
- Dajcie spokój na dziś – Adam wtrącił się między słowami – Nie zwracajmy na siebie uwagi.
- Masz rację – Odparł David – Dlatego ulotnij się czym prędzej.
Lambert zerknął w kierunku Billa. Czekał na jakikolwiek sygnał.
- Nie. Zostań przy mnie.
Sytuacja zaostrzała się. Tym razem Kaulitz nie zamierzał odpuścić.
- Jedźmy do hotelu – Wyszeptał Adam – Proszę. Tak będzie bezpieczniej.
- Gorzej być już nie może – Rzekł Bill, mierząc Davida wzrokiem. W tym samym momencie w jego oczy uderzyło białe światło lampy błyskowej.
Jost chwycił swoje rzeczy – Gratulacje. Prezes będzie z ciebie dumny. Pewnie już nie możesz się doczekać wydania kolejnej płyty? – Wycedził przez zaciśnięte zęby.
Brunet nie odpowiedział. Żwawym krokiem ruszył w stronę drzwi wyjściowych, zastanawiając się jakie nagłówki będą miały jutrzejsze brukowce. Nie odwracając się za siebie napisał krótką wiadomość, którą następnie wysłał do Adama. Jej treść brzmiała:
„Biorę taksówkę do Radissona. Przyjedź za godzinę”.
Lambert zatrzymał się tuż przy drzwiach wyjściowych, gdy telefon zawibrował w jego kieszeni. Po odczytaniu smsa wrócił na salę, by spędzić trochę czasu między bawiącymi się celebrytami.
Zajął miejsce na czerwonej, skórzanej kanapie i zmrużył oczy. Bał się wszystkiego, co miało teraz nastąpić. Dla niego ta zmiana nie będzie diametralna, za to dla Billa – jak najbardziej. Nieprzerwanie spoglądał na swój zegarek, odliczając kolejne minuty. Miękki materac ugiął się pod ciężarem ciała innej osoby.
- Można? – Usłyszał miękki, męski głos.
- Jasne, proszę – Odparł, nie podnosząc wzroku.
- Co za ciężka noc.
Zwrócił twarz w kierunku młodego blondyna.
- Sława jest taka męcząca… - Westchnął z ironią Adam – Chyba muszę uciąć sobie drzemkę. Wybacz – Dodał i podążył w kierunku drzwi wyjściowych. W tej chwili drażniła go obecność kogokolwiek. Zaciągnął się miejskim, chłodnym powietrzem. Oczy szczypały go od unoszącego się papierosowego dymu. Zmęczony umysł nie dopuszczał do jego głowy optymistycznych scenariuszy. Nie zważając na krótki odstęp czasu, jaki upłynął od odjazdu Billa, złapał przypadkową taksówkę i wskazał kurs na hotel, w którym znajdował się jego partner.
***
Po przekroczeniu właściwych drzwi rzucił płaszcz na podłogę, a torbę odłożył na wolne krzesło, stojące tuż przed nim. Nie dbając o nic więcej podszedł do łóżka, położył się przy jego krawędzi wtulając w siebie szczupłe ciało.
- Jak się czujesz? – Spytał, choć świetnie znał odpowiedź. Powstrzymywał się przed zapadnięciem w głęboki sen. Był zmęczony.
- Beznadziejnie. Chcę być szczęśliwy i samodzielny, a ciągle dzieje się to samo. Koszmar powraca – Brązowe oczy wpatrywały się w ciemność panującą za oknem.
- Będziemy z tym walczyć wspólnie – Wyszeptał Adam, gładząc chłodną dłoń.
- Jesteś pewien? Chcesz to wszystko znosić? Te upokorzenia, niepewność?
- Jeśli nie masz wątpliwości względem tego czy chcesz ze mną być, to zrobię wszystko, by przychylić ci nieba – Wyszeptał – Bez ciebie wszystko dla mnie straci sens. Cokolwiek złego się stanie, zawsze będę przy tobie. Przyrzekam.
Bill odwrócił głowę, składając na miękkich ustach czuły pocałunek – Warto znosić tyle cierpienia i smutku tylko dla jednej osoby?
- Tak – Odparł bez wahania – Jesteś jedyną i największą miłością w moim życiu. Nie chcę troszczyć się o nikogo innego – Niebieskie oczy spoglądały z  bezgraniczną ufnością.
Młody chłopak zmrużył powieki i wtulił się w tors starszego od siebie mężczyzny.
- Obawiam się, że te porażki będą się za nami ciągnęły przez cały czas. Nic się nie poprawia. Ciągle wpędzam nas w kłopoty.
- Bill, przestań – Westchnął Adam, głaszcząc czarne włosy – Nie mów tak. Nie jesteś dla mnie ciężarem.
- Mów co chcesz – Odparł półgłosem – Wiem, jak się czuję. Dobranoc.
Adam ucałował miękki policzek i zsunął nogi z łóżka. Rozwiązał buty i zrzucił je na podłogę. Ponownie przechylił się i upadł na poduszkę. Pomimo zmęczenia nie mógł zmrużyć oka. Wciąż miał w głowie obrazy minionego dnia.
***
Kiedy o poranku otworzył oczy, Bill spoglądał na niego. Kąciki ust czarnowłosego uniosły się łagodnie.
- Długo już nie śpisz? – Spytał zaspanym głosem Lambert, po czym zerknął na zegarek. Wskazówki szklanej tarczy wyznaczały godzinę dziesiątą.
- Ze dwadzieścia minut. Muszę spotkać się z Davidem.
- No nie… - Westchnął brunet, zakrywając oczy ramieniem.
- Jedna, poważna rozmowa – Rzekł chłodnym tonem głosu Bill – Nie masz o co się martwić. Załatwimy to jak dorośli ludzie. Na pewno dojdziemy do porozumienia.
- Mój mały chłopiec dorasta…
Marona

5 komentarzy:

  1. Boże, jak ja nie lubię Davida -_-
    Rozmowa chłopców była urocza <3
    Mam nadzieję, że Bill dogada się z Jostem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jost, zgiń, przepadnij. Czemu ty musisz wszystko utrudniać? -.-
    Scena w hotelu wzruszająca. Cieszę się, że Adam wciąż chce być z Billem i wspierać go w trudnych chwilach.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. super :D
    a David jaki z niego cham..
    niech zrozumie ze Bill i Adam się kochają i chcą być razem..
    I popieram scena w hotelu wzruszająca.
    Nie mogę doczekać się kolejnej notki :D

    OdpowiedzUsuń
  4. taka miłość ponad wszystko jest wspaniała.
    kocham twoje notki:)
    czekam z niecierpliwością na kolejną
    pozdrówka:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak zawsze świetny rozdział. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział ;) pozdr.

    OdpowiedzUsuń