Hej! Wybaczcie mi to spóźnienie, wraz z końcem miesiąca kończę pracę, a w dodatku będę już w połowie robienia prawka. Drache, ciebie również przepraszam, wybacz :*
Zapraszam do odcinka.
Przerywając ciszę
- Lepiej pośpij, dziś czeka nas długa noc – Rzekł Adam,
składając porozrzucane ubrania – Kurtka za kilka tysięcy dolców wala się po
podłodze?
- Euro, nie dolców… - Mruknął Kaulitz, przekręcając się na
drugi bok – Zostaw, podłoga nie gorsza od fotela…
- Mógłbyś szanować ten cały ciuchowy bajzel, za który
płacisz ciężkimi pieniędzmi.
- Daj mi spać – Odburknął Bill – Najpierw zachęcasz, a potem
rozbudzasz. Zrób śniadanie.
Czarnowłosy powoli wszedł na łóżko i pochylił się nad młodym
brunetem. Ucałował krawędź jego szczęki.
- Nie jesteśmy w domu. Mogę co najwyżej zamówić śniadanie.
Bill odrzucił kołdrę na bok, odsłaniając swoje nagie ciało.
- Podano do stołu.
Adam uniósł wymownie brew, po czym uśmiechnął się pod nosem.
Powieki odsłoniły brązowe oczy.
- Dzień dobry, kochanie.
Lambert w odpowiedzi złożył kilka pocałunków na miękkich
ustach, po czym powiódł wargami po wrażliwej na dotyk szyi. Delikatnie złapał
zębami skórę na obojczyku, co spotkało się z leniwym pomrukiem.
- Jeszcze pięć minut i wstanę – Odparł Bill, bezczelnie
odwracając się plecami i okrywając kołdrą aż po szyję.
***
Wspólny wyjazd był – według Adama – świetnym pomysłem. Kilka
dni absolutnego oderwania się od problemów, obecności ludzi, z którymi nie
chciał mieć wiele do czynienia, wieczory pełne szaleństwa i śmiechu.
Podobnie było i tej nocy. Najliczniejszą grupę w nowo
otwartym klubie w samym sercu stolicy stanowili turyści. Alkohole przelewały
się między stolikami, a podest zajęty był przez dziesiątki pogrążonych w
zabawie ludzi.
- No leć! – Uśmiechnął
się Adam, kiwając głową w kierunku sceny. Bill wcisnął dłonie w kieszenie
ciasnych jeansów.
- Weź daj spokój.
- Rozerwij się – Błysk pojawił się w niebieskich oczach –
Sasha, pomóż!
Brunetka żwawym krokiem podeszła w kierunku Billa i nie
pytając go o zdanie pobiegła w kierunku sceny, gdzie trwał właśnie nabór
chętnych na śpiewanie karaoke.
Adam powiódł wzrokiem po rzędzie alkoholi i roześmiał się na
myśl o swoim partnerze.
- Jeszcze poderwie moją piękną – Fuknął Tom, po czym z
uśmiechem zerknął w kierunku Lamberta. Poprawił swoją koszulę, gładząc ją na
wysokości brzucha.
- Niech podrywa. Może dzięki temu dacie subtelniejszy
koncert niż zeszłej nocy.
Tom zmrużył oczy, a po chwili na jego twarzy zagościł
szelmowski uśmiech.
- Szkoda tylko, że musieliśmy później słuchać was. Wierz mi,
orgazmy Billa to przedostatnia rzecz, jakiej chcę słuchać.
- A co jest ostatnią?
- Śpiewanie Zoom na żywo – Mruknął, chowając twarz w
dłoniach.
Bill zniknął już w tłumie przypadkowych gości, nawet Sasha
nie zdołała go powstrzymać. Ostatecznie została sama na podeście, zmagając się
z dość popularnym kawałkiem Elvisa Presleya.
