Poderwał się
z wilgotnej kołdry. Zalany był zimnym potem.
Samochód prędko podjeżdżał pod górę.
Stromy podjazd uniemożliwił dotarcie do celu. Koła zaczęły się gwałtownie
cofać, a pojazd runął w przepaść, odbijając się od kamiennych wzniesień zbocza.
Neil.
Przetarł
oczy, spoglądając na zegarek. Czwarta trzydzieści pięć. Niżej od linii jego
wzroku leżał Bill, pogrążony w głębokim śnie. Adam opadł na gorącą poduszkę,
próbując odpędzić od siebie wizje, które przed chwilą go naszły.
Leżał przez
ponad dwadzieścia minut, nie mogąc zmrużyć oka. Choć mentalna więź jaka łączyła
go z Neilem nie była tak intensywna jak ta łącząca braci Kaulitz, kiedy
przychodził zły sen, przychodziły także obawy. Niemal za każdym razem nocne
koszmary zwiastowały wydarzenia, których pragnąłby uniknąć. Nie wiedział, gdzie
znajduje się granica między troską a przewrażliwieniem.
Zsunął nogi
z łóżka, czując ból w łydkach. Wydarzenia ostatniego wieczoru oraz ogólne
zmęczenie dały mu porządnie w kość. Przeciągając się w miejscu ziewnął głęboko
i wstał, narzucając na ramiona stary sweter.
Droga po
szklankę wody wydała mu się dłuższa niż zazwyczaj. Może to ze względu na
panującą wszechobecnie ciemność, pośród której czuł się źle (latarnie uliczne
szwankowały od kilku dni, a opady śniegu uniemożliwiały ich naprawę). Tylko
czekał na przerażający krzyk, mający dotrzeć do niego z każdej strony. Tak się
jednak nie stało.
Nie popadaj w paranoję. To tylko sny.
I tylko ciemność.
Spoglądał w
okno. Styczniowy śnieg prószył, sprawiając, że cała okolica pokryła się warstwą
białego puchu. Dłonie spoczęły na chłodnej ladzie, a oczy próbowały wychwycić
cokolwiek pośród panującego mroku. Jeden samochód przeciął drogę i zniknął na
najbliższym łuku.
Zadrżał, gdy
lodowate dłonie spoczęły na jego biodrach. Powieki mimowolnie opadły, a
wytężony słuch odbierał każdy, najmniejszy szmer wydobywający się spomiędzy
rozchylonych warg.
- Też nie
mogę spać.
Adam
przewrócił oczami i zacisnął powieki – Miałem zły sen.
Ciche
parsknięcie – Daj spokój. To nic nie znaczy. Czekam w łóżku.
- Chwila –
Odparł cicho, odwracając się przodem do wysokiego chłopaka. Mimo panującej
ciemności dostrzegł jego błyszczące tęczówki i czarne plamy rozmazanego
makijażu wokół oczu. Całkiem przyjemne ukłucie w klatce piersiowej.
- Jesteś
wspaniałym chłopakiem.
Bill patrzył
z niezrozumieniem, po czym przechylił głowę na bok – Adam, dobrze się czujesz?
Lambert
zwrócił się w stronę okna, nadal obejmując wokalistę w pasie. Podsadził go na
ladę i zwinnym ruchem wpił swoje wargi w miękką skórę jego szyi. Szczupłe nogi objęły jego pas, a ciało spięło
się pod wpływem przyjemnego doznania.
- Kochanie,
czy możemy dziś…
- Nie
przestawaj – Usłyszał cichy szept, gdy chude palce wplotły się w jego włosy i
przyciągnęły głowę do swoich ust. Bez chwili zastanowienia wcisnęli języki
wzajemnie między rozpalone wargi.
Dźwięk
telefonu. Na to czekał i tego się obawiał. Zimny pot momentalnie pojawił się na
jego plecach, a ciało uległo sparaliżowaniu. Słyszał swoje imię wypowiadane z
charakterystycznym akcentem. Porwał się w kierunku komórki, którą zostawił w
salonie. Wiedział, że to Neil. Że sny były proroctwem. Nie patrząc na wyświetlacz
nacisnął zieloną słuchawkę.
- Słucham?
Co się stało?
Charczący
odgłos.
- Halo?
- Tsss… Weź
mnie stąd, trzeba zapłacić, bo policja będzie… weź tu, ten klub co…
- Tommy? –
Ciężar spadł mu z serca. Odetchnął – Mów jaśniej.
