niedziela, 30 września 2012

56. Niespokojna noc



Poderwał się z wilgotnej kołdry. Zalany był zimnym potem.
Samochód prędko podjeżdżał pod górę. Stromy podjazd uniemożliwił dotarcie do celu. Koła zaczęły się gwałtownie cofać, a pojazd runął w przepaść, odbijając się od kamiennych wzniesień zbocza. Neil.
Przetarł oczy, spoglądając na zegarek. Czwarta trzydzieści pięć. Niżej od linii jego wzroku leżał Bill, pogrążony w głębokim śnie. Adam opadł na gorącą poduszkę, próbując odpędzić od siebie wizje, które przed chwilą go naszły.
Leżał przez ponad dwadzieścia minut, nie mogąc zmrużyć oka. Choć mentalna więź jaka łączyła go z Neilem nie była tak intensywna jak ta łącząca braci Kaulitz, kiedy przychodził zły sen, przychodziły także obawy. Niemal za każdym razem nocne koszmary zwiastowały wydarzenia, których pragnąłby uniknąć. Nie wiedział, gdzie znajduje się granica między troską a przewrażliwieniem.
Zsunął nogi z łóżka, czując ból w łydkach. Wydarzenia ostatniego wieczoru oraz ogólne zmęczenie dały mu porządnie w kość. Przeciągając się w miejscu ziewnął głęboko i wstał, narzucając na ramiona stary sweter.
Droga po szklankę wody wydała mu się dłuższa niż zazwyczaj. Może to ze względu na panującą wszechobecnie ciemność, pośród której czuł się źle (latarnie uliczne szwankowały od kilku dni, a opady śniegu uniemożliwiały ich naprawę). Tylko czekał na przerażający krzyk, mający dotrzeć do niego z każdej strony. Tak się jednak nie stało.
Nie popadaj w paranoję. To tylko sny. I tylko ciemność.
Spoglądał w okno. Styczniowy śnieg prószył, sprawiając, że cała okolica pokryła się warstwą białego puchu. Dłonie spoczęły na chłodnej ladzie, a oczy próbowały wychwycić cokolwiek pośród panującego mroku. Jeden samochód przeciął drogę i zniknął na najbliższym łuku.
Zadrżał, gdy lodowate dłonie spoczęły na jego biodrach. Powieki mimowolnie opadły, a wytężony słuch odbierał każdy, najmniejszy szmer wydobywający się spomiędzy rozchylonych warg.
- Też nie mogę spać.
Adam przewrócił oczami i zacisnął powieki – Miałem zły sen.
Ciche parsknięcie – Daj spokój. To nic nie znaczy. Czekam w łóżku.
- Chwila – Odparł cicho, odwracając się przodem do wysokiego chłopaka. Mimo panującej ciemności dostrzegł jego błyszczące tęczówki i czarne plamy rozmazanego makijażu wokół oczu. Całkiem przyjemne ukłucie w klatce piersiowej.
- Jesteś wspaniałym chłopakiem.
Bill patrzył z niezrozumieniem, po czym przechylił głowę na bok – Adam, dobrze się czujesz?
Lambert zwrócił się w stronę okna, nadal obejmując wokalistę w pasie. Podsadził go na ladę i zwinnym ruchem wpił swoje wargi w miękką skórę jego szyi.  Szczupłe nogi objęły jego pas, a ciało spięło się pod wpływem przyjemnego doznania.
- Kochanie, czy możemy dziś…
- Nie przestawaj – Usłyszał cichy szept, gdy chude palce wplotły się w jego włosy i przyciągnęły głowę do swoich ust. Bez chwili zastanowienia wcisnęli języki wzajemnie między rozpalone wargi.
Dźwięk telefonu. Na to czekał i tego się obawiał. Zimny pot momentalnie pojawił się na jego plecach, a ciało uległo sparaliżowaniu. Słyszał swoje imię wypowiadane z charakterystycznym akcentem. Porwał się w kierunku komórki, którą zostawił w salonie. Wiedział, że to Neil. Że sny były proroctwem. Nie patrząc na wyświetlacz nacisnął zieloną słuchawkę.
- Słucham? Co się stało?
Charczący odgłos.
- Halo?
- Tsss… Weź mnie stąd, trzeba zapłacić, bo policja będzie… weź tu, ten klub co…