- Korzystajmy z wolnego, póki mamy na to czas. Po powrocie
czeka nas ciężka praca – Zagadnął brunet, biorąc łyk drinka. Słodki smak
zadziałał na jego zmysły.
- Taka praca to przyjemność. Chyba, że zabierzesz mi Sashę –
Gitarzysta zmrużył oczy.
- A ty porwiesz mi Billa – Westchnął z rozczarowaniem Adam,
po czym uśmiechnął się ciepło – Dziesiątki nastoletnich fanek już czekają na
wasz powrót.
Kaulitz prychnął i wzruszył ramionami. Nim zdążył podnieść
szklankę, poczuł czyjeś dłonie na swoich ramionach.
- Kochanie – Brunetka ucałowała miękki policzek – Skoczmy do
hotelu, zapomniałam portfela.
- Jeśli czegoś potrzebujesz, stawiam.
Przewróciła oczami - Skoczmy do hotelu, zapomniałam portfela – Powtórzyła, wyraźnie akcentując
jedno ze słów. Zobaczyła w oczach Toma zadziorny błysk.
Adam westchnął ze znużeniem i machnął ręką – W takim razie
do zobaczenia rano.
Kiedy po chwili para opuściła klub, czarnowłosy zagadnął do
barmana.
- W poniedziałki też czynne?
Mężczyzna rzucił ścierkę pod ladę i znacząco pokiwał głową.
- To miasto nigdy nie śpi. Możecie hulać całą dobę przez
siedem dni w tygodniu.
- Na tyle raczej nie starczy nam sił – Odparł z uśmiechem,
po czym odwrócił głowę.
Bill z łagodnym uśmiechem szedł w jego kierunku. W tym
momencie czas się zatrzymał.
Para szerokich drzwi wypadła z zawiasów, a witraże w szybach
runęły na ceramiczną posadzkę, po czym rozbiły się na miliony kolorowych
kawałków. Gdy rozległy się pierwsze wrzaski, zapanował huk, którego nie była w
stanie zagłuszyć nawet rozbrzmiewająca latynoska muzyka. Ołowiane kule wciskały
się w miękkie drewno, śrut dźwięcznie odbijał się od podłogi, na którą upadły
kolejno sparaliżowane strachem ciała.
Odruch bezwarunkowy. Czarnowłosy mężczyzna rzucił się na
chude ciało, po czym przycisnął je do podłogi tuż przy blacie baru. Drżąca dłoń
zacisnęła się na bladych ustach Billa. Czuł wibrowanie jego głosu w okolicy
przegubu. Choć wiedział, że chłopak krzyczy co sił, ten bodziec nie docierał do
jego uszu. Jego otwarte oczy nie były w stanie zarejestrować niczego poza ceramicznymi
płytkami, tonącymi w różnobarwnych napojach.
Cisza, która zapadła tuż po kilkunastu sekundach budziła
największą grozę. W powietrzu unosił się dym i zapach prochu. Silna, męska dłoń
ze wszystkich sił zakneblowała usta Billa, który skomlał cicho i trząsł się,
pozostając w bezruchu. Po raz pierwszy w życiu Adam bał się otworzyć oczu. Nie
wiedział co dzieje się za jego plecami. Spodziewał się dwóch scenariuszy, które
nie musiały się wykluczać.
Karabin skierowany w jego plecy. A nawet jeśli nie, to seria
wystrzałów, która zaraz rozpocznie drugą turę.
Dziesiątki martwych ciał.
Czuł, jak zimny pot zalewa jego ciało, a czarna koszula
przykleja się do skóry. Pojedyncze krople płynęły po skroniach i czole. Ze
wszystkich sił przyciskał do siebie chude ciało, które straciło jakąkolwiek
zdolność do reakcji.
Kilka, może kilkanaście słów w obcym języku. Stukot
metalowych podbić wielu par butów, które w popłochu opuściły lokal. I cisza,
która przerażała coraz bardziej. Adam jeszcze przez dłuższą chwilę wpatrywał
się hebanowe drewno, czując trudność w przełknięciu śliny. Kątem oka dostrzegł
ruszające się ciała. W tym momencie widział jedynie agonalne wicie się
dziesiątek rannych. Odwrócił głowę, a serce podskoczyło mu niemal do gardła.
