środa, 19 września 2012

54. Przerywając ciszę

Hej! Wybaczcie mi to spóźnienie, wraz z końcem miesiąca kończę pracę, a w dodatku będę już w połowie robienia prawka. Drache, ciebie również przepraszam, wybacz :*
Zapraszam do odcinka.


Przerywając ciszę

- Lepiej pośpij, dziś czeka nas długa noc – Rzekł Adam, składając porozrzucane ubrania – Kurtka za kilka tysięcy dolców wala się po podłodze?
- Euro, nie dolców… - Mruknął Kaulitz, przekręcając się na drugi bok – Zostaw, podłoga nie gorsza od fotela…
- Mógłbyś szanować ten cały ciuchowy bajzel, za który płacisz ciężkimi pieniędzmi.
- Daj mi spać – Odburknął Bill – Najpierw zachęcasz, a potem rozbudzasz. Zrób śniadanie.
Czarnowłosy powoli wszedł na łóżko i pochylił się nad młodym brunetem. Ucałował krawędź jego szczęki.
- Nie jesteśmy w domu. Mogę co najwyżej zamówić śniadanie.
Bill odrzucił kołdrę na bok, odsłaniając swoje nagie ciało.
- Podano do stołu.
Adam uniósł wymownie brew, po czym uśmiechnął się pod nosem. Powieki odsłoniły brązowe oczy.
- Dzień dobry, kochanie.
Lambert w odpowiedzi złożył kilka pocałunków na miękkich ustach, po czym powiódł wargami po wrażliwej na dotyk szyi. Delikatnie złapał zębami skórę na obojczyku, co spotkało się z leniwym pomrukiem.
- Jeszcze pięć minut i wstanę – Odparł Bill, bezczelnie odwracając się plecami i okrywając kołdrą aż po szyję.

