Hej, przybywam z kolejnym odcinkiem, ale najpierw ogłoszenie. :) Założyłam ogólnego fanpage'a swojej "twórczości" (opowiadania i inne prace). Jeśli chcielibyście być powiadamiani o kolejnych odcinkach Bariery Zmysłów i/lub Sierotki, zapraszam do lajknięcia. :)
Pozdrawiam i życzę miłej lektury kolejnego odcinka! :)
51. Spięcie
- Tom, zanieś
to na stół.
- Dlaczego
znowu ja?
- Bo tu
stoisz.
- Sam to
zanieś.
- Jestem
zajęty.
- Ja też.
- Tom, do
jasnej cholery, zanieś to na stół!
Im bliżej
godziny zero, tym bardziej można było odczuć panującą wokół nerwową atmosferę.
Bliźniacy już od jakiegoś czasu skakali sobie do oczu, tym samym nieustannie
odrywając Adama i Sashę od przedimprezowych przygotowań.
- Tom, do
mnie! – tancerka podniosła głos, zwracając na siebie uwagę walczących braci.
- Już idę,
kochanie. Z tobą policzę się później… - zagroził na koniec i zniknął za
drzwiami. Bill westchnął i wrócił do rozkładania papierowych kubeczków na
ladzie. U jego boku pojawił się starszy brunet.
- Moglibyście
przestać się kłócić. Straszycie nas – zakomunikował, położywszy dłoń na
ramieniu wokalisty.
- Straszymy? –
zdziwił się. Lambert kiwnął głową.
- Krzyczycie
po niemiecku. Wiesz jakie to stresujące dla kogoś, kto nie rozumie z tego ani
słowa?
- To się naucz
– burknął tylko.
- Ale on
brzmi, jakby się chciało kogoś zabić!
Brązowe
tęczówki zwróciły się ku niebieskim. To był zły ruch.
- Daję ci
pięść sekund na ucieczkę w bezpieczne miejsce…
Finalista
Idola uśmiechnął się chytrze.
- Ale tak
jest! – bronił się. – A podczas seksu to w ogóle brzmi jak kiepskiej klasy por…
Ała!
- Wynoś się
stąd!!!
Ścierka poszła
w ruch.
*
Ich ciała
bujały się w rytm muzyki, ocierając o siebie zalotnie. Pożądliwe spojrzenia.
Temperatura rosła.
- It’s getting
hot in here, so take off all your clothes… - Adam mruczał przy refrenie. Towarzyszyło temu gwałtowne podciągnięcie
koszulki młodszego bruneta.
- Ej… -
brzmiały protesty. Chude palce próbowały ściągnąć materiał na właściwe miejsce,
jednak ich opór zdawał się słabnąć z każdą kolejną próbą.
- Opór jest
bezcelowy…
Powiódł dłonią
po jasnej skórze, zatrzymując palce na rozgrzanych plecach. Uśmiechnęli się do
siebie.
- Adam!
Monte machał
do nich z kanapy. Obaj spojrzeli po sobie z lekkim zawiedzeniem.
- Chodź,
wołają nas – stwierdził wesoło i ruszył w stronę kanapy.
- Ciebie, nie
nas – sprostował Bill, lecz nie mógł już nic poradzić. Jego partner chwycił go
za nadgarstek i zaciągnął na miejsce. Sam usiadł na poduszce, a młodszego
chłopaka zaprowadził prosto na swoje kolana. Pewnie gdyby nie alkohol, Kaulitz
zachowałby się z większą klasą i kulturalnie usiadł tuż obok swojego partnera.
Nic z tego, usiadł na nim okrakiem.
- Źle się
dobraliście – gitarzysta pokręcił głową, patrząc na rozbawione towarzystwo.
- Dlaczego
źle? Ja uważam, że jest idealnie… - gwałtownie złapał chłopaka za pośladki. Ten
tylko prychnął w udawanym oburzeniu.
- Kilka
drinków i prawie przelecieliście się na środku pokoju – pouczył ich mężczyzna,
biorąc kolejny łyk piwa. Adam wystawił język.