Ludzie pogrążeni w paraliżującym strachu nie podnosili się z poziomu podłogi. Do
Adama nie docierał nawet chaos panujący tuż przy drzwiach.
- Bill? Bill? – powtórzył dwukrotnie, gdyż pierwsze ze słów
wybrzmiało bezdźwięcznie.
Brązowe oczy były zasłonięte powiekami. Chude ciało trzęsło
się, a wargi powtarzały wciąż te same słowa.
- Tom, gdzie Tom… Znajdź go… Tom…
- Jest bezpieczny – Odparł Adam, siląc się na wzmocnienie
brzmienia swojego głosu – Byli poza budynkiem. Wstań, musimy się stąd wydostać
– Rzekł, przyklękając na jedno kolano. Poczuł, że traci równowagę, złapał się
za krawędź lady. Adrenalina nie przestawała krążyć po jego ciele. Szczupły
chłopak przyciskał dłonie do twarzy i resztkami sił podparł się o mokrą od
alkoholu podłogę.
- Skaleczyłeś się – Rzekł półgłosem Adam, chwytając Billa za
nadgarstek. Jego dłoń krwawiła, najprawdopodobniej od kawałka szkła, które
rozcięło skórę – Wydostańmy się stąd czym prędzej.
Chaos, który zapanował, nie pozwolił im na przeciśnięcie się
do drzwi.
- Gdzie jest Tom… - Jęknął Bill, rozglądając się dookoła.
- W hotelu, wyszli stąd niedawno. Chodź – Rzekł, chwytając
chudy nadgarstek.
- Ej, wy! – Usłyszał za sobą głos. Barman wynurzył się zza
lady – Przy łazienkach jest wyjście ewakuacyjne, idźcie tamtędy – Zawołał,
chwytając za telefon.
- Nie… nie – Bill był bliski histerii. Cała nerwowa
atmosfera jeszcze intensywniej podsycała sięgające zenitu emocje.
- Zaufaj mi. Spójrz na mnie – Adam złapał go za ramiona –
Proszę, popatrz mi w oczy.
Brązowe tęczówki błądziły, a wargi drżały nieznacznie.
- Tom…
Nie było czasu do namysłu. Przycisnął do siebie chude ciało,
a powieki przysłonił swoją dłonią. Ruszył przed siebie, popychając Billa przed
sobą, krok za krokiem.
- Idziemy do twojego brata. No dalej – Mówił Kaulitzowi do
ucha, mijając przypadkowego chłopaka, leżącego na zimnej posadzce. Zamknięte
oczy dały mu nadzieję, że być może to tylko omdlenie. Chciał mu pomóc, lecz to
wiązałoby się z pozostawieniem Billa samemu sobie, a do tego nie mógł
doprowadzić. Nie teraz, gdy ten młody, czarnowłosy dwudziestolatek mógł
zachować się nieprzewidywalnie.
Gdy przekroczyli próg klubu i postawili stopy na miękkim
piachu, uderzył w nich ciepły, lecz lekki zapach nocy. Głuchą ciszę zagłuszyły
syreny wozów policyjnych i karetek pogotowia. Przyspieszyli kroku, by jak
najszybciej dotrzeć do hotelu.
- Bill, wszystko gra? Może potrzebujesz pomocy? – Spytał
Lambert, zwalniając kroku.
Czarnowłosy przecząco pokiwał głową, zaciskając palce na
przedramionach. Nie odezwał się ani słowem. Ciemna krew pokryła nagie
przedramię mokre od potu i wody.