***

Wspólny wyjazd był – według Adama – świetnym pomysłem. Kilka dni absolutnego oderwania się od problemów, obecności ludzi, z którymi nie chciał mieć wiele do czynienia, wieczory pełne szaleństwa i śmiechu.
Podobnie było i tej nocy. Najliczniejszą grupę w nowo otwartym klubie w samym sercu stolicy stanowili turyści. Alkohole przelewały się między stolikami, a podest zajęty był przez dziesiątki pogrążonych w zabawie ludzi.
 - No leć! – Uśmiechnął się Adam, kiwając głową w kierunku sceny. Bill wcisnął dłonie w kieszenie ciasnych jeansów.
- Weź daj spokój.
- Rozerwij się – Błysk pojawił się w niebieskich oczach – Sasha, pomóż!
Brunetka żwawym krokiem podeszła w kierunku Billa i nie pytając go o zdanie pobiegła w kierunku sceny, gdzie trwał właśnie nabór chętnych na śpiewanie karaoke.
Adam powiódł wzrokiem po rzędzie alkoholi i roześmiał się na myśl o swoim partnerze.
- Jeszcze poderwie moją piękną – Fuknął Tom, po czym z uśmiechem zerknął w kierunku Lamberta. Poprawił swoją koszulę, gładząc ją na wysokości brzucha.
- Niech podrywa. Może dzięki temu dacie subtelniejszy koncert niż zeszłej nocy.
Tom zmrużył oczy, a po chwili na jego twarzy zagościł szelmowski uśmiech.
- Szkoda tylko, że musieliśmy później słuchać was. Wierz mi, orgazmy Billa to przedostatnia rzecz, jakiej chcę słuchać.
- A co jest ostatnią?
- Śpiewanie Zoom na żywo – Mruknął, chowając twarz w dłoniach.
Bill zniknął już w tłumie przypadkowych gości, nawet Sasha nie zdołała go powstrzymać. Ostatecznie została sama na podeście, zmagając się z dość popularnym kawałkiem Elvisa Presleya.
- Korzystajmy z wolnego, póki mamy na to czas. Po powrocie czeka nas ciężka praca – Zagadnął brunet, biorąc łyk drinka. Słodki smak zadziałał na jego zmysły.
- Taka praca to przyjemność. Chyba, że zabierzesz mi Sashę – Gitarzysta zmrużył oczy.
- A ty porwiesz mi Billa – Westchnął z rozczarowaniem Adam, po czym uśmiechnął się ciepło – Dziesiątki nastoletnich fanek już czekają na wasz powrót.
Kaulitz prychnął i wzruszył ramionami. Nim zdążył podnieść szklankę, poczuł czyjeś dłonie na swoich ramionach.
- Kochanie – Brunetka ucałowała miękki policzek – Skoczmy do hotelu, zapomniałam portfela.
- Jeśli czegoś potrzebujesz, stawiam.
Przewróciła oczami - Skoczmy do hotelu, zapomniałam portfela – Powtórzyła, wyraźnie akcentując jedno ze słów. Zobaczyła w oczach Toma zadziorny błysk.
Adam westchnął ze znużeniem i machnął ręką – W takim razie do zobaczenia rano.
Kiedy po chwili para opuściła klub, czarnowłosy zagadnął do barmana.
- W poniedziałki też czynne?
Mężczyzna rzucił ścierkę pod ladę i znacząco pokiwał głową.
- To miasto nigdy nie śpi. Możecie hulać całą dobę przez siedem dni w tygodniu.
- Na tyle raczej nie starczy nam sił – Odparł z uśmiechem, po czym odwrócił głowę.
Bill z łagodnym uśmiechem szedł w jego kierunku. W tym momencie czas się zatrzymał.
Para szerokich drzwi wypadła z zawiasów, a witraże w szybach runęły na ceramiczną posadzkę, po czym rozbiły się na miliony kolorowych kawałków. Gdy rozległy się pierwsze wrzaski, zapanował huk, którego nie była w stanie zagłuszyć nawet rozbrzmiewająca latynoska muzyka. Ołowiane kule wciskały się w miękkie drewno, śrut dźwięcznie odbijał się od podłogi, na którą upadły kolejno sparaliżowane strachem ciała.
Odruch bezwarunkowy. Czarnowłosy mężczyzna rzucił się na chude ciało, po czym przycisnął je do podłogi tuż przy blacie baru. Drżąca dłoń zacisnęła się na bladych ustach Billa. Czuł wibrowanie jego głosu w okolicy przegubu. Choć wiedział, że chłopak krzyczy co sił, ten bodziec nie docierał do jego uszu. Jego otwarte oczy nie były w stanie zarejestrować niczego poza ceramicznymi płytkami, tonącymi w różnobarwnych napojach.
Cisza, która zapadła tuż po kilkunastu sekundach budziła największą grozę. W powietrzu unosił się dym i zapach prochu. Silna, męska dłoń ze wszystkich sił zakneblowała usta Billa, który skomlał cicho i trząsł się, pozostając w bezruchu. Po raz pierwszy w życiu Adam bał się otworzyć oczu. Nie wiedział co dzieje się za jego plecami. Spodziewał się dwóch scenariuszy, które nie musiały się wykluczać.
Karabin skierowany w jego plecy. A nawet jeśli nie, to seria wystrzałów, która zaraz rozpocznie drugą turę.
Dziesiątki martwych ciał.
Czuł, jak zimny pot zalewa jego ciało, a czarna koszula przykleja się do skóry. Pojedyncze krople płynęły po skroniach i czole. Ze wszystkich sił przyciskał do siebie chude ciało, które straciło jakąkolwiek zdolność do reakcji.
Kilka, może kilkanaście słów w obcym języku. Stukot metalowych podbić wielu par butów, które w popłochu opuściły lokal. I cisza, która przerażała coraz bardziej. Adam jeszcze przez dłuższą chwilę wpatrywał się hebanowe drewno, czując trudność w przełknięciu śliny. Kątem oka dostrzegł ruszające się ciała. W tym momencie widział jedynie agonalne wicie się dziesiątek rannych. Odwrócił głowę, a serce podskoczyło mu niemal do gardła. Ludzie pogrążeni w paraliżującym strachu nie podnosili się z poziomu podłogi. Do Adama nie docierał nawet chaos panujący tuż przy drzwiach.