- No szampan
drogi, cholera! I portfel zniknął, teraz nie mogę wyjść… Giddle, przyjedź.
- Zaraz będę
– Westchnął, zrywając połączenie – Bill? – Zawołał, wracając do kuchni – Musimy
jechać. Tommy się upił i ma problemy.
Kaulitz
założył ręce na piersi – Jest środek nocy, a ty mówisz „jedziemy”?
Brunet
wzruszył ramionami – Nie musisz, jeśli chcesz wrócić do łóżka.
- Do jasnej
cholery, to nie jest dziecko, żebyś musiał się nim zajmować jak niańka! Nie
przerywaj mi! – Uniósł głos, gdy Adam próbował wejść mu w słowo – Przyjąłem do
wiadomości, że nie zamierzacie tracić kontaktu i dobrych relacji, ale żebyś w
środku nocy odbierał go z imprez na których zachlał, to już drobna przesada.
Adam wziął
głęboki oddech, starając się zachować stalowe nerwy. Zacisnął dłonie w pięści.
- Jedziesz
ze mną czy mam ruszać sam?
Brązowe oczy
zapłonęły. Wiedział, że Lambert się nie ugnie, a kolejne starcie nie przyniesie
niczego dobrego. Poszedł w stronę garderoby, po drodze uderzając pięścią w
miękkie skrzydło szafy.
***
Nie odzywali
się do siebie przez całą drogę. Nie było mowy nawet o zmęczeniu – napięta
atmosfera sprawiła, że ich serca biły jak oszalałe. Giddle. Miejski klub, w którym
Tommy spędzał większość swojego wolnego czasu od momentu, gdy Kris zajął się
swoim życiem i nabierającą tempa karierą.
Wspólnie
przekroczyli próg pomieszczenia, gdzie uderzył w nich zapach ostrego,
papierosowego dymu. Zaczęli się rozglądać, by odnaleźć wśród tłumu jednego
chłopaka. Nie musieli tracić zbyt wiele czasu.
Dwóch
ochroniarzy stało ponad drobnym blondynem, przysypiającym na kanapie.
- No, bierz
swoją śpiącą królewnę i znikamy stąd – Rzekł Bill, jednak jego głos zaginął
pośród głośnej muzyki. Adam, rozpychając się między stolikami podszedł do
mężczyzn. W pewnym momencie rozłożył ręce i odwrócił się w stronę Kaulitza,
machając w jego stronę. Szczupły chłopak niechętnie zbliżył się, patrząc z
pogardą na Ratliffa.
- Masz
pięćset dolarów przy sobie?
- Ile?! –
Wrzasnął na tyle głośno, że wszyscy wkoło obejrzeli się na niego – Tyle nie
przewaliłem nawet na nową kolekcję Gucciego!
- Nie chcę
mieć policji na głowie – Odparł Adam, patrząc w oczy chłopaka – Oddam ci te
pieniądze, proszę.
Dwóch
mężczyzn patrzyło na niego wyczekująco. Zacisnął zęby i wyciągnął portfel,
przeszukując banknoty. Wcisnął je w rękę czarnowłosemu, po czym odwrócił się na
pięcie i zniknął wśród tłumu.
Adam starał
się unikać skupiania na sobie większej uwagi. Kucnął przy basiście, klepiąc go
po twarzy.
- Halo?
Wracamy do domu, tak?
- M…
- Tommy,
dasz radę sam wstać?
- Yh...
- Rozumiem –
Westchnął i wstał, biorąc drobnego mężczyznę na ręce. Przecisnął się przez
tańczący tłum i pchnął wyjściowe drzwi, trafiając od razu na parking – Ty
gówniarzu – Mruknął do siebie, stawiając blondyna na ziemi – Robisz mi same
problemy, wiesz?
- Dzięki… -
Usłyszał jedynie niewyraźny bełkot. Mocno objął blondyna i powoli szedł z nim w
stronę samochodu, gdzie miejsce pasażera zajmował Bill. Piosenkarz podszedł do
auta, mocując się z drzwiami. Nie chciał prosić o pomóc, nie miał na to odwagi.
Ułożył Ratliffa na tylnym siedzeniu i obszedł samochód siadając w fotelu
kierowcy.
- Nie
pozwoliłem tu palić – Rzekł ostrzegawczo w stronę Billa, który nie zareagował
na uwagę. Lambert chłodnym wzrokiem patrzył na drogę przed sobą. Wcisnął
sprzęgło i dodał gazu, ruszając w stronę domu.