- Zaraz będziemy na miejscu – Rzekł Lambert, próbując dodać
chłopakowi otuchy. Widział przerażenie w brązowych oczach – Już tylko pięć min…
Czarnowłosy skulił się w sobie i zaczął płakać, wbijając
paznokcie w miękką skórę. Adam oniemiał. Rozejrzał się dookoła, biorąc chłopaka
w ramiona.
- Spokojnie. Nic nam już nie grozi.
- Tom został w środku… wróćmy po niego.
- Tom jest już w swoim pokoju, rozmawiałem z nim zanim
przyszedłeś.
- Nie!
- Tak – Ton głosu Adama przybrał mocniejszy wyraz – Sasha
podeszła do nas, wzięła go za rękę i poszli w stronę hotelu piętnaście minut
temu. Widziałem, że wychodzą – Odparł zgodnie z prawdą – Na pewno na nas
czekają.
Wzrok brązowych oczu sprawił, że przez jego plecy przeszedł
zimny dreszcz.
- Nie kłamiesz?
W odpowiedzi jedynie westchnął.
- Proszę, wróćmy do pokoju czym prędzej i upewnijmy się, że
wszystko jest w porządku.
Szybkim krokiem ruszyli przed siebie. Ich stopy zakopywały
się w piasku, a coraz chłodniejszy wiatr owiewał rozgorączkowane ciała. W
oddali ujrzeli dwie sylwetki, pędzące w ich kierunku.
- To oni – Odparł bez namysłu Adam – Widzisz?
Bill wytężył wzrok, przyspieszając kroku. Mimo bólu w nodze
pobiegł przed siebie, wpadając w ramiona starszego brata.
- Boże, Tom… co to było, co się stało… - Wyszeptał,
zaciskając powieki. Nigdy wcześniej nie czuł tak intensywnego szczypania oczu.
Jego ciało samoistnie drżało, nie potrafił nad sobą zapanować. Nawet objęcia
silnych ramion nie pozwoliły mu się uspokoić.
- Nie wiem, dosłownie kilka minut temu ludzie w hallu
zaczęli mówić o strzelaninie. Nie wiem, nie mam pojęcia do czego doszło.
Sasha podbiegła do Adama – Wszystko gra? – Spytała z przejęciem,
biorąc głęboki oddech.
- Jasne, nic nam nie jest – Odparł brunet – Wiecie coś na
ten temat?
- Są ranni? – Odpowiedział pytaniem na pytanie Tom.
- Nie wiem, widziałem… - Brązowe oczy Billa spojrzały na
niego z zaciekawieniem i jednocześnie przerażeniem.
Krew, leżące ciała,
ludzie przeciskający się do drzwi, rozpychający innych łokciami, tratujących
rannych.
- Nie rozglądałem
się. Chciałem tylko opuścić to miejsce – Rzekł, licząc, że to uspokoi braci.
Minęła ich grupa gapiów, którzy szli w kierunku radiowozów.
***
W pokoju brakowało jedynie Billa. Spędzał on w łazience już
blisko dwadzieścia minut. Tom rozmawiał z Simone, tłumacząc jej co się stało.
- Weź idź do niego i sprawdź, czy wszystko gra – Mruknęła
Sasha, kierując wzrok w stronę białych drzwi.
Adam zastanowił się chwilę, po czym podszedł i zapukał w
malowane drewno.
- Potrzebujesz pomocy?
- Dam sobie… Dam radę.
Przyłożył ucho do drzwi, wsłuchując się w szum wody.
Nacisnął klamkę i powoli wszedł do środka, ignorując wcześniejsze słowa
Kaulitza. Brunet trzymał dłoń pod zimną wodą i usiłował wyciągnąć mały odłamek
szkła spod skóry.
- Powinien to zobaczyć lekarz – Rzekł Lambert, wpatrując się
w krwawiącą ranę.
- Przestań – Syknął chłopak,
zanurzając igłę pod miękką skórę. Zacisnął zęby.
- To niebezpieczne, jeśli kawałek szkła wejdzie do krwio…
- Przestań pieprzyć! – Wrzasnął Kaulitz – Wypierdalaj stąd!