- Bill? Bill? – powtórzył dwukrotnie, gdyż pierwsze ze słów wybrzmiało bezdźwięcznie.
Brązowe oczy były zasłonięte powiekami. Chude ciało trzęsło się, a wargi powtarzały wciąż te same słowa.
- Tom, gdzie Tom… Znajdź go… Tom…
- Jest bezpieczny – Odparł Adam, siląc się na wzmocnienie brzmienia swojego głosu – Byli poza budynkiem. Wstań, musimy się stąd wydostać – Rzekł, przyklękając na jedno kolano. Poczuł, że traci równowagę, złapał się za krawędź lady. Adrenalina nie przestawała krążyć po jego ciele. Szczupły chłopak przyciskał dłonie do twarzy i resztkami sił podparł się o mokrą od alkoholu podłogę.
- Skaleczyłeś się – Rzekł półgłosem Adam, chwytając Billa za nadgarstek. Jego dłoń krwawiła, najprawdopodobniej od kawałka szkła, które rozcięło skórę – Wydostańmy się stąd czym prędzej.
Chaos, który zapanował, nie pozwolił im na przeciśnięcie się do drzwi.
- Gdzie jest Tom… - Jęknął Bill, rozglądając się dookoła.
- W hotelu, wyszli stąd niedawno. Chodź – Rzekł, chwytając chudy nadgarstek.
- Ej, wy! – Usłyszał za sobą głos. Barman wynurzył się zza lady – Przy łazienkach jest wyjście ewakuacyjne, idźcie tamtędy – Zawołał, chwytając za telefon.
- Nie… nie – Bill był bliski histerii. Cała nerwowa atmosfera jeszcze intensywniej podsycała sięgające zenitu emocje.
- Zaufaj mi. Spójrz na mnie – Adam złapał go za ramiona – Proszę, popatrz mi w oczy.
Brązowe tęczówki błądziły, a wargi drżały nieznacznie.
- Tom…
Nie było czasu do namysłu. Przycisnął do siebie chude ciało, a powieki przysłonił swoją dłonią. Ruszył przed siebie, popychając Billa przed sobą, krok za krokiem.
- Idziemy do twojego brata. No dalej – Mówił Kaulitzowi do ucha, mijając przypadkowego chłopaka, leżącego na zimnej posadzce. Zamknięte oczy dały mu nadzieję, że być może to tylko omdlenie. Chciał mu pomóc, lecz to wiązałoby się z pozostawieniem Billa samemu sobie, a do tego nie mógł doprowadzić. Nie teraz, gdy ten młody, czarnowłosy dwudziestolatek mógł zachować się nieprzewidywalnie.
Gdy przekroczyli próg klubu i postawili stopy na miękkim piachu, uderzył w nich ciepły, lecz lekki zapach nocy. Głuchą ciszę zagłuszyły syreny wozów policyjnych i karetek pogotowia. Przyspieszyli kroku, by jak najszybciej dotrzeć do hotelu.
- Bill, wszystko gra? Może potrzebujesz pomocy? – Spytał Lambert, zwalniając kroku.
Czarnowłosy przecząco pokiwał głową, zaciskając palce na przedramionach. Nie odezwał się ani słowem. Ciemna krew pokryła nagie przedramię mokre od potu i wody.
- Zaraz będziemy na miejscu – Rzekł Lambert, próbując dodać chłopakowi otuchy. Widział przerażenie w brązowych oczach – Już tylko pięć min…
Czarnowłosy skulił się w sobie i zaczął płakać, wbijając paznokcie w miękką skórę. Adam oniemiał. Rozejrzał się dookoła, biorąc chłopaka w ramiona.
- Spokojnie. Nic nam już nie grozi.
- Tom został w środku… wróćmy po niego.
- Tom jest już w swoim pokoju, rozmawiałem z nim zanim przyszedłeś.
- Nie!
- Tak – Ton głosu Adama przybrał mocniejszy wyraz – Sasha podeszła do nas, wzięła go za rękę i poszli w stronę hotelu piętnaście minut temu. Widziałem, że wychodzą – Odparł zgodnie z prawdą – Na pewno na nas czekają.
Wzrok brązowych oczu sprawił, że przez jego plecy przeszedł zimny dreszcz.
- Nie kłamiesz?
W odpowiedzi jedynie westchnął.
- Proszę, wróćmy do pokoju czym prędzej i upewnijmy się, że wszystko jest w porządku.
Szybkim krokiem ruszyli przed siebie. Ich stopy zakopywały się w piasku, a coraz chłodniejszy wiatr owiewał rozgorączkowane ciała. W oddali ujrzeli dwie sylwetki, pędzące w ich kierunku.
- To oni – Odparł bez namysłu Adam – Widzisz?
Bill wytężył wzrok, przyspieszając kroku. Mimo bólu w nodze pobiegł przed siebie, wpadając w ramiona starszego brata.
- Boże, Tom… co to było, co się stało… - Wyszeptał, zaciskając powieki. Nigdy wcześniej nie czuł tak intensywnego szczypania oczu. Jego ciało samoistnie drżało, nie potrafił nad sobą zapanować. Nawet objęcia silnych ramion nie pozwoliły mu się uspokoić.
- Nie wiem, dosłownie kilka minut temu ludzie w hallu zaczęli mówić o strzelaninie. Nie wiem, nie mam pojęcia do czego doszło.
Sasha podbiegła do Adama – Wszystko gra? – Spytała z przejęciem, biorąc głęboki oddech.
- Jasne, nic nam nie jest – Odparł brunet – Wiecie coś na ten temat?
- Są ranni? – Odpowiedział pytaniem na pytanie Tom.
- Nie wiem, widziałem… - Brązowe oczy Billa spojrzały na niego z zaciekawieniem i jednocześnie przerażeniem.
Krew, leżące ciała, ludzie przeciskający się do drzwi, rozpychający innych łokciami, tratujących rannych.
 - Nie rozglądałem się. Chciałem tylko opuścić to miejsce – Rzekł, licząc, że to uspokoi braci.
Minęła ich grupa gapiów, którzy szli w kierunku radiowozów.