- Jestem na
imprezie w swoim własnym domu, mam prawo do odrobiny luzu. Dobrze wiesz, że
umiem się zachować kiedy trzeba.
- Taaak, wiem.
- Ja jestem
trzeźwy.
Mężczyźni
skupili wzrok na Billu, który uraczył ich widokiem rzędu swoich białych zębów.
Roześmiali się.
- Tak,
kochanie. Ty zawsze jesteś trzeźwy.
- Adam no!
- Wiecie,
moglibyście znaleźć sobie pokój czy coś.
Tuż obok
pojawił się nie kto inny jak Tommy. Jak gdyby nigdy nic zajął miejsce na
kanapie.
- Idę po
drinka – rzucił tylko Bill, po czym opuścił pomieszczenie. Prośby Adama puścił
mimo uszu.
*
Wpadł do
kuchni tak wściekły, że urzędujące tam towarzystwo postanowiło w mig wyparować.
Został sam z papierowym kubkiem i dużą ilością różnorakich alkoholi. Niewiele
myśląc przygotował sobie odpowiednią mieszankę, nieco mocniejszą niż zwykle.
Zakrztusił się. „Za…dużo…wódki…”
- Czemu
zniknąłeś? Dałeś niezły pokaz.
- Odpierdol
się, nie mam nastroju.
- Ogarnij się
– odparł Tom, podchodząc bliżej. Kiedy dostrzegł powagę sytuacji zmienił ton. –
Ej, co jest?
- Jest na tej
imprezie ktoś, kto mnie wkurwia. Z grubsza tyle.
- Kto?
- Tommy, basista
Adama.
Krótka wymiana
spojrzeń. Wszystko stało się jasne.
- Po co on tu?
- Adam uparł
się, że tak musi być, bo to jego przyjaciel.
- A ty się na
to zgodziłeś? Tak bez słowa?
- Chyba
żartujesz – fuknął. – Ciągle się o to żremy. Co prawda to ja zaczynam, ale…
- Masz prawo być
wściekły. Nie rozumiem, czemu on się tak przy tym upiera skoro widzi, że cię to
wkurza – Tom wziął łyk drinka.
- Nie wiem,
pewnie zależy mu na dobrych stosunkach w zespole, to jednak ważne w pracy. Niby
mu ufam, ale on już dwa razy mnie zawiódł.
- Może lepiej
sprawdź salon?
Brunet
pokręcił głową.
- To nie ma
sensu – westchnął. – Schowaj zapalniczkę.
- To chodź na
dwór zapalić.
- Daj mi się
napić.
- Spoko.
- Gdzie zgubiłeś
Sashę?
Zanim zdołał
odpowiedzieć atmosfera uległa nagłemu pogorszeniu. W kuchni pojawił się
nieoczekiwany gość. Bliźniacy przywitali go gardzącym spojrzeniem, po czym
odwrócili wzrok.
- Przepraszam,
jeśli przeszkodziłem! – Tommy uniósł ręce w przepraszającym geście. –
Przyszedłem tylko po coś do picia.
- Wszystko
jest na stole albo na ldzie.
- Na „ladzie”.
Starszy z
braci zaczął się niepokoić. Aura śmierci była zbyt dobrze wyczuwalna. Iskry
leciały na prawo i lewo odbijając się od szafek, ścian i sufitu.
- Nie macie tu
piwa? Myślałem, że Niemcy zawsze mają ze sobą butelkę…
Niewinny żart,
a zarazem o kilka słów za dużo.
- Bierz co
chcesz i spieprzaj – warknął wokalista.
- Miałbyś choć
trochę szacunku, gówniarzu – odpowiedział mu blondyn. - Nie musisz mnie lubić,
ale chociaż mnie nie obrażaj.
- Za co niby
miałbym cię lubić? – prychnął. Obaj spięli mięśnie.
- Może nie
pamiętasz, ale uratowałem ci kiedyś dupę! Pewnie cię to nie obchodzi…
- Ty i Monte.