- Tommy? – Ciężar spadł mu z serca. Odetchnął – Mów jaśniej.
- No szampan drogi, cholera! I portfel zniknął, teraz nie mogę wyjść… Giddle, przyjedź.
- Zaraz będę – Westchnął, zrywając połączenie – Bill? – Zawołał, wracając do kuchni – Musimy jechać. Tommy się upił i ma problemy.
Kaulitz założył ręce na piersi – Jest środek nocy, a ty mówisz „jedziemy”?
Brunet wzruszył ramionami – Nie musisz, jeśli chcesz wrócić do łóżka.
- Do jasnej cholery, to nie jest dziecko, żebyś musiał się nim zajmować jak niańka! Nie przerywaj mi! – Uniósł głos, gdy Adam próbował wejść mu w słowo – Przyjąłem do wiadomości, że nie zamierzacie tracić kontaktu i dobrych relacji, ale żebyś w środku nocy odbierał go z imprez na których zachlał, to już drobna przesada.
Adam wziął głęboki oddech, starając się zachować stalowe nerwy. Zacisnął dłonie w pięści.
- Jedziesz ze mną czy mam ruszać sam?
Brązowe oczy zapłonęły. Wiedział, że Lambert się nie ugnie, a kolejne starcie nie przyniesie niczego dobrego. Poszedł w stronę garderoby, po drodze uderzając pięścią w miękkie skrzydło szafy.
***
Nie odzywali się do siebie przez całą drogę. Nie było mowy nawet o zmęczeniu – napięta atmosfera sprawiła, że ich serca biły jak oszalałe. Giddle. Miejski klub, w którym Tommy spędzał większość swojego wolnego czasu od momentu, gdy Kris zajął się swoim życiem i nabierającą tempa karierą.
Wspólnie przekroczyli próg pomieszczenia, gdzie uderzył w nich zapach ostrego, papierosowego dymu. Zaczęli się rozglądać, by odnaleźć wśród tłumu jednego chłopaka. Nie musieli tracić zbyt wiele czasu.
Dwóch ochroniarzy stało ponad drobnym blondynem, przysypiającym na kanapie.
- No, bierz swoją śpiącą królewnę i znikamy stąd – Rzekł Bill, jednak jego głos zaginął pośród głośnej muzyki. Adam, rozpychając się między stolikami podszedł do mężczyzn. W pewnym momencie rozłożył ręce i odwrócił się w stronę Kaulitza, machając w jego stronę. Szczupły chłopak niechętnie zbliżył się, patrząc z pogardą na Ratliffa.
- Masz pięćset dolarów przy sobie?
- Ile?! – Wrzasnął na tyle głośno, że wszyscy wkoło obejrzeli się na niego – Tyle nie przewaliłem nawet na nową kolekcję Gucciego!
- Nie chcę mieć policji na głowie – Odparł Adam, patrząc w oczy chłopaka – Oddam ci te pieniądze, proszę.
Dwóch mężczyzn patrzyło na niego wyczekująco. Zacisnął zęby i wyciągnął portfel, przeszukując banknoty. Wcisnął je w rękę czarnowłosemu, po czym odwrócił się na pięcie i zniknął wśród tłumu.
Adam starał się unikać skupiania na sobie większej uwagi. Kucnął przy basiście, klepiąc go po twarzy.
- Halo? Wracamy do domu, tak?
- M…
- Tommy, dasz radę sam wstać?
- Yh...
- Rozumiem – Westchnął i wstał, biorąc drobnego mężczyznę na ręce. Przecisnął się przez tańczący tłum i pchnął wyjściowe drzwi, trafiając od razu na parking – Ty gówniarzu – Mruknął do siebie, stawiając blondyna na ziemi – Robisz mi same problemy, wiesz?
- Dzięki… - Usłyszał jedynie niewyraźny bełkot. Mocno objął blondyna i powoli szedł z nim w stronę samochodu, gdzie miejsce pasażera zajmował Bill. Piosenkarz podszedł do auta, mocując się z drzwiami. Nie chciał prosić o pomóc, nie miał na to odwagi. Ułożył Ratliffa na tylnym siedzeniu i obszedł samochód siadając w fotelu kierowcy.
- Nie pozwoliłem tu palić – Rzekł ostrzegawczo w stronę Billa, który nie zareagował na uwagę. Lambert chłodnym wzrokiem patrzył na drogę przed sobą. Wcisnął sprzęgło i dodał gazu, ruszając w stronę domu.