- Nie podnoś na mnie głosu! – Odkrzyknął Adam, przywracając
chłopaka do porządku – Naucz się nad sobą panować!
Bill odwrócił głowę i westchnął cicho. Zmrużył powieki, gdy
silne ramiona objęły go od tyłu.
- Bałem się…
- Wiem. Ale teraz jestem przy tobie i martwię się – Rzekł
ciepłym głosem Lambert – Dlatego pozwól sobie pomóc.
- Ja chcę tylko wejść do łóżka…
- Najpierw mnie przytul – Szepnął Adam, wplatając palce w
kruczoczarne włosy chłopaka.
- Ubrudzę cię, mam krew na…
- Przytul mnie – Przerwał mu brunet, po chwili otrzymując
to, o co prosił – Ochłoń. Już wszystko jest w porządku.
Bill cofnął się na krok, siadając na krawędzi wanny – Nic
nie jest w porządku, ciągle coś się chrzani. Uciekliśmy ze Stanów, z Niemiec i
nadal prześladuje nas cholerne fatum…
- To nie fatum – Odparł Adam, siadając tuż obok – To po
prostu życie. A te wszystkie piękne chwile? Spędzane ze sobą wieczory, wspólne
poranki, długie kąpiele, czy to ma dla ciebie neutralny wyraz?
- Wiesz, że nie o to mi chodzi… - Bill westchnął, próbując
odpędzić od siebie przykre myśli – Włącz telewizor. Jestem ciekaw co się stało.
Adam milczał dłuższą chwilę.
- Czytałem o tym w internecie. Grupa dzieciaków chciała
pobawić się w gang i przestraszyć turystów.
Bill spojrzał na wokalistę, przechylając głowę – Kto im dał
broń?
- Tutaj nie trzeba mieć pozwolenia na wiele rodzajów broni,
kochanie – Wytłumaczył Adam, przeczesując czarne kosmyki włosów – Jest kilkunastu
rannych, ale nie grozi nic poważnego. Rozmawiałem z Tomem. Doszliśmy do
wniosku, że powinniśmy jutro wracać, jeśli nie będziesz miał nic przeciwko.
- Nie wiem… - Westchnął Bill – Nie wiem, jutro o tym
porozmawiamy. Wyproś ich. Chcę zasnąć.
Lambert powoli wstał i podszedł do drzwi, kładąc dłoń na
klamce. Zawahał się przez chwilę i odwrócił.
A gdybym zginął? Co
byś zrobił? Jak byś się teraz zachował?
- Chcesz coś powiedzieć, Adam?
Niebieskie oczy zerknęły w lustro, wpatrując się w obicie
brązowych tęczówek. Czując wstyd przed samym sobą i pytaniami jakie go dręczyły
postanowił bez słowa opuścić łazienkę.
yey! nareszcie nowy odcinek! Marona spisałaś się niesamowicie. Dramaturgia dramaturgią ale było ok! Z niecierpliwością czekam na kolejny! Weny oczywiście ;)
OdpowiedzUsuńWow. Warto było czekać. Nie mogę się doczekać nowej notki. Pozdrawiam i życzę weny.
OdpowiedzUsuńCzego jak czego, ale takiego zdarzenia się nie spodziewałam. Wszystko działo się tak szybko, troszkę chaotycznie... Może trzeba było bardziej dopieścić ten fragment z napadem, wzbogacić w więcej szczegóły?
OdpowiedzUsuńNo, czytałam o ataku młodych gnojków i myślałam, ze pewnie coś poważnego stanie się Billowi albo Adamowi, jak to często w opowiadaniach bywa, ale nie! I Alleluja! Na szczęście wyszli z tego cało. No, może Billowi trochę się oberwało, ale przeżył. ;D Strasznie im współczuję takiego przeżycia, nawet nie jestem w stanie sobie wyobrazić co oni musieli czuć, będąc świadkami czegoś takiego. Umm.