Tak, dzięki za to.
- Proszę
bardzo! Gdybym wiedział, że spotka mnie za to taka wdzięczność…
- Prawie
pieprzyłeś się z moim facetem! Mam cię za to lubić?! Przybić ci piątkę?!
Tom powoli
podszedł do brata, który trząsł się ze złości. Ratliff zrobił kilka kroków
wprzód. „Nie jest dobrze…” Starszy bliźniak stanął u boku bruneta.
- Nie
zasługujesz na niego! Wiesz ile przez ciebie wycierpiał?!
- Wiem, ale to
nie twoja sprawa!
- Tak się nie
traktuje ludzi!
- Odwal się!
- Mogliśmy
wtedy w klubie nie przeszkadzać tobie i Drake’owi, pasowalibyście do siebie!
Wystarczyła
sekunda by wyciągnęli pięści i natarli na siebie. Tom w ostatniej chwili próbował
zagrodzić bratu drogę, lecz na niewiele to się zdało. Machina ruszyła, a on był
zbyt słaby, aby zablokować jej trybiki albo chociaż odseparować jedną zębatkę
od drugiej. Adam w samą porę przybiegł mu z pomocą, zwabiony wcześniejszą
głośną wymianą zdań.
- Do jasnej
cholery, odwaliło wam zupełnie?! – wrzasnął, odciągając Tommiego na bok.
Niedoszli przeciwnicy wymienili się spojrzeniami pełnymi pogardy.
- No? Powtórz
mu to samo co mi! – rzucił Bill, próbując wyszarpnąć rękę z uścisku bliźniaka.
- Nie muszę,
on już to wie – padła odpowiedź.
Lambert
odetchnął ciężko i puścił ramię basisty.
- Z tobą
pogadam później – rzekł do Tommiego. – Bill, chodź.
Bez słowa
podążył za starszym brunetem. Mijając basistę, na odchodnym przeklął po
niemiecku. Odpowiedzią był uniesiony w górę środkowy palec.
*
- Ile razy
jeszcze będziemy to przerabiać?! – piosenkarz podniósł głos, gdy tylko zamknął
za sobą drzwi sypialni. Młodszy z dwójki spoczął na łóżku. –
Musiałeś robić
aferę akurat dziś? Musiałeś?!
- To nie ja ją
zacząłem! – odparł z oburzeniem.
- Nie obchodzi
mnie to! Mogłeś nie dać się sprowokować!
- Jak?!
Słyszałeś co on mówił?!
- Myślałem, że
jesteś dojrzalszy mimo wieku…
- A on jest?!
W chuj dojrzały!
- Tommy taki
jest, że pieprzy od rzeczy. Puszczaj jego teksty mimo uszu!
- Tak? I mam
spokojnie słuchać, że jestem gówniarzem, nie szanuję innych, ciągle cię ranię i
powinienem związać się z Drakiem?!
Mężczyzna
przetarł twarz, po czym przeczesał palcami swoje ciemne włosy.
- Dlaczego ty
mu na to pozwalasz? – kontynuował jego partner. – Rozumiem, że to twój
przyjaciel, ale to chyba trochę za dużo nawet jak na przyjaciela?
Przygryzł
wargę.
- Nie wiem, co
się wydarzyło wtedy w klubie.
Zła odpowiedź.
Bill uchylił usta w niedowierzaniu.
- Sugerujesz
mi… Sugerujesz mi, że ja tego chciałem?
Zapadła
niezręczna cisza. Żadne z nich do końca nie rozumiało sytuacji, w jakiej się
znaleźli.
Impreza
trwała. Ktoś podgłośnił muzykę, która wypełniała teraz cały dom.
Bill wbiegł do
łazienki.
- Co… - rzucił
zdezorientowany Adam, słysząc odgłosy szamotaniny. Pchnął drzwi i wszedł do
pomieszczenia. Kaulitz stał przy umywalce. Pakował swoje rzeczy.
- Pozwól mi zabrać
moje graty - powiedział spokojnie chłopak, gdy poczuł dłoń na swoim nadgarstku.