- Jeszcze
powiedz, że wieziemy go do ciebie – Rzekł Kaulitz.
- No a
gdzie? Mam go wyrzucić na stacji benzynowej?
- Ja
pierdolę to, gdzie ty go wyrzucisz – Warknął Bill – Coś mi się chyba należy.
Adam
westchnął głośno i po przejechaniu niespełna kilometra zatrzymał auto na
poboczu. Rozpiął pasy bezpieczeństwa – Wysiadaj.
Kaulitz
szeroko otworzył oczy – Chcesz mnie wyrzucić na środku drogi w samym środku
nocy?
- Wyjdź –
Rzekł stanowczo, również opuszczając samochód. Bill zdezorientowany otworzył
drzwi i stanął na krawędzi asfaltu pokrytego cienką warstwą puchu. Rzucił
papierosa za siebie, po czym obserwował zachowanie Adama. Brunet obszedł auto i
przycisnął chłopaka do karoserii. Kaulitz nigdy nie widział w tych niebieskich
oczach takiej agresji.
- Nie –
Rzekł, gdy męska dłoń rozpinała pasek jego spodni – Nie! – Szarpnął się, lecz
zdało się to na nic. Tylko on, silniejszy mężczyzna i śpiący na tylnym
siedzeniu pijany trzydziestolatek. Krawędź metalowej karoserii wbijała się w
linię pod jego łopatkami, a serce biło mocniej niż zwykle. Sprzączka
zabrzęczała dźwięcznie, a strach zalał jego ciało. Nie był to jednak strach,
który go przerażał; było w nim coś wyjątkowo podniecającego. Surowy wyraz
twarzy, oczy przeszywające jego duszę na wskroś i zwinna dłoń, która wślizgnęła
się pod bieliznę. Rozchylił wargi, nie opuszczając powiek. Czuł, że jego kolana
zaczynają drżeć. Masywne palce śmiało objęły całą długość jego członka i zaczęły
go mocno masować. Spomiędzy suchych warg zaczęły wydobywać się pojedyncze jęki,
które Adam stłumił, przyciskając dłoń do ust Kaulitza. Brązowe oczy stały się
zamglone i po zaledwie kilku kolejnych ruchach ręka starszego z dwojga pokryła
się gorącym, gęstym płynem. Chude ciało zadrżało kilkukrotnie i spięło się.
- Wsiadaj do
samochodu.
Jedyne
słowa, jakie do niego dotarły. Wziął głęboki oddech, otworzył drzwi i opadł na
miękki fotel, nie unosząc powiek. Czuł się beznadziejnie, gdy zabawa z nim
trwałą tak krótko. Nie mógł jednak nic sobie zarzucić – obecność takiego
mężczyzny jak Adam działała na niego piorunująco.
***
- Nie
zostawię go w samochodzie.
- W naszej
sypialni również nie będzie spał.
- Mam kanapę
– Rzekł Adam, wyciągając Tommy’ego z tylnego siedzenia. Powolnym krokiem
dotarli do domu. Słońce jeszcze nie wzeszło, jednak niebo stało się nieco
jaśniejsze. Przybrało szarawą barwę. Lambert miał dość tej nocy, dopiero teraz
zaczął czuć szczypanie pod powiekami. Spojrzał na przyjaciela. Blondyn wtulił
się w miękką poduszkę i nie zbudził go nawet dźwięk telefonu. Adam niechętnie
złapał komórkę i wcisnął przycisk z zieloną słuchawką.
- Tak?
- Adam, mamy
kłopoty – Rzekł zaniepokojony głos żony Neila.
Marona
Kurde, jak ja bym chciała zagłębić się w tym opowiadaniu i czytać przez całą noc! I czytać, i czytać, i czytać... Ach, marzenie. To jest tak wciągające, że zawsze, gdy kończy się odcinek mam ochotę krzyknąć ze złości, bo pragnę pochłonąć więcej tych literek, które składają się na rozdziały cudnej i niepowtarzalnej Bariery Zmysłów. A teraz muszę czekać do kolejnej soboty albo niedzieli, by cieszyć oczy nowym odcinkiem.
OdpowiedzUsuńNiech wam wena dopisuje!
Jednak te sny są prorocze?
OdpowiedzUsuńUwielbiam Billa takiego zazdrosnego <3
Biedny Neil. Mam nadzieję, że wszystko się ułoży.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na nowe notki. <3