- Jeszcze powiedz, że wieziemy go do ciebie – Rzekł Kaulitz.
- No a gdzie? Mam go wyrzucić na stacji benzynowej?
- Ja pierdolę to, gdzie ty go wyrzucisz – Warknął Bill – Coś mi się chyba należy.
Adam westchnął głośno i po przejechaniu niespełna kilometra zatrzymał auto na poboczu. Rozpiął pasy bezpieczeństwa – Wysiadaj.
Kaulitz szeroko otworzył oczy – Chcesz mnie wyrzucić na środku drogi w samym środku nocy?
- Wyjdź – Rzekł stanowczo, również opuszczając samochód. Bill zdezorientowany otworzył drzwi i stanął na krawędzi asfaltu pokrytego cienką warstwą puchu. Rzucił papierosa za siebie, po czym obserwował zachowanie Adama. Brunet obszedł auto i przycisnął chłopaka do karoserii. Kaulitz nigdy nie widział w tych niebieskich oczach takiej agresji.
- Nie – Rzekł, gdy męska dłoń rozpinała pasek jego spodni – Nie! – Szarpnął się, lecz zdało się to na nic. Tylko on, silniejszy mężczyzna i śpiący na tylnym siedzeniu pijany trzydziestolatek. Krawędź metalowej karoserii wbijała się w linię pod jego łopatkami, a serce biło mocniej niż zwykle. Sprzączka zabrzęczała dźwięcznie, a strach zalał jego ciało. Nie był to jednak strach, który go przerażał; było w nim coś wyjątkowo podniecającego. Surowy wyraz twarzy, oczy przeszywające jego duszę na wskroś i zwinna dłoń, która wślizgnęła się pod bieliznę. Rozchylił wargi, nie opuszczając powiek. Czuł, że jego kolana zaczynają drżeć. Masywne palce śmiało objęły całą długość jego członka i zaczęły go mocno masować. Spomiędzy suchych warg zaczęły wydobywać się pojedyncze jęki, które Adam stłumił, przyciskając dłoń do ust Kaulitza. Brązowe oczy stały się zamglone i po zaledwie kilku kolejnych ruchach ręka starszego z dwojga pokryła się gorącym, gęstym płynem. Chude ciało zadrżało kilkukrotnie i spięło się.
- Wsiadaj do samochodu.
Jedyne słowa, jakie do niego dotarły. Wziął głęboki oddech, otworzył drzwi i opadł na miękki fotel, nie unosząc powiek. Czuł się beznadziejnie, gdy zabawa z nim trwałą tak krótko. Nie mógł jednak nic sobie zarzucić – obecność takiego mężczyzny jak Adam działała na niego piorunująco.
***
- Nie zostawię go w samochodzie.
- W naszej sypialni również nie będzie spał.
- Mam kanapę – Rzekł Adam, wyciągając Tommy’ego z tylnego siedzenia. Powolnym krokiem dotarli do domu. Słońce jeszcze nie wzeszło, jednak niebo stało się nieco jaśniejsze. Przybrało szarawą barwę. Lambert miał dość tej nocy, dopiero teraz zaczął czuć szczypanie pod powiekami. Spojrzał na przyjaciela. Blondyn wtulił się w miękką poduszkę i nie zbudził go nawet dźwięk telefonu. Adam niechętnie złapał komórkę i wcisnął przycisk z zieloną słuchawką.
- Tak?
- Adam, mamy kłopoty – Rzekł zaniepokojony głos żony Neila.
Marona

3 komentarze:

  1. Kurde, jak ja bym chciała zagłębić się w tym opowiadaniu i czytać przez całą noc! I czytać, i czytać, i czytać... Ach, marzenie. To jest tak wciągające, że zawsze, gdy kończy się odcinek mam ochotę krzyknąć ze złości, bo pragnę pochłonąć więcej tych literek, które składają się na rozdziały cudnej i niepowtarzalnej Bariery Zmysłów. A teraz muszę czekać do kolejnej soboty albo niedzieli, by cieszyć oczy nowym odcinkiem.
    Niech wam wena dopisuje!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jednak te sny są prorocze?
    Uwielbiam Billa takiego zazdrosnego <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Biedny Neil. Mam nadzieję, że wszystko się ułoży.
    Pozdrawiam i czekam na nowe notki. <3

    OdpowiedzUsuń