- Załatwmy to
jak dorośli ludzie.
- Czyli niby
jak?
- Rozmową.
-
Powiedziałeś…
- Nie podnoś
na mnie głosu.
- Boże, jak… -
szepnął, opierając się o ścianę. Skrył twarz w dłoniach. – Jak w ogóle mogłeś
tak pomyśleć… Że ja z nim wtedy…
- Nie wiem,
nie byliśmy wtedy razem, więc to nie była moja sprawa.
- Drake prawie
mnie tam zabił!!!
- Może mu
czymś podpadłeś, nie wiem. Nie wracajmy już do tego.
- Właśnie
wrócimy do tego! – postawił się chłopak. – Tamtej nocy Drake chciał się ze mną
pieprzyć. Dostał kosza, ale i tak próbował mnie zerżnąć. Broniłem się i
dostałem, uratowali mnie Tommy i Monte. Zadowolony?
- Mam ci
wierzyć?
- A ja tobie?
To ty prawie przeleciałeś kumpla z zespołu!
- Mam dosyć
związków z ludźmi, którzy bez końca wypominają mi moje błędy!
- A ja mam
dosyć bycia zdradzanym! To boli, wiesz?!
Lambert spojrzał
na niego pytająco. Najwyraźniej nie spodziewał się takiego wyznania.
- Moje byłe
zdradzały mnie. To cholernie boli – padło krótkie wyjaśnienie.
- Nie
wiedziałem, przykro mi…
- Nieważne.
Zawieszenie
broni. Ta kłótnia nie prowadzi do niczego dobrego.
Adam podszedł
bliżej i przytulił do siebie szczupłe ciało. Pogładził palcem jasny policzek.
Blizna nieśmiało wyłaniała się spod warstwy pudru.
- Zostaw ją… -
szepnął Bill, odsuwając twarz. Brunet jedynie się uśmiechnął. Zawadził ustami o
zaróżowioną skórę.
- Kocham ją.
Tak samo jak całego ciebie.
- Jest okr… -
nie było mu dane dokończyć. Para gorących warg stanowiła przeszkodę nie do
sforsowania.
- Czy moje
blizny kiedykolwiek ci przeszkadzały? – padło ciche pytanie. Przeczący gest. –
Widzisz?
Zatracali się
w swoim dotyku, w swojej bliskości. Powoli do gry dołączały kolejne partie
ciała.
- Odłóżmy
kłótnię na później. Czuję palącą potrzebę.
- Ja też.
Rozejrzeli się
wokół. Utkwili wzrok w jednym z elementów łazienki. Kiwnęli głowami porozumiewawczo,
po czym podeszli do wybranego przez siebie obiektu.
- Będę musiał
potem suszyć włosy…
- Po łóżku i
tak musiałbyś wziąć prysznic. Co za różnica?
- Prawda.
- Może nie
zauważą, że nie ma nas pięć minut.
- Pięć minut?!
- No dobra,
może trochę więcej.
- Z pół
godziny…
- Nie kłóć się
znowu.
Lambert
odkręcił kurek i zaczął wpuszczać wodę do wanny.
- Jedyna
rzecz, jaką lubię w kłótniach – rzekł wesoło. U jego stóp wylądował czarny
t-shirt.
- Seks po? – odparł
Bill, unosząc w górę jedną brew. Oparł dłonie o chłodny brzeg.
- Myślałem o
„godzeniu się”, ale to też pasuje…
Śmiało
złączyli ze sobą usta.
*
- Bill,
słuchaj, możemy pogadać? – usłyszał, gdy zszedł na parter. Obejrzał się na
Adama, który z uśmiechem kiwnął głową.
- Tak, jasne.
Wrócił na
piętro i wszedł do pokaźnej garderoby. Tommy zamknął drzwi.
- No?
- Trochę
wytrzeźwiałem i chciałem z tobą na spokojnie pogadać, no i przeprosić za te
wcześniejsze teksty.
- Myślę, że też
powinienem przeprosić. To było głupie.