***

W pokoju brakowało jedynie Billa. Spędzał on w łazience już blisko dwadzieścia minut. Tom rozmawiał z Simone, tłumacząc jej co się stało.
- Weź idź do niego i sprawdź, czy wszystko gra – Mruknęła Sasha, kierując wzrok w stronę białych drzwi.
Adam zastanowił się chwilę, po czym podszedł i zapukał w malowane drewno.
- Potrzebujesz pomocy?
- Dam sobie… Dam radę.
Przyłożył ucho do drzwi, wsłuchując się w szum wody. Nacisnął klamkę i powoli wszedł do środka, ignorując wcześniejsze słowa Kaulitza. Brunet trzymał dłoń pod zimną wodą i usiłował wyciągnąć mały odłamek szkła spod skóry.
- Powinien to zobaczyć lekarz – Rzekł Lambert, wpatrując się w krwawiącą ranę.
- Przestań – Syknął chłopak, zanurzając igłę pod miękką skórę. Zacisnął zęby.
- To niebezpieczne, jeśli kawałek szkła wejdzie do krwio…
- Przestań pieprzyć! – Wrzasnął Kaulitz – Wypierdalaj stąd!
- Nie podnoś na mnie głosu! – Odkrzyknął Adam, przywracając chłopaka do porządku – Naucz się nad sobą panować!
Bill odwrócił głowę i westchnął cicho. Zmrużył powieki, gdy silne ramiona objęły go od tyłu.
- Bałem się…
- Wiem. Ale teraz jestem przy tobie i martwię się – Rzekł ciepłym głosem Lambert – Dlatego pozwól sobie pomóc.
- Ja chcę tylko wejść do łóżka…
- Najpierw mnie przytul – Szepnął Adam, wplatając palce w kruczoczarne włosy chłopaka.
- Ubrudzę cię, mam krew na…
- Przytul mnie – Przerwał mu brunet, po chwili otrzymując to, o co prosił – Ochłoń. Już wszystko jest w porządku.
Bill cofnął się na krok, siadając na krawędzi wanny – Nic nie jest w porządku, ciągle coś się chrzani. Uciekliśmy ze Stanów, z Niemiec i nadal prześladuje nas cholerne fatum…
- To nie fatum – Odparł Adam, siadając tuż obok – To po prostu życie. A te wszystkie piękne chwile? Spędzane ze sobą wieczory, wspólne poranki, długie kąpiele, czy to ma dla ciebie neutralny wyraz?
- Wiesz, że nie o to mi chodzi… - Bill westchnął, próbując odpędzić od siebie przykre myśli – Włącz telewizor. Jestem ciekaw co się stało.
Adam milczał dłuższą chwilę.
- Czytałem o tym w internecie. Grupa dzieciaków chciała pobawić się w gang i przestraszyć turystów.
Bill spojrzał na wokalistę, przechylając głowę – Kto im dał broń?
- Tutaj nie trzeba mieć pozwolenia na wiele rodzajów broni, kochanie – Wytłumaczył Adam, przeczesując czarne kosmyki włosów – Jest kilkunastu rannych, ale nie grozi nic poważnego. Rozmawiałem z Tomem. Doszliśmy do wniosku, że powinniśmy jutro wracać, jeśli nie będziesz miał nic przeciwko.
- Nie wiem… - Westchnął Bill – Nie wiem, jutro o tym porozmawiamy. Wyproś ich. Chcę zasnąć.
Lambert powoli wstał i podszedł do drzwi, kładąc dłoń na klamce. Zawahał się przez chwilę i odwrócił.
A gdybym zginął? Co byś zrobił? Jak byś się teraz zachował?
- Chcesz coś powiedzieć, Adam?
Niebieskie oczy zerknęły w lustro, wpatrując się w obicie brązowych tęczówek. Czując wstyd przed samym sobą i pytaniami jakie go dręczyły postanowił bez słowa opuścić łazienkę.

Marona

3 komentarze:

  1. yey! nareszcie nowy odcinek! Marona spisałaś się niesamowicie. Dramaturgia dramaturgią ale było ok! Z niecierpliwością czekam na kolejny! Weny oczywiście ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow. Warto było czekać. Nie mogę się doczekać nowej notki. Pozdrawiam i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czego jak czego, ale takiego zdarzenia się nie spodziewałam. Wszystko działo się tak szybko, troszkę chaotycznie... Może trzeba było bardziej dopieścić ten fragment z napadem, wzbogacić w więcej szczegóły?
    No, czytałam o ataku młodych gnojków i myślałam, ze pewnie coś poważnego stanie się Billowi albo Adamowi, jak to często w opowiadaniach bywa, ale nie! I Alleluja! Na szczęście wyszli z tego cało. No, może Billowi trochę się oberwało, ale przeżył. ;D Strasznie im współczuję takiego przeżycia, nawet nie jestem w stanie sobie wyobrazić co oni musieli czuć, będąc świadkami czegoś takiego. Umm.

    OdpowiedzUsuń