- Wiem, że to beznadziejna
sytuacja, ale dobrze by było się chociaż tolerować. Obiecuję, że już nigdy nie
wejdę między was. Źle zrobiłem, ale…
- Przestań –
przerwał mu. – Po prostu więcej tego nie rób, to wszystko.
- Obiecuję.
Masz moje słowo.
- A jakaś
gwarancja?
Mężczyzna
spojrzał mu prosto w oczy.
- Adam wiele
dla mnie znaczy i zależy mi na jego szczęściu, to chyba dobra gwarancja? –
rzekł poważnym tonem. Kaulitz potaknął. – Przyniosłem coś do picia, do
przełamania lodów. Weź jedno i siądźmy gdzieś pogadać.
Długo rozmawiali,
popijając piwo i śmiejąc się z opowiadanych sobie anegdot oraz dowcipów. Jak
się okazało obaj mieli ich sporo w zapasie.
*
Nad ranem
powitało go miękkie łóżko oraz ciepło drugiego ciała. Znajomy zapach koił jego
zmysły i zachęcał do spędzenia kolejnych minut w łóżku. Nie wiedział, jakim
cudem znalazł się w sypialni, skoro ostatnie co pamiętał to rozmowa z Tommym w
garderobie, ale nie chciał zaprzątać sobie tym głowy. Ucałował opalony
policzek, czemu towarzyszyło mruknięcie niezadowolenia.
- Jeszcze pięć
minut… - Adam przewrócił się na drugi bok. Bill tylko pokręcił głową.
- Kac? –
spytał cicho, przytulając się do jego pleców.
- Malutki…
Wyspałeś się?
- Mógłbym
przespać całe życie… - ziewnął.
- Wczoraj
wcześnie zasnąłeś. Musiałem cię tutaj przynieść z garderoby.
- Nie
musiałeś.
- Miałem
zostawić cię śpiącego na podłodze jak ostatni pijak? Za kogo ty mnie masz?
- Za
amerykańskiego zboczeńca.
- E? Skąd ci
się to teraz wzię…
- Nie mam
spodni.
Brunet
spojrzał na niego zaspanym wzrokiem i roześmiał się ciepło.
- Przepraszam,
następnym razem zostawię cię na noc w tych ciasnych jeansach, wtedy zobaczymy,
jak będzie ci się spało.
- Nie w takich
ciuchach się zasypiało…
- To bardzo
niezdrowe, wiesz?
- Gdy jesteś
tak zmęczony, że padasz na łóżko bez życia, masz wszystko gdzieś, uwierz mi.
- Wierzę.
- Nie zdjąłeś
mi naszyjnika – zauważył nagle chłopak, który chwycił palcami złotą ozdobę.
Ostrożnie ją rozchylił i zajrzał do środka. Dwa zdjęcia, dwie najważniejsze
osoby w jego życiu.
Mężczyzna
ponownie spojrzał na jasną twarz, na której w tamtej chwili malowało się
szczęście. Przyciągnął do siebie delikatniejsze ciało.
- Wcześniej
nie zdejmowałeś go do spania, więc uznałem, że widocznie tak jest dobrze –
pogłaskał długie ciemne kosmyki. Dwudziestolatek uległ dotykowi. Ufnie wtulił
się w tors starszego. – Mógłbym tak z tobą leżeć codziennie…
- Szkoda, że
nie da rady – odparł smutnym tonem. – Jutro powrót do rzeczywistości.
- Nie
wyjeżdżaj…
- Chciałbym.
Nacieszmy się jeszcze tą chwilą.
- Jeszcze pięć
minut?
- Tak z pół
godziny.
- Dla ciebie
wszystko. Szczęśliwego Nowego Roku.
- Szczęśliwego
Nowego Roku.
Minęła godzina
zanim wstali i zdecydowali się małymi kroczkami doprowadzić dom do porządku.
Następnego dnia bliźniacy wylecieli do swojego kraju. Adam nie mógł odwieźć ich
na lotnisko. Cena